Dwa dni po tym, jak Ula dostała list miłosny, miały
miejsce kolejne wydarzenia. Z koperty zaadresowanej do niej bowiem wypadł
kolejny wiersz i jej własne zdjęcie. Dokładnie wiedziała co to za zdjęcie i
kiedy zostało zrobione. Siedziała przy biurku Marka i wpatrywała się z
niedowierzaniem w owe rzeczy.
Myślę o Tobie przed snem i jasnym dniem.
Gdy wstaje słońce i gdy poświata księżyca niebo
spowija.
Gdy jestem sam i w towarzystwie.
Na przystanku i na dworcu.
Na ruchliwej ulicy i w spokojnym parku.
W zaciszu domu i w pracy nawale.
W autobusie, sklepie i samochodzie.
W windzie, bufecie i kościele.
W
poniedziałki i niedzielę, mój ty aniele.
Powinnam się prędzej zorientować, że to jego sprawa- myślała, odchodząc i
zabierając ze sobą zdjęcie i list. Beznadziejna świnia.
- Coś nowego? - rzekł pół godziny później Marek po tym,
jak wrócił do biura z późnego lunchu z rodzicami.
-Jesteś podłą kreaturą - usłyszał w odpowiedzi bez
spoglądania na niego.
-Mi też miło cię ponownie widzieć- odparł uprzejmie,
opierając się o biurko Wioletty. —Można wiedzieć czym, zasłużyłem sobie na
takie epitety?
-Myślałeś, że się nie dowiem?! – kontynuowała z
oburzeniem.
-O czym Ula? Możesz mnie w końcu oświecić.
-Uknułeś wszystko z premedytacją. Wysyłałeś mi te,
prezenty, kwiaty, wierszyki, żeby później móc zajmować się mną. Odwozić do
domu, wychodzić, być przy mnie, gdy zaczęłam się bać. Znałeś mnie wystarczająco
dobrze, żeby przypuszczać, że taki anonimowy wielbiciel z kontekstem szaleńca
nie spodoba mi się, a ty będziesz mnie chronił. Nawet udało ci się, bo świetnie
odegrałeś rolę zmartwionego przyjaciela, a ja czułam się przy tobie taka
spokojna i bezpieczna. Po prostu mistrzostwo.
Ktoś chyba grzebał mi w szufladzie- pomyślał i postanowił
poudawać.
- Ula to są jakieś kompletne bzdury-odparł z oburzeniem. —Nigdy
bym czegoś takiego ci nie zrobił.
-Odradzałeś mi nawet pójście na policję, gdy chciałam
zgłosić uporczywe nękanie- mówiła mocno nakręcona. —Mówiłeś, że niby takimi
sprawami się nie zajmują i odprawią mnie z kwitkiem. A tak naprawdę bałeś się, że cię nakryją.
-Ula nie możesz mnie tak bezpodstawnie oskarżać- i on
podniósł głos dla patosu.
-Nie są bezpodstawne- wytknęła mu, rzucając swoim zdjęciem.
—W twoim biurku znalazłam je i list. A to
zdjęcie zostało zrobione, jak byliśmy w Olsztynie. Tylko my je mieliśmy.
-Tak myślałem, że w biurku mi grzebałaś- westchnął. —
Ładnie to tak- próbował żartować. —Ula list przyszedł rano, ale nie chciałem
cię martwić, to schowałem go- zaczął szybko wyjaśniać, bo mina Uli sugerowała,
że nie jej do żartów. —To w tym
skradzionym telefonie miałem to zdjęcie i poskładałem fakty. Od tej kradzieży wszystko się przecież zaczęło.
Chciałem już zadzwonić na policję, ale przyszli rodzice i wyszliśmy.
-Myślisz, że to wszystko przez tę kradzież? – ciągle nie była przekonana do tego, że złodziejem jest
jej cichy wielbiciel.
-Jestem pewny tego Ula. Zadzwonię na komisariat do
Wałbrzycha i powiem o nowych faktach. Ten policjant, który zajmował się sprawą,
kazał dzwonić, jakby coś się działo.
Rozmowa z policją długo nie trwała. Marek powiedział im tylko
o przesyłkach dla Uli i że jedno ze zdjęć, które dostała w liście, pochodziło z
jego skradzionych rzeczy. W odpowiedzi usłyszał, że będą w kontakcie.
-Przepraszam, że tak głupio cię oskarżyłam- rzekła ze
skruchą, gdy Marek skończył rozmawiać.
-Może więcej zaufania Ula? -zagaił.
- Ale wszystko pasowało mi do układanki. I kto zakochuje
się ot tak ze zdjęcia po jednym spojrzeniu?
Ja Ula. Już po pierwszym spojrzeniu, gdy przyszłaś na
rozmowę kwalifikacyjną, miałem głowę pełną marzeń. Włączając w to nasze dzieci.
-Biorąc pod uwagę twoje oczy i uśmiech to nietrudno-
odparł, podkręcając swój uśmiech. — I nie mów mi, tylko że nic nie wiedziałaś o
tych swoich atutach.
-Oczywiście, że wiedziałam – rzekła, wysilając się na wyniosłość. —Mam w domu takie cudowne
lustereczko i codziennie rano i wieczorem pytam o to. Lustereczko, lustereczko
powiedź przecie, co najpiękniejszego widzisz we mnie. I później słyszę w odpowiedzi, że wszystko mam
piękne w urodzie, ale oczy i uśmiech są najpiękniejsze ze wszystkiego.
- Ale zdajesz sobie sprawę, że właścicielka lusterka źle
skończyła?-rzekł z przestrogą.
-Bajek nie musisz mnie uczyć. Betti dopiero uczy się
czytać i bajki są dla mnie codziennością.
-Teraz rozumiem, dlaczego nie wyrosłaś jeszcze z zamków-
rzekł klarownie. —Siostra nie pozwala ci na to.
-To akurat nie ma nic z tym wspólnego Marek. Po prostu
zamki są takie fascynujące i piękne- mówiła z rozmarzeniem. — Ale czas zostawić tę bajkę i zająć się naszą
bajką. Pokaz za pasem a jest jeszcze pracy po pachy. Trzeba pójść do Sebastiana
po umowy dla modelek podpisać je i podstemplować.
-Wracamy do świata szarej codzienności- stwierdził z
rozżaleniem.
-Każda bajka kiedyś kończy się i trzeba wrócić do
rzeczywistości- odparła. —A nasza taka
szara znowu nie jest, więc nie marudź. Ja mam iść do Seby czy ty pójdziesz?
-Ja. Mam do niego sprawę.
Nasza bajka by się długo nie skończyła i była kolorowa- pomyślał, idąc do
Sebastiana.
Z pracy wyszli razem, zadowoleni i roześmiani. Ula przed
powrotem do domu miała w planach, zrobienie większych zakupów to Marek
zobowiązał się jej towarzyszyć a później odwieźć do domu. W podzięce i przed wejściem
do aut cmoknęła go jeszcze spontanicznie w policzek. Zajęci sobą nie zauważyli,
że po drugiej stronie ulicy stoi i przygląda się im nieznajomy mężczyzna.
Następnego dnia we firmie pojawili się policjanci. Od nich dowiedzieli się, że teraz wspólnie z
wałbrzyską i wrocławską policją zajmują się sprawą. Sprawdzili też biuro
kurierskie i okazało się, że zlecenia przesyłek dla Uli zostały zawarte drogą
elektroniczną z Wrocławia. Namierzyli też IP komputera i są blisko zatrzymania osoby,
która stoi za tym. Czekają tylko na doprowadzenie ich do reszty gangu, bo
osoba, która nęka Ulę jest, niegroźną płotką. Pracuje, jak powiedzieli, w jednej z wrocławskich
firm, nigdy nie był karany, jest lubiany i szanowany w pracy, choć dziwaczny, bo
żyje w świecie wirtualno - komputerowym. Ze względu na pracę przyjeżdża też przynajmniej
raz w tygodniu do stolicy i stąd te listy bez znaczka w skrzynce pocztowej.
Ula i Marek uspokojeni nieco, że sprawa kradzieży i
nękania wyjaśnia się, zajęli się jesiennym pokazem i już nazajutrz wyjechali
większą grupą do Gdańska na trzy dni. Miał
to być ich pierwszy pokaz i chcieli, aby wszystko udało się na sto procent. Sam
pokaz zaplanowany był na sobotni wieczór, ale od piątku rano było co robić. Trzeba
było przygotować scenę, światła, podkłady muzyczne, znaleźć czas dla mediów i
przeprowadzić przynajmniej dwie próby. Ula w nawale pracy znalazła też czas,
aby umówić się z koleżanką Lidką na lunch w hotelowej restauracji. Dziewczyny
nie widziały się ponad miesiąc i było o czym rozmawiać. Głównie to mówiły o
cichym wielbicielu Uli i Marku, omijając temat pokazu a odbywającym się w tymże
hotelu. Po kolacji i dla relaksacji po całym dniu pracy Ula z Markiem wybrali
się na spacer po Parku Oliwskim.
Park późnym wieczorem wyglądał bardzo ładnie i oprócz ich
było paru innych spacerowiczów. Oni chodzili po oświetlonych alejkach i
rozmawiali o pokazie. Atmosferę zepsuła dopiero awantura, która miała miejsce
blisko nich. Dwóch rosłych kiboli, jak można było sądzić po szalikach, krzycząc najpierw
przewrócili jeden z koszy i złamali drzewko, a później
zaczepili jakiegoś mężczyznę z małym pieskiem.
Ich uwaga szybko przeniosła się na nich właśnie i rzucając w stronę Uli
słowa lala
chcesz zabawić się, podeszli
bliżej. Marek obojętny na te zaczepki
nie został, ale on był jeden a ich dwóch i dobrze to nie wyglądało. Nikt ze
spacerujących też jak zlustrowała sytuację Ula, nie kwapił się z pomocą. Chciała
nawet krzyczeć, aby zwrócić uwagę na to co się dzieje, ale kastet na dłoni
jednego z bandziorów sparaliżował jej krtań. Na dodatek na alejce za plecami
Marka pojawiło się dwóch kolejnych jeszcze bardziej groźnie wyglądających łysych
osiłków. Szli wolno w ich stronę z minami, jakby szukali zwady. W myślach
modliła się, żeby okazało się, że są z jakiegoś konkurencyjnego klubu, a nie
klubowi kumple albo przyjaciele z piaskownicy. O Marka też bała się i wolała
nie mówić mu, co widzi. Przekleństwa, słowne prowokowanie do bójki i szturchania, stawały się coraz groźniejsze i
głośniejsze i sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Chwilę później stał się
cud, o jaki modliła się Ula, bo okazało się, że dwaj łysi to policjanci i
jednym ruchem podcięli nogi kibolom i skuli w kajdanki. Radiowóz pojawił się
równie szybko i odwieźli ich na komisariat. Od nich natomiast wzięli krótkie
zeznania.
-To teraz policja chodzi tak ubrana? - zagadnął Marek na
koniec rozmowy.
-Wie pan-zaczął jeden z nich. —Nasz komendant stwierdził,
że dla dobra mieszkańców i przyjezdnych trzeba wmieszać się w otoczenie i
wysyła nas na patrole po cywilnemu. Jak
widać, skutkuje to i chuligani nie ziewają na nasz widok.
Kolejne dwa dni włączając w to pokaz, minęły spokojne.
Oczywiście do wydarzeń z parku nie dało się nie wracać. Ula uświadomiła sobie,
że jeszcze nigdy tak się nie bała o siebie i Marka. Stanął w jej obronie, a
mógł przypłacić to pobiciem albo nawet śmiercią.
Sam pokaz przebiegł bez niespodzianek i okazał się
kolejnym sukcesem Pshemko. Odbierał też zasłużone gratulacje i razem z Markiem
i Ulą udzielił kilku wywiadów. Po
pokazie odbył się bankiet, ale na zabawę oboje ochoty dużej nie mieli i
pojawili się na nim, bo wypadało. Ula w dodatku czuła na sobie wzrok, ale
argumentowała to wydarzeniami z poprzedniego dnia. Dopiero gdy Wiola
powiedziała jej, żeby dyskretnie obejrzała się, bo przygląda się jej, jakiś blondyn
niczym Jakub Wesołowski, zaczęła bardziej się niepokoić. Zwłaszcza że gdy
spojrzała się za siebie, nikogo takiego nie dojrzała.
W niedzielę rano natomiast cała ekipa spakowała swoje
rzeczy i ruszyła w drogę powrotną do Warszawy. Ula, Gdańsk opuszczała bez żalu
i chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, swoim łóżku i ukoić nerwy. Po
dotarciu do Rysiowa zaprosiła jeszcze Marka do środka. Rodzina Uli o zajściu w
parku wiedzieli i bez wylewnych podziękowań ze strony rodziców za ratowanie
córki się nie obyło. Po pożegnaniu się z Magdą, Józefem i młodszymi Cieplakami w kuchni i przed domem cmoknięciem z Ulą, skierował się w stronę
swojego domu. Ula natomiast wzięła relaksujący prysznic i z kubkiem melisy z
miętą położyła się spać. Sen jednak nie
nadchodził, a w chwilach półsnu ciągle miała przed oczami sceny z parku. Z tą różnicą, że z gorszym zakończeniem i
widziała Marka zakrwawionego. Zrozumiała
też coś bardzo ważnego, że kocha Marka i gdyby coś mu się stało to nigdy by
sobie tego nie wybaczyła. Kochała go już wtedy w parku, gdy tak bała się o
niego, ale nie rozumiała tego, tam na alejkach. Nad ranem spoglądając na jego zdjęcie w
telefonie, obiecała sobie, że powie mu o uczuciu jeszcze tego dnia.
Ranek dobrze się jednak nie rozpoczął się, bo po
przebudzeniu odczytała SMS-A, z wieczoru poprzedniego dnia.
I tak będziesz wkrótce tylko moja. On mi
ciebie nie odbierze.
Próbowała dodzwonić się do Marka i powiedzieć o wszystkim,
ale nie odbierał. Spakowała się więc i nie martwiąc rodziców, pojechała do
pracy. Po przyjeździe do firmy okazało
się, że policja jest już we firmie. Ucieszyła się nawet, bo mogła im od razu
pokazać SMS-a z groźbą.