Powrót do pracy ze wspólnego wyjazdu do SPA, Ula i Marek nie tak sobie wyobrażali. Już na dzień dobry Paulina oskarżyła swojego narzeczonego o romans z Anią z recepcji i mniemaniu Uli był to dobry moment na powiedzenia prawdy o ich związku. Jej ukochany miał jednak całkiem inne zdanie na ten temat i podejrzenia Pauli szybko rozwiał. W ramach godzenia się zaprosił nawet na lunch.
Ula zaś nieświadoma tego, co
się dzieje zajęła się pisaniem kwartalnego raportu. Potrzebując
paru faktur, zadzwoniła do Marka, ale powiedział jej, że wyszedł na służbowy
lunch i że ma wziąć dokumenty ze szuflady biurka. Zarówno w
sekretariacie, jak i w jego gabinecie spotkały ją dwie niemiłe niespodzianki. Wioletta bowiem oświeciła ją w sprawie, gdzie, z kim i co robi Marek w danym czasie, a chwilę później w szufladzie jego biurka znalazła błyskotki i list.
Paulina i Marek tymczasem siedzieli
w ogródku w restauracji Książęca i Marek dalej urabiał swoją narzeczoną. Do zrealizowania obranego celu
było już blisko i te kilka pocałunków miało uspokoić narzeczoną. Za dwa dni
miało odbyć się, bowiem posiedzenie zarządu i ostatnią rzeczą, jaką teraz
potrzebował to konfliktu z narzeczoną, a co za tym idzie to i z rodzicami, i
Aleksem. Później w planach miał odwołanie ślubu i żyć po swojemu i z Ulą.
Do pracy oboje wrócili
zadowoleni. Marek z powodu, że Paula znowu ufa mu a ona, że Marek nie ma
romansu.
-Wy tacy roześmiani a tu
taka tragedia- rzekła do nich od drzwi Wioletta.
-A co Wiola? - zakpił Marek.
— Nie ma twojego ulubionego koloru lakieru do paznokci.
-To wy nic nie wiecie? -
pytała ciągle zatrwożona i zdziwiona. —Ulka miała wypadek. Przyszła tu chwilę
po waszym wyjściu to powiedziałam jej, że wyszliście na lunch, to poszła po
jakieś papiery, a chwilę później wystrzeliła z twojego biura jakby rogaty i
ogoniaty diabeł za nią leciał i od razu wybiegła na dwór prosto pod tego forda-
wyjaśniał na jednym tchu. — I, gdybyś odbierał telefony ode mnie to wiedziałbyś
prędzej.
-Ula miała wypadek-
wyszeptał.
-No przecież mówię. Adam
wracał z lunchu i był świadkiem. Podobno cała była we krwi- mówił, otrząsając
się na samą myśl.
-Muszę dowiedzieć się, gdzie
ją wzięli- rzekł ni do siebie, ni do Wioli i Pauli.
-Marek chyba nie zamierzasz
lecieć do niej?- pytała rozkazująco
Paulina.
-Zamierzam- odparł stanowczo.
—Wiola pozamykaj tu wszystko, bo nie wiem, kiedy wrócę- dodał, będąc już w drzwiach.
Od Adama dowiedział się, że
wzięli ją do najbliższego szpitala, czyli na Katowicką. Po dotarciu na miejsce
niewiele dowiedział się jednak bo nie był z rodziny. Lekarz powiedział, tylko
że czeka ją operacja. Kwadrans po nim do szpitala dotarł i Jasiek, który był we
Warszawie i jemu lekarz powiedział o usunięcie krwiaka i śledziony oraz
uszkodzonej nerce i połamanych żebrach. Józef również wkrótce przyjechał w
towarzystwie Maćka.
-I co z Ulcią? – pytał
Cieplak ze łzami w oczach. —Gdzie teraz jest?
-Operują ją właśnie tato.
Była blisko szpitala to szybko trafiła tutaj. Jest tu dobry sprzęt i szybko
trafiła na salę operacyjną. Wszystko będzie dobrze. Ula ma młody organizm,
serce zdrowe. Tak mówił lekarz.
-Oby. Drugiej śmierci nie
zniósłbym- odparł, ale z wyczuwalną niepewnością.
-Jasiek ma rację. Ula będzie
żyła- poparł Marek.
-Panie Józefie- odezwał się i
Maciek. —Powinien się pan uspokoić. Choruje pan na serce.
-Jak można być spokojnym w
takim momencie- mówił ze zdenerwowaniem.
-Tato, Maciek ma rację.
Jeszcze na zawał zejdziesz tu- i Jasiek próbował uspokoić ojca.
-Pan widział wypadek?
Widział pan, jak to się stało. To podobno jej wina- Cieplak zadawał pytania Markowi.
-Nie było mnie we firmie
akurat. Ale z tego, co mówił jeden z pracowników, to wbiegła na ulicę.
-Co w nią wstąpiło panie
Marku? - pytał załamany. — Zawsze była taka ostrożna. Mówiła, że ma dla kogo
żyć i była taka szczęśliwa w ostatnich dniach.
-Powie nam, jak już wróci do
zdrowia- odparł.
Czas w szpitalu dłużył się
niemiłosiernie. Paulina oczywiście nie omieszkała dzwonić do niego przez ten
czas i to parę razy, ale odebrał tylko jej pierwszy telefon. Febo zapytała co
prawda co u Cieplak, ale z zimnego i oficjalnego tonu wywnioskował, że pytała
nie z troski albo z ciekawości, ale dlatego, że tak wypadało. Później telefon
postanowił wyciszyć i co jakiś czas sprawdzać kto dzwoni i oddzwaniać. Wioletta, rodzice i Sebastian również
dzwonili w sprawie Uli, ale ich troska nie była udawana.
W szpitalu Marek zabawił trzy
godziny i wyszedł dopiero po skończonej operacji. Lekarz miał dla nich w miarę
dobre wieści, bo choć usunęli jej śledzionę, to krwiak bardzo duży nie okazał
się, były tylko dwa żebra pęknięta, a nerka była tylko stłuczona. Przed powrotem
do domu na chwilę wstąpił do firmy. Wioletcie nie mógł zaufać, że wszystko
pozamyka. Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł to niedomknięta dolna szuflada w jego
biurku i list napisany kiedyś przez Sebastiana, a który zawsze leżał głębiej a
teraz na wierzchu.
Ula musiała znaleźć list i
prezenty- pomyślał z przerażeniem. Wiola mówiła przecież, że z mojego biura
wypadła zdenerwowana. Przyszła po faktury a znalazła list. To przeze mnie miał
wypadek.
Do domu i Pauliny nie chciał
jeszcze wracać, to zadzwonił do Sebastiana i umówił się w klubie.
- I co nowego u Ulki? – zagadnął
Sebastian po zamówieniu drinków.
-Tak średnio. Usunęli jej
krwiaka, śledzionę, ma stłuczoną nerkę i dwa złamane żebra. Musi też kilka dni
być w śpiączce farmakologicznej.
-Ale będzie żyć. Mimo
wszystko to lubiłem ją.
- Lekarz mówi, że zagrożenia
nie ma. To przeze mnie miała ten wypadek-
dodał, popijając drinka.
- Jak przez ciebie? – pytał
zdziwiony.
-Jestem pewien, że Ula znalazła
list i prezenty od ciebie. Poza tym Wiola powiedziała jej, że jestem z Pauliną
na lunchu a ja jej chwilę prędzej, że poszedłem na służbowym lunchu. Zdenerwowała
się i wybiegła na ulicę.
-To ty, to wszystko na wierzchu
trzymałeś? – oburzał się na przyjaciela. —Mogła to znaleźć Paula albo Wiola i
byłoby po tobie. I to jeszcze przed zarządem.
-Ale na szczęście nie
znalazły.
-A właśnie co z zarządem i
raportem? -Sebastian wrócił do
poprzedniej swojej wypowiedzi.
-To chyba nie jest teraz
najważniejsze- odparł, choć sam zastanawiał się nad tym, jak rozwiązać sprawę
raportu, zarządu i ślubu. Miał przecież zaraz po zarządzie rozstać się z
Pauliną, a tak znalazł się w impasie. —Ale ojciec dzwonił do mnie i ma przyjść
jutro do firmy i ustalić co i jak z stanowiskiem Uli. Pytał nawet, czy mógłby
pomóc jakoś.
-To może uda nam się jakoś
przetrwać. Ula w szpitalu to nic nie powie o waszych sprawach. I przynajmniej
nie wparuje ci do katedry i nie przerwie ślubu.
-Seba, jeśli mam słuchać
takich głupot to lepiej będzie, jak się rozstaniemy- zbeształ go.
-Przecież taki był plan
Marek. Fałszywy raport, zarząd i miałeś odstawić grzecznie Ule. I co się tak
patrzysz na mnie. Coś się zmieniło. A może zakochałeś się w brzyduli.
-Seba Uli. Zapisz sobie to
gdzieś w końcu. I więcej razy mnie nie ratuj genialnymi planami.
-Czyli to moja wina- odszczekał
się Sebastian.
-Nie to tylko wyłącznie moja
wina, bo dałem namówić się na te twoje idiotyczne pomysły uwodzenia Uli-
ironizował Marek.
-A miałeś lepszy pomysł.
Ratowałem ci tyłek i pół firmy i nie mniej teraz do mnie pretensji.
-Ratowałeś kosztem czyiś
uczuć. Dziękuję bardzo za taką pomoc.
-Masz wojnę z Aleksem, a na wojnie są ofiary i w cywilach– argumentował cynicznie.
-Masz wojnę z Aleksem, a na wojnie są ofiary i w cywilach– argumentował cynicznie.
-Tylko że przez te twoje
idiotyczne pomysły wpakowałem siebie w kłopoty, a Ulę pod koła. Nie
wspominając, że złamałem jej życie.
- Jak wyjdzie ze szpitala,
to wyliże się jak każda inna. Zafundujesz jej jakieś sanatorium daleko od
Warszawy, to zapomni i będzie po sprawie- mówił lekceważąco.
-Czy ty słyszysz, co mówisz?
- pytał z niedowierzaniem Marek. —I tak na przyszłość Seba- dodał, wstając od
stolika. —Nie pomagaj mi więcej.
Dzień później, pomimo
protestów Pauliny, która chciała, aby Marek pojechał z nią na spotkanie z
florystką zajmującą się wystrojem katedry na ich ślub, już rano pojechał do
szpitala. Zastał tam również Cieplaka i od niego dowiedział się, że Ula za pięć
dni będzie wybudzona ze śpiączki, jeśli nic złego się nie stanie.
-To bardzo dobre wiadomości panie Józefie- odparł przysiadając obok na krzesełku. —A jak się pan czuje?
-Dziękuję już lepiej.
Przyjmuje tutaj mój kardiolog i zbadał mnie dzisiaj.
-To dobrze. Przywiozłem
rzeczy Uli. Torebkę, telefon. Wiola pomyślała rozsądnie i zebrała wszystko i
przyniosła do mojego gabinetu.
- Dziękuję. Chyba bardzo się
pan martwi o Ulę? – zapytał z obawą i chcąc przejść na inny temat rozmowy. —Widziałem
wczoraj pana jak wróciliście razem z tego wyjazdu i całowaliście się przed
domem, a ma pan przecież narzeczoną.
-To trochę skompilowane
panie Józefie- próbował jakoś wybrnąć z sytuacji. —I mam za mało teraz czasu,
aby tak to wszystko wytłumaczyć. Mogę obiecać, że nie skrzywdzę Uli.
-Dobrze słyszeć- odparł, ale
Markowi wydawało się, że bez wiary w jego słowa. —Bo wie pan Ula szczęścia w
miłości nie miała i nie chciałbym, żeby po raz kolejny cierpiała.
-Tym razem nie będzie-
obiecywał. —Ale teraz muszę już iść. Praca czeka. Wpadnę popołudniu do Uli.
Tymczasem we firmie tematem
rozmów ciągle był wypadek Uli.
-Masz swoje kolejne pięć
minut Adam- zagadnął Febo. —Krzysztof ma przyjechać dzisiaj, to przekonam go,
że stanowisko dyrektora finansowego długo nie może być bez włodarza. A Cieplak
tak szybko nie wróci. A jeśli wróci, to nie wiadomo czy z jej głową wszystko
będzie dobrze.
-Co ty Aleks- oburzył się
Turek. —Mam cieszyć się nieszczęściem kogoś innego.
-Myśl o tym w kategoriach,
że dopisało ci szczęście. Ty za kierownicą przecież nie siedziałeś- manipulował
Turkiem.
-Ale widziałem. To było
straszne Aleks- mówił z większą nerwowością niż zazwyczaj. —Wszędzie krew i
roztrzaskane okulary Uli. Powiem panu Krzysztofowi, że mogę ewentualnie coś tam
pilnego zrobić.
-Ty naprawdę jesteś takim
kretynem, czy udajesz? -pytał cynicznie.
—Ja mogę załatwić ci dobrą posadę, a ty w samarytanina chcesz się bawić.
-No nie wiem Aleks- mówił
niezdecydowanie. —Głupio tak za plecami Uli knuć.
-Jak chcesz- odparł z
niezadowoleniem. —Ale kolejnej szansy możesz nie mieć.
Niedługo po tym Adam dostał
kontrpropozycję.
-Twoim asystentem? – pytał,
siedząc naprzeciwko prezesa i poluźniając z nerwów krawat.
-Dokładnie. Ula odeszła na
inne stanowisko i potrzebuję kogoś na jej miejsce. Tyle, co dyrektor finansowy
zarabiać nie będziesz, ale więcej niż główny księgowy.
-Kurczę Marek- mówił z ciągłym
niedowierzaniem. —Nie spodziewałem się czegoś takiego. Poważnie mówisz?
-Bardzo poważnie. Możesz
nawet od jutra zacząć, jeśli zgodzisz się przyjąć tę posadę. Parzenia kawy nie będę
wymagał.
-Pewnie, że chcę- rzekł
Turek z entuzjazmem. —Mogę nawet tę kawę parzyć. Piłem kiedyś od Wioli i lepszą
robię.
-Świetnie- 0dparł Marek.
—Tylko że do czasu powrotu Uli musimy zająć się i jej obowiązkami, a ty swoje
przekazać pani Teresie i ewentualnie pomagać jej.
- Spokojnie Marek. Damy
radę- mówił zdecydowanie Turek.
Decyzja Marka zaskoczyła
Sebastiana nie mniej niż Adama.
-On asystentem- dziwił się.
—Co ty kombinujesz?
-Słyszałem, jak Aleks mówił
mu, żeby teraz postarał się u mojego ojca o stanowisko dyrektora finansowego, a
Adam zainteresowany nie był. Nie chciał, jak mówił, wykorzystywać nieszczęścia
Uli dla swoich celów. Ale znając Aleksa, to dalej będzie chciał obsadzić to
stanowisko Adamem. Choćby czasowo. Pytał mnie nawet, czy już coś postanowiłem z
Cieplak.
-To teraz rozumiem- mówił,
uśmiechając się cwaniacko. —Postanowiłeś
przedstawić mu swoją kontrpropozycję.
-Dokładnie. Może bez wpływu
Aleksa będą z niego ludzie i będzie po naszej stronie. A przynajmniej będę mieć
go na oku.
-Bardzo mądrze Marek- poparł
przyjaciela w całej rozciągłości. —A tak z innego kociołka, jak powiedziałaby
Wiola, to znalazłem świetne miejsce na twój wieczór kawalerski. Popatrz tylko
na te ….-
-Niepotrzebnie, bo żadnego
ślubu nie będzie- wtrącił, spoglądając tylko przelotnie na zdjęcie z jakiegoś
lokalu ze striptizem
-Co?! – wykrzyknął kadrowy.
-To Seba. Nie jestem
samobójcą ani masochistą, aby skazywać siebie tak dobrowolnie na życie z
Pauliną. I ty jako mój przyjaciel uszanuj to- dodał widząc sceptyczną minę
przyjaciela.
Późnym popołudniem i
opuszczając firmę pomyślał, że cały dzień może zaliczyć do udanych. Ojciec
zgodził się przełożyć zarząd, Adam przyjął jego propozycję, a Aleks nic nie
wskórał z etatem dyrektora finansowego. Humor
popsuła mu tylko Paulina, która zażądała, aby pojawił się na omawianiu
szczegółów ślubu w domu jego rodziców, a on miał inne plany i chciał pojechać do Uli
oraz kolejna kłótnia z Sebastianem. Przyjaciel nie uszanował jego prośby i w
najczarniejszych kolorach przedstawił mu, co się może stać w przypadku
odwołania ślubu.
Wieczorem w szpitalu panował
spokój, a i Uli nie było nikogo z rodziny i mógł wejść na chwilę do jej sali. Ubrany
w ochronny fartuch usiadł na taborecie przy łóżku i delikatnie pogłaskał jej
dłoń leżącą bez ruchu na pościeli.
-Ula skarbie- szeptał, aby
ciszy nie zagłuszyć. — Nie wiem, czy mnie słyszysz, ale i tak powiem, co chcę
powiedzieć. A kiedy będziesz już przytomna, to powiem to wszystko jeszcze raz.
Chociaż nie zdziwię się, jeśli nie będziesz chciała mnie oglądać, ale będę
próbował. Jestem świnią Ula, jak kiedyś powiedziałaś. Podłą świnią, kreaturą,
łajdakiem i mógłbym tak dalej określać siebie. Ty uratowałaś mi życie, a ja
bawiłem się twoimi uczuciami. Całowałem, choć tak naprawdę nie chciałem
całować, wychodziłem na randki, chociaż tak naprawdę nie chciałem wychodzić,
dawałem prezenty, chociaż nie chciałem dawać i uwodziłem, choć nie chciałem
uwodzić. Zmieniłem się dopiero w ten wieczór, gdy przejrzałaś mnie. W moim
biurze całowałem cię z wyrachowania i pożądania, a nad Wisłą to już chciałem
naprawdę. W SPA też było wszystko naprawdę. Ula kocham cię i powinienem
powiedzieć ci to już w SPA i nie wiem, dlaczego nie zrobiłem tego. Ale o tym,
że nie kocham Pauli i nie ma jej już w moim życiu, było prawdą. Tak jak i to że
może wyjechać z Aleksem. Do wczoraj wszystko
było pięknie i miałem plany Ula. Chciałem po zarządzie rozstać się z Pauliną i
związać z tobą kochanie, a wyszło nie tak jak miało. Mam jednak nadzieję, że
nie jest za późno dla nas i że nie skreślisz mnie bez porozmawiania. Będę
walczył o to i prosił chociaż o tę jedną rozmowę i wybaczenie.
Dłużej przy Uli nie mógł
zostać, bo pielęgniarka nalegała na opuszczenie sali OIOM-u. Na sam koniec
pocałował rękę, powiedział Pa i wyszedł.
W domu rodziców, choć
spóźniony to pojawił się również. Cieszył się nawet, że przy najważniejszej
rozmowie, jaką miał przeprowadzić w swoim życiu będą i rodzice, bo dwa razy nie
będzie musiał powtarzać się i że tylko raz będzie musiał wysłuchiwać słów
wyrzutów.
-Jesteś w końcu- zaczęła ostro Paulina, gdy tylko pojawił się w drzwiach salonu. —Zapewne byłeś u Cieplak- ni spytała, ni stwierdziła. — A my z Heleną jesteśmy już w połowie omawiania listy szczegółów.
-Korki przewidziałaś Paula?
A może zamierzasz zatrzymać ruch w połowie Mediolanu na kolumnę samochodów.
-Spóźniłeś się, to chociaż nie ironizuj- odparła arogancko. —Bądź teraz tak miły i wybierz przynajmniej wzór emblematu na chusteczki do ust. Jutro musimy wysłać do drukarni – mówiła, podając mu stos kartoników.
-Spóźniłeś się, to chociaż nie ironizuj- odparła arogancko. —Bądź teraz tak miły i wybierz przynajmniej wzór emblematu na chusteczki do ust. Jutro musimy wysłać do drukarni – mówiła, podając mu stos kartoników.
-To zbyteczne- odparł, nie
odbierając od niej szablonów. —Nie będzie żadnego ślubu– dodał prosto.
- Jeśli miał to być żart to
w złym guście- odparła Febo.
-Nie, nie był. Ty zresztą
już masz męża.
- Ja- prychnęła. —Jakim świństwem poczęstował cię Sebastian w
klubie?
- Aleksa- mówił spokojnie. —On
jest dla ciebie najważniejszy. Nie ja.
-On i babcia to jedyna moja
rodzina jakbyś nie zauważył- odparła dosadnie.
-Brawo- odparł,
przyklaskując. —Właśnie strzeliłaś gafę stulecia. Wychodzi na to, że my nie
jesteśmy dla ciebie rodziną.
-Oczywiście, że jesteście- odparła
szybko, widząc skrzywione miny Dobrzańskich.
-Marek dałeś słowo Paulinie-
zaczął ojciec.
Uli też dałem- pomyślał.
-Są sytuacje, że inaczej się
nie da, tato – odparł zdecydowanie.
-Synku możesz wyjaśnić nam,
co to ma wszystko znaczyć? – odezwała się i Dobrzańska, nader spokojnie. —Tylko
sensownie.
-Oczywiście mamo. Aleks to
pierwszy powód, a drugi to taki, że między nami nie ma już miłości. Nie jestem
nawet pewny, czy była kiedykolwiek.
-I dopiero teraz to
zrozumiałeś? - oburzał się Krzysztof. —Dwa tygodnie przed ślubem.
-Nie. Wiedziałem prędzej,
ale dopiero teraz zaczęło mi to przeszkadzać – mówił z opanowaniem. —Są pewne
granice w związkach. Nawet, gdzie miłość nie istnieje musi być jakieś
porozumienie, a między nami tego nie ma.
-Założę się, że to ta
Cieplak – odezwała się Paulina, gdy minął jej pierwszy szok i uspokoiła się
kieliszkiem koniaku. — Ona namieszała mu w głowie. Wczoraj, jak tylko
dowiedział się o wypadku, to poleciał do niej.
-Masz rację- odparł Marek,
choć słowa skierowane były do jego matki. —Ona otworzyła mi oczy na pewne
sprawy i jaka jesteś wyniosła. Ciągle mówiłaś do niej brzydula albo Cieplak. I
tylko raz powiedziałaś o niej Ula, gdy miałaś w tym interes. Wyjeżdżałem do
szwalni i chciałaś, aby mnie pilnowała.
A przypominam ci, że powinnaś być jej wdzięczna, bo uratowała życie
twojemu narzeczonemu, a nie robić świństwa.
-Ciągle trzymała twoją
stronę, kryła cię – wrzucała z siebie słowa tonem krytyki. —To za co mam być jej wdzięczna?
-Właśnie Paula. Ty
nieustannie kazałaś mnie szpiegować i po to zatrudniłaś nawet Wiolettę. Robiłaś
awantury o każde spóźnienie do domu i spojrzenie na inną kobietę. Nie przeczę,
że nie byłem ci zawsze wierny, ale nie miałem kochanki w każdej kobiecie, na
którą spojrzałem albo rozmawiałem. I gdybym miał ciepło w domu, to wracałbym do
niego chętnie, a nie chodził z Sebastianem do klubu. Ty to ciepło miałaś tylko
dla Aleksa, jak już powiedziałem.
-Chyba przesadzasz Marek-
odezwała się ponownie Helena.
-Mamo wiem, co mówię-
przerwał rodzicielce. —Mogę nawet powiedzieć o trzech tych najważniejszych faktach
z ostatniego czasu. O tych, które najbardziej wskazywały na, to kto jest dla
niej najważniejszy. Moja impreza po wygraniu konkursu na prezesa – mówił,
cedząc słowa. — Nie poszła na nią, bo zrobiłaby przykrość Aleksowi. Teraz gdy Aleks był zmuszony odejść z firmy,
to musiała pocieszać go, bo był załamany. A gdy na święta podarowaliście mi
swoje udziały to, ona podarowała mu swoje, bo był zazdrosny, że mam więcej niż
on. Pomijając to że Paulina uważała, że po ślubie będzie współwłaścicielką
moich udziałów. Już postanowiłem- wrócił do początku rozmowy. —Ślubu nie
będzie.
-Synku- zaczęła Helena. —Wszyscy
są już zaproszeni, mają kupione bilety, prezenty. Co pomyślą sobie o nas. Będzie skandal. Macie czas, aby dojść do porozumienia.
-Mamo ślub bierze się dla
siebie, a nie dla ludzi. Ani nie dla ciebie i ojca, bo ciągle przekonywaliście
mnie, że Paula jest mi przeznaczona, a tak nie jest – argumentował. —I nie ma
szans na porozumienie. Nie będzie całej tej szopki ze ślubem na osiemset osób.
To już postanowione i zdania nie zmienię.
- Nikt mi jeszcze tak nie
obrażał – rzekła Paulina, idąc w stronę barku po kolejny kieliszek koniaku. —I
wiedz, że żałuję każdej spędzonej z tobą chwili.
-Właśnie uświadomiłaś mi, że
podjąłem jedyną słuszną decyzję- odparł, idąc w stronę wyjścia.
Od rodziców wyszedł
zadowolony, bo było lepiej niż przypuszczał. Nikt nikogo nie spoliczkował,
Paulina w jakąś wielką histerię nie wpadła, a i rodzice przełknęli to w miarę spokojnie.
Jeśli są błędy to
przepraszam. A jeśli ktoś wyłapie, to śmiało można pisać, to poprawię. Ja na
szukanie czasu nie mam. (: