piątek, 29 grudnia 2017

Boże Narodzenie cz. 2/3 Cykl mini.

+18
Dzień wigilii rozpoczął się nieco lepiej, niż zakończył poprzedni, bo Emilka i Natalka jak to dzieci wstały pogodzone i o wczorajszej kłótni już nie pamiętały. Na śniadanie zeszły razem, trzymając się za rączki i śpiewając piosenkę o choince.
Stała pod śniegiem panna zielona
Nikt prócz zająca nie kochał jej
Nadeszły święta i przyszła do nas
Pachnący gościu, prosimy wejdź!
Po śniadaniu natomiast i aby dziewczynki nie przeszkadzały w kuchni, Beatka poszła z nimi obejrzeć szopkę, a towarzyszył im Zbyszko. Sama Betti z takiego obrotu sprawy była jak najbardziej zadowolona, bo Zbyszko Chowaniec -Jurga jej obiekt kłótni z Ulą i ojcem pojawił się u nich poprzedniego dnia późnym popołudniem i zrobił jak najlepsze wrażenie na wszystkich. Wybierał się na próbę jasełek do kościoła i przyszedł w stroju góralskim i już od progu odezwał się do nich gwarą podhalańską. Przyniósł im również dwa pstrągi gotowe do smażenia.
 Szopka na całej trójce dziewczyn zrobiła ogromne wrażenie, bo zajmowała sporą część przodu kościoła. Były również w zagrodzie owieczki a w klatkach króliki i kury. Zbyszko wraz z inną młodzieżą zajął się oprawą muzyczną i zarówno miejscowym, jak i turystom przyśpiewywał kolędy po góralsku.


 Gorzej było z panami, bo Krzysztof i Józef pobyt w szopie u Staszka Tutki odczuli łamaniem w kościach, bólem głowy i zostali do południa w swoich pokojach i łóżkach. Ich żony, choć były złe na nich to zajęły się nimi. Zwłaszcza że obaj ładnie przeprosili i przyznali się, że siedzenie tam było nierozsądne. Tak jak chowanie Żubrówki i zakłady bukmacherskie.
Marek i Sebastian zaś mieli zajmować się najmłodszymi swoimi pociechami.  Ula i Wioletta wiązały z tym też nadzieję, że się pogodzą, bo powód ich gniewu był błahy. Obie bowiem dowiedziały się, o co im poszło. Jeszcze poprzedniego dnia będąc już we własnych sypialniach, opowiedzieli żonom o wydarzeniach sprzed prawie dwudziestu lat.
(Oni są w osobnych sypialniach)
-Razem z kilkoma kumplami przyjechaliśmy tutaj na miesiąc na obóz- mówił Sebastian swojej żonie. — Ja i Marek wchodziliśmy wtedy w dorosłe życie i były to nasze pierwsze wakacje bez rodziców i opiekunów i chcieliśmy zażyć pierwszej wakacyjnej miłości.  Dzień po przyjeździe na jednej z dyskotek wypatrzyliśmy jedną taką dziewczynę. Była dwa lata starsza od nas i zagraliśmy, o nią rzucając monetą. Zawsze robiliśmy tak, gdy jakaś panienka podobała nam się obu. Ja zawsze obstawiałem orła, a on brał reszkę. Nie wiedziałem tylko, że rano kupił na bazarku monetę z dwiema reszkami. Padło na niego, ale znajomość zaczął od kłamstwa.
-Czasami z Sebastianem zmienialiśmy się imieniem i nazwiskiem i tego dnia ja stałem się Sebastianem Olszańskim a on Makiem Dobrzańskim- mówił tymczasem Marek swojej żonie.   
- Ja nic do niej nie miałem, bo Marek wygrał ją i już wtedy działała u nas zasada, że dziewczyna kumpla to świętość. Chociaż podobała mi się, bo miała rude długie kręcone włosy, zielone oczy i ekstra figurę- opisywał dziewczynę z jakimś sentymentem i ku niezadowoleniu Wioli.
-Spotykaliśmy się przez trzy dni i wszystko układało się dobrze- kontynuował Marek. —Wtedy okazało się, że przyjechała do Zakopanego do rodziny, pomagać przy letnikach, a na stałe mieszka w Łodzi i studiuje w Warszawie. Z jednej strony ucieszyłem się, bo imponowało mi, że ktoś taki zainteresował się mną i myślałem, że pochwalę się przed resztą kumpli, gdy wrócimy do Warszawy. Z drugiej wiedziałem, że kiedyś trzeba będzie powiedzieć jej, kim jestem naprawdę.
- Któregoś wieczoru zgadaliśmy się, że jesteśmy z Warszawy- oznajmił to samo Seba żonie — A dzień później zaczęła dostawiać się do mnie. Przypuszczam, że ktoś powiedział jej o firmie Febo & Dobrzański. Jeśli nie z naszych znajomych to ktoś z Warszawy. Powinienem od razu uciąć to, ale chciałem zobaczyć, jak daleko posunie się w swoim zachowaniu.  Dzień później po dyskotece dała mi wyraźnie do zrozumienia, że jest chętna. Odmówiłem jej i zagroziłem, że powiem prawdę Markowi. Dwa dni później znowu zaczęła dostawiać się do mnie i całować.
-Dzień po tym, jak dowiedziała się skąd przyjechaliśmy, to dowiedziała się też, z których to Dobrzańskich jest Sebastian – rzekł Marek. — Zaczęła się też dziwnie zachowywać i wypytywała o moją to znaczy o Sebastiana firmę, a ja byłem na drugim planie. Niby interesowała ją praca modelki. W końcu parę dni później powiedzieliśmy jej prawdę, że ja to Marek Dobrzański, a Sebastian to Sebastian Olszański.
- Kiedy wyszło na jaw, że zamieniliśmy się tożsamością, to oczywiście przestałem być interesujący dla niej i miałem już pewność, że interesowało ją tylko to że Marek ma forsę. Chciałem powiedzieć Markowi prawdę, ale ta cwaniara uprzedziła mnie.
-Któregoś dnia powiedziała mi, że Seba nie jestem takim przyjacielem, za jakiego uważam go i że dostawiał się do niej- orzekł Marek. —Była w jego typie i nie miałem powodów, aby jej nie wierzyć.
-Z zemsty skłóciła nas i powiedziała Markowi, że robiłem jej jakieś propozycje i obściskiwałem zbytnio w tańcu-  opowiadał kadrowy z wyrzutami. —Marek uwierzył jej, a nie mnie, gdy mówiłem mu, że dostawiała się do mnie i zależy jej tylko na tym, że ma firmę i może załatwić jej pracę modelki.
-W konsekwencji z Sebą nie rozmawiałem ze dwa tygodnie, a z Marcysią rozwijałem znajomość, nie zważając na to, co mówi. W końcu musiałem sam przekonać się, że miał rację.
-Nie mogłem patrzeć, jak owija sobie go wokół palca i wymyśliłem plan. Na dobry początek wysłałem jej duży bukiet z liścikiem, gdy była z Markiem. Bogaty adorator też się znalazł.   Później w tajemnicy ściągnąłem Aleksa z kolegą. Wtedy jeszcze nie było między nimi żadnych nieporozumień, a Paulina już podkochiwała się w nim i Febo nie miał nic przeciwko ich związkowi. Opowiedziałem mu o jej pazerności, jak naciąga Marka na prezenty, chce zrobić przez niego karierę i zgodził się przyjechać.
- Któregoś dnia wybrałem się z kumplami na czeską stronę, a gdy wróciłem, to okazało się, że Marcysia z jakimś Dario urządza sobie sesję zdjęciową i randkę jednocześnie. Nakryłem ich, gdy mizdrzyli się do siebie. Powiedziała mi jeszcze, że zamierza spróbować swoich sił jako modelka we Włoszech i podziękowała za znajomość.
-Wiedziałem, kiedy Marka nie będzie przez większą część dnia i mogliśmy ze spokojem przeprowadzić plan z Aleksem- kończył swoją opowieść i Sebastian. —Było nawet to proste, bo faktycznie jego kolega był fotografem modelek, a Marcysia od początku perspektywą kariery we Włoszech była zachwycona. To była końcówka lat dziewięćdziesiątych i taki wyjazd był szczytem marzeń co ładniejszej dziewczyny. Tak więc ja z Aleksem schowaliśmy się, a Dario robił swoje bez naszej pomocy.
-Byłem zły na nią i chyba to był powód, że później zacząłem sypiać z modelkami i żyć, jak żyłem- tłumaczył Marek.
- Marek przeżył, to bardziej niż myślałem i bałem przyznać się, że to ja i Aleks stoimy za tym. To była jego taka pierwsza miłość w dorosłości i od razu zakończona niepowodzeniem- wyjaśniał też Sebastian.
-Czy ja dobrze myślę Cebulku, że właśnie dzisiaj powiedziałeś mu prawdę? - pytała Wioletta.
-Dokładnie- przytaknął. — I żałuję, że powiedziałem, bo choć przeprosiłem, to dalej ma pretensję, że wtrąciłem się w jego sprawy. Pomijając to, że on od początku nie grał ze mną wtedy czysto i też dopiero teraz przyznał się do tego. Powinien powiedzieć coś, a on  nakrzyczał tylko na mnie. Ostatnio tak zachowywał się siedem lat temu, gdy był zły na mnie za Ulę.
-Sebastian po tym wszystkim pocieszał mnie, mówił, że jest pełno innych panienek, że są ładniejsze i uczciwsze- mówił na koniec Marek, swojej żonie. —Nawet przez myśl mi nie przeszło, że stoi za tym wszystkim. Nie wiedziałem aż do dzisiaj Ula.
-A ty do Sebastiana, o co tak naprawdę masz pretensję? – zapytała, gdy już wszystko, co powiedział mąż, poukładała sobie w głowie. —O to że miał układziki z Aleksem, czy może, dlatego że wymyślił cały ten plan. Albo naprawdę zależało ci na tej kobiecie, skoro tak dobrze pamiętacie ją i macie wzajemne pretensje- ostatnie zdanie wypowiedziała z niepokojem.
-Nie Ula- zapewniał. —Była taką pierwszą moją miłością i dlatego ją pamiętam.  A do Seby mam żal o to, że dopiero dzisiaj powiedział mi o tym. Przyjaciele tak nie postępują Ula.

Dzień później w czasie, gdy Betti zajmowała się Emilką i Natalką, Józef i Krzysztof kurowali się, a Marek i Sebastian opiekowali się Tomkiem i Sarą, to panie zajęły się przygotowaniem wigilii. Zgodnie jednak z powiedzeniem, gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść, to praca gładko im nie szła. Każda z nich miała swoje najlepsze sposoby i przepisy na coś. W końcu podzieliły się pracą. Zwłaszcza że w kuchni dla czterech osób miejsca nie było. Ula zajęła się tym, co umiała najlepiej, czyli pierogami w trzech smakach. Do tradycyjnych z kapustą i grzybami dołożyła ruskie i z jagodami. Zajęła się również krokietami ze szpinakiem i pasztecikami. Działką Ali było smażenie pstrągów i karpia, a Dobrzańskiej barszcz, kompot ze suszu i makiełki. Wioli zaś została kapusta z grzybami, sałatka rybna i zrobienie dla dzieci makaronu z jagodami i jogurtem. Do tego upiekły makowiec, biszkopt, ciasto marchewkowe i bułeczki z kapustą dla dzieci na wigilię. Na sam koniec natomiast w towarzystwie dziewczynek upiekły pierniczki.
Z każdą chwilą przybliżającą ich do wigilii było czuć te magiczne chwile. Ze spaceru Betti przyniosła też sianko z kościoła, jemiołę oraz kilka żywych gałązek świerku i zrobiła stroik na wigilijny stół, a o czym zapomniały panie. Później z pomocą Emi i Natalki zajęła się zastawieniem owego stołu. Ona nosiła talerze i szklanki a dziewczynki sztućce. Atmosferę psuła tylko niechęć Marka do Sebastiana i na odwrót.
-Musicie się pogodzić- tłumaczyła Ula, Markowi. —I nie mówię tego, dlatego że są święta tylko, dlatego że zawsze się przyjaźniliście.  Poza tym nie chcę, żeby przez was święta były zepsute.  
-Oszukał mnie Ula- mówił zawzięcie.
-Pamiętasz te nasze motto, że nawet jak ktoś oszukuje i robi najgorsze świństwa, to jest się w stanie dalej kochać i wybaczyć. Ja ci wybaczyłam Marek- przypomniała mu z uwydatnieniem.
-Tyle lat przyjaźni i jeden incydent z Marcysią nie może tego skreślić- przekonywała też Wioletta swojego męża. —Zachowujecie się jak dzieci. Do skutku gódź się z nim.
-Raz przepraszałem i na kolanach przed nim nie zamierzam klęczeć- mówił zajadle Sebastian.
- Ty i Marek nie wiecie chyba, co to tak naprawdę znaczy gniew- wypaliła Wiola. —Razem z Ulą możemy wam takie święta urządzić, że ta wasza głupia kłótnia pójdzie wam w kolana.

Po szesnastej Emilka i Natalka zaczęły wyglądać pierwszej gwiazdki i chwilę później z radością oznajmiły, że już się pokazała na niebie. Wszystko było już prawie gotowe do wigilii, to wkrótce wszyscy zasiedli do stołu. Krzysztof jako najstarszy przy stole zajął się modlitwą i  rozdał opłatek.  Później był czas na życzenia. Najpierw i według hierarchii złożyli sobie je małżonkowie, potem Ula i Marek rodzicom i dzieciom, a na koniec i bardziej przypadkowo cała reszta. Wzrok Uli i Wioletty skierowany był też na ich własnych mężów.
-My już tak zawsze będziemy z daleka od siebie- zagadnął Sebastian. —Nie będziemy chodzić na wspólne lunch, do klubu, gdy nas żony puszczą ani na partyjkę squasha czy kosza? Tego chcesz Marek?
-Nie i przepraszam- rzekł pojednanie. — Głupio wyszło z tą kłótnią i powinieneś porządnie, potrząś mną jeszcze tam na górce.
-Powinienem- przytaknął Olszański. — Nie wiedziałem tylko, co mogłem ci jeszcze powiedzieć, żebyś przestał być na mnie obrażony.
- Za to Ula powiedziała mi coś szczególnego Seba- wtrącił. —Nie można tak łatwo skreślić tylu lat znajomości.
-Moja Wiola zagroziła, że pogniewa się na mnie, tak że w kolana mi to pójdzie- odparł z rozbawieni. —Mamy mądre i piękne żony Marek i jakaś tam Marcysia do nich się nie umywa- dodał.
-Dokładnie. Seba życzę ci przede wszystkim dużo zdrowia, szczęścia, nieustającej miłości Wioli, pociechy z dzieci i radości- życzył Marek.
-A ja tobie tego samego Marek- odparł, przełamując się z nim opłatkiem. —Wymień tylko sobie Wiolę na Ulę. I szczęśliwego Nowego Roku.
Ula z Wiolettą oglądały tę scenę z daleka i z zadowoleniem, bo ich słowa nie zostały puszczone na wiatr.


Emilka z Natalką po zjedzeniu kilku pierożków, ciepłej bułeczki, makaronu z jagódkami oraz makiełek, jako pierwsze odeszły od stołu.  Usadowiły się przy oknie i czekały na pojawienie się gwiazdora. Ten w końcu pojawił się na podjeździe ich domku w towarzystwie pomocnika, a kolejne minuty mijały w towarzystwie sąsiadów Macieja i Zbyszko.  Po ich odejściu był czas na oglądanie prezentów i śpiew kolęd. Późnym wieczorem i gdy wszystko było już pozmywane i posprzątane, seniorzy zostali w domu z dziećmi, a młodzi we czwórkę wyszli na spacer.


Krupówki nocą prezentowały się bajecznie i nie było nawet tłoczno jak na świąteczny najazd turystów. Ula chodziła przytulona do Marka, a Olszańscy zaś trzymając się za ręce.  O czymś konkretnym nie rozmawiali i tematy rozmów głównie opierały się o dzieci i o wspomnienia ostatnich ośmiu lat wspólnej znajomości.

Po powrocie ze spaceru Olszańscy poszli na górę do swojej sypialni i Sary a Ula z Markiem do swojej. Tomek natomiast smacznie spał w sypialni Dobrzańskich seniorów i nie chcieli przenosić go na dół.
Przed snem Ula przez chwilę krzątała się po kuchni, a Marek w tym czasie poszedł pod prysznic. Potem i ona poszła odświeżyć się i pojawiła się w sypialni ubrana tylko w piżamę w gwiazdki.  Patrząc na nią z łóżka, jak przeczesuje włosy, nie mógł oderwać od niej oczu i czuł wzrastające pożądanie.
Już dawno temu bowiem doszedł do wniosku, że obcisłe piżamy Uli są zdecydowanie bardziej seksowne i pobudzające zmysły niż w zamierzchłych czasach długie i jedwabne koszule Pauliny. Z Ulą też znacznie częściej kochał się niż z Febo i znali swoje ciała doskonale. Przetestowali przy tym wiele pozycji, ale i tak te klasyczne najbardziej odpowiadały im najbardziej. Choć nie gardzili szybkim numerkiem w kabinie prysznicowej albo w pracy.
-Mam zamiar kochać się dzisiaj z panią, pani Dobrzańska- usłyszała, gdy tylko wtuliła się w jego ramiona.
-Tak? – pytała uwodzicielsko.
-Tak -odparł wprost do ucha i kąsając je delikatnie. Dłoń Uli zaś skierował na dowód swojego podniecenia.
-A co będzie, jak ktoś wejdzie- pytała, ale bez większego zaangażowania.
-Nie wejdzie- zapewniał przy jej ustach. —Gdy byłaś w łazience, zamknąłem drzwi na klucz.
Kolejne minuty poświęcił na całowaniu twarzy i szyi swojej żony, a dłonie szybko znalazły się na jej piersiach. Gniótł je delikatnie przez materiał, dając jej wspaniałą rozkosz. Wkrótce było to już niewystarczające i podciągnął górę piżamy do góry i odsłonił obiekt swojego zainteresowania.  Lampka w ich sypialni świeciła się i Ula dokładnie widziała zgłodniały wzrok męża i uśmiechnęła się do niego, przygryzając uwodzicielsko swoją wargę. Marek natomiast słysząc już przyspieszony oddech swojej żony, rozkoszował się jej miękkością, słodkością ust i zapachem. Bez pośpiechu przesuwał swoje dłonie z piersi na brzuch, biodra, uda i jej kobiecość.  Dół jej piżamy również zsunął niżej i mogła wyraźniej czuć dowód podniecenia Marka. Ona sama czuła te cudowne wrażenie i zbierającą się wilgoć.
-Byłaś grzeczną dziewczynką przez cały rok- zapytał, odrywając na chwilę usta od jej ciała.
-Bardzo grzeczną Mikołaju- zapewniała.
Góra od jej piżamy szybko znalazła się na podłodze, a podkoszulka Marka podzieliła jej los. Na dobre też usadowił się na niej i nie zamierzał tak szybko z niej zejść. Ula zresztą nie zamierzała prosić go o to, bo lubiła ten ciężar i wiedziała, co ją czeka. Leżąc na niej, dalej rozbudzał jej zmysły poprzez pieszczotę piersi i okolic, a jej podniecenie rosło z każdą chwilą. Na długo jednak to nie wystarczyło i reszta ich ubrania błyskawicznie została niemal zdarta. Będąc już całkiem nago, mieli dostęp do najintymniejszych swoich miejsc i wykorzystywali to w pełni. Po tylu latach małżeństwa nie mieli też żadnych zahamować i Ula całowała i pieściła jego męskość a Marek jej kobiecość. Pomyślał też z satysfakcją, że po dwóch ciążach nie ma śladu i że takiej wspaniałej figury i ciała, jaką prezentowała jego żona  pozazdrościłaby jej niejedna nastolatka. W końcu, gdy oboje byli podnieceni go granic możliwości i nie dali rady przedłużać tej chwili. Marek z czułością podniósł biodra Uli do góry i wdarł się jednym szybkim ruchem w jej wnętrze, a Ula wygięła się, przyjmując go pełniej. Dla wygody i większej rozkoszy zaplotła jeszcze nogi na jego biodrach i cicho pojękiwała. Na odpowiedź męża długo nie czekała, bo Marek zaczął rytmicznie poruszać się w niej, docierając do najgłębszego miejsca jej wnętrza, a rozkosz była tak ogromna, że czuła ją w każdym zakątku ciała.  W tej ekstazie miłości szybko też szczytowali i poczuli, jak rozpływa się nasienie Marka. To jednak nie spowodowało, że któreś z nich chciało zakończyć to co się z nimi działo i Marek dalej robił swoje, choć znacznie spokojniej, ale przedłużając rozkosz im obojgu i doprowadzając do drugiego spełnienia i nie ostatniego tej nocy.  
-Mikołaju, jak dla mnie święta mogłyby być codziennie -rzekła Ula, gdy wyczerpany i zaspokojony Marek opadł na nią.
-A dla grzecznych chłopców coś się znajdzie- zagadnął do ucha.
- Chwila dla kierowcy kochanie- odparła prowokująco.
Ula, jak zawsze swoją grę zaczęła spokojnie, obsypując Marka pocałunkami. W jej grę weszło też siedzenie na nim i prowokacyjne dotykanie własnego ciała. Później przeszła na następny etap i zajęła się ciałem męża, a jej ciekawskie dłonie sprawiały cuda.  Marek zaś na takie poczynania długo obojętny zostać nie mógł i siedzącą na nim okrakiem Ulę zaczął dopieszczać. Zwłaszcza że jej piersi tak zachęcająco kołysały się, gdy schylała się nad nim.  Zaczął od delikatnego drażnieni sutka, a zakończył pieszczotą całych piersi. Ula natomiast oddawała się mu bez najmniejszego oporu i na efekt swoich poczynań długo nie musiał czekać, bo wkrótce mógł patrzeć na pełne piersi swojej żony. Z każdym kolejnym dotykiem tracili też po raz kolejny tej nocy kontrolę nad swoimi ciałami. Dobrzańska w przeciwieństwie do swojego męża postanowiła stopniować mężowi rozkosz i powoli chowała skarb Marka w swoim wnętrzu. Tak samo wolniej poruszała się, ale w ogóle im to nie przeszkadzało. Marek z rozkoszą trzymał ją za biodra i czekał, aż przyspieszy, bo zawsze poddawała go takim słodkim męką. Tym razem też się nie mylił i wkrótce Ula galopowała na nim do spełnienia, a ekstaza dopadła ich razem.  Później jeszcze spleceni w jedno ciało przewracali się po łóżku, szukając sposobu na jeszcze jedną chwilę rozkoszy.
-I pomyśleć, że jeszcze rano dąsałaś się na mnie- rzekł Marek, gdy oboje doszli do siebie, a oddechy się uspokoiły. — Seks po kłótni jest fantastyczny- wymruczał jeszcze z zadowoleniem.
-To potraktuj to w kategorii nagrody, że tak mądrze postąpiłeś ze Sebastianem- odparła, tuląc się w jego ramiona.
-I musimy kiedyś powtórzyć to kochanie- kontynuował z rozmarzeniem. —Mała kłótnia a później….
-Wykluczone Marek- wtrąciła, leżąc mu na piersi, kręcąc przy tym głową i łaskocząc włosami. —Nie zamierzam kłócić się z tobą więcej razy. Nawet dla takich  chwil.


piątek, 22 grudnia 2017

Boże Narodzenie cz. 1/3 Cykl mini.

-Tatusiu, dlaczego musimy jechać do tego kopanego- pytała z pretensją prawie sześcioletnia Emilka, która z pomocą ojca pakowała swoje zabawki i książeczki. —Lepiej będzie, jak zostaniemy w domu.
- Zakopanego kotku- poprawił. —A święta w Zakopanem są urocze.  Będą też Olszańscy, obie babcie, dziadkowie i Beatka, bo Boże Narodzenie to takie rodzinne święta Emilko i chcemy być przez ten czas razem. Tylko wuja Jasia będzie brakować, bo jedzie z Kingą, gdzie indziej.
-Jak będę duża, to też będę jeździła gdzie indziej- zagroziła ojcu.
- Ale na razie jesteś naszą małą córeczką i pojedziemy do Zakopanego na parę dni.  Zobaczysz, jak ładnie jest w górach zimą. Ty i Natalka (córka Wioli i Sebastiana) będziecie uczyły się jeździć na nartach. Wykupiliśmy z wujkiem Sebastianem dla was kilka lekcji.
-A choinka będzie -zapytała, omijając pytanie o gwiazdora i prezenty.
-Będzie i choinka, i gwiazdor, i prezenty.  W planach jest jeszcze kulig. Na pewno spodoba ci się taka przejażdżka.  Koniki będą ciągły sanie i małe sanki, a ty i Natalka jesteście wystarczająco duże, abyście mogły skorzystać z przejażdżki. Pójdziemy jeszcze na taką specjalną ulicę, gdzie będzie można kupić dużo różnych rzeczy. Kolorowe misie, baloniki, czapki góralskie. Atrakcji będzie tyle, że na wszystko może czasu nam nie starczyć Emilko. I całe góry śniegu.
-A pani w przedszkolu mówiła nam dzisiaj, że tam, gdzie urodził się Jezus, to było ciepło bez śniegu i choinek.  Był jeszcze Józef jak dziadek, osiołek i inne zwierzątka. I długo szli i byli biedni.
-Bo to wszystko prawda córeczko- odparł, pakując jej kredki. —W mieście Betlejem jest ciepło. Inaczej Jezusowi byłoby zimno w nocy w tej szopce na sianku i owiniętemu tylko w chustę mamy.
-Pani mówiła jeszcze, że Jezus był kimś ważnym i dlatego od bardzo dawna świętujemy jego narodziny. Tak jak świętujemy nasze urodziny, bo dla naszej mamy i taty jesteśmy ważni. I dlatego tak jak i na urodziny przychodzą goście to i na święta przyjeżdżają goście albo my idziemy.
-To też prawda, bo to są takie magiczne święta. Tego dnia całe rodziny spotykają się i jakby ktoś był sam, to byłoby mu smutno tego dnia. Nikt przez ten czas nie powinien się też kłócić ani gniewać. A jak już gniewa, to powinno się pogodzić przy wigilii.
-Ale my się nie kłócimy prawda tatusiu. Ani ty z mamą, ani z babcią Alą, Heleną, dziadkiem, wujkiem Jasiem, ciocią Wiolą, dziadek z babcią...
-Dokładnie córeczko- przerwał jej, bo była na najlepszej drodze, aby wymienić wszystkich członków rodziny. To co wszystko już spakowałaś?
-Wszystko tatusiu. A mojego misia Śpioszka wezmę do ręki.
Marek i Sebastian już dawno temu zaplanowali ten wyjazd i wynajęli duży dom na ponad dwa tygodnie, bo do Warszawy planowali wrócić po Trzech Królach. Na początku miał to być wyjazd tylko dla tych dwóch rodzin i na okres świąteczny, ale z racji, że trafili na atrakcyjną ofertę, to postanowili wyjechać większą grupą i zostać dłużej. 

Dzień później w sobotę rano dwudziestego drugiego grudnia obie rodziny Dobrzańskich, Olszańscy i Cieplakowie wyruszyli w długą drogę. Marek jechał swoim autem a reszta osób ze względu na wygodę i koszty wynajętym BUS-em przystosowanym do przewozu dzieci.  Po ponad sześciu godzinach dotarli na miejsce, a Zakopane przywitało ich pięknymi widokami, świeżym śniegiem i niewielkim mrozem. Ich dom również prezentował się pięknie, a Emilka i Natalka zapiszczały z zachwytu i chciały wyjść od razu na sanki. 


W środku dom był równie imponujący i składał się z kuchni, salonu i jednej sypialni na dole oraz czterech sypialni na górze. Na dole zostali Dobrzańscy młodsi z półtorarocznym Tomkiem a na górze swoje lokum znaleźli Dobrzańscy seniorzy, Cieplakowie, Olszańscy z roczną córeczką Sarą oraz Emilka, Natalka i czternastoletnia Beatka. Każde małżeństwo miało swoją sypialnie a dziewczynki swoją.


Po wypakowaniu bagaży i odpoczynku po podróży przyszedł czas na dokładniejsze sprawdzenie okolicy i domku. Ku zadowoleniu pań kuchnia była w pełni wyposażona w garnki, miksery, piekarnik i mogły ze spokojem zająć się planowaniem potraw wigilijnych i pierwszego obiadu. Panowie tymczasem zwiedzali okolicę, wypróbowali kominek w salonie, a popołudniu i z pomocą starszych dzieci ubrali choinkę. Wieczorem zaś wszyscy usiedli w salonie i zjedli kolację w miłej rodzinnej atmosferze. Po niej Ula z Markiem oraz Olszańscy wyszli na krótki spacer uliczkami Zakopanego. 
Na dłuższy spacer czasu nie było, bo trzeba było wykąpać dwójkę młodszych dzieci, drugą dwójkę przypilnować i położyć wszystkich spać.  Przed snem Ula pomyślała, że będą to piękne, niezapomniane i rodzinne święta spędzone w spokoju. Podobnie myślała Wioletta, Helena i Alicja.
Dzień później od rana ta rodzinna atmosfera zaczęła się psuć. Ula i Marek wstali jako pierwsi i gdy byli już w kuchni usłyszeli interesującą wymianę zdań.
-Helenko nie ma się o co gniewać- mówił Krzysztofa, idąc za żoną.
-Chyba w twoim mniemaniu- odparła Helen.
-Dzień dobry kochani- oboje Dobrzańscy na ich widok uśmiechnęli się i przywitali jednocześnie.
-Zgadnijcie, co właśnie znalazłam u nas w szafie? – zapytała już sama Helena, spoglądając głównie na syna. 
-Mysz, karaluchy- zapytał Marek.
-Ty akurat doskonale powinieneś wiedzieć, co mogłam znaleźć- rzekła mu sugestywnie matka. — Jak można było być tak nierozsądnym i kupić ojcu wódkę. I nie mów, że to nie ty, bo zostawiłeś paragon z tutejszego sklepu a wczoraj, gdy byliśmy na zakupach, to przepadłeś gdzieś.
- Mamo są święta, spotykamy się całą rodziną i jest okazja – tłumaczył matce.
-Tylko że ojciec choruje na serce i bierze leki- rzekła z wyrzutem. —Pomijając to że w ostatnim czasie odzywały się mu wrzody na żołądku.  Zapomniałeś, jaki miał atak dwa miesiące temu.
-Nie, nie zapomniałem mamo- rzekł spokojnie.
- I myśleliście, że nie zauważylibyśmy tego, skoro robicie z tego tajemnicę? – dopytywała Ula.
-Chcieliśmy powiedzieć po wigilii Ula- odparł Marek.
-Poza tym litry wódki na czworo dorosłych facetów, to dużo nie jest-  do rozmowy włączył się i małżonek.
-Skoro zachowujecie się jak dzieci i myślicie tak, to proszę bardzo pijcie sobie- odparła Dobrzańska, trwając przy swoich argumentach. —Ale zobaczymy co będzie, jak skończy się to atakiem wrzodów. I co Ala powie na to.  Albo, gdy odezwie się woreczek żółciowy Józefa.

Uli długo od rodzinnych spięć niedane było odpocząć, bo idąc na górę obudzić dzieci, usłyszała sprzeczkę Ali i ojca. Podsłuchiwać nie chciała, ale drzwi były uchylone.
-Alu panuję nad tym- mówił ojciec.
-Tak zawsze mówi się, a później okazuje się, że wpadło się w nałóg- usłyszała w odpowiedzi Alę.
 Nałóg na co? Tato chyba nie zaczął palić? - myślała Ula.
-Dąbrowski ten punkt bukmacherski założył chyba tylko po to, żeby żerować na innych- kontynuowała Alicja, rozwiewając przy okazji jej wątpliwości. 
-Alu to były tylko dwa zakłady- tłumaczył Cieplak. —Za pierwszym razem zainwestowałem dwieście złotych i wygrałem pięćset.
- Raz ci się udało. Trafiło się jak ślepej kurze ziarno- mówiła gniewnie.
-Znam się na tym- próbował uspokajać żonę. —Marek nauczył mnie najpierw grać wizualne tak dla zabawy na punkty, a później pomógł obstawić.
Marek i zakłady bukmacherskie? Czy on również gra? - zastanawiała się dogłębnie.
-Ciekawa jestem, czy zamierzałeś powiedzieć mi o tym? - pytała dobitnie Ala. —Bo myślę, że gdybym przypadkiem nie odebrała telefonu od Bartka i gdyby nie spytał mnie, czy dalej stawiasz na tego Wellingera, to nie dowiedziałabym się nigdy.
-Chciałem Alu- zapewniał.
-Pewnie po świętach – stwierdziła z rozgniewaniem Ala.
Dalej już nie podsłuchiwała, bo dowiedziała się wystarczająco dużo. Cicho odchodząc, poszła obudzić siostrę, córkę i Natalkę.

Niesnaski Uli na Marka nie zdążyły jeszcze przegrzmieć, gdy w kuchni pojawili się Olszańscy. Już na pierwszy rzut oka było widać, że zeszli na dół bez humoru. Sebastian ubrany w dres i po czymś, co można było uznać za cześć, skierował się z Markiem do wyjścia, aby pobiegać, a Wiola z Sarą na rękach do Uli do kuchni.
 -A wam co się stało? – zapytała wprost, patrząc na zamykające się drzwi. —Pokłóciliście się?
-Można tak powiedzieć- mruknęła. —Sebastian niedojrze, że nie rozpakował nas, to zrobił bałagan w bagażach szukając swojej ulubionej koszulki do spania. Później grał w łóżku na laptopie w jakąś durną strzelaninę, pił piwo przy tym i rozlał pół butelki na świeżą pościel. A na sam koniec okazało się, że zapomniał zabrać płytę z kołysankami Sary i trudno było nam ją uśpić. To znaczy mi, bo Seba był na trzecim poziomie i nie miał czasu dla córki.
-To chyba jakieś fatum Wiola- odparła. —Ala i tato pokłócili się o zakłady bukmacherskie, rodzice Marka o wódkę, a ja z Markiem mam na pieńku o obie te rzeczy.
-Przynajmniej dzieci się nie kłócą- znalazła coś optymistycznego Olszańska, choć nie na długo, bo wkrótce Ula z ojcem zmagała się z problemami dziecięcymi i buntem nastolatki. 
Cała trójka, bowiem po wyjściu Ali i Dobrzańskich seniorów do kościoła zeszła do kuchni na śniadanie i daleka była od harmonijnej rodziny.
-Ula, one pół nocy gadały i chichotały i nie mogłam spać- rzekła na dzień dobry Cieplakówna. —A rano, gdy myłam się to grzebały mi w telefonie.
- A Betti ciągle rozmawiała przez telefon z koleżanką i jadła chipsy w łóżku-Emilka w odwecie naskarżyła na ciocię i zanim jej mama zdążyła się odezwać.
-A kto zjadł mi całą paczkę żelków. Żelkozjady małe.
-A ty masz schowane kosmetyki – wypaliła Emilka
-Możecie przestać skarżyć na siebie i kłócić - Ula przerwała im w końcu tę wymianę zdań. —Jurto są przecież święta.  A wy małe szkraby- zwróciła się do dziewczynek- macie grzecznie zjeść kanapki, bo po śniadaniu pójdziemy na spacer i zakupy.
- Właśnie tato- odezwała się ponownie Beatka, nalewając sobie herbatę. —Zbyszko zaprosił mnie na zwiedzanie miasta. Mogę z nim iść?
-Jaki znów Zbyszko, Beatko? -zapytał ją ojciec. —Ominęło mnie coś?
- To syn właścicieli i poznałam go wczoraj- wyjaśniła. —Obiecał pokazać mi Krupówki i miasto. Zaprosił mnie jeszcze na ognisko do siebie na drugi dzień świąt- dodała, serwując ojcu kolejnej niespodzianki.
-A nie uważasz, że powinniśmy go najpierw poznać? – odparł wyraźnie zły na córkę.
-Po co- rzekła, wzruszając ramionami. —Za parę dni nas tu już tu nie będzie.
-Bo tak wypada Beatko- zezłościł się jeszcze bardziej na córkę. —Masz dopiero czternaście lat.
- Zbyszko też ma czternaście lat tato- rzekła, jakby miało coś to zmienić. —Ula powiedz tacie, że nic złego nie robię.
-Tata ma rację – rzekła siostra ku jej rozczarowaniu. — Wyjście z kimś, kogo zna się pół dnia nie jest dobrym pomysłem. I może zamiast obrażać się na nas, to zaproś go do nas- doradziła siostra. —Jeśli poznamy go, to może będziesz mogła spędzać z nim czas.
 - W Rysiowie, jak z kimś wychodzę, to takiego problemu nie robicie- argumentowała opryskliwie Betti.
-Bo w Rysiowie moja droga to my wszystkich znamy- rzekł Cieplak. —A na Krupówki pójdziesz z nami.


 Po śniadaniu, pomimo niesmaków, wszyscy poszli razem na Krupówki i zakupy, a świąteczna atmosfera spowodowała, że zapomnieli o kłótniach. Stragany większe i mniejsze uginały się od towarów i każdy znalazł coś dla siebie. Emilka i Natalka wybrały sobie małe torebeczki, korale, widokówki i drobne zabawki. Rodzice do tego dokupili im ciepłe kapcie i stroje góralskie na zabawy karnawałowe do przedszkola. Panie i Beatka zagustowały w rękodziele, galanterii skórzanej i chustach, chociaż i tak nie miały w planach ich nosić. Panowie zaś zaopatrzyli się w kapelusze i ciupagi, a Marek z Sebastianem również w pistolety na kapiszony. Dla małego Tomka i małej Sary również znalazły się drobiazgi. Dodatkiem do tego były oscypki, miód, chleb, pierniczki i wędliny. Dzieci zrobiły sobie również zdjęcia z Mikołajem.


 Dorośli również nie szczędzili sobie pamiątek w postaci zdjęć i nawzajem fotografowali się i robiąc przy tym zabawne miny. Wszystko to spowodowało, że obiad w naleśnikarni minął im w lepszej atmosferze niż śniadanie.  Po południu jednak znowu zaczęło się wszystko psuć.
Powrót Natalki i Emilki z wyprawy na sanki w towarzystwie swoich tatusiów, Ula i Wioletta nie tak wyobrażały sobie, bo wyglądało na to, że dziewczynki i ojcowie są pokłóceni.
-Ona mnie drapnęła- zaczęła Natalka.
-A ona mnie śniegiem sypnęła i pchła- zawtórowała Emi.  (pchła w sensie stwierdzenia dziecka)
-A mnie scypnęła- zasepleniła Natalka.
-Spokojnie – zaczął Marek, widząc nieciekawe miny Uli i Wioli.  —Nikt nikogo nie drapał ani nie szczypał.  Pokłóciły się tylko trochę.
-Ale to przez Jędrzejka- dodał Sebastian.  —Najpierw bawili się we trójkę, a potem, gdy poszedłem z Natką na dużą górkę, to bawił się z Emi sam przez chwilę. Później, gdy wróciliśmy i Marek z Emilką poszedł na tę górkę, to bawił się z Natalką. A jeszcze później, gdy wrócili, to każda chciała bawić się z nim sama, a on nie mógł się zdecydować, z kim chce się bawić i się pokłóciły.
-I nie umieliście poradzić sobie z nimi dwiema- pytała Ula. —Zawsze się was słuchają.
-Tak jakoś wyszło, że nie zauważyliśmy od razu, że się kłócą- rzekł Marek jakoś niewyraźnie.
-Jak mogliście nie zauważyć, że się kłócą? - dopytywała Ula, wiedząc już, że coś się stało.
-Tak jakoś wyszło, że byliśmy zajęci czymś innym – tym razem Olszański wziął na siebie odpowiedź.
-Ciekawa jestem, czym byliście tak zajęcie, że nie zauważyliście- dopytywała Wioletta.
-Tata i wujek rozmawiali z panią- wyjaśniła nieoczekiwanie im Natalka.
-A później kłócili się o Marcysie- dodała i Emilka.
-To takie kozaczki- wymruczała Wiola. —Marcysi się wam zachciało, zamiast pilnować dzieci.
-To nie tak Wioluś- próbował tłumaczyć jej mąż. —Ta kobieta to jakaś przypadkowa turystka, a Marcysia to przeszłość. Czasy liceum i wyjazd w czasie wakacji na obóz przed ostatnią klasą.
-Dokładnie -  przytaknął Marek.
Wytłumaczyć się im bardziej szczegółowo niedane było, bo w drzwiach pojawiła się Helena z Alicją, które wróciły ze spaceru z Tomkiem i Sarą.
-Krzysiu z Józkiem mają ponad sześćdziesiąt lat, a zachowują się, jakby mieli po sześć. Albo i mniej- oznajmiła im Helena.
-Co tato, to znaczy, co tatusiowie zrobili tym razem- zapytał ironicznie Marek.
-Mieli iść na spacer, a siedzą w szopie u sąsiadów z dziadkiem Staszkiem i palą fajki, bo prędzej nie mieli okazji- odparła mu.  —A duszno tam i siwo, że siekierę mogliby powiesić. Pomijając, że pachnie tam jak w gorzelni.
-Oczywiście mają do tego domowego grzańca- dodała Ala. —A ten dziadek charczy jak stara lodówka, a pali jak lokomotywa.
Nie tak miało to wyglądać- myślała tymczasem Ula. Prawie wszyscy się o coś kłócą.
-Ula nie chcę wywoływać lisa z lasu, ale czarno widzę te nasze święta- rzekła Wiola. —Jak nic padła na nas ta puszka z Pandorą. 


sobota, 16 grudnia 2017

Nie wszystko jest takie, jakim się nam wydaje 4/4

Dowódca zastępu strażaków czasu nie marnował i zbierał kolejne informacje o budynku. Z pomocą ochroniarzy zlokalizował największe zadymienie, a od Turka dowiedział się, że drzwi do gabinetu prezesa tak łatwo się nie wyłamie. Skierował też na piąte piętro strażaków. Dojechała również policja i karetki pogotowia. Część osób, które później opuściły  zadymione pomieszczenia miały bowiem podrażnione oczy i kaszel i potrzebowały pomocy medycznej. Przed firmą pojawił się również nieoczekiwanie Febo.
- Aleks- wyjąkał Adam.
-Jest tu Paulina- zapytał bez uprzejmości.
-Z Markiem w jego gabinecie zamknięci- mówił do odchodzącego Febo w stronę dowódcy i drzwi wejściowych. Chciał wejść, ale jeden ze strażaków zagrodził mu drogę.
-Tam jest moja siostra i ma pistolet- tłumaczył ze zdenerwowaniem. —A kiedyś powiedziałem jej, że to straszak.
 - Mamy takie przepisy i nie może pan wejść- nie ustępował strażak.
-Pan nic nie rozumie- przerwał ostro. —Dobrzański to jej były narzeczony. Porzucił ją jakieś dwa tygodnie temu, a jutro właśnie miał być ich ślub i boję się, że może robić jakieś głupstwo. Przez ostatnie dwa tygodnie byliśmy w Mediolanie i raz była w euforii, a dzień później przygnębiona. Wczoraj rano nic mi nie mówiąc, przyleciała do Polski sama i długo nie mogłem skontaktować się z nią.  Dopiero wieczorem zadzwoniła do mnie i powiedziała, gdzie jest.  Dzisiaj wsiadłem w pierwszy lepszy samolot i prosto z lotniska pojechałem do domu, ale nie było jej, a w sejfie brakowało broni. Zadzwoniłem do niej i powiedziała mi, że sama załatwi sprawę z Markiem. Nie wiem, co planuje i czy ten pożar to jej zasługa, ale boję się, że może udać przed prezesem scenę samobójczą i zabić się naprawdę. Czy teraz rozumie pan, dlaczego chcę tam wejść? Mogę ją uspokoić.
-Nie możemy wpuścić pana, dopóki nie opanujemy i nie zlokalizujemy   zagrożenia – mówił stanowczo strażak.


 Kolejne sekundy wydawały się dla Marka długimi minutami. W dodatku nie słyszał już dobijającego się Adama. Nie wiedział, czy leży przed drzwiami nieprzytomny, czy może zbiegł na dół.
-Porozmawiajmy spokojnie- mówił tymczasem Marek. —Nie rób głupstw. Naprawdę chcesz mnie zabić i iść do więzienia.
-Kto powiedział, że masz zginąć- prychnęła. —To byłoby zbyt proste.  Mam coś znacznie mocniejszego.
-Okno Paulina, robi się naprawdę duszno- prosił, luzując krawat i podchodząc delikatnie do okna.
-Jesteś dziwką w męskim i najgorszym wydaniu- mówiła, nie zważając na jego prośby. —Tyle razy zdradzałeś mnie, z kim popadło. Nawet tutaj na tej kanapie czy biurku. Z Klaudią, Domi, każdą inną modelką, sekretarką czy panienką z klubu.  Ciągle słyszałam albo czytałam o tych twoich podbojach i kolejnych romansach. Nikt mi tego prosto w twarz nie powiedział, ale czułam się poniżana i ciągle słyszałam te szepty wyszydzania. Oczywiście ty nie przejmowałeś się tym, jak ja się czuję, wiedząc o tym wszystkim. To co dla ciebie było nic znaczącego dla mnie było pośmiewiskiem i katorgą. Robiłeś ze mnie pośmiewisko i teraz zapłacisz mi za to wszystko- mówiła z rozjątrzeniem w głosie.
-Paula, tłumaczyłem ci, że gdybyśmy kochali się naprawdę, to między nami byłoby dobrze-  wtrącił, próbując coś wskórać.
-Zmarnowałeś mi siedem lat życia, odebrałeś dom, marzenia i teraz odpłacisz mi z to z nawiązka- mówiła, rzucając na blat biurka małą paczuszkę, a którą wyciągnęła chwilę prędzej z kieszeni.  
-Po co mi żyletki? - zapytał, spoglądając na pudełko i przełykając ślinę. —Mam sobie żyły podciąć?
-To byłoby zbyt łagodne Marco. Chcę oszpecić cię, żebyś nie był już taki piękny i słodki. Twój oszpecony wizerunek, twarz w bliznach mnie w zupełności usatysfakcjonuje. Zobaczymy czy dalej będziesz taki uwielbiany i pożądany.  Potnij się po twarzy- zażądała. —Tak na początek.
- Paula chyba żartujesz? - pytał z kamienną twarzą.
-Wyglądam na taką- rzekła bez mrugnięcia oka.
-Ale Paula- próbował znaleźć jakieś argumenty. W duchu modlił się też o jakiś cud.
-Chyba że wolisz, żebym zażądała coś więcej – dodała, zniżając pistolet.  —Mam coś ci przestrzelić. Albo zabić, tak jak obiecałam ci to kiedyś. Nie umiem strzelać, to wszystko może się wydarzyć. Twój wybór.
-Paula pójdziesz do więzienia, za to co robisz- argumentował. —Pomyśl o moich i zarazem twoich rodzicach.
-Oni mnie również zawiedli- wtrąciła. —Rób, co ci każę.
Chwilę później stał się cud, o jaki modlił się Marek, bo Paulina strzeliła w górę i trafiła w lampę. Odłamki szkła rozproszyły się po niej, lampa zaiskrzyła, a Paulina straciła na chwilę koncentrację. To wystarczyło, aby Marek doskoczył do niej, wyrwał pistolet z rąk i odrzucił na bezpieczną odległość.  Febo jednak w odwecie zaatakowała go i jej ostre paznokcie znalazły się na policzkach Marka. Odpowiedź Dobrzańskiego była szybka, bo uwięził ją w swoich ramionach.  Z miotającą się Pauliną próbował otworzyć drzwi i dotrzeć do okna, bo dym ciągle dawał się we znaki. Lampa również ciągle niebezpiecznie tliła się i mogła w każdej chwili spowodować pożar. Miał jednak przewagę siłową i udało mu się z jednym i drugim.  W drzwiach pojawił się również strażak i mógł nieco zelżyć uścisk trzymający Paulinę. To jednak wykorzystała Febo i z całej siły pchnęła Marka na szafę. To zaś spowodowało, że uderzył o kant  i stracił na chwilę przytomność. Jeden ze strażaków zajął się nim a reszta niebezpieczną lampą i Pauliną. Prędzej zaś pogasili świece dymne, zgasili niewielki ogień w męskiej toalecie spowodowany wybuchem małej petardy i pootwierali okna w całym budynku.
Ula tymczasem w swojej sali z niepokojeniem oglądała stołeczne wiadomości.  Dziennikarka będąca przed firmą informowała, że sytuacja została już opanowała i według słów strażaka nikt poważnie nie został ranny. Wszystko to było udokumentowane również filmem i Ula mogła zobaczyć spanikowanego Pshemko, Izę korzystającą pomocy lekarza i Wiolettę przechodzącą obok kamer. Na sam koniec redaktorka oznajmiła, że w budynku pozostaje jeszcze prezes F&D Marek Dobrzański i współwłaścicielka i była narzeczona prezesa Paulina Febo. Po tych ostatnich nowinach Ula ponownie zadzwoniła do Ali i dowiedziała się nieco więcej. Kadrowa, która nie wiedziała jeszcze nic o szantażu Pauliny i zagrożeniu, w jakim był naprawdę Marek powiedziała jej, tylko że Paulina przyjechała do firmy i zamknęła się z nim w jego gabinecie.

Marek ze względu na chwilową utratę przytomności musiał być hospitalizowany i trafił do tego samego szpitala, w którym leżała Ula. Po krótkim wywiadzie z ekipą karetki, lekarz SOR-u zalecił natychmiastową tomografię głowy i inne badania. Wkrótce okazało się, że ma niewielki wstrząs mózgu, będzie musiał zostać przynajmniej na trzy dni w szpitalu i nie wstawać z łóżka. Tym ostatnim zmartwił się najbardziej, bo chciał pójść do Uli jak najszybciej i dowiedzieć się, w jakiej sprawie dzwoniła.
Ula tymczasem dowiedziała się, co się stało w biurze Marka i że Marek jest gdzieś bardzo blisko. Długo nie myśląc, pojechała windą na Izbę przyjęć, aby dowiedzieć się, gdzie może go znaleźć. Pięć minut później była już pod salą Marka i zastanawiała co mu powiedzieć. W końcu stwierdziła, że nie ma co planować i zapukała, a po usłyszeniu miłego proszę, weszła.


-Ula? Przyszłaś- wyszeptał od drzwi.
-Tak- odparła, siadając na łóżku.
-Nie tak miało to wyglądać Ula- rzekł, biorąc za rękę. —To ja miałem przyjść do ciebie, a nie ty do mnie.
-Daj spokój Marek. Teraz nie ma to najmniejszego znaczenia. Najważniejsze jest to że nic co ci nie jest.  Ala powiedziała mi, co się działo w twoim biurze. O pistolecie, żyletkach, że uderzyłeś głową o szafę.
-Możesz sobie to wyobrazić- odparł z ciągłym niedowierzaniem. —Chciała oszpecić mnie z zemsty i żebym nie był już taki atrakcyjny.
-Dla mnie i tak byłbyś przystojny- mówił, wpatrując się w niego.
-Jesteś niesamowita Ula- zaczął, mówić to co chciał powiedzieć dawno temu. —Energiczne pukanie do drzwi jednak przerwało mu, a chwilę później w drzwiach pojawili się policjanci.
Od nich Ula i Marek dowiedzieli się, że Febo specjalnie przyleciała z Włoch z dwoma podejrzanymi typkami, aby rozpalili świece dymne i wywołali zamieszanie. Teraz, jak mówili, przebywała na badaniach, bo uskarżała się na duszności, a później miała być przesłuchana i osadzona w areszcie. Być może będzie skierowana na badania psychiatryczne. Wzięli też od Marka zeznania i na tę krótką chwilę Ula musiała wyjść na korytarz.
-Chciałbym mieć już za sobą tę całą historię- rzekł, gdy Ula ponownie pojawiła się w jego sali. —Jak sobie pomyślę, że jutro miała zostać moją żoną, to coś mną trzęsie. Ona mogła zrobić coś takiego po jakimkolwiek spóźnieniu.
-Kochała cię – stwierdziła cicho i jakby usprawiedliwiając Paulinę. —Może dalej kocha.
-Nie, nie Ula- zaprotestował z miejsca. —Ona nigdy mnie nie kochała. Ty mnie kochałaś. Byłem tylko zbyt głupi, żeby prędzej tego nie docenić. Ula to, co zrobiłem jest niewybaczalne, ale nie tracę nadziei, że może kiedyś wybaczysz mi.  Przyszłaś tu, prędzej dzwoniłaś do mnie, to może mam szansę? – pytał, spoglądając na nią błagalnie. — Proszę cię Ula, pozwól mi powiedzieć to co chcę. Kiedy leżałaś nieprzytomna, to właśnie to chciałem zrobić. Porozmawiać, wytłumaczyć i przeprosić.
- Ala powiedziała, że powinnam – rzekła cicho.
- Mądra kobieta- odparł z uwydatnieniem.  —Ten list i błyskotki to wymyślił Sebastian- zaczął swój dłuższy monolog. —I nie wiem, jak mogłem być tak głupi, że dałem się w to wszystko wmanewrować. Kiedyś powiedział mi, że razem z Maćkiem chcesz mnie oszukać. Ale to nie dlatego robiłem te wszystkie rzeczy, bo wiedziałem, że ostatnią rzeczą z twojej strony byłoby oszukanie mnie- szybko zaczął wyjaśniać. —Nie dlatego całowałem cię, wychodziłem, dawałem prezenty, szeptałem czułe słówka, czy uwodziłem. Ja bałem się, że odejdziesz z firmy, zostanę sam, nie poradzę sobie i Aleks zajmie moje miejsce. To ty tak naprawdę byłaś głową i szyją firmy, a ja tylko ręką do podpisywania dokumentów. Byłaś też moją przyjaciółką. Ale tego dnia, gdy byliśmy nad Wisłą wszystko się zmieniło. I tam i w biurze całowałem cię, bo chciałem, a w SPA spędziłem najmilsze chwile ze wszystkich moich wyjazdów z kobietami. Powiedziałem ci wtedy, że chcę rozstać się z Pauliną i była to prawda Ula. A najgorsze z tego wszystkiego jest to że uratowałaś mi życie, a ja chciałem zadrwić z ciebie i potraktować w najokrutniejszy sposób. Czuję się podle, jak ostatnia świnia i nie zdziwię się, jeśli wyrzucisz mnie ze swojego życia i nigdy nie będziesz chciała widzieć.
Żeby było to takie proste- pomyślała.
-Ale wiedz, że najszczęśliwszy czas spędzony z tobą to był czas sprzed wymyślenia tego planu, twojego pocałunku i te parę ostatnich dni- kontynuował Marek. — Myślisz, że mogłoby być między nami tak miło, jak wtedy? – zapytał, nie prosząc w danej chwili o nic więcej.
-Nie wiem Marek. To trudne. Może z czasem- mówiła z wahaniem.
-Ok Ula- wtrącił pośpiesznie. — To lepsze niż nie.  I obiecuję ci, że drugi raz cię nie zawiodę.  Tak jak powiedział mi twój ojciec.

Kolejne trzy dni spędzone w szpitalu dłużyły się Markowi, bo ciągle nie mógł wstawać z łóżka. Tę niedogodność rekompensowała mu jedynie bliska obecność Uli, bo odwiedzała go na oddziale i mógł porozmawiać z nią i popatrzeć. Było to i tak dużo, jak myślał i na ich ewentualny nowy początek wystarczająco dużo. Oprócz Uli przychodzili również rodzice i Sebastian. Kadrowy przyznał się nawet do tego, że nie miał racji, chcąc na siłę związać go z Pauliną. Dobrzańscy zaś przy okazji wizyt u syna odwiedzili i Ulę. Wiedzieli już, jak bardzo zależy ich jedynakowi na tej dziewczynie i chcieli w taktowny sposób okazać jej swoją życzliwość i akceptacje.
Paulina tymczasem odmówiła pójścia do szpitala na obserwację, bo uważała się za całkowicie zdrową i poczytalną.  Nie okazała nawet skruchy i żałowała jedynie, że jej plan się nie powiódł. Jeszcze przed rozpoczęciem procesu było wiadomo, że za narażenie utraty życia lub uszczerbku na zdrowiu wielu osób oraz zniszczenia mienia groziło jej kilka lat więzienia.
Marek szpital opuścił po pięciu dniach pobytu, a Ula trzy dni po nim. Oboje poszli też na zwolnienia lekarskie. Marek na tydzień a ona na cały miesiąc. Ula pierwsze dni zwolnienia wykorzystała na pójście do optyka, bo okulary zniszczyła w czasie wypadku. Poszła jeszcze do fryzjera i skróciła włosy, bo po operacji były źle ścięte. Po wizycie w salonie piękności zaś odwiedziła koleżanki we firmie. Pojawienie się jej i nowy wygląd wywołały ogromne zdziwienie i zachwyt.


- Ulka z tobą normalnie jest jak z Adamem- zaczęła Wioletta, przyglądając się jej. —Zawsze uważałam go za takie cielę malowane we fabryce szkła, a okazało się, że przy mnie i Marku wyszedł na ludzi. A ty kochaniutka byłaś takim cichym, niepozornym, nieopierzonym kurczaczkiem, a teraz latasz jak jaskółka wysoko. Piękna i na stanowisku.
-Miłe Wioletta- odparła. —A co we firmie?
-Trochę się dzieje-rzekła, ściszając głos.  —Był tu niedawno Aleks. Wraca tu jak ten bumelant- lamentowała. —A teraz Marek z Adamem zamknęli się w gabinecie i obradują. Podobno chce zwołać zarząd. O jesteście -dodała, gdy Dobrzański z Turkiem pokazali się w drzwiach. —Ula wróciła, dacie wiarę.  I to z jakim wysokim lotem.
Mina obu panów na jej widok mówiła wszystko.


Z Markiem nie widzieli się od dnia jego wyjścia ze szpitala, gdy to Ula przyszła powiedzieć mu do widzenia i życzyć zdrowia. Teraz widząc ją, zastanawiał się jak to będzie, gdy nie będzie łączył ich pobyt w szpitalu. Ku jego zadowoleniu źle nie było. Ula nie unikała go, była uprzejma, a po spotkaniu z koleżankami odwiózł ją nawet do Rysiowa. Po drodze był czas na zrelacjonowanie wizyty Febo. W samym Rysiowie natomiast było jeszcze lepiej, bo rodzina Uli przyjęła go życzliwie i ugościła obiadem, podwieczorkiem, kolacją i miłą rozmową.
Trzy dni później, gdy Marek wrócił już na dobre do pracy, a Ula była już w miarę dobrej formie, aby pojawić się w F&D, odbył się zwołany z inicjatywy Aleksa zarząd. Febo chciał, aby Ula z Markiem wyjaśnili przed nim powiązania F&D z PRO-es. Na tę okoliczność Marek z Adamem przygotowali swoją linię obrony. Jeszcze przed tymi dramatycznymi wydarzeniami Turek, choć wiedział, że ryzykuje, bo prezes nie lubił szpiegów we firmie, to dał Markowi swoje notatki ukryte w czarnej teczce. Były główny księgowy odkrył bowiem, że Aleks będąc dyrektorem finansowym, brał prowizje od dostawców tkanin, dodatków, ustawiał niektóre przetargi i część zysków przelewał na własne konto. Przeprawa z Aleksem długo nie trwała, bo Marek przedstawił mu swoje dowody na działania na niekorzyść firmy.  Ciąg dalszy zarządu był tylko formalnością. Na posłanie kolejnego Febo do więzienia Markowi nie zależało to miał dla Aleksa propozycję nie do odrzucenia. Zaproponował mu, mianowicie że za kilka jego akcji zapomni o wszystkim. Aleks, choć na początku buntował się, oskarżał Ulę i Marka o machlojki, to się w końcu zgodził oddać dziesięć procent swoich akcji.
Kolejne dni mijały na oczyszczaniu atmosfery po rodzeństwie Febo.  Nikt też, oprócz czwórki osób obecnych na zarządzie, nie wiedział, dlaczego większość akcji należy teraz do rodziny Dobrzańskich. Marek prawdy nie powiedział nawet rodzicom, a decyzję Aleksa argumentował zadośćuczynieniem za występki Pauliny.
Ula tymczasem wracała do zdrowia i choć ciągle miała zwolnienie lekarskie to coraz częściej i ku częściowemu zadowoleniu Marka wpadała do firmy. Do końca zadowolony jednak nie mógł być, bo ciągle nie wiedział, na jakim etapie są uczucia Uli do niego.  Na siłę również nie chciał się dowiadywać, bo mogłoby się to zakończyć upublicznieniem tego, co było między nimi, a co ciągle było dla większości tajemnicą. Z końcem czerwca i jednego dnia wszystko zaczęło przybierać inny kierunek, a dużą zasługę i całkowicie przypadkową miała w tym Wioletta.
-Marek ma nową, starą panienkę- oznajmiła konspiracyjnie Uli pewnego popołudnia. —Dasz wiarę. Mało mu Klaudii i Domi, że trzecią sobie przygruchał.
-Skąd wiesz? - zagadnęła delikatnie.
-Przyszedł z lunchu z Sebastianem i gdy wchodził, to słyszałam, jak rozmawiał z nią przez telefon. Malwinko, nie ma sprawy. Możemy spotkać się u ciebie w domu po dwudziestej- streściła podsłuchaną niedawno rozmowę. —A uśmiechał się do tego, że ho, ho.
-Malwina? Pierwszy raz słyszę- rzekła zaintrygowana.
-To jakaś była Marka, bo była już za czasów Pauliny- wyjaśniała pospiesznie Wiola. —Pamiętam, że jeszcze na początku mojej znajomości z Paulą, była nieźle wkurzona na Marka za nią. Zrobiła mu awanturę na cztery fajerwerki. (poprawnie zabawa na cztery fajerki)
I on podobno mnie kochał, a ja chciałam dać mu drugą szansę- myślała tymczasem Ula. Niezły z niego aktor. Był taki przekonujący, miły, troskliwy. A ja kolejną naiwną- zbeształa siebie.  On się nigdy nie zmieni. Tylko czy mi jest smutno z tego powodu, że wychodzi i ma kogoś? Oczywiście że jest, bo go kocham.
-Ula telefon ci dzwoni- dodała Wiola, przerywając jej myśli.

-Widzisz Marek jak to niewiele potrzeba, aby iść na randkę- zagadnęła Kubasińska piętnaście minut później. —Ula wypiękniała i już umawia się z chłopakami.  Dasz wiarę?
-Ula ma randkę- podchwycił słowa sekretarki.
-Przecież mówię. Moje własne uszy słyszały. Była tu niedawno, rozmawiałyśmy i przerwał nam telefon od jakiegoś Tomka. Powiedziała, że nie ma sprawy i może być kino Remiza o osiemnastej.  Chciałam spytać ją o niego, ale wyszła od razu, a mi zadzwonił telefon.
-To chyba dobrze, że wychodzi? – odparł, chociaż tak nie myślał.
-Dobrze i niedobrze Marek. Ulka nie ma doświadczenia i może łatwo dać się oszukać. A tego nie chcielibyśmy przecież.
Z telefonem do Uli nie zwlekał, ale nie odebrała.  Tak jak kolejne dwa. W końcu zszedł do recepcji i spytał Anię o nią. Od niej dowiedział się, że wyszła chwilę temu. Ula tymczasem poszła nad Wisłę. Tam miała spokój i mogła zrelaksować się i pomyśleć. Dzisiaj myślała, o tym co powiedziała jej Wioletta, jak i analizowała całą ich znajomość. Od dnia poznania się, poprzez wypadek Marka, ich znajomość, plan Sebastiana, jej wypadek, wydarzeniach z jego biura, do dnia dzisiejszego.
 Marek również wyszedł się przewietrzyć i również wybrał Wisłę. Siedzącą na kamieniu Ulę ujrzał z daleka, a ona jego, gdy był już blisko i na ucieczkę czasu nie było.
-Cześć- odezwała się mimo tego, że nie chciała z nim rozmawiać.
- Część- odparł, kucając. —Słyszałem od Wioli, że masz randkę- rzekł niemiło.
-A ja, że wracasz do dawnego życia- odbiła piłeczkę. —Modelki, panienki i całe te twoje życie- mówiła gardząc nim.
-Ula to nie prawda. Nie ma nikogo w moim życiu. Ktoś naopowiadał…
-Malwinka? - przerwała mu. — Mówi ci to coś? Wiola słyszała, że umawiałeś się z nią na wieczór.
-Jesteś zazdrosna? - zapytał z wyraźnym zadowoleniem.  —To psychoterapeutka i znam ją od lat- zaczął wyjaśniać, bo mina Uli sugerowała, że jest daleka od humoru Marka. —Razem chodziliśmy do podstawówki, a później do liceum. Pomaga mi, bo mam koszmary nocne. Już kiedyś, gdy byłem jeszcze z Paulą, chciała nam pomóc, ale Paula nie zgodziła się na terapię. A kim jest ten Tomek. Szczerość za szczerość Ula.
-To kolega Jasia. Ma poprawkę z matematyki na maturze i udzielam mu korepetycji- odparła szybko i na jednym tchu. —Miałam odebrać zadania, które odrobił.
-Świetnie Ula i mamy bardzo dobry wstęp do dalszej rozmowy- stwierdził usatysfakcjonowany.  —Byłem zazdrosny, bo cię kocham i nie chcę dłużej ukrywać tego- dodał po chwili. —Zacznijmy wszystko od nowa Ula. Przecież jak kogoś kocha się tak…
-naprawdę, to nie można przestać kochać- dokończyli razem.
-Pamiętam Marek- rzekła już sama Ula.
-Nawet jeśli zdradza, kłamie, oszukuje- dodał Marek. —To też mówiłem ci w szpitalu. Jak to że jeśli się czegoś chce się naprawdę, to się w końcu osiągnie. Ja chciałbym tylko ciebie Ula.  Chciałbym wychodzić z tobą na randki, przytulać, całować, mówić kochanie.
-Naprawdę chciałbyś? – pytała cicho.
-Jak niczego innego Ula- rzekł, wpatrując się w jej twarz i oczekując na odpowiedź.
-Tak szczerz to, ja chcę tego samego- odparła po chwili ciszy. — I wybaczyłam ci już tego dnia, gdy Ala powiedziała mi, co chciała zrobić Paulina. Byłam tylko zbyt uparta, żeby tak od razu ci odpuścić. Kocham cię Marek -dodała jeszcze.
Po tej odpowiedzi Marek przytulił ją do siebie i pocałował. Później jeszcze mieli chwilę czasu, aby porozmawiać, a na sam koniec wolnym krokiem i trzymając się za ręce, poszli w stronę firmy.
Kolejne dni były dla nich ukoronowaniem tego, co działo się nad Wisłą. Wspólne spacery, wyjścia na lunch, kina czy inne. Przytulali się, szeptali czułe słówka, całowali, a otoczenie im kibicowało i było z nimi i teraz, i na kolejne długie lata spędzone w miłości z dziećmi i wnukami.