Po
odjechaniu ostatniego gościa Marek z Sebastianem mieli czas na podsumowania
całego popołudnia. Usiedli w gabinecie pana Dobrzańskiego z kieliszkami dobrego
alkoholu i zajęli się rozmową.
-Całkiem
udane było to przyjęcie- zagadnął Olszański. —A tak bardzo obawiałeś się, jak
je przeżyjesz i że będą te same panny co zawsze.
Nawet
bardzo udane- pomyślał,
a mając głównie na myśli poznanie Uli.
-Tak
czasami bywa Seba, że jak liczy się na coś i czeka, aż coś się zmieni w życiu
to nic, a jak wydaje się, że nie ma na co liczyć i spodziewać się czegoś to
czeka nas niespodzianka- odparł głośno.
-Trochę
filozoficzne, ale w sumie masz rację. Tylko ten incydentu z Pauliną i Janką napiął atmosferę przyjęcia- dodał medyk, uważając, aby nie pomylić się i nie
powiedzieć z Ulą. —Bardzo nerwowa ta twoja była wybranka.
-Rodziców
wybranka, jak już, nie moja- sprecyzował. —I najwidoczniej kilkumiesięczny pobyt
Pauli w innym otoczeniu dla podreperowanie nerwów, jak mawiają jej rodzice, nie
pomógł jej. Dalej jest nerwowa i wpada w pasje z błahego powodu.
-Nerwowość
trudno leczyć- odparł. —Nie musiałeś jednak całować jej od razu i tak przy
wszystkich. Zacznie sobie jeszcze coś wyobrażać. Albo przysporzy ci kłopotów.
-Wiem,
że nie musiałem, ale do rodziców chciała lecieć ze skargą, a właśnie wyjeżdżali
do opery i nie chciałem, żeby głowę im zawracała błahostką- tłumaczył zawzięcie.
- Uważaj
Marek, bo uwierzę, że ci o rodziców chodziło- zakpił wyraźnie Sebastian. —Większych
trosk im dostarczasz niż to nieporozumienie. Jankę miałeś na uwadze. Spodobała
ci się i nie chciałeś, aby miała kłopoty.
-Kłopoty na początek znajomości nie są dobre, a tak wychodzimy razem- mówił z
zadowoleniem.
-Tak
wiem. Dwa razy mówiłeś mi. A radosny
przy tym jesteś jak szczygieł na wiosnę. Może ta Janka to akuratna panna dla
ciebie- zagadnął również. —Nie tylko piękna, ale i …
-Akuratna
to akurat już jest dla mnie- wtrąciła z szelmowskim uśmiechem. —Ma najpiękniejszy uśmiech i oczy, jakie
kiedykolwiek widziałem.
-Ty
jak zawsze o walorach zewnętrznych, a ja myślałem o jej osobowości. Może ma
równie piękną osobowość co buzie Marek i jest mądra. Na jakąś chimeryczkę czy
histeryczkę też nie wygląda.
-Lanie
wody Seba. Ideał kobiety nie istnieje- dodał dosadnie.
-Żebyś
się jeszcze nie zdziwił- odparł.
Tymczasem
w czasie antraktu w operze państwo Dobrzańscy spotkali właściciela Domu
Bankowego zajmującego się ich finansami, pana Karola Małeckiego. Bankier dobrych
wiadomości dla nich nie miał.
- Był
u nas ostatnio państwa syn- oznajmił im, po przywitaniu. —Najpierw wypytywał pracownika o kredyt, a
dwa dni później wypłacił sporo pieniędzy ze swojego konta. Mógłby kupić za to
spore mieszkanko w centrum. Miałem nawet dzwonić do państwa w tej sprawie.
-Po co
mu te pieniądze wie pan? – pytał Krzysztof.
-Tego bank
nie wymaga. Wiem jeszcze, że w zastaw pożyczki proponował posiadłość w Lisowie.
- A
tak ma taką swoją odziedziczoną po dziadku, ale są to aktywa i dobra rodzinne i
nie powinien pozbywać się niczego- odparł znajomemu. —Będę musiał porozmawiać z nim poważnie- dodał
ze wzburzeniem. —Całe dnie spędza poza domem i pewnie hula w tym Klubie 26 albo
w gorszych przybytkach. I dziękuję, że mówi nam pan o tym.
-Rozumiem pana w całej rozciągłości- odrzekł mu klarownie Małecki. —Mam
syna w tym samym wieku i wiem, że chociaż są dorośli, to robią głupie rzeczy i
kłopotów przysparzają. Wytłumaczyć się z błędu łaskawi też nie są. Albo tak tłumaczą,
że nie można być pewnym czy kłamią, czy prawdę mówią.
-Tego
właśnie obawiam się najbardziej panie Karolu, że i tak nie powie, po co były mu te pieniądze- wymruczał posępnie.
- I
dlatego proponuję wynająć detektywa, który mógłby państwu pomóc i delikatnie
sprawę wybadać- zaproponował Małecki. —Znam
kogoś takiego. W banku miałem oszusta i zdemaskował go w mig.
-Może
to dobry pomysł- podchwyciła Helena.
-Bylibyśmy
wdzięczni- odparł i Krzysztof.
-Nazywa
się Barański. Przy sobie jego wizytówki nie mam, ale w poniedziałek zadzwonię
do pana do firmy i podam kontakt.
-Tak,
tam najlepiej dzwonić- przytaknął Krzysztof. —Im mniej osób będzie wiedziało o tym, tym lepiej, a w posiadłości ktoś się zawsze kręci.
- Dyskrecja
to podstawa jak brzmi hasło pana Barańskiego- wtrącił bankier.
-Tego
będę właśnie potrzebował- odparł Krzysztof.
Chwilę
jeszcze porozmawiali na temat opery i finansów, a po usłyszeniu gongu
oznajmiającego, że antrakt zbliża się do końca, to pożegnali się z bankierem i
rozeszli.
- Oby
nie łożył na dziecko- rzekła Helena, gdy szli w stronę sali. —Pamiętasz, jak
ze dwa tygodnie temu pisali o tej aktorce i jej dziecku.
-Pamiętam,
ale za taką kwotę mógłby na całą armię dzieci łożyć Helenko.
-Trzeba
porozmawiać z nim o jego prowadzeniu się i przyszłości- dodała jeszcze Helena.
—Nie wspominając nic o tych pieniądzach.
-Trzeba
– przytaknął Krzysztof.
Niedziela
w Rysiowie minęła spokojnie i bez wypytywania Marka o jego prywatne sprawy. Nie
było też czasu na rozmowę, bo trzeba było pojechać do kościoła na sumę, zjeść
bardziej uroczysty obiad i zarządzić sprzątanie po przyjęciu. Ciągle też bawił u nich Sebastian i Dobrzańscy
nie chcieli rozmawiać z synem o jego związkach czy nieślubnych dzieci przy
obcych. Temat podjęli dzień później, gdy Marek zjawił się na kolacji. Pretekst do rozpoczęcia rozmowy zaś sam się
znalazł, bo do uszu Dobrzańskich dotarły nowiny o pocałunku ich syna z Pauliną
Febo.
-Co
miało znaczyć te publiczne całowanie się z Pauliną? -zapytała wprost Helena,
gdy całą trójką byli jeszcze w salonie.
-To
mama już wie? -zapytał ironicznie, choć pocałunek na oczach kilku osób nie mógł
przejść bez echa, był nierozsądny i przyniósł kłopoty, jak przewidywał
Sebastian.
-I to od
kilku osób- odparła dosadnie.
-To
nie było nic ważnego- rzekł błaho, nalewając sobie koniak. —Zaskoczyła mnie- postanowił również skłamać z
nadzieją, że szczegółów rodzicielka nie zna.
-Paulina
inaczej myśli- do rozmowy dołączył Krzysztof. — Rozmawialiśmy dzisiaj z nią i
twierdzi, że znowu będziecie razem.
-Zapewniam
was, że ja tak nie myślę- mówił pewnie, siadając obok matki na sofie. —Paulina
to przeszłość, do której nie zamierzam wracać. Wystarczająco mocno ją znam, aby
wiedzieć, jaki ma charakter. Ty mamo sama mówiłaś wiele razy, jak to źle
traktuje służbę i osoby niższego stanu.
-Zmieniła
się przez te dwa lata- próbowała argumentować.
-Nie
sądzę- odparł zdecydowanie.
-Skoro
wasze odczucia są tak rozbieżne, to zaprosimy ich jutro na podwieczorek i
wyjaśnimy wszystko- zaproponowała Dobrzańska. —To dobre rozwiązanie na wasze
obiekcje.
-Jutro
to niemożliwe- wtrącił, rujnując plany matki zalążku. —Popołudniu jestem
zajęty i nie mogę odwołać tego.
-Ciekaw
jestem, co takiego jest ważnego w twoim napiętym grafiku dnia, że nie możesz
poświęcić rodzicom popołudnia- dopytywał ojciec.
-Nie
to, co macie na myśli- rzekł trochę cynicznie. —Nie będę szlajał się po
klubach. Ani po obcych pokojach- dodał, omijając stwierdzenie wycierał czyjeś
łóżko. —A z Paulą sam porozmawiam. Jestem już dorosły
i nie potrzebuję pośredników.
-Tylko
że twoje zachowanie nie ma nic wspólnego z dorosłością Marek- odparł mu ostro ojciec
głównie za jego cynizm. —Ciągle życie traktujesz jak zabawę. Boimy się z matką,
że może coś ci się stać w jednym z tych klubów.
- Mało
się słyszy o rabusiach czyhających na zamożne osoby- dodała Helena.
-Nie
chodzę po spelunach ani po ciemnych uliczkach mamo- wyjaśnił szybko.
-Jeśli
myślisz, że nas to uspokaja, to się mylisz- odparła mu ze zdenerwowaniem.
—Rozboje w biały dzień to nie tylko przenośnia.
-To że
mnie nie ma, nie znaczy, że jestem wyłącznie w klubie- tłumaczył łagodnie. —
Ostatnio we Warszawie zatrzymują mnie również inne sprawy. I z góry wyjaśniam, że
tym razem nie jest to kobieta.
-To
może oświecisz nas, jak to mówicie, w te tajemne sprawy- odezwał się ponownie
Krzysztof. —Nie chcemy, żebyś wpadł w jakieś kłopoty.
-Dlaczego
od razu uważacie, że będą to kłopoty? - pytał zirytowany kolejnym brakiem
zaufania do niego. —Może coś dobrego robię i może warto dać mi szansę, i
pozwolić działać samemu.
-Chcemy
tylko uchronić cię od błędów- mówił Krzysztof.
-A ja
chcę tylko udowodnić, że mogę wykazać się zaradnością i dostać więcej zaufania-
odparł mu Marek. —Nie powiem nic więcej i kropka.
Dalej niedane
było im tematu kontynuować, bo w drzwiach salonu pojawił się Pshemko. Mistrz mieszkał samotnie niedaleko
posiadłości Dobrzańskich i często gościł u pracodawców na obiedzie czy kolacji.
Następnego dnia zaś Marek wstał wcześnie rano i zanim rodzice wstali i zeszli
na śniadanie, motorem pomknął do Warszawy. Najpierw pojechał do pracy, a
później na spotkanie z Ulą.
Krzysztof
tego dnia również zaplanował spotkanie. Postanowił bowiem, że dłużej czekać nie
będzie i spotka się z panem Barańskim jak najszybciej. Marek bowiem
wystarczająco dużo kłopotów dostarczał im, spędzając tym samym sen z powiek. Szczęście
dopisało mu, bo umówili się na popołudnie. Detektyw okazał się panem w średnim
wieku, wzbudzający zaufanie i Krzysztof liczył na szybkie wyjaśnienie sprawy. Samo
spotkanie długo nie trwało. Dobrzański powiedział, gdzie można spotkać Marka,
dał zdjęcie i poprosił o sprawdzenie, z kim zadaje się syn i po co była mu
spora kwota pieniędzy.
Marek
tymczasem nieświadomy poczynań rodziców jechał do parku, w którym umówił się z
Ulą vel Janką. Ulę zauważył już z daleka
i wyglądała olśniewająco. Była znacznie piękniejsza niż zapamiętał.
-Witaj-
rzekł, ciągle przyglądając się jej.
-Witaj
– odparła, a w jego twarzy wyczytała zachwyt. Sam również wyglądał jak z
paryskiego żurnalu.
-
Miło, że przyszłaś- dodał do powitania i całując w dłoń.
-Należę
do słownych osób, to jestem- odparła, rumieniąc się, co uwadze Marka nie
umknęło.
-A ja
należę do osób dotrzymujących słowa i proponuję spacer i deser lodowy- rzekł przekornie.
-To
dobrze, bo nie cierpię ludzi, którzy coś obiecują, a później co innego robią.
-Zapamiętam
sobie- przyrzekł solennie. —To na co masz najpierw ochotę Janko? Spacer czy lody?
-Najchętniej
zostałabym tutaj chwilę i posiedziała. Woda fontanny tak przyjemnie ochładza i
jest nawet wolna ławka.
-Twoje
słowa są dla mnie rozkazem moja pani– odparł dostojnie i prowadząc w stronę owej
ławki.
Park o
tej porze tętnił życiem niań, mam, dzieci i przechodniów, ale Uli to w ogóle
nie przeszkadzało i cieszyła się zarówno towarzystwem Marka, jaki i otaczającym
ją pięknem i ciepłą pogodą.
- Pięknie
tu, prawda Janko- zagadnął, gdy usiedli już i jakby czytając w jej myślach.
-Parki
w ogóle są piękne- odparła cicho. —Nie
tylko latem, ale wiosną i jesienią. Tylko zima odbiera im część uroku. A tak
szczerzę, to bardzo lubię naturę i trochę zazdroszczę ludziom mieszkającym poza
Warszawą. Niektórzy dziwią się, że tak myślę, ale tak jest. Chciałabym mieć mały domek, mieszkać z psem, kotem, mieć własny ogród, sad i podwórko, gdzie mogłyby się w przyszłości bawić moje dzieci- mówiła z rozczuleniem i zapominając na chwilę z kim rozmawia. —A tak póki co muszę mieszkać w zimnej kamienicy w centrum Warszawy - dodała schodząc z marzeń na ziemię.
-To
tak w przeciwieństwie do mnie, bo mam czasami dość życia na prowincji- mówił dla odmiany z zniechęceniem. —Od
dziecka ciągle to samo otoczenie, rytuały i atrakcje. Zdecydowanie wolę
miastowe życie. Kluby, gwar, nieustanna zabawa. Tu we Warszawie czuję się
lepiej. Jednak Londyn to dopiero było życie- dodał z westchnieniem tęsknoty. —Byłem tam na studiach i chętnie
wrócił. Żyć, a nie umierać Janko.
-Mi w
Paryżu nie podobało się prawie w ogóle- odparła bezmyślnie. —Byłam tam rok temu
na wakacjach u Wioletty- dodała szybko. — Jej rodzice opłacili mi wyjazd, bo pensji urzędniczki nie byłoby mnie stać. Wszyscy gdzieś gonili i zabawa była na
pierwszym miejscu. Zresztą sam wiesz, bo miałeś w Londynie to samo.
-Nie
tylko z Londynu wiem, ale z samego Paryża- oznajmił jej tajemniczo. —Też tam bywałem na wakacjach. Jeszcze
z rodzicami jeździłem. Ciekawymi wyjazdami chcieli mi wynagrodzić brak
rodzeństwa. Może gdybym miał rodzeństwo,
to nie nudziłbym się tak w Rysiowie. A ty masz brata albo siostrę? -zapytał nieoczekiwanie.
-Tak.
Osiemnastoletniego brata i sześcioletnią siostrę- odparła, mówiąc po raz
pierwszy prawdę. —Jest więc trochę tłoku w naszym małym dwupokojowym mieszkanku
z kuchnią i wodą z pompy na brzydkim podwórzu, którą trzeba wtaszczyć na trzecie piętro- dodała, mijając się tym razem z prawdą, bo do swojej dyspozycji we własnej
kamienicy mieli pięć pokoi, duży hol, kuchnię i luksus w tych czasach własną
toaletę.
-Dla
mnie takie warunki mieszkalne są dość odległe Janko i nie do przeskoczenia– stwierdził z awersją na
myśl o jej mieszkaniu.
-Jak
ci ciasno to nabyj kozę i zamieszkaj z nią, a jak wyprowadzi się to
stwierdzisz, że miejsca jest zanadto- rzuciła ripostą.
-Zostałem
przywrócony do porządku Janko- rzekł z respektem. —Należało mi się jednak, bo nie
powinienem nic mówić na temat kto z kim, jak i w ile żyje.
-Dokładnie.
Są ludzie, którzy cenią rodzinę i ci, którzy wolą być sami.
-Ty wyglądasz
mi właśnie na domatorkę i romantyczkę- próbował naprawić gafę komplementem.
- Skąd
te przypuszczenia? – zapytała, spoglądając na niego z ukosa.
-Bo lubisz
przyrodę, dobrze się czujesz w parku i widzę, jak patrzysz na dzieci. Poza tym
zazwyczaj każda romantyczka to domatorka.
-Ciekawe
spostrzeżenia- wymruczała. —Mogłabym powiedzieć, że każdy pijak to awanturnik,
a tak nie jest.
-Interesujące
porównanie- odparł pełen podziwu jej błyskotliwych odpowiedzi.
Kolejne
minuty mijały im na opowieściach z ciężkich czasów zaborów a przypadających
na okres ich dzieciństwa. Marek mówił o tajnych lekcjach okolicznych dzieci a odbywających się u nich w posiadłości oraz o goszczeniu ważnych osobowości dla kształcenia się polskości. Ula zaś o swojej cioci i wuju, którzy zajmowali się szerzeniem kultury polskiej.
Po
prawie dwóch godzinach spotkania Ula stwierdziła, że jak na pierwsze spotkanie
to wystarczy i przyszedł czas rozstania i powrót do domu. Poza tym nie chciała
spóźnić się na rodzinną kolację, a zaplanowaną na osiemnastą trzydzieści.
Musiałaby się też tłumaczyć matce, co zatrzymało ją i Wiolettę na mieście. Kubasińska
dawała jej też jej alibi i oficjalnie była z koleżanką na jednej z uroczystości
poprzedzających rocznicę odzyskania niepodległości.
-Muszę
już wracać- rzekła niechętnie, gdy po zjedzeniu lodów wrócili jeszcze do parku.
—Obiecałam mamie, że wrócę na kolacje.
-
Oczywiście Janko. Nie powinienem tak długo cię zatrzymywać- odparł grzecznie i
zrozumiale. —Mogę odprowadzić cię gdzieś?
-Wystarczy
go tamtego ronda- rzekła, uśmiechając się w ramach podziękowań. —Mam stamtąd tramwaj niemal pod dom.
-Zobaczymy
się jeszcze? - spytał z nadzieją, gdy
szli w stronę przystanku. —Było tak miło i jesteś interesującą osobą Janko.
Byłbym wielce szczęśliwy móc spotkać się z tobą i pójść na przykład do iluzjonu
albo oranżerii Warszawskiej.
-Skoro
tak ładnie prosisz, to chętnie- odparła. —I jeszcze raz dziękuję za lody.
Po
rozstaniu z Ulą stwierdził, że w jej towarzystwie czuł się całkiem dobrze, choć
do tej pory obracał się w otoczeniu kobiet bardziej hożych, ale mało
inteligentnych. Janka zaś była z tych
delikatnych, rumieniących się na dotyk mężczyzny, wygadanych i nie zawsze
wiedział, jak ma się zachowywać i co mówić. Ta odmiana nie przeszkadzała mu
jednak. Podobała się nawet i był ciekaw
kolejnego spotkania.
Ula natomiast
spotkanie traktowała jak spełnienie marzeń i po pożegnaniu się ciągle
analizowała je minuta po minucie. Szybko też doszła do wniosku, że z żadnym z
chłopaków tak dobrze, jak z Markiem nie rozmawiało się jej i mogłaby ciągnąć spotkanie
w nieskończoność. Był też dżentelmenem w każdym calu i okazywał jej to
wielokrotnie. Tylko ta niezgodność co do mentalności ich zapatrywań na życie wprowadzała
w zniechęcenie.
Dzień
później wieczorem zaś wydarzyło się coś, czego Ula z pewnością się nie spodziewała.
Och ty nie dobra. Nie mogłaś powiedzieć co się takiego wydarzyło?
OdpowiedzUsuńA teraz już na poważnie.
Ulka widać zaimponowała Markowi. Zastanawiam się jak postąpi Marek gdy wyjdzie, że ona kłamie.
Zastanawiam się na co młody Dobrzański potrzebował tyle pieniędzy.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Do ujawnienie kim jest Janka jeszcze daleko, ale fakt dobrze nie będzie.
UsuńCo do pytań po co były mu pieniądze i co wydarzyło się już niedługo. To drugie już na początku kolejnej części.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Poczynania Marka budzą duży niepokój u jego rodziców. Najpierw pocałowanie Pauliny, które dało jej nadzieję a nawet pewność, że jednak będą razem, a potem ten bankowy kredyt. Ja podobnie jak Julita jestem ciekawa, na co mu było aż tyle pieniędzy. Panny kosztują to pewne, ale że aż tyle? A może Mareczek ma karciane długi? Jeszcze tylko brakuje, żeby okazał się hazardzistą.
OdpowiedzUsuńPierwsza randka już za nimi. Ula intryguje Marka, natomiast ona sama ewidentnie zakochana jest po uszy. Żeby jeszcze on zechciał to docenić i przestał latać za spódniczkami. Powinien posłuchać tego, co mówi Sebastian.
Pozdrawiam serdecznie. :)
PS.
W jednym z fragmentów Marek mówi do Uli: - Oczywiście Ula. Nie powinienem tak długo cię zatrzymywać- odparł grzecznie i zrozumiale. On jeszcze nie wie, że ona ma na imię Ula, ale Janka i tak powinien się do niej zwracać.
Fakt napisałam Ula. To z przyzwyczajenia.
UsuńNie wiem dlaczego nikt nie wierzy w Marka. Może tym razem naprawdę nie robi nic złego i ostatnim jego błędem było całowanie się z Pauliną. I może z Ulą będzie inaczej i nie będzie tylko kolejną jego panienką. Chociaż i on w pewnym momencie nieświadom pewnych rzeczy będzie chciał znajomość wykorzystać.Napiszę jeszcze że Ula nie tylko intryguje go ale i podoba do szaleństwa.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Tym ostatnim zdaniem sprawiłaś że teraz będę myślała co takiego się wydarzyło do momentu aż pojawi się kolejna część. Ula kłamie i to nie jest dobre bo kiedy wyjdzie na jaw Marek może mieć o to do niej pretensje. A Marek , no cóż może powoli zaczyna się zmieniać? I po co mu było tyle pieniędzy?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Tak jak napisałam wyżej odpowiedz na ostatnie zdanie już w kolejnej części. Postaram się napisać jak najszybciej.
UsuńPretensje owszem będą i to wielki. Będzie coś w rodzaju na złość babci połknę igłę. W końcu jednak złość minie i będzie sama miłość.
Pozdrawiam miło.