piątek, 11 maja 2018

Panicz Marek cz. 5


Po odjechaniu ostatniego gościa Marek z Sebastianem mieli czas na podsumowania całego popołudnia. Usiedli w gabinecie pana Dobrzańskiego z kieliszkami dobrego alkoholu i zajęli się rozmową.


-Całkiem udane było to przyjęcie- zagadnął Olszański. —A tak bardzo obawiałeś się, jak je przeżyjesz i że będą te same panny co zawsze.  
Nawet bardzo udane- pomyślał, a mając głównie na myśli poznanie Uli.
-Tak czasami bywa Seba, że jak liczy się na coś i czeka, aż coś się zmieni w życiu to nic, a jak wydaje się, że nie ma na co liczyć i spodziewać się czegoś to czeka nas niespodzianka- odparł głośno.
-Trochę filozoficzne, ale w sumie masz rację. Tylko ten incydentu z Pauliną i Janką  napiął atmosferę przyjęcia- dodał medyk, uważając, aby nie pomylić się i nie powiedzieć z Ulą. —Bardzo nerwowa ta twoja była wybranka.
-Rodziców wybranka, jak już, nie moja- sprecyzował. —I najwidoczniej kilkumiesięczny pobyt Pauli w innym otoczeniu dla podreperowanie nerwów, jak mawiają jej rodzice, nie pomógł jej. Dalej jest nerwowa i wpada w pasje z błahego powodu.
-Nerwowość trudno leczyć- odparł. —Nie musiałeś jednak całować jej od razu i tak przy wszystkich. Zacznie sobie jeszcze coś wyobrażać. Albo przysporzy ci kłopotów.  
-Wiem, że nie musiałem, ale do rodziców chciała lecieć ze skargą, a właśnie wyjeżdżali do opery i nie chciałem, żeby głowę im zawracała błahostką- tłumaczył zawzięcie.
- Uważaj Marek, bo uwierzę, że ci o rodziców chodziło- zakpił wyraźnie Sebastian. —Większych trosk im dostarczasz niż to nieporozumienie. Jankę miałeś na uwadze. Spodobała ci się i nie chciałeś, aby miała kłopoty.
-Kłopoty na początek znajomości nie są dobre, a tak wychodzimy razem- mówił z zadowoleniem.
-Tak wiem. Dwa razy mówiłeś mi.  A radosny przy tym jesteś jak szczygieł na wiosnę. Może ta Janka to akuratna panna dla ciebie- zagadnął również. —Nie tylko piękna, ale i …
-Akuratna to akurat już jest dla mnie- wtrąciła z szelmowskim uśmiechem.  —Ma najpiękniejszy uśmiech i oczy, jakie kiedykolwiek widziałem.
-Ty jak zawsze o walorach zewnętrznych, a ja myślałem o jej osobowości. Może ma równie piękną osobowość co buzie Marek i jest mądra. Na jakąś chimeryczkę czy histeryczkę też nie wygląda.
-Lanie wody Seba. Ideał kobiety nie istnieje- dodał dosadnie. 
-Żebyś się jeszcze nie zdziwił- odparł.

Tymczasem w czasie antraktu w operze państwo Dobrzańscy spotkali właściciela Domu Bankowego zajmującego się ich finansami, pana Karola Małeckiego. Bankier dobrych wiadomości dla nich nie miał.
- Był u nas ostatnio państwa syn- oznajmił im, po przywitaniu.  —Najpierw wypytywał pracownika o kredyt, a dwa dni później wypłacił sporo pieniędzy ze swojego konta. Mógłby kupić za to spore mieszkanko w centrum. Miałem nawet dzwonić do państwa w tej sprawie.
-Po co mu te pieniądze wie pan? – pytał Krzysztof.
-Tego bank nie wymaga. Wiem jeszcze, że w zastaw pożyczki proponował posiadłość w Lisowie.
- A tak ma taką swoją odziedziczoną po dziadku, ale są to aktywa i dobra rodzinne i nie powinien pozbywać się niczego- odparł znajomemu. Będę musiał porozmawiać z nim poważnie- dodał ze wzburzeniem. —Całe dnie spędza poza domem i pewnie hula w tym Klubie 26 albo w gorszych przybytkach. I dziękuję, że mówi nam pan o tym.
-Rozumiem pana w całej rozciągłości- odrzekł mu klarownie Małecki. Mam syna w tym samym wieku i wiem, że chociaż są dorośli, to robią głupie rzeczy i kłopotów przysparzają. Wytłumaczyć się z błędu łaskawi też nie są. Albo tak tłumaczą, że nie można być pewnym czy kłamią, czy prawdę mówią.
-Tego właśnie obawiam się najbardziej panie Karolu, że i tak nie powie, po co były mu te pieniądze- wymruczał posępnie.
- I dlatego proponuję wynająć detektywa, który mógłby państwu pomóc i delikatnie sprawę wybadać- zaproponował Małecki.  —Znam kogoś takiego. W banku miałem oszusta i zdemaskował go w mig.
-Może to dobry pomysł- podchwyciła Helena.
-Bylibyśmy wdzięczni- odparł i Krzysztof.
-Nazywa się Barański. Przy sobie jego wizytówki nie mam, ale w poniedziałek zadzwonię do pana do firmy i podam kontakt.
-Tak, tam najlepiej dzwonić- przytaknął Krzysztof. —Im mniej osób będzie wiedziało o tym, tym lepiej, a w posiadłości ktoś się zawsze kręci.
- Dyskrecja to podstawa jak brzmi hasło pana Barańskiego- wtrącił bankier.
-Tego będę właśnie potrzebował- odparł Krzysztof. 
Chwilę jeszcze porozmawiali na temat opery i finansów, a po usłyszeniu gongu oznajmiającego, że antrakt zbliża się do końca, to pożegnali się z bankierem i rozeszli.
- Oby nie łożył na dziecko- rzekła Helena, gdy szli w stronę sali. —Pamiętasz, jak ze dwa tygodnie temu pisali o tej aktorce i jej dziecku.
-Pamiętam, ale za taką kwotę mógłby na całą armię dzieci łożyć Helenko.
-Trzeba porozmawiać z nim o jego prowadzeniu się i przyszłości- dodała jeszcze Helena. —Nie wspominając nic o tych pieniądzach.
-Trzeba – przytaknął Krzysztof.

Niedziela w Rysiowie minęła spokojnie i bez wypytywania Marka o jego prywatne sprawy. Nie było też czasu na rozmowę, bo trzeba było pojechać do kościoła na sumę, zjeść bardziej uroczysty obiad i zarządzić sprzątanie po przyjęciu.  Ciągle też bawił u nich Sebastian i Dobrzańscy nie chcieli rozmawiać z synem o jego związkach czy nieślubnych dzieci przy obcych. Temat podjęli dzień później, gdy Marek zjawił się na kolacji.  Pretekst do rozpoczęcia rozmowy zaś sam się znalazł, bo do uszu Dobrzańskich dotarły nowiny o pocałunku ich syna z Pauliną Febo.


-Co miało znaczyć te publiczne całowanie się z Pauliną? -zapytała wprost Helena, gdy całą trójką byli jeszcze w salonie.   
-To mama już wie? -zapytał ironicznie, choć pocałunek na oczach kilku osób nie mógł przejść bez echa, był nierozsądny i przyniósł kłopoty, jak przewidywał Sebastian.
-I to od kilku osób- odparła dosadnie. 
-To nie było nic ważnego- rzekł błaho, nalewając sobie koniak.  —Zaskoczyła mnie- postanowił również skłamać z nadzieją, że szczegółów rodzicielka nie zna.
-Paulina inaczej myśli- do rozmowy dołączył Krzysztof. — Rozmawialiśmy dzisiaj z nią i twierdzi, że znowu będziecie razem.
-Zapewniam was, że ja tak nie myślę- mówił pewnie, siadając obok matki na sofie. —Paulina to przeszłość, do której nie zamierzam wracać. Wystarczająco mocno ją znam, aby wiedzieć, jaki ma charakter. Ty mamo sama mówiłaś wiele razy, jak to źle traktuje służbę i osoby niższego stanu.
-Zmieniła się przez te dwa lata- próbowała argumentować.
-Nie sądzę- odparł zdecydowanie.
-Skoro wasze odczucia są tak rozbieżne, to zaprosimy ich jutro na podwieczorek i wyjaśnimy wszystko- zaproponowała Dobrzańska. —To dobre rozwiązanie na wasze obiekcje.
-Jutro to niemożliwe- wtrącił, rujnując plany matki zalążku. —Popołudniu jestem zajęty i nie mogę odwołać tego.
-Ciekaw jestem, co takiego jest ważnego w twoim napiętym grafiku dnia, że nie możesz poświęcić rodzicom popołudnia- dopytywał ojciec.
-Nie to, co macie na myśli- rzekł trochę cynicznie. —Nie będę szlajał się po klubach. Ani po obcych pokojach- dodał, omijając stwierdzenie wycierał czyjeś łóżko.   —A z Paulą sam porozmawiam. Jestem już dorosły i nie potrzebuję pośredników.
-Tylko że twoje zachowanie nie ma nic wspólnego z dorosłością Marek- odparł mu ostro ojciec głównie za jego cynizm. —Ciągle życie traktujesz jak zabawę. Boimy się z matką, że może coś ci się stać w jednym z tych klubów.
- Mało się słyszy o rabusiach czyhających na zamożne osoby- dodała Helena. 
-Nie chodzę po spelunach ani po ciemnych uliczkach mamo- wyjaśnił szybko.
-Jeśli myślisz, że nas to uspokaja, to się mylisz- odparła mu ze zdenerwowaniem. —Rozboje w biały dzień to nie tylko przenośnia.
-To że mnie nie ma, nie znaczy, że jestem wyłącznie w klubie- tłumaczył łagodnie. — Ostatnio we Warszawie zatrzymują mnie również inne sprawy. I z góry wyjaśniam, że tym razem nie jest to kobieta.
-To może oświecisz nas, jak to mówicie, w te tajemne sprawy- odezwał się ponownie Krzysztof. —Nie chcemy, żebyś wpadł w jakieś kłopoty.
-Dlaczego od razu uważacie, że będą to kłopoty? - pytał zirytowany kolejnym brakiem zaufania do niego. —Może coś dobrego robię i może warto dać mi szansę, i pozwolić działać samemu.
-Chcemy tylko uchronić cię od błędów- mówił Krzysztof.  
-A ja chcę tylko udowodnić, że mogę wykazać się zaradnością i dostać więcej zaufania- odparł mu Marek. —Nie powiem nic więcej i kropka.

Dalej niedane było im tematu kontynuować, bo w drzwiach salonu pojawił się Pshemko.  Mistrz mieszkał samotnie niedaleko posiadłości Dobrzańskich i często gościł u pracodawców na obiedzie czy kolacji. Następnego dnia zaś Marek wstał wcześnie rano i zanim rodzice wstali i zeszli na śniadanie, motorem pomknął do Warszawy. Najpierw pojechał do pracy, a później na spotkanie z Ulą.
Krzysztof tego dnia również zaplanował spotkanie. Postanowił bowiem, że dłużej czekać nie będzie i spotka się z panem Barańskim jak najszybciej. Marek bowiem wystarczająco dużo kłopotów dostarczał im, spędzając tym samym sen z powiek. Szczęście dopisało mu, bo umówili się na popołudnie. Detektyw okazał się panem w średnim wieku, wzbudzający zaufanie i Krzysztof liczył na szybkie wyjaśnienie sprawy. Samo spotkanie długo nie trwało. Dobrzański powiedział, gdzie można spotkać Marka, dał zdjęcie i poprosił o sprawdzenie, z kim zadaje się syn i po co była mu spora kwota pieniędzy.

Marek tymczasem nieświadomy poczynań rodziców jechał do parku, w którym umówił się z Ulą vel Janką.  Ulę zauważył już z daleka i wyglądała olśniewająco. Była znacznie piękniejsza niż zapamiętał.


-Witaj- rzekł, ciągle przyglądając się jej.
-Witaj – odparła, a w jego twarzy wyczytała zachwyt. Sam również wyglądał jak z paryskiego żurnalu.


- Miło, że przyszłaś- dodał do powitania i całując w dłoń.
-Należę do słownych osób, to jestem- odparła, rumieniąc się, co uwadze Marka nie umknęło.
-A ja należę do osób dotrzymujących słowa i proponuję spacer i deser lodowy- rzekł  przekornie.
-To dobrze, bo nie cierpię ludzi, którzy coś obiecują, a później co innego robią.   
-Zapamiętam sobie- przyrzekł solennie. —To na co masz najpierw ochotę Janko? Spacer czy lody?
-Najchętniej zostałabym tutaj chwilę i posiedziała. Woda fontanny tak przyjemnie ochładza i jest nawet wolna ławka.  
-Twoje słowa są dla mnie rozkazem moja pani– odparł dostojnie i prowadząc w stronę owej ławki.


Park o tej porze tętnił życiem niań, mam, dzieci i przechodniów, ale Uli to w ogóle nie przeszkadzało i cieszyła się zarówno towarzystwem Marka, jaki i otaczającym ją pięknem i ciepłą pogodą.
- Pięknie tu, prawda Janko- zagadnął, gdy usiedli już i jakby czytając w jej myślach.
-Parki w ogóle są piękne- odparła cicho.  —Nie tylko latem, ale wiosną i jesienią. Tylko zima odbiera im część uroku. A tak szczerzę, to bardzo lubię naturę i trochę zazdroszczę ludziom mieszkającym poza Warszawą. Niektórzy dziwią się, że tak myślę, ale tak jest.  Chciałabym mieć mały domek, mieszkać z psem, kotem,  mieć własny ogród, sad i podwórko, gdzie mogłyby się w przyszłości bawić moje dzieci- mówiła z rozczuleniem i zapominając na chwilę z kim rozmawia.  —A  tak póki co muszę mieszkać w zimnej kamienicy w centrum Warszawy - dodała schodząc z marzeń na ziemię.
-To tak w przeciwieństwie do mnie, bo mam czasami dość życia na prowincji- mówił dla odmiany z zniechęceniem. Od dziecka ciągle to samo otoczenie, rytuały i atrakcje. Zdecydowanie wolę miastowe życie. Kluby, gwar, nieustanna zabawa. Tu we Warszawie czuję się lepiej. Jednak Londyn to dopiero było życie- dodał z westchnieniem tęsknoty.  —Byłem tam na studiach i chętnie wrócił. Żyć, a nie umierać Janko.
-Mi w Paryżu nie podobało się prawie w ogóle- odparła bezmyślnie. —Byłam tam rok temu na wakacjach u Wioletty- dodała szybko. — Jej rodzice opłacili mi wyjazd, bo  pensji urzędniczki nie byłoby mnie stać. Wszyscy gdzieś gonili i zabawa była na pierwszym miejscu. Zresztą sam wiesz, bo miałeś w Londynie to samo.
-Nie tylko z Londynu wiem, ale z samego Paryża- oznajmił jej tajemniczo. Też tam bywałem na wakacjach. Jeszcze z rodzicami jeździłem. Ciekawymi wyjazdami chcieli mi wynagrodzić brak rodzeństwa.  Może gdybym miał rodzeństwo, to nie nudziłbym się tak w Rysiowie. A ty masz brata albo siostrę? -zapytał nieoczekiwanie.
-Tak. Osiemnastoletniego brata i sześcioletnią siostrę- odparła, mówiąc po raz pierwszy prawdę. —Jest więc trochę tłoku w naszym małym dwupokojowym mieszkanku z kuchnią i wodą z pompy na brzydkim podwórzu, którą trzeba wtaszczyć na trzecie piętro- dodała, mijając się tym razem z prawdą, bo do swojej dyspozycji we własnej kamienicy mieli pięć pokoi, duży hol, kuchnię i luksus w tych czasach własną toaletę.
-Dla mnie takie warunki mieszkalne są dość odległe Janko i nie do przeskoczenia– stwierdził z awersją na myśl o jej mieszkaniu. 
-Jak ci ciasno to nabyj kozę i zamieszkaj z nią, a jak wyprowadzi się to stwierdzisz, że miejsca jest zanadto- rzuciła ripostą.
-Zostałem przywrócony do porządku Janko- rzekł z respektem.  —Należało mi się jednak, bo nie powinienem nic mówić na temat kto z kim, jak i w ile żyje.
-Dokładnie. Są ludzie, którzy cenią rodzinę i ci, którzy wolą być sami.
-Ty wyglądasz mi właśnie na domatorkę i romantyczkę- próbował naprawić gafę komplementem.
- Skąd te przypuszczenia? – zapytała, spoglądając na niego z ukosa.
-Bo lubisz przyrodę, dobrze się czujesz w parku i widzę, jak patrzysz na dzieci. Poza tym zazwyczaj każda romantyczka to domatorka.
-Ciekawe spostrzeżenia- wymruczała. —Mogłabym powiedzieć, że każdy pijak to awanturnik, a tak nie jest.
-Interesujące porównanie- odparł pełen podziwu jej błyskotliwych odpowiedzi
Kolejne minuty mijały im na opowieściach z ciężkich czasów zaborów a przypadających na okres ich dzieciństwa. Marek mówił o tajnych lekcjach okolicznych dzieci a odbywających się u nich w posiadłości oraz o goszczeniu ważnych osobowości dla kształcenia się polskości. Ula zaś o swojej cioci i wuju, którzy zajmowali się szerzeniem kultury polskiej. 

Po prawie dwóch godzinach spotkania Ula stwierdziła, że jak na pierwsze spotkanie to wystarczy i przyszedł czas rozstania i powrót do domu. Poza tym nie chciała spóźnić się na rodzinną kolację, a zaplanowaną na osiemnastą trzydzieści. Musiałaby się też tłumaczyć matce, co zatrzymało ją i Wiolettę na mieście. Kubasińska dawała jej też jej alibi i oficjalnie była z koleżanką na jednej z uroczystości poprzedzających rocznicę odzyskania niepodległości.  
-Muszę już wracać- rzekła niechętnie, gdy po zjedzeniu lodów wrócili jeszcze do parku. —Obiecałam mamie, że wrócę na kolacje.
- Oczywiście Janko. Nie powinienem tak długo cię zatrzymywać- odparł grzecznie i zrozumiale. —Mogę odprowadzić cię gdzieś?
-Wystarczy go tamtego ronda- rzekła, uśmiechając się w ramach podziękowań.  —Mam stamtąd tramwaj niemal pod dom.
-Zobaczymy się jeszcze?  - spytał z nadzieją, gdy szli w stronę przystanku. —Było tak miło i jesteś interesującą osobą Janko. Byłbym wielce szczęśliwy móc spotkać się z tobą i pójść na przykład do iluzjonu albo oranżerii Warszawskiej.  
-Skoro tak ładnie prosisz, to chętnie- odparła. —I jeszcze raz dziękuję za lody.
Po rozstaniu z Ulą stwierdził, że w jej towarzystwie czuł się całkiem dobrze, choć do tej pory obracał się w otoczeniu kobiet bardziej hożych, ale mało inteligentnych.  Janka zaś była z tych delikatnych, rumieniących się na dotyk mężczyzny, wygadanych i nie zawsze wiedział, jak ma się zachowywać i co mówić. Ta odmiana nie przeszkadzała mu jednak.  Podobała się nawet i był ciekaw kolejnego spotkania.
Ula natomiast spotkanie traktowała jak spełnienie marzeń i po pożegnaniu się ciągle analizowała je minuta po minucie. Szybko też doszła do wniosku, że z żadnym z chłopaków tak dobrze, jak z Markiem nie rozmawiało się jej i mogłaby ciągnąć spotkanie w nieskończoność. Był też dżentelmenem w każdym calu i okazywał jej to wielokrotnie. Tylko ta niezgodność co do mentalności ich zapatrywań na życie wprowadzała w zniechęcenie.
Dzień później wieczorem zaś wydarzyło się coś, czego Ula z pewnością się nie spodziewała.

6 komentarzy:

  1. Och ty nie dobra. Nie mogłaś powiedzieć co się takiego wydarzyło?
    A teraz już na poważnie.
    Ulka widać zaimponowała Markowi. Zastanawiam się jak postąpi Marek gdy wyjdzie, że ona kłamie.
    Zastanawiam się na co młody Dobrzański potrzebował tyle pieniędzy.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do ujawnienie kim jest Janka jeszcze daleko, ale fakt dobrze nie będzie.
      Co do pytań po co były mu pieniądze i co wydarzyło się już niedługo. To drugie już na początku kolejnej części.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  2. Poczynania Marka budzą duży niepokój u jego rodziców. Najpierw pocałowanie Pauliny, które dało jej nadzieję a nawet pewność, że jednak będą razem, a potem ten bankowy kredyt. Ja podobnie jak Julita jestem ciekawa, na co mu było aż tyle pieniędzy. Panny kosztują to pewne, ale że aż tyle? A może Mareczek ma karciane długi? Jeszcze tylko brakuje, żeby okazał się hazardzistą.
    Pierwsza randka już za nimi. Ula intryguje Marka, natomiast ona sama ewidentnie zakochana jest po uszy. Żeby jeszcze on zechciał to docenić i przestał latać za spódniczkami. Powinien posłuchać tego, co mówi Sebastian.
    Pozdrawiam serdecznie. :)


    PS.
    W jednym z fragmentów Marek mówi do Uli: - Oczywiście Ula. Nie powinienem tak długo cię zatrzymywać- odparł grzecznie i zrozumiale. On jeszcze nie wie, że ona ma na imię Ula, ale Janka i tak powinien się do niej zwracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt napisałam Ula. To z przyzwyczajenia.
      Nie wiem dlaczego nikt nie wierzy w Marka. Może tym razem naprawdę nie robi nic złego i ostatnim jego błędem było całowanie się z Pauliną. I może z Ulą będzie inaczej i nie będzie tylko kolejną jego panienką. Chociaż i on w pewnym momencie nieświadom pewnych rzeczy będzie chciał znajomość wykorzystać.Napiszę jeszcze że Ula nie tylko intryguje go ale i podoba do szaleństwa.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  3. Tym ostatnim zdaniem sprawiłaś że teraz będę myślała co takiego się wydarzyło do momentu aż pojawi się kolejna część. Ula kłamie i to nie jest dobre bo kiedy wyjdzie na jaw Marek może mieć o to do niej pretensje. A Marek , no cóż może powoli zaczyna się zmieniać? I po co mu było tyle pieniędzy?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisałam wyżej odpowiedz na ostatnie zdanie już w kolejnej części. Postaram się napisać jak najszybciej.
      Pretensje owszem będą i to wielki. Będzie coś w rodzaju na złość babci połknę igłę. W końcu jednak złość minie i będzie sama miłość.
      Pozdrawiam miło.

      Usuń