Warszawska
oranżeria pełna była zwiedzających, ale im to nie przeszkadzało i spędzili tam
dobrą godzinę. Najpierw tak jak chciała Ula zwiedzili palmiarnię, później
kolejno oranżerię pod dachem, a na koniec przechadzali się po ogrodach. Przez
cały ten czas nie nudzili się ani przez chwile, bo tematy na rozmowę same się
znajdywały. Marek musiał też przyznać, że Janka miała ogromną erudycję w wielu
dziedzinach życia. Znała się na polityce, kulturze i ekonomii. W zanadrzu miała również masę
ciekawostek.
-Ta odmiana róży to róża damasceńska i
pojawiła się w Europie dzięki zakonnikom- rzekła mu, zanim zdążył spojrzeć
na karteczkę. —Najbardziej jednak rozsławiła ją cesarzowa Józefina, która była
miłośniczką róż i ogrodów. Razem z
botanikami i ogrodnikami do swojej posiadłości Malmaison sprowadzała kwiaty,
drzewa i krzewy, aby móc spełniać swoją życiową pasję i stworzyć niepowtarzalny
ogród. Miała tam ponad dwieście pięćdziesiąt gatunków róż Marek. Niestety, ale
po jej śmierci i przez wojnę francusko- pruską ogród zniszczał. Na szczęście
zostały ryciny, odbudowano ogród i do dzisiaj można oglądać wierną kopię. Sama byłam w ogrodzie i muszę przyznać, że
robi wrażenie.
-Janko wielki szacunek za wiedzę- rzekł z podziwem,
gdy skończyła swój wywód.
-Po prostu mam dobrą pamięć i mówię, to co
usłyszałam od przewodnika i wyczytałam w książkach- odparła skromnie.
-Mimo to gratuluję wiedzy- mówił, będąc ciągle
pod wrażeniem jej wiedzy. —Musiałabyś z mamą porozmawiać, bo ogród a w
szczególności kwiaty to jej pasja. Ciągle szuka nowych odmian kwiatów, coś
zmienia w ogrodzie i nie lubi, gdy coś albo ktoś psuje jej efekt wyglądu.
Krety, mszyce, mrówki, ślimaki to jej udręka.
-Nikt nie lubi- mówiła rzeczowo.
-Na pewno Janko. Ja na uprawie ogrodu kompletnie się nie znam i tylko niektóre kwiaty i drzewa odróżniam. Zdecydowanie od flory wolę faunę. Od dziecka tak mam. Gdy byłem mały, to znosiłem do domu bezdomne kotki i pieski, choć mama była zła, bo ciągle miała pokopane dołki w ogrodzie. W ogóle lubiłem zwierzęta i wszelkie stworzenia pełzające, chodzące i latające- zaczął opowiadać z uśmiechem na ustach. —Nosiłem robaki i żaby w rękach, aby dziewczyny postraszyć, wchodziłem na drzewa i podglądałem, jak wylęgają się ptaszki. Kiedyś nawet wyciągnąłem szczeniaka i sam chciałem wychować go od całkiem małego.
-Nikt nie lubi- mówiła rzeczowo.
-Na pewno Janko. Ja na uprawie ogrodu kompletnie się nie znam i tylko niektóre kwiaty i drzewa odróżniam. Zdecydowanie od flory wolę faunę. Od dziecka tak mam. Gdy byłem mały, to znosiłem do domu bezdomne kotki i pieski, choć mama była zła, bo ciągle miała pokopane dołki w ogrodzie. W ogóle lubiłem zwierzęta i wszelkie stworzenia pełzające, chodzące i latające- zaczął opowiadać z uśmiechem na ustach. —Nosiłem robaki i żaby w rękach, aby dziewczyny postraszyć, wchodziłem na drzewa i podglądałem, jak wylęgają się ptaszki. Kiedyś nawet wyciągnąłem szczeniaka i sam chciałem wychować go od całkiem małego.
-To miałeś fajnie- odparła, uśmiechając
się na jego opowieść. —My mieliśmy kiedyś pieska Pchełkę, ale po urodzeniu
siostry trzeba było go oddać, bo za bardzo nie akceptował niemowlaka.
-Mój miał na imię Saba. A tak naprawdę to zawsze
chciałem mieć małpkę, ale mama mówiła, że to niedorzeczne, bo małpki to niedomowe zwierzątka, nie miałbym czym je karmić i nikt małpek w domu nie trzyma.
-Oliver Hardy* ma małpkę – wtrąciła. —To taki
amerykański komik.
-Wiem kto to, ale nie wiedziałem, że ma
małpkę- odparł autentycznie zdziwiony. —Ciągle mnie czymś zaskakujesz Janko.
Chwilę później zadziwiła go ponownie,
kiedy to płynną włoszczyzną odpowiedziała zagubionym turystom na pytanie, w
który tramwaj mają wsiąść, aby dojechać do Zamku Królewskiego.
-Nauczyłam się włoskiego przy Wioli-
wytłumaczyła, gdy para odeszła. —Jej nauczycielce było obojętne czy uczy jedną
osobę, czy dwie, a Wioli było raźniej.
W tłumaczenie uwierzył, bo on sam w
zamierzchłych czasach pobierał nauki z dziećmi z okolicy, a nauczyciel
pieniędzy od dziecka nie brał tylko od godziny. Było mu też trochę głupio, bo
włoskiego nie znał, a od dwudziestu lat miał styczność z Febo.
-I jak widać, niedaremno uczyłaś się
języka Janko- odparł, będąc ciągle pod wrażeniem jej umiejętności. —A nie myślałaś uczyć się dalej? - zapytał nieoczekiwanie. — Ze swoją wiedzą mogłabyś daleko zajść.
-Tak jakoś się składa, że nie planuję
kontynuować nauki.
-To znaczy, że zamierzasz wyjść za mąż? – ni
spytał, ni stwierdził.
-Nie twoja sprawa Marek- odburknęła.
-Owszem, ale każda młoda kobieta dąży do
tego. Prędzej czy później ten instynkt się odzywa.
- Ja nie należę do tych kobiet, dla
których największymi aspiracjami jest znaleźć męża i to najlepiej jak
najbogatszego, aby później móc leżeć, pachnieć i przywoływać dzwoneczkiem służbę-
mówiła bardzo pewnie, choć z nim, pomijając leżenie, wiązała dokładnie takie plany. —Ty swoje lata
również masz i chyba czas pomyśleć o przyszłości- dodała też z małą
złośliwością.
-Fakt będę musiał pomyśleć o tym- odparł bez
urazy na jej docinek. —Rodzice ciągle o tym trują.
Dlaczego mówi mi o tym teraz? – zastanawiała
się tymczasem Ula. Czyżby mój plan wypalił i zainteresował
się mną, bo myśli, że jestem z niższego stanu? I dlaczego gustuje w takich
kobietach? Równie dobrze mógłby przecież
gustować w inteligentnych dziewczynach. Mam też inne walory. Jestem ładna,
lubiana, miła i . I skromność do nich nie należy- upomniała
się w myślach.
- To, co Janko idziemy do tej twojej
restauracyjki? -zapytał, wybijając ją z myśli. —Od drugiego śniadania nic nie
jadłem, a dochodzi siedemnasta.
-Idziemy- odparła.
Kolacja w restauracyjce Sto
Smaków była równie udana. Marek postanowił
zamówić sobie górę pierogów okraszonych słoninką z cebulką a Ula znacznie
zdrowszego omleta.
- Miałaś rację Janko- mówił z pełnymi
ustami. —Pierogi są pyszne. Najwspanialsze, jakie kiedykolwiek jadłem.
-Pyszne i niezdrowe z tą okrasą- odparła
klarownie.
-Na tym się również znasz? – pytał
pomiędzy jednym a drugim kęsem.
-Nie trzeba dużej wiedzy, żeby wiedzieć,
że opychanie się mąką i tłuszczem zdrowe nie jest. Piszą o tym w poradnikach o
zdrowym odżywianiu, to wiem.
-Tylko że wszystko, co niezdrowe,
przyjemne i zakazane jest zazwyczaj i dobre- stwierdził, akcentując słowa
przyjemne i zakazane.
-I prowadzi do chorób- wtrąciła. —A ty
jesteś za młody na chorowanie. Spytaj Sebastiana, to ci opowie szczegółowo o
niezdrowym odżywianiu się i braku warzyw i owoców w diecie. Złe nawyki odżywiania to u
mężczyzn norma. Zwłaszcza gdy później siedzą w domu w salonie na kanapie z gazetą, a
jedynym sportem i spaleniem kalorii w mieście jest pójście na karty do kolegi albo wiadomo
co.
- Co? -zapyta, bo spodobała mu się ta
wymiana zdań.
- To przyjemne dla mężczyzn- odparła
krótko i na temat.
Swoją odpowiedzią po raz kolejny
zaskoczyła go i po raz kolejny pomyślał, że nigdy do tej pory tak bezpośredniej
i inteligentnej kobiety nie spotkał i że ani przez chwilę w jej towarzystwie
nie był znudzony. Siedział naprzeciwko niej słuchał co mówi i patrzył w jej piękne oczy,
uśmiech, usta i napawał się jej urodą. Dostrzegł również parę piegów na nosie,
co później ciągle przyciągało jego uwagę.
- Co powiesz na kawę Janko i coś słodkiego?
– zapytał zachęcająco w odpowiedzi, bo żadna riposta na jej odpowiedź do głowy
mu nie przychodziła. —Napijemy się, a później odprowadzę cię do domu.
- Kawa chętnie, ale do domu to już sama
trafię- oznajmiła mu dość wyraźnie i pozbywając go złudzeń, że zmieni zdanie. —Mam stąd tramwaj.
-To odprowadzę cię na przystanek Janko-
zadeklarował uprzejmie. —Tak wypada
grzeczność wobec kobiety.
-Tam możesz- odparła.
Czas przy kawie szybko minął i razem
poszli na przystanek tramwajowy. Tam dużo czasu dla siebie nie mieli, bo jak
tylko doszli, to tramwaj jadący na ulicę Miedzianą podjechał i Ula wskoczyła do
niego. Zdążyli tylko umówić się na niedzielne popołudnie i powiedzieć sobie
cześć. Po rozstaniu z Ulą Marek wiedziony
chęcią zobaczenia, gdzie mieszka postanowił, że zaryzykuje i dojedzie motorem na
skróty na miejsce, na którym wysiada najwięcej pasażerów z tegoż tramwaju. Szczęście dopisało mu, bo w grupie osób
dojrzał Ulę i poszedł za nią drugą stroną ulicy. Wkrótce weszła w jedną z bram
na ulicy Miedzianej, a on z zadowoleniem założył, że dowiedział się, gdzie
mieszka. Ula tymczasem skróciła sobie drogę i przechodząc przez dwa podwórza i jedną
ulicę wyszła na ulicę Złotą. Za nią
wyszedł również pan Barański.
Następnego dnia rano detektyw zadzwonił do
Krzysztofa i umówił się na popołudnie na mieście.
-Muszę przyznać, że syn faktycznie prowadzi
dość intensywne życie i trudno nadążyć za nim- zaczął detektyw. —Zwłaszcza że
jeździ motorem i raz jest w centrum za chwilę już na obrzeżach i tak do
wieczora.
-To prawda- przytaknął jakby z bólem. —Do
domu wpada głównie, aby przespać się i czasami bywa na kolacji. Mówił pan przez
telefon, że jednak coś wie-dodał.
-Trochę wiem. O spotkaniu z Sebastianem
Olszańskim nie będę mówić, bo nic do sprawy nie wnosi. Przedwczoraj odwiedził
również Sonię dziewczyny lekkich obyczajów. Chociaż o tym pewnie słuchać pan
nie chce.
-Miłe nie jest- wymruczał.
-Po wyjściu od niej zaś pojechał do centrum oglądać jedno mieszkanie w kamienicy- kontynuował detektyw. —Później od właścicieli dowiedziałem się, że poszukuje mieszkania, ale większego niż tamto proponowane i na kupno, a nie na wynajem.
-Miłe nie jest- wymruczał.
-Po wyjściu od niej zaś pojechał do centrum oglądać jedno mieszkanie w kamienicy- kontynuował detektyw. —Później od właścicieli dowiedziałem się, że poszukuje mieszkania, ale większego niż tamto proponowane i na kupno, a nie na wynajem.
-Myśli pan, że jedno z drugim ma związek i
jednak chce kupić mieszkanie kobiecie? - wtrącił z niesmakiem.
-Tego nie powiedziałem. Oglądał mieszkanie
z czterema pokojami i było mu za małe, a na takie sprawy powinno starczyć-
próbował pocieszać. —Jest jeszcze jedna dziwna sprawa. Wczorajsze popołudnie spędził
z dziewczyną i wyglądało na to że był zainteresowany nią. Tylko że pana syn mówił do niej Janko, a
ja ustaliłem, że to Urszula Cieplak córka właścicieli pana cukierni Szarlotka.
- Jest
pan pewien, że to ona? - zapytał zdziwiony.
-Tak. Śledziłem
ją po rozstaniu się z pana synem i zaprowadziła mnie do tej cukierni. Jej samej
nigdy nie spotkałem, ale czasami chodzę do Szarlotki, to wiem, jak wyglądają Cieplakowie i ona
mówiła do nich tato, mamo a oni do niej Ula, Ulcia, córcia. Mogę opisać ją panu. Bardzo atrakcyjna
brunetka, szczupła, długie włosy, błękitne oczy, ładny uśmiech i z tego, co
podsłuchałem z ich rozmów to inteligentna.
-Wygląda
na to, że to ona- odparł. —Tylko po co ta cała komedia-
zastanawiał się też dogłębnie. —Może podejdzie pan ze mną do firmy i rzuci jeszcze na nią
okiem? Ulę znam od dziecka i teraz pracujemy razem biurko w biurko.
W
drodze do domu postanowił, że opowie żonie o tym, czego się dowiedział i co
ustalił z Barańskim. Helenę zastał samą siedzącą na ławce w ogrodzie, to się
dosiadł.
-Kochanie
Marek spotyka się z Ulą- rzekł na dobry początek.
-To
wspaniale- odparła ucieszona wiadomościami męża.
-Tylko
to jest bardziej zawiłe niż się wydaje i dziwne- wtrącił, hamując jej zapały
radości. —Dokładnie nie wiem, o co tam chodzi, ale Marek myśli, że Ula to jakaś
Janka. Tak ustalił ten detektyw. Marek przez całe wczorajsze spotkanie mówił do
niej Janko. Dzisiaj zaś pokazałem mu Ulę i bez wątpliwości rozpoznał w niej
kobietę, z którą wczoraj się spotkał.
-Faktycznie
frapujące? – stwierdziła zaintrygowana opowieścią męża. —Ula bawi się tylko czy
w ten sposób chce uwagę zwrócić na siebie- zastanawiała się też głośno.
-Tego
nie wiem, a Uli nie wypada pytać. Wczoraj jednak, jak
przypominam sobie, była taka radosna przez cały dzień. Jakby czekała na coś
ważnego. Marek zaś podobno był urzeczony przez całe spotkanie.
-To
dobrze Krzysiu- mówiła z entuzjazmem na ostatnie zdanie męża. —Musimy teraz
zainteresowanie Marka, Ulą dobrze rozegrać- dodała z zamyśleniem. —I na razie
nie będziemy z błędu go wyprowadzać.
-Masz
już jakiś plan Helenko? - podpytywał delikatnie.
-Tak z
rękawa go nie wytrzasnę- odparła z lekkim naciskiem na jego pytanie. —Na dobry początek możemy zacząć mówić
mu o związku z Pauliną albo z jakąś inną panną, a jak będzie się wymijał, to powiemy,
żeby przyprowadził inną dziewczynę.
-I
myślisz, że sam sprowadzi nam Ulę- zawyrokował Krzysztof.
-
Dokładnie tak Krzysiu- rzekła z wiarą we własne słowa. —Czuję, że już wkrótce
nasze problemy z Markiem się skończą, a Ula to bardzo dobra kandydatka na żonę. Mądra, rodzinna, miła i bardzo ładna, a to
Marek w pierwszej kolejności bierze pod uwagę. Mogliśmy prędzej o niej pomyśleć, a nie marnować czas na Paulinę.
Marek
tymczasem wraz z właścicielem kamienicy panem Jakubikiem oglądał kolejne mieszkanie.
Mężczyzna dobrego wrażenia na nim nie zrobił, bo wyglądał na pijaka ciemiężcę i
lubieżnika. Mocno nie pomylił się, bo lokatorzy, którzy wynajmowali u niego
mieszkania, szybko rezygnowali ze względu ciągłe awantury z nim, za zrywanie
umów z błahego powodu, podwyższanie czynszu i za złe traktowanie lokatorek. Natomiast to, co proponował mu było dokładnie,
to czego szukał. Dwa duże pokoje połączone ze sobą rozsuwanymi drzwiami,
obszerny hol, cztery dodatkowe pokoje, toaleta, kuchnia ze skrytką i co
najważniejsze był to parter. Było też wyjście do małego ogródka.
-Wszystko
idealne i możemy jutro pójść do notariusza spisać umowę o sprzedaż mieszkania-
rzekł zdecydowanie i z zadowoleniem.
-I ja
się cieszę- odparł mu mężczyzna z równym zadowoleniem. —Trudno było znaleźć
chętnych do najmu. Ciągle stało puste i
przynosiło straty.
-Ja
liczę na szybkie zyski panie Jakubik- stwierdził z uśmiechem.
-Przepraszam,
ale co tu będzie, jeśli można wiedzieć? -zapytał.
-Usługi
dla ludności- orzekł tajemniczo Marek. —Niebiańska rozkosz- dodał z wyraźnym
tonem rozpusty.
-Lepszego
kupca nie mogłem trafić- odparł z rechotem Jakubik.
Po
rozstaniu z Jakubikiem wyszedł na ulicę, odnalazł automat i zadzwonił w dwa
miejsca. W pierwszym nikt nie odbierał, ale w drugim miał więcej szczęścia.
-Lolek
znalazłem świetny lokal i jutro podpisuję umowę- rzekł pełen entuzjazmu.
—Najpóźniej za dwa tygodnie będziemy mogli rozpocząć nasz plan.
* Raczej nie miał, ale kogoś musiałam dać.
* Raczej nie miał, ale kogoś musiałam dać.
No ta końcówka mnie zaniepokoiła. Co też ten Marek ma zamiar za działalność prowadzić. Dom uciech dla panów - to tak ładnie powiedziane.
OdpowiedzUsuńPlan Heleny zaś istnie szatański ale może się udać.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Plany mają to do siebie, że nie zawsze udają się zrealizować. Czy w tym przypadku tak jest wkrótce okaże się.Co do końcówki to byłoby logiczne że Marek inwestuje w to co lubi, prawda.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Na początek świetne zdjęcia. Dobrane idealnie, no i ten detektyw Barański. Zanim o nim przeczytałam, zobaczyłam zdjęcie i pomyślałam "na kłopoty Bednarski" hahaha. Dobrzańscy faktycznie zaczynają martwić się o syna. Kupno mieszkania i to tak dużego wydaje się niepokojące zwłaszcza, że sam Marek pod koniec rozdziału mówi, że przeznaczone jest do niezbyt chwalebnej działalności. Czyżby chciał zarabiać na nierządzie? Taki ktoś nazywa się Alfons i raczej jest negatywnie postrzegany. Oby nie o to chodziło. Mieszkanie jest za duże, żeby spotykać się w nim wyłącznie z Sonią.
OdpowiedzUsuńZa to Ula intryguje go coraz bardziej. Jej wiedza, znajomość obcego języka imponują Markowi. Jest przekonany, że pochodzi z niższych warstw społecznych a jednak jej uroda i mądrość pociąga go. Ciekawa jestem czy rzeczywiście sprowadzi Ulę do domu a jeśli tak, to jak zareagują na nią Dobrzańscy. To znaczy zareagują na pewno dobrze, bo to byłoby po ich myśli. Raczej chodzi mi o to, czy ujawnią Markowi, że to nie żadna Janka, ale Ula Cieplak. Jak on się o tym dowie, to może źle zareagować i obrazić się na dziewczynę, że wywiodła go w pole.
Serdecznie pozdrawiam. :)
Zbyt późni pomyślałam o Bednarskim i dałam już mu nazwisko, a mogło być i nazwisko i twarz.
UsuńNie wiem dlaczego ale nikt nie wierzy w Marka a że pracuje w ....( bylo o tym)to może ????. Wszystko w kolejnej części.
Z Janką - Ulą będzie jeszcze troszkę komplikacji a Marek z każdym dniem będzie pod większym wrażeniem. Do czego to doprowadzi już wkrótce.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Bardzo ciekawie napisane. Liczę na więcej.
OdpowiedzUsuń