Drogi Marku.
Marek piszę ten list, bo nie wiedziałabym jak ci, to wszystko powiedzieć
a tak jest łatwiej i nie będziesz mi przerywał.
To, co piszę może wydać Ci się dziwne, ale to prawda, sama prawda i cała
prawda. Nie jestem żadną Janką Kowal tylko Ulą Cieplak dziewczyną zakochaną w
tobie od lat. Zakochałam się w tobie już dziesięć lat temu i nie potrafiłam
odkochać. Mój i Twój wyjazd również niczego nie zmienił. Teraz gdy oboje
wróciliśmy na stałe do Polski, to czekałam na dzień, kiedy spotkamy się
ponownie. Ty jednak nie pojawiałeś się w cukierni ani w rodzinnej firmie. Nie
było cię również u Ciebie w domu, gdy ja tam bywałam u Twojego ojca i przy
okazji na obiedzie. W końcu szczęście uśmiechnęło się do mnie i trafiła się
okazja do zobaczenia Ciebie. Nie przeszkadzało mi nawet to że miałam pomagać na
przyjęciu. Dla mnie najważniejsze było to, że Cię zobaczę i może porozmawiam.
Los jednak sprawił, że nasze pierwsze spotkanie po latach nie było takie, jak
wyobrażałam sobie. Zaskoczyłeś mnie i trochę bez przemyślenia powiedziałam imię
Janka. Później wszystko, co się działo, działo się bardzo szybko. Zacząłeś
kolejną rozmowę, uwodziłeś, spoglądałeś na mnie, zaprosiłeś na spotkanie, a ja
nie potrafiłam odmówić sobie tego. Dlatego też nie sprostowałam tego, kim
jestem. Bałam się, że się rozmyślisz i odwołasz spotkanie. Później pomyślałam,
że tylko dlatego zaproponowałeś mi spotkanie, bo wziąłeś mnie za służkę. Zostałam
w końcu zwykłą dziewczyną, bo zrozumiałam, że tylko taką dziewczyną jesteś w
stanie zainteresować się na dłużej, choć niekoniecznie na poważnie. Chciałam,
żebyś najpierw polubił mnie bardziej, zobaczył interesującą kobietę i dopiero
powiedzieć prawdę. I chyba nie pomyliłam się, bo czułam, że w moim towarzystwie
bawiłeś się i czułeś równie dobrze, jak ja w Twoim. Ja pamiętam każde nasze
spotkanie, rozmowę, twoje spojrzenia i chciałabym, żeby dalej tak było. Wiem, jednak
że po tym, co się stało, może nie być już tak jak dawniej i że możesz
nie chcieć mnie w ogóle widzieć.
Mimo wszystko Marek będę jutro czekać na Ciebie w
parku o szesnastej, tak jak się umawialiśmy.
Z
poważaniem Ula Cieplak.
Jestem
Janka psze pana. Pana matka mnie najęła- przypominał
sobie z uśmiechem chwilę poznania i to jak Ula nieudolnie udawała służącą. Już wtedy spodobała mi się z urody i przeczucie
mnie nie zawiodło po raz kolejny. Wydawała się tajemnicza i taka była. Nawet
jej policzek był zajmujący. Żadna do tej pory mnie nie uderzyła i nie
nakrzyczała na mnie. Byłaby z niej dobra aktoreczka. Niczym się nie zdradziła i
grała jak Pola Negri albo Jadwiga Smosarska. Ma do tego iście szatańskie
pomysły. Nawet ja nie wpadłbym na tak szatański pomysł zamiany swojej
tożsamości- myślał,
składając list. Ktoś kiedyś nie będzie się przy niej nudził.
Z myśli
wybiło go pukanie do drzwi i pojawienie się kamerdynera Fabiana, który oznajmił
mu, że rodzice wrócili do domu, a kolacja będzie za piętnaście minut. Na dole zaś
pojawił się, gdy rodzice w oczekiwaniu na posiłek siedzieli jeszcze w saloniku.
-Dobrze,
że jesteś Marek- rzekł mu ojciec po wejściu do salonu. —Mógłbyś pójść do
Sebastiana po moje leki. Mam tylko do środy.
-Zajmę
się tym jutro- obiecał. — A co nowego na wsi? Jak przygotowania do dożynek? –
pytał, siadając na sofie.
-Dobrze.
Jakub dowiedział się od Henia szofera Febo, że Bartek Dąbrowski wrócił do wsi-
oznajmił mu również ojciec. —Uważaj na
niego, bo nie chcę więcej kłopotów i wyciągania cię z posterunku. Przodownik
zrobił to po znajomości.
-To
było dawno temu tato- odparł spokojnie, a mając na myśli zatargi i bijatykę z
synem jednego z zamożniejszych chłopów. —I nie przeze mnie wyjechał. Dostał
majątek, to zamarzył za wielkim światem.
-Podobno przetrwonił te pieniądze za
ojcowiznę i wrócił z kolanami do matki- dodała Helena. — Ja na miejscu pani Adeli wyrzuciłabym go z
domu. Prawie dwa lata go tu nie było. Nie wiadomo po co w ogóle wyjeżdżał. Miał
ziemię, pieniądze z napiwków za rozwożenie ciast i pomoc w cukierni. Tyle
słyszało się, że widywali go w dużym i wesołym towarzystwie, a teraz sam
wrócił.
-Miał
pieniądze to miał koleżków- odparł Marek. —A Febo wrócili już? – zapytał
również. —Pan Henio jak dobrze orientuję się, miał być z nimi na wyjeździe
przez cały czas.
-Nie
synu. Zostają na dużej- wyjaśniła mu matka. —Agnieszka przyjechała sama na trzy
dni po więcej ubiorów dla Pauliny. Paulina poznała pana Gawina.
- Gawin-
zastanawiał się chwilę. —Wacław Gawin, jak się nie mylę. Coś mówi mi to
nazwisko.
-To
właściciel hotelu w Krakowie- wyjaśni ojciec —Zatrzymywaliśmy się tam czasami.
-Agnieszka
ma nadzieję, że z tej znajomości coś będzie- odezwała się ponownie Helena. —Pan
Gawin podobno od Paulinki oczu nie może oderwać.
-Tylko
że on dobiega pięćdziesiątki- odparł, przypominając sobie krępego i łysiejącego
pana. Ale ma jeden z
najlepszych hoteli w mieście-
pomyślał też ironicznie. I co
teraz z moimi planami? Co wybierze Paulina? Niebotycznie bogatego i brzydkiego mężczyznę,
czy przystojnego hrabiego z małą restauracją i posiadłością za miastem?
-Dlaczego
nie powiedzieliście mi, że wiecie, że Janka to Ula i skąd w ogóle wiecie? –
zapytał nieoczekiwanie i czym wprowadził rodziców w zadziwienie.
-Ty o
restauracji również nie powiedziałeś tak od razu- odparł mu ojciec. —A
martwiliśmy się w swoim czasie z matką, po co były ci pieniądze z lokaty.
-To
nie była odpowiedź na moje pytanie tato- odparł trochę opryskliwie.
-Wynajęliśmy
detektywa, żeby sprawdził na kogo albo na co chcesz wydać pieniądze i przy
okazji wyszła sprawa z Janką- wyjaśniał mu matka.
-Wszystkiego
mogłem spodziewać się, ale nie śledzenia mnie- mówił wyraźnie zły na rodziców.
—Zasługuję na zaufanie.
-Zrozum
Marek- mówiła łagodnie Helena. —To było dla twojego dobra.
-Oczywiście
mamo- rzekł zarozumiale. —Moje dobro najważniejsze. Dlatego też byliście tak od początku
przychylni Jance. A jeszcze niedawno marzył się wam mój związek z Pauliną.
-Gdy
planowaliśmy wasz mariaż, Ula miała z dziesięć lat i nie myśleliśmy, że w wieku
chrystusowym ciągle będziesz stanu wolnego- odparł mu ojciec. —I jak widać, ona
dorosła a ty nie.
-Tak
wiem to. Znam to na pamięć. Ciągle bawię się, a mam wystarczająco dużo lat, aby
zacząć myśleć poważnie o przyszłości, a ty tato w moim wieku byłeś dawno po
ślubie, a ja byłem na świecie- wyrecytował na jednym tchu.
-Właśnie
synku- orzekła matka. —A Ula to miła, dobra, mądra dziewczyna. W sam raz dla
ciebie.
- Z Ulą
to koniec- wtrącił. — Pomijając to, że okłamała mnie, to ona szuka romantyka,
domatora, kogoś opiekuńczego a ja daleki jestem od tych cech. Zresztą jestem za stary do niej- mówił szybko,
aby żadne z rodziców nie przerwało mu.
-Czy
ty musisz robić nam zawsze na złość? – zapytał ostro ojciec, kiedy wraz z żoną
przetrawili, to co usłyszeli. —Paulina miała zły charakter, Ula ma za dobry i
jest za młoda, a Marysie skreśliłeś, bo podobno ci chichotała. A w to, że Urszuli
kłamstwa mają dla ciebie jakiekolwiek znaczenie, nie uwierzymy. Zbyt dobrze
znamy cię Marek, żeby nie wiedzieć, że jest to dla ciebie zabawne.
-Pomyśl,
chociaż o tym, co ci mówimy- dodała spokojnie mama.
-A jak
nie posłucham was, to mnie wydziedziczycie? – zapytał z wyrzutem.
-Liczymy
tylko na to, że rozum sam wróci ci do głowy- odparł dyplomatycznie ojciec.
-Rozum
to odzyskałem, kiedy rozstałem się z Ulą- stwierdził twardo.
-Nie
myślałam, że to powiem, ale po raz pierwszy żałuję, że zachowałeś się
porządnie- odparła Helena. —Bo jak
mniemam, tak jest.
-Mama
jak zawsze posądza mnie o najgorsze- wymruczał w odpowiedzi z sarkazmem.
Dalszą
dyskusję przerwało pojawienie się kamerdynera Fabiana i zaproszenie na kolację.
W jadalni zaś ciągle ktoś kręcił się ze służby, to tematu nie kontynuowali.
Tymczasem
w mieszkaniu Uli za przyczyną brukowca Skandaliki
Warszawy spokojnie
również nie było. Gazeta dostarczał coraz to nowszych
informacji na temat elity stolicy i nie było to nic miłego ani wiarygodnego. Tym
razem jeden z artykułów numeru był opatrzony tytułem Panicz Marek i dziewczyna ze Złotej był powodem do wymiany zdań między córką a
matką. Swoje narzekanie zaś Cieplakowa rozpoczęła tuż po wejściu Uli do
mieszkania.
-Pora
kolacji a nikogo oprócz mnie i Beatki nie ma- rzekła tonem, który Ula znała i
nic dobrego nie wróżył.
-Jestem
przecież mamo- rzekła mimo to miło. — Ojca i Jaśka zaś widziałam przed bramą
rozmawiających z panem Karolem i zaraz na pewno przyjdą- dodała dla uspokojenia. —Siódma jeszcze nie wybiła.
A stało się coś, że mama jest taka poddenerwowana?
-A
stało- przytaknęła. —W gazetach o tobie i tym Marku Dobrzańskim piszą. Ta
wścibska Lucynka spod ósemki dała mi gazetę i już pewnie cała ulica wie o
waszym romansie.
-Jakim
znów romansie? – pytała z lękiem.
-Znany
stąd i owąd hrabia Marek Dobrzański – zaczęła sylabizować Beatka.
-Kupiłam
ci Płomyczek Betti, to sobie poczytaj, a to mi oddaj-
rzekła, wydzierając jej niemal z rąk czasopismo.
Znany stąd i owąd
hrabia Marek Dobrzański czasu nie marnuję i po ostatnich spotkaniach z Adą
aktorką kabaretową przyszedł czas na spotkania z córką właścicieli cukierni i kamienicy
na ulicy Złotej. A jak wiadomo cukiernia
Szarlotka to jedna z wielu, w której wypieki serwuje Febo& Dobrzański.
Czyżby, więc był to kolejny mariaż państwa Dobrzańskich po nieudanym mariażu z
panną Pauliną Febo? Sądząc jednak po zachowaniu hrabiego Dobrzańskiego i pannie
Cieplak na zwykłą znajomość ani na spotkanie spółki to nie wyglądało. Oboje widziani byli niedawno na spacerze, jak
chodzą pod rękę, a bystre oko naszego literaka dostrzegło to, że patrzą sobie czule
w oczy. Przystojny panicz zresztą nie od
dziś jest sławny z podbojów i z tego, że otoczony jest wianuszkiem pięknych
kobiet, a niejedna dzierlatka marzy o zainteresowaniu swoją osobą.
-On
nie jest dla ciebie- mówił Magda, gdy ona czytała artykuł opatrzony również
zdjęciem z jednego ze spacerów. —Takich dziewczyn ma pełno obok siebie.
Dostanie, to co chce i rzuci jak inne. Pan Dobrzański nie raz żalił się na
niego. Ciebie nie było, to nie wiesz wszystkiego.
-Mamo
tu piszą, że dwa tygodnie temu w Rzymie na Placu Świętego Piotra widziano
Rudolfa Valentino, a on zmarł dwa lata temu w Stanach, więc nie bierz
wszystkiego tak dosłownie.
-Nie
mydl mi oczu- odrzekła tonem nieuznającym sprzeciwu. —W każdej plotce jest
trochę prawdy. Widziałam, jak zachowywałaś się w ostatnich dniach. Chodziłaś jak zaczadzona.
-To
mama może przestać się martwić, bo z Markiem nic ważnego mnie nie łączy. Tylko zwykła
znajomość.
-Szkoda,
bo chciałabym pójść na wesele- odezwała się Betti. —Tak ładnie wyglądacie na zdjęciu razem. Jak
księżniczka i książę.
-Za
młoda jesteś na takie rozmowy- zbeształa ją mama.
-Jeszcze
się doczekasz niejednego ślubu i wesela siostrzyczko- rzekła Ula, gładząc siostrę
po główce.
-Oby
to, co mówisz było prawdą Ula- zwróciła się Cieplakowa na powrót do starszej
córki. —Marek dobrym materiałem na męża nie jest i nie chciałabym mieć takiego
zięcia.
W
przeciwieństwie do rodziców Marka, którzy chcą mnie za synową- pomyślała. I wiem
przynajmniej, na czym stoję i co matka myśli o Marku.
- Nie
ubliżając nic Dobrzańskim, bo to porządni ludzie, ale Marek w nich się nie
wrodził- kontynuowała Magda. —Powinnaś znaleźć kogoś porządnego, spokojnego,
którego można byłoby podporządkować sobie.
-To
mama ma poglądy podobne do Marka- stwierdziła wymownie. —Tylko że on szuka
potulnej żony, a ja mam inne poglądy na życie i przekładam równość nad
dominację. To nas zresztą poróżniło.
-I
bardzo dobrze, że tak myśli- odparła z satysfakcją. —Nie będzie ci przynajmniej
głowy zawracać.
Następnego
dnia Marek, tak jak obiecał ojcu, pojawił się w pracy u Sebastiana. Prędzej nie
był u niego to i rozglądał się ciekawie po oddziale.
-Całkiem
ładne masz tu siostrzyczki- rzekł, idąc z nim po korytarzu. —Ciemne, rude,
jasnowłose
-Tak
myślałem, że to powiesz Marek- odparł kpiąco. —A co poza tym sprowadza cię w
moje skromne progi szpitalne?
-Tato
prosił mnie, abym podrzucił ci spis jego leków. Kończą mu się i gdybyś wypisał
mu do jutra.
-Nie
ma sprawy Marek- odparł, odbierając od niego kartkę.
- A
temu, co się stało, że chodzi jakby bolało go coś między nogami? – zapytał
cicho Dobrzański, kłaniając się dyskretnie jakiemuś mężczyźnie.
-Nie
mogę udzielać informacji obcym- odrzekł zdecydowanie Olszański.
-Pytam,
bo dzielę się z nim Sonią- wytłumaczył mu swoje zainteresowanie.
-To
niedobrze- stwierdził medyk, wpadając na szatański pomysł. —Powinieneś zbadać
się i zaprzestać kontaktów na jakiś czas z Sonią i innymi kobietami- dodał
poważnie.
- Dlaczego?
-Jest
taka jedna choroba Marek przenosząca tą drogą. Syfilis. Wykwit, swąd i takie
tam. Nie chcesz więcej wiedzieć.
-Nabierasz
mnie- rzekł podejrzliwie, bo obiło mu się o uszy to słowo.
-Nie.
Jak mi nie wierzysz, to idź do szpitalnej czytelni i poczytaj sobie- odparł z
nadzieją, że nie pójdzie i tematu nie będzie drążył.
-To,
co mam teraz zrobić? – zapytał zaniepokojony.
-Jak
nic ci tam na dole nie dolega to nic? I najlepiej zaprzestań kontaktów na jakiś
czas z Sonią i innymi kobietami. Tak na miesiąc.
-Wymagasz
niemożliwego Seba- mówił żałosnym głosem. —A ze Sonią nie powinienem
porozmawiać przypadkiem- dodał przytomnie. —Dla bezpieczeństwa innych.
-Jak
coś jej dolega, to sama się zajmie sobą- wtrącił szybko. —Pomijając, że mógłbyś
obrazić ją i oberwać od niej za coś takiego. I tak na przyszłość to najlepiej
trzymać się jednej kobiety Marek. Porządnej i uczciwej żony- sprecyzował. —Sonia
i Rozalia nie mają niczego, czego nie mogłaby dać ci żona.
-Ale
da się to jakoś leczyć? – zapytał, pomijając jego przytyki.
-Da
się, ale to długo trwa. To, co Marek widzimy się pojutrze u mnie na urodzinach-
dodał, zmieniając gładko temat, gdy ten jeszcze analizował, co powiedział mu
przyjaciel.
-Widzimy-
odparł.
W
planach oczywiście miał pójście do Sonii jeszcze dzisiejszego dnia i chciał
nawet poradzić się przyjaciela na swoją ostatnią niemoc, ale po tym co usłyszał
ochota na wizytę u kochanki mu przeszła. Zamiast do niej poszedł załatwić
sprawy z robotnikami zajmującymi się przeróbką mieszkania na restaurację.
Formalności urzędowe miał już załatwione, bo koleżanki z urzędu za jeden
uśmiech sprawę przyspieszyły i teraz nic nie stało na przeszkodzie, aby przyspieszyć
również pracę robotników i restaurację otworzyć na 11 listopada.
Sebastian
tymczasem z zadowoleniem wrócił do swoich obowiązków. Lewatywa pana Kruszyńskiego jak widać nie
tylko jemu była przydatna- myślał. Oby tylko Marek przestraszył się na
poważnie i odpuścił sobie Sonię i inne kobiety na jakiś czas. I może sprawę
przemyśli i miną mu te swoje niedorzeczne pomysły i zapatrywania na swoją
przyszłość.
Plan
na swoje urodziny miał również i nazywały się Sosnowski. Swojego jednego z
przełożonych nie lubił za bardzo, ale musiał trzymać się go i dlatego zaprosił
na urodziny. Miał też to do siebie, że podrywał najładniejsze kobiety a Ulę
łatwo będzie mu podsunąć. Markowi łatwo też będzie powiedzieć, jaki jest Piotr
Sosnowski i nastawić odpowiednio. Zresztą
mała zazdrość też nie zaszkodzi- pomyślał.