+18
Po
powrocie Uli do Warszawy Marek już na dobre rozpoczął swoje konkury i pojawiał
się w domu u Cieplaków niemal codziennie, a jego wizyty odbierane były przez
członków rodziny bardzo życzliwie. Nawet Magda po ostatnich wydarzeniach w
czasie dożynek przekonała się do niego.
-Ja doskonale wiem, że znają mnie państwo od dziecka i wiedzą, że mam sporo grzeszków na sumieniu i wydawać się może, że nie jestem odpowiednim kandydatem na staranie się o rękę państwa córki, ale mimo to będę się starał- rzekł, gdy przywiózł ją do domu z wyjazdu i został zaproszony na podwieczorek.
-Fakt
źle oceniałam ciebie jeszcze niedawno- odparła Cieplakowa. —Twoja reputacja
zapracowała na to, jak sam powiedziałeś.
-Zapewniam panią, że teraz się zmieniłem i
można mi zaufać- wtrącił. —Kocham państwa córkę i nie jestem bezduszny.
- W to
nie wątpimy- odezwał się również Cieplak. —Udowodniłeś to swoją postawą na
dożynkach.
-Nie
mogłem inaczej postąpić, ale to Jakub miał więcej zasługi.
-Dożynki
to jedna rzecz, a to co było później inna. Dbałeś i odwiedzałeś na wyjeździe-
argumentowała Cieplakowa.
-Twój
ojciec zaś opowiadał, że nigdy nie zależało ci tak mocno na kobiecie, jak teraz-
dodał Józef.
-Czyli
mam państwa zgodę?
-Masz,
ale i tak znając Ulę to by i bez naszej zgody związała się z tobą- odparła
Magda. —Wiola w tym Paryżu ją zmieniła. Łatwego życia nie będziesz miał z nią. Ma
swoje zdanie i….
-Tak
mamo mówiłaś to wiele razy- przerwała jej zirytowana Ula. —Zmieniłam na gorsze.
-Nie
powinna pani tak mówić- wtrącił Marek. —Znam Ulę od czterech miesięcy i wiem,
co biorę. Nudno mieć na pewno nie będę.
-A ja
nie wiem, co masz na myśli mówiąc, to takim tonem, ale uznam za komplement-
odparła mu sama zainteresowana.
Następnego
dnia Ula pojawiła się z wizytą u Dobrzańskich w Rysiowie. Rodzice Marka
wiedzieli już od syna, że Magda i Józef nie mają nic przeciwko ich związku i
ich radość była wielka.
-Tak
się cieszymy Uleńko, że Markowi wrócił rozum i jesteście razem- rzekła szczerze
Helena. —Umiałaś zmienić go i jesteśmy ci ogromnie wdzięczni.
-Ale
to jego zasługa nie moja- odparła skromnie.
-Obawialiśmy
się też trochę twojej mamy- odezwał się i Krzysztof—Zawsze była sroższa od ojca.
Jednak nie dziwię się jej. Marek trosk nam nie szczędził i będąc na jej miejscu,
chyba tak samo myślelibyśmy z żoną.
-Sama
bałam się tego, jak zareaguje- stwierdziła Ula. —Już jakiś czas temu, gdy
pojawił się ten artykuł w gazecie o mnie i Marku była zrażona. Bała się, że jest
to prawda i Marek tylko zbałamuci mnie albo zawróci w głowie i gdy znudzi się mną , to rzuci.
-A tu
taka niespodziana- wtrącił wesoło junior Dobrzański. —Nie taki diabeł zły jak
go malują.
-To
prawda i jestem z ciebie dumny synu- rzekł Krzysztof.
-Oby
było to na stałe Marek- dodała matka.
-Bez
obawy. Nie zawrócę z tej drogi. Mam dla kogo żyć tak porządnie.
O
swoim dawnym życiu, choć Ula wiedziała sporo to i tak opowiedział w czasie
jednego ze spotkań. Głównie mówił o Sonii, bo o Rozalii
już wiedziała coś.
Przez
kolejne dni września i października ich sielanka trwała i wychodzili na randki prawie codziennie. Marek po swojej pracy wpadał do rodzinnej firmy i zabierał
gdzieś Ulę. (Ula pracuje z Krzysztofem we firmie F&D). Do czasu, gdy
panowało babie lato i królowała ciepła złota jesień, były to spacery.
Odwiedzali wtedy parki, chodzili nad Wisłę, na parady przygotowujące Polskę do
Święta Niepodległości, jeździli motorem Marka za miasto. Marek trochę czasu
poświęcał również Jasiowi i Beatce. Temu pierwszemu udzielał lekcji jazdy
motorem, a z Betti grał w planszowe gry. Gdy pogoda zepsuła się, chodzili natomiast
do kawiarni, muzeum, kina i inne podobne miejsca. Niedzielę zaś
zazwyczaj spędzali z którąś z rodzin albo Wiolettą i Sebastianem, którzy
również byli po słowie. Jedynie co nie dawało Uli spokoju to ciągły brak
oficjalnych zaręczyn. Jeszcze niedawno bowiem Marek obiecał jej ślub na zimę i
trzeba było zacząć przygotowania. W końcu stwierdziła, że zapomniał o tym, co
mówił i oświadczyny zaplanował na święta Bożego Narodzenia. Okres świąteczny
bowiem obie rodziny planowały od połowy października.
Ich szczęście tuż przed początkiem listopada na chwilę przerwała Sonia była kochanka
Marka. Kobieta po tym, jak Marek zaprzestał wizyt u niej, sama przypomniała mu
o sobie i zadzwoniła do niego do pracy. Nie chcąc rozmawiać przy obcych, to
zbył ją nawałem pracy i obiecał jej, że pojawi się u niej za dwa dni. Wizyty u
niej tak naprawdę nie chciał, a zgodził się jedynie dlatego, aby powiedzieć
jej, że dziękuje jej za usługi. Kobieta zaś nie chcąc czekać, to jeszcze tego
samego dnia pojawiła się przed urzędem, gdzie pracował.
-Co tu
robisz- zapytał ostro. —Umówieni byliśmy na pojutrze.
-Kiedyś
byłeś milszy dla mnie, a łóżko trzeszczało i uginało się pod nami- mówiła, gładząc
po ramieniu.
-Właśnie
Soniu kiedyś- zaakcentował. —A teraz mam inne poglądy co do tych spraw. Mam narzeczoną, którą kocham.
-Narzeczona,
ani nawet żona nie wyklucza naszych spotkań- odparła niezrażona jego
obojętnością. —Mało jest takich mężczyzn, co przychodzi do mnie. Żona to
obowiązek a u mnie prawdziwa rozkosz. Było nam przecież tak przyjemnie. Łóżko
długo nie stygło po twoich wizytach.
-Jak
ci zimno to kup sobie termofor. Rozgrzeje cię bardziej.
-Myślisz,
że jakaś panienka z dobrego domu da ci taką rozkosz, jak ja- mówiła z większą
desperacją. —Ponad pięć lat oddawałam ci się, a teraz chcesz pozbyć się mnie
jak śmiecia.
-Nie
jak śmiecia, ale grzecznie podziękować za to, co było i pożegnać- mówił
spokojne, ale zdecydowanie. —I nigdy nic ci nie obiecywałem. Tylko łóżko nas
łączyło.
-Mogłam
w twoje miejsce mieć każdego innego, ale ty taki jurny zawsze powtarzałeś, że ci
się nigdy nie znudzę, nie zamienisz na inną, bo jestem najlepsza.
-Tylko
krowa nie zmienia zdania- odparł, próbując odejść.
- Mam
wielu klientów Marek i nikt przy zdrowych zmysłach nie rezygnuje ze mnie-
rzekła, idąc za nim.
-W
takim razie jeden mniej różnicy ci nie zrobi. I wybacz, ale mam pracę- odparł,
odchodząc.
Rozmawiając
z nią, nie zauważył, że patrzyła na, to co trzyma w rękach i co zaprowadziło
inną drogą na spotkanie z Ulą przy kinie Komedia.
-To,
to jest ta twoja praca- rzekła, gdy podeszła do nich. —Jestem Sonia. Marek do
niedawna był moim klientem- zwróciła się do Uli.
-Wiem
o pani- odparła spokojnie. — Marek opowiedział mi o wizytach u pani. Jak to, że
właśnie rozstał się z panią. Choć rozstał się, to zbyt dużo powiedziane.
Zakończył te spotkania. Zakończył, bo
chce się zmienić.
-Ktoś
taki nie zmieni się nigdy. Prędzej czy później zatęskni do mnie.
-Nie
umiałaś zrozumieć kulturalnie Soniu, to może to zrozumiesz- wtrącił ostro Marek.
—Jesteś stopień wyżej od panienki spod latarni, motylkiem co daje nocami i
dniami. Bądź więc łaskawa i zajmuj się
tym, co umiesz najlepiej. Teraz marnujesz z nami czas, a może odpływa ci następny
klient.
Na te słowa
nic nie odpowiedziała, ale ostatniego słowa jeszcze nie powiedziała.
-Przepraszam
Ula, że musiałaś tego słuchać- rzekł, Marek, gdy odeszła.
-Nie
musisz przepraszać. Było do przewidzenia, że tak łatwo ci nie odpuści. I nie
mówmy o niej. Mamy do obejrzenia film.
Oprócz
Ulą Marek razem z dwoma kolegami kucharzami Lolkiem i Antonio zajmował się otwarciem
restauracji. Remont był w pełni, meble zakupione, a personel dobrany.
Restauracja zaś miała specjalizować się w kuchni śródziemnomorskiej i polskiej.
Dzień
jedenastego listopada od rana był bardzo świąteczny. Po uroczystej Mszy Świętej
i w samo południe na Placu Saskim miała miejsce kolejna defilada z okazji dziesięciolecia
odzyskania przez Polskę niepodległości oraz przemianowanie placu z Saskiego na
Plac Marszałka Józefa Piłsudskiego.
Po południu
zaś Marek zaprosił całą swoją i Uli rodzinę oraz życzliwe im osoby na otwarcie
restauracji. Zanim doszli do tego punktu, to miejsce miało coś znacznie
ważniejszego. Marek bowiem z bukietem kwiatów wyszedł na podest dla muzyków i
gdy tylko przestali grać to zaczął swoją przemowę.
-Pani
Magdo, panie Józefie teraz już bardzo oficjalnie. Pragnę prosić o rękę państwa córki.
Kocham Ulę i chcę stworzyć z nią szczęśliwą rodzinę. Taką jak państwa rodzina i
moja.
-No cóż-
zaczęła Cieplakowa. —Okazałeś się porządnym mężczyzną, któremu można
zaufać.
-I Ula
na pewno będzie przy tobie szczęśliwa i bezpieczna- dodał Józef. —Nasze
pozwolenie masz. Teraz pozostaje spytać tylko Ulę.
-Ulijanko
uczynisz mi ten zaszczyt? – zapytał chwilę później, klęcząc przed nią z
pierścionkiem, rodzinną pamiątką.
-Z
największą radością mówię tak- odparła cicho, a Marek bez pośpiechu pocałował w
dłoń i wsunął jej zaręczynowy pierścionek.
Później
był czas życzeń, gratulacji, zabawy i rozmów.
-W
końcu zrobiłeś to Marek- rzekła Kubasińska, gdy miała okazję porozmawiać z nimi.
—Ulka gryzła się tym, że jeszcze nie oświadczyłeś się, jak należy z tymi
wszystkimi honorami.
-Fakt
długo, ale chciałem, aby był to wyjątkowy dzień- tłumaczył.
-A
gdzie zamierzacie zamieszkać- dopytywał Sebastian. —Do Rysiowa daleko.
-W
Lisowie, ale na dobry początek chcę kupić od właściciela kamienicy mieszkanie
nad restauracją- odparł mu Marek. —Jeśli tylko Uli się spodoba. Są tam trzy
pokoje z kuchnią i toaletą.
-Wiecie,
dobrze mieć i we Warszawie swój własny kąt- dodała Ula.
Związek
Uli i Marka długo tajemnicą dla warszawiaków nie pozostał, bo dwa dni później w
Skandalikach Warszawy pojawiła się notka o ich związku.
W ostatnią świąteczną niedzielę miało miejsce, huczne otrawcie restauracji hrabiego Dobrzańskiego Niebiańska Rozkosz. Choć restauracja ostatecznie nosi nazwę Ogród Smaków. Z nieoficjalnych jeszcze doniesień wiemy, że tego popołudnia zaręczył się on z panną Urszulą Cieplak, z którą to od dawna był łączony. Tylko co panna Cieplak myśli o wyczynach narzeczonego z niedawnego czasu. Był on wszak znany z tej złej strony, a o jego przygoda miłosnych wiele można by było pisać. Jak ulał pasuje do opowieści Nocnego Motyla naszego nowego cyklu Kącik z pieprzykiem. O Nocnym Motylu piszemy na ostatniej stronie.
Na ostatnią stronę zajrzeli bez zwłoki, a tam ktoś podpisany pseudonimem Nocny Motyl opisywał przygody z Markiem w roli głównej. Nazwiska w artykule co prawda nie podawali, ale trudno było nie domyślić się, że opisywanym hrabią jest Marek.
W ostatnią świąteczną niedzielę miało miejsce, huczne otrawcie restauracji hrabiego Dobrzańskiego Niebiańska Rozkosz. Choć restauracja ostatecznie nosi nazwę Ogród Smaków. Z nieoficjalnych jeszcze doniesień wiemy, że tego popołudnia zaręczył się on z panną Urszulą Cieplak, z którą to od dawna był łączony. Tylko co panna Cieplak myśli o wyczynach narzeczonego z niedawnego czasu. Był on wszak znany z tej złej strony, a o jego przygoda miłosnych wiele można by było pisać. Jak ulał pasuje do opowieści Nocnego Motyla naszego nowego cyklu Kącik z pieprzykiem. O Nocnym Motylu piszemy na ostatniej stronie.
Na ostatnią stronę zajrzeli bez zwłoki, a tam ktoś podpisany pseudonimem Nocny Motyl opisywał przygody z Markiem w roli głównej. Nazwiska w artykule co prawda nie podawali, ale trudno było nie domyślić się, że opisywanym hrabią jest Marek.
Nocny Motyl i hrabia- brzmiał tytuł.
Był pięknym brunetem, marzeniem wielu kobiet. (…). W łóżku był
fantastyczny, najlepszy. (…) Zawsze sprawny i chętny na więcej. (…) W kolejnych
numerach Romantyczny doktorek, Fantazje profesora oraz Elokwentny bankier.
Sprawa
z artykułem przysporzyła wiele kłopotów i niedomówień, ale oboje poradzili
sobie z tym. Marek dokładnie wiedział, kto jest tym Nocnym Motylem i z mocnymi argumentami i adwokatem
wystosował pismo do redakcji gazety. Jak okazało się też i inni jej kochankowie z
obawy przed skandalem, również wystosowali podobne pisma a pisemko chcąc uniknąć, zamknięcia musiało zrezygnować z Kącika z pieprzykiem. Dla
samej Sonii również źle się to skończyła, bo inni klienci bali się skandalu i spadła
stopień niżej w swojej profesji.
Parę dni
później Ula i Marek zaczęli urządzać mieszkanie, jak i remontować dworek w Lisowie. Chcieli
bowiem aby do wiosny był gotowy. Wtedy właśnie planowali, przenieś się z
Warszawy na stałe na wieś. Z mieszkaniem było mniej zachodu i w ciągu dwóch
tygodni było do zamieszkania.
-Nie
myślałam, że te łózko jest aż tak duże- rzekła Ula, gdy po obejrzeniu kuchni i
salonu weszła do sypialni. —Ze cztery osoby by się tu pomieściły. W sklepie
wydawało się mniejsze Marek.
-Bo to
jest trochę inne łóżko kochanie i już niedługo przekonasz się, że łóżko nie
jest za duże. Jest idealne- odparł do czerwieniącej się Uli.
Boże
Narodzenie tego roku było szczególne, bo wigilię obie rodziny spędzały razem u
Cieplaków. Razem z Dobrzańskimi do Warszawy przyjechał i mistrz cukiernictwa
Pshemko. On również zajął się tą słodszą stroną świąt i zrobił makiełki oraz
upiekł pierniki, makowiec, sernik i ciasto czekoladowe. Dobrzańscy jako
właściciele stawów rybnych zajęli się tymi potrawami, a Ula z mamą resztą.
Beatka swój również miała, bo ustroiła choinkę.
Oprócz świętowania był to również dobry czas, aby omówić szczegóły
ślubu.
Ostatnia
sobota karnawału Roku Pańskiego 1929 przypadała na
pierwszą połowę lutego, a dzień ten był początkiem małżeńskiego szczęścia Uli i
Marka. Choć tradycją było, że ślub odbywał się u panny młodej, to tym razem ślub
i wesele miały miejsce w Rysiowie, a poprawiny w restauracji Marka. Do kościoła było w miarę blisko, to kilka sań
podwiozło gości, a później na salę wiejskiej, gdzie zabawa trwała do późnych
godzin wieczornych. Sam ślub miał miejsce o czternastej i miał piękną oprawę w
śpiew znanej operowej solistki. Przysięga narzeczonych również była wzruszająca
i wycisnęła na gościach łzy. Później był czas życzeń, a następnie przy
akompaniamencie kapeli pojechali na salę i obiad. Po kolacji
zaś przewidziany był kulig i weselny tort.
-Czy
tak wyglądał wymarzony ślub pani, pani Dobrzańska?- zapytał Marek, gdy żegnali
ostatnich gości.
-Tak
Marek- mówiła z błyszczącymi oczami.
-Sprawiać
ci radość będzie moją codzienną powinnością.
Na noc
poślubną pojechali do Warszawy do swojego mieszkania. Byli jednak zbyt
zmęczeni, aby coś zdziałać i dopiero po poprawinach skonsumowali swoje
małżeństwo.
-Boisz
się kochanie? – zapytał, gładząc po policzku.
-Nie
ma czego. Tylko ten pierwszy raz jest podobno niezbyt przyjemny.
- Będę
delikatny Ulijanko- odparł, całując w usta.
Usta Marka
robiły cuda na jej twarzy, szyi i dekolcie. Jeszcze większe cuda działy się,
gdy czuła je przy swoich ustach. Do tej pory, gdy byli nawet sami, to nie
całował jej tak namiętnie, jak teraz. Poczuła też pieszczoty rąk męża na
plecach. Samej zaś nie wiedząc za bardzo, co robić, to dla wygody splotła swoje
dłonie na szyi Marka i oddała się do jego dyspozycji. Długo nie trwało, gdy
poczuła, że Marek rozpina zamek u sukienki na plecach, a delikatna sukienka
wkrótce znalazła się u jej stóp, pozostawiając ją w halce, pończochach i
bieliźnie. W międzyczasie Marek wziął jej dłonie i skierował na własną koszulę.
-Zajmij
się tym- poprosił pomiędzy pocałunkami i pieszczotami piersi.
Rozpinanie
dobrze jej nie szło, ale poradziła sobie i wkrótce mogła obejrzeć tors męża w
samej podkoszulce. Swoimi spodniami zaś Marek zajął się sam. Gdy pozostali w
samej bieliźnie to delikatnie położył na łóżku swoją niedawno poślubioną żonkę.
-Jesteś
piękna, wyszeptał, patrząc na jej piękne i już nieco rozbudzone piersi, plaski
brzuch i zgrabne nogi. Chwilę później położył się obok i wrócił do pieszczot.
Ula zaś oddała się mu w pełni do dyspozycji, a pozbycie się resztek garderoby
długo nie trwało. Wprawy w tych sprawach
Ula nie miała żadnych, ale chciał odwdzięczyć się mu za to, co z nią robi, to
pieściła włoski na torsie. To zaś bez reakcji nie pozostawało i chciał posiąść
ją już teraz, ale czuł, że Ula nie jest w pełni gotowa i dążył do
przyspieszenia tego momentu. Delikatnymi pocałunkami drażnił sutki, a później schodził
z piersi do jej brzucha i kobiecości, a samą już dłonią pieścił jej
najczulsze miejsce. Uli ciałem tymczasem przechodziła fala rozkoszy i
instynktownie rozchylała bardziej uda, aby Marek miał więcej miejsca. Na udach
czuła też twardą męskość męża. Kolejne westchnięcia Uli, które znał z innych
bytności z kobietami, powiedziały mu, że Ula jest gotowa. Pocałował ją jeszcze
w usta i delikatnie wsuwa się w nią. Przez chwilę widział, że zagryza wargę,
ale wiedział, że musi mocniej to zrobić.
-Już
nie będzie boleć- rzekł, gdy poczuł, że przeszkoda została pokonana.
Kolejne
minuty poświęcił na lekkich ruchach, aby Ula przyzwyczaiła się do nowej
sytuacji. Gdy zaś z twarzy Uli wyczytał, że nie przysparza jej bólu, tylko
rozkosz, to przyspieszył, wprowadzając ich ciała w coraz większą ekstazę. Na
efekty długo nie czekał, bo poczuł, że Ula samoistnie podnosi biodra do góry,
jakby chciała poczuć go w pełni. To co najpiękniejsze miało jednak dopiero
nadejść, bo szczyt rozkosz mogli razem przeżyć, a Ula poczuła, jak mąż rozsiewa
w niej swoje nasienie.
Dojście ich ciał do stanu normalności trochę im zajęło i leżeli przez dłuższą chwilę, wtuleni w
siebie milcząc.
-I jak
kochanie? – zapytał, gładząc rozpromienione policzka Uli.
-Bardzo
pięknie Marek. I tak mocno nie bolało.
-Od
teraz nie będzie boleć w ogóle.
-Myślisz,
że będzie z tego dziecko? - zapytała trochę nieśmiało.
-Może-
mówił, odgarniając spoconą grzywkę z czoła. —Ale znam sposoby, aby o dziecko postarać się,
kiedy będziemy chcieli.
Przez
kolejne dwa tygodnie mieli swój skrócony miesiąc miodowy i wyjechali w góry.
Oprócz wędrowania, podziwiania śnieżnych szczytów i uczestnictwa w innych atrakcjach
Zakopanego, oddawali się małżeńskim przyjemnością. Ula szybko przekonała się,
że Marek miał rację i kolejne kochanie się z nim było przyjemne. Sama też
nabrała śmiałości.
Po
powrocie zamieszkali we Warszawie i rozpoczęli swoje wspólne życie i
gospodarstwo. Marek zrezygnował z pracy w urzędzie i zajął się prowadzeniem
restauracji. Ona zaś dalej pracowała ze swoim teściem. W kwietniu natomiast przenieśli
się do Lisowa.
W
ciepłe majowe popołudnie, gdy Marek wrócił z pracy do Lisowa, to zastał Ulę
szorującą podłogę w kuchni. Wszedł tak cicho, że nie usłyszała go, a on mógł
przyglądać się przez chwilę zgrabnemu i ponętnie kręconemu się tyłeczkowi i
biodrom. Było to tak ponętne, że zapragnął posiąść żonę na kuchennym stole.
Poszedł tylko zamknąć rydel u drzwi i zasunąć rolety.
-Przestraszyłeś
mnie- rzekła, gdy w kuchni zapanował półmrok. —Można wiedzieć, dlaczego je spuściłeś?
-Będziemy
się kochać skarbie?
-Teraz
w środku dnia?
-Tak.
I jak to dobrze, że nie chciałaś nikogo na stałe ze służby Ulijanko- mówił,
patrząc pożądliwie na żonę. —Przeszkadzaliby nam teraz. Bo jesteśmy sami,
prawda?
-Tak-
mówiła, gdy Marek zbliżał się do niej i podawał dłoń.
Z
klęczek podniósł ją bez trudu i zaprowadził do stołu. Tam zaś bez trudu posadził
na nim.
-Mamy też
co świętować Ulijanko. Rok temu o tej porze się poznaliśmy.
Kolejne
minuty były szaleństwem. Pomiędzy szybkimi pieszczotami i pocałunkami pozbywali
się garderoby. Najpierw sukienko-
fartuszek Uli znalazł się na podłodze a chwilę później i garderoba Marka. Ula
nauczyła się już tego, jak dogodzić mężowi, to wykorzystywała swoje
umiejętności i spodniami zajęła się sama, trącając przy okazji jego pobudzoną męskość.
Marek tymczasem całą uwagę skupił na jej piersiach schowanymi jeszcze w
staniczku. Gdy Ula skończyła swoje zadanie i spojrzała na męża, to w pocałunkach
wrócili do swoich ust. Całowali się gwałtownie, bo to co miało się stać, miało
być gwałtowne. Ich bielizna wkrótce podzieliła los reszty ubrania i już bez
reszty oddali się dopieszczeniu własnych ciał.
To tej
pory było to tylko łóżko, a teraz rozkładałam przed nim nogi na stole- myślała, gdy Marek napierał na nią coraz
bardziej. I gdyby
mama o tym wiedziała, to wyszorowałaby mnie drapakiem od stóp do głów. Tak jak i stół. Mogłabym jednak poddać się temu.To, co robi Marek jest niesamowite. Nawet jeśli będę miała sińce.
Mam niesamowitą żonkę. Jest taka pojętna i
umie zawsze zadowolić mnie. Czekają mnie przy niej lata rozkoszy-
myślał Marek.
Mare był tak pobudzony, że jednym szybkim
ruchem znalazł się w jej wnętrzu. Dla wygody też podtrzymywał rękoma jej
biodra, a Ula splotła nogi na plecach Marka. Gdy znaleźli już odpowiednią
pozycję, to zaczął poruszać się w niej szybko i rytmicznie, a Ula z każdym pchnięciem
czuła coraz większe pulsowanie. Na efekt swoich poczynań długo czekać nie
musieli, bo gdy po raz kolejny Marek wykonał gwałtowny ruch, ciałem Uli
przeszła fala rozkoszy i poczuł przyjemne skurcze Uli. Kolejne ruchy zaś
spowodowały, że nasienie męża w jej wnętrzu rozlewało się i mogła tylko mruczeć
z rozkoszy.
-Kochanie
to było niesamowite- szeptał przy jej ustach, gdy kończyli swoje igraszki, a
ruchy Marka stawały się słabsze.
- Tak
paniczu Marek- odparła, próbując zebrać się, ale Marek najwidoczniej miał inne
plany.
-Obejmij
mnie za szyję i wskocz na biodra. Zaniosę cię do sypialni. Musimy mieć trochę
wygody Ulijanko.
Chwile
namiętności w łóżku na sile nie zmalały, a łóżko skrzypiało zarówno, gdy Ula
siedziała na Marku jaki i wtedy, gdy Marek leżał na żonie. Po dworku rozchodził się zaś jęki rozkoszy.
Przez trzy miesiące ich małżeństwa bowiem doskonale poznali swoje ciała i
wiedzieli, jak dogodzić sobie. Markowi
zaś kochanki nie były w głowie, bo żona w tych sprawach spełniała się w pełni.
Z tej
ekstazy miłości dziewięć miesięcy później na świat zawitał syn Antoś. Po kolejnych
trzech latach córeczki Agnieszka i Agata a na sam koniec, gdy bliźniaczki miały
już po dziesięć lat, to postarali się o kolejnego syna Ignasia. Żadna z ich
pociech nie miała jednak całkowitej urody po którymś z rodziców. Pierworodny
miał oczy po matce i uśmiech z dołeczkami po ojcu. Bliźniaczki natomiast podzieliły
się dołeczkami i jedna z nich miała dołeczek z prawej strony a druga z
lewej. Oczami również podzieliły się, bo
jedna miała błękitne a druga szare.
Najmłodszy zaś, choć jako jedyny dołeczków nie posiadał, to z urody był
najbardziej podobny do ojca.
W
czasie tych lat restauracja przynosiła coraz większe zyski, a firma F&D przerodziła
się we firmę Dobrzańskich i Pshemka. Febo bowiem zostali w Krakowie, gdzie
Paulina znalazła bogatego męża. Marek po przejściu ojca na zasłużony odpoczynek
został też prezesem firmy i rozwijał ją z każdym kolejnym rokiem. Ula natomiast
głównie zajmowała się domem, ale w miarę możliwości pomagała również we firmie.
Ich
dzieci w ślad rodziców jednak nie poszły, bo najstarszy syn podobnie jak wujek
Sebastian został lekarzem. Obie córki zajęły się pedagogiką i były nauczycielkami,
a Ignaś, który często chodził z dziadkiem Józefem do jego pracy (był
dźwiękowcem w produkcjach filmowych) został reżyserem.
Od
początku lat sześćdziesiątych na świat zaczęły przychodzić ich wnuki. Pięć
uroczych wnuczek i czwórka wnuków. Wśród nich najmłodszym był Wojtek syn
Ignacego i wykapany dziadek Marek z urody i charakteru, bo o jego podbojach
miłosnych często pisano w kolorowych gazetach. W nim też pokładali nadzieję na przejęcie
rodzinnej firmy, bo jeden z zięciów Marka i Uli, choć był prezesem firmy
cukierniczej, to czynił to z przymusu i wolał zajmować się restauracjami. Wnuk
zaś zdolności marketingowe miał spore.
- Co z
niego wyrośnie Ulijanko- mówił Marek, oglądając go w telewizorze Rubin i programie
Życie gwiazd w towarzystwie sławnej aktorki.
-Porządny,
wierny mąż i ojciec- odpowiadała mu Ula. —Przecież to wykapany dziadek.
-Oby i
w tym był podobny do mnie.
Ze
swoimi przypuszczeniami Ula nie myliła się, bo wkrótce wnuk ustatkował się i przyprowadził
do ich dworku miłą dziewczynę, z którą szybko ożenił się i dał dziadkom kolejne
prawnuczęta. Prawnuka Marka i prawnuczkę Ulcię.
Marek
właśnie był takim ustatkowanym mężem. Idealnym
mężem, ojcem, dziadkiem i pradziadkiem. Zawsze pamiętał o ich rocznicach ślubu,
urodzinach, imieninach i innych ważnych datach. Przynosił wtedy kwiaty i jakiś
drobiazg. Bez okazji również przynosił kwiaty i mówił, jak bardzo kocha żonę. Rodzina była równie ważna, jak żona i dla swoich
najbliższych zawsze miał czas, a praca schodziła na drugi plan. Były wspólne
zabawy, rozmowy, opowieści o czasach, gdy Polski na mapach nie było, wyjazdy na
wakacje. Dbał i o stały kontakt ze swoimi
przyjaciół. Olszańskimi i znajomymi z
dworu w Rysiowie.
Ula zaś
umiała stworzyć ciepłą, rodzinną atmosferę kochającej się rodziny. Do tego ciągle chodziła zadowolona, zadbana i
uśmiechnięta. Podobnie, jak mąż miała też
czas dla innych. Tuż po ślubie zaczęła udzielać się w społeczności wiejskiej, a
inne panie uczyły ją chowu drobiu i uprawy ogródka. Ona natomiast uczyła młode
dziewczyny jak być damą i jak zachowywać się w towarzystwie.
Z niedowierzaniem
patrzyli również na zmieniający się świat i dobrobyt. Nieraz na gorszy, bo
ludzie żyli coraz częściej tylko pracą, zapominając o wartościach rodziny,
wyrzucali jedzenie. Szerzyła się również przemoc, przestępczość.
Dostrzegali
jednak i postęp w medycynie, mechanizacji i elektronice. I to, że z dogonieniem
pralki automatycznej, robota kuchennego, odkurzacza, kuchenki gazowej, czy
lodówki było łatwiej żyć. Ludzie mogli
również oglądać niemal na żywo coś, co działo się na drugiej półkuli i podróżować
w krótkim czasie z jednego końca świata na drugi. Z tego drugiego sami często korzystali i gdy tylko ich dzieci były wystarczająco duże, aby zostać z dziadkami, to zwiedzali Europę. Podobnie było, gdy byli na zasłużonej emeryturze.
W
szczęściu, zdrowiu i miłości zaś doczekali hucznych żelaznych godów. Dwa lata
później jednak los rozdzielił ich na cztery lata.
(Jakby
ktoś był ciekawy to licząc lata, to Marek miał 97, a Ula jakieś 93 i doczekali
początku lat dziewięćdziesiątych)
KONIEC
Wojny
nie uwzględniałam.
Fragment
o zemście Sonii napisałam z pomysłu Agaty, bo ja sama miałam rozpiskę jedynie
na pierwszą rozmowę Marka i Sonii.