piątek, 31 sierpnia 2018

Panicz Marek 16 Koniec


 +18

Po powrocie Uli do Warszawy Marek już na dobre rozpoczął swoje konkury i pojawiał się w domu u Cieplaków niemal codziennie, a jego wizyty odbierane były przez członków rodziny bardzo życzliwie. Nawet Magda po ostatnich wydarzeniach w czasie dożynek przekonała się do niego. 



-Ja doskonale wiem, że znają mnie państwo od dziecka i wiedzą, że mam sporo grzeszków na sumieniu i wydawać się może, że   nie jestem odpowiednim kandydatem na staranie się o rękę państwa córki, ale mimo to będę się starał- rzekł, gdy przywiózł ją do domu z wyjazdu i został zaproszony na podwieczorek.
-Fakt źle oceniałam ciebie jeszcze niedawno- odparła Cieplakowa. —Twoja reputacja zapracowała na to, jak sam powiedziałeś.
 -Zapewniam panią, że teraz się zmieniłem i można mi zaufać- wtrącił. —Kocham państwa córkę i nie jestem bezduszny.
- W to nie wątpimy- odezwał się również Cieplak. —Udowodniłeś to swoją postawą na dożynkach.
-Nie mogłem inaczej postąpić, ale to Jakub miał więcej zasługi.
-Dożynki to jedna rzecz, a to co było później inna. Dbałeś i odwiedzałeś na wyjeździe- argumentowała Cieplakowa.
-Twój ojciec zaś opowiadał, że nigdy nie zależało ci tak mocno na kobiecie, jak teraz- dodał Józef.
-Czyli mam państwa zgodę?
-Masz, ale i tak znając Ulę to by i bez naszej zgody związała się z tobą- odparła Magda. —Wiola w tym Paryżu ją zmieniła. Łatwego życia nie będziesz miał z nią. Ma swoje zdanie i….
-Tak mamo mówiłaś to wiele razy- przerwała jej zirytowana Ula.  —Zmieniłam na gorsze.
-Nie powinna pani tak mówić- wtrącił Marek. —Znam Ulę od czterech miesięcy i wiem, co biorę. Nudno mieć na pewno nie będę.
-A ja nie wiem, co masz na myśli mówiąc, to takim tonem, ale uznam za komplement- odparła mu sama zainteresowana.

Następnego dnia Ula pojawiła się z wizytą u Dobrzańskich w Rysiowie. Rodzice Marka wiedzieli już od syna, że Magda i Józef nie mają nic przeciwko ich związku i ich radość była wielka.


-Tak się cieszymy Uleńko, że Markowi wrócił rozum i jesteście razem- rzekła szczerze Helena. —Umiałaś zmienić go i jesteśmy ci ogromnie wdzięczni.
-Ale to jego zasługa nie moja- odparła skromnie.
-Obawialiśmy się też trochę twojej mamy- odezwał się i Krzysztof—Zawsze była sroższa od ojca. Jednak nie dziwię się jej. Marek trosk nam nie szczędził i będąc na jej miejscu, chyba tak samo myślelibyśmy z żoną.
-Sama bałam się tego, jak zareaguje- stwierdziła Ula. —Już jakiś czas temu, gdy pojawił się ten artykuł w gazecie o mnie i Marku była zrażona. Bała się, że jest to prawda i Marek tylko zbałamuci mnie albo zawróci w głowie i gdy znudzi się mną , to rzuci.
-A tu taka niespodziana- wtrącił wesoło junior Dobrzański. —Nie taki diabeł zły jak go malują.
-To prawda i jestem z ciebie dumny synu- rzekł Krzysztof.
-Oby było to na stałe Marek- dodała matka.
-Bez obawy. Nie zawrócę z tej drogi. Mam dla kogo żyć tak porządnie.
O swoim dawnym życiu, choć Ula wiedziała sporo to i tak opowiedział w czasie jednego ze spotkań. Głównie mówił o Sonii, bo o Rozalii już wiedziała coś.

Przez kolejne dni września i października ich sielanka trwała i wychodzili na randki prawie codziennie. Marek po swojej pracy wpadał do rodzinnej firmy i zabierał gdzieś Ulę. (Ula pracuje z Krzysztofem we firmie F&D). Do czasu, gdy panowało babie lato i królowała ciepła złota jesień, były to spacery. Odwiedzali wtedy parki, chodzili nad Wisłę, na parady przygotowujące Polskę do Święta Niepodległości, jeździli motorem Marka za miasto. Marek trochę czasu poświęcał również Jasiowi i Beatce. Temu pierwszemu udzielał lekcji jazdy motorem, a z Betti grał w planszowe gry. Gdy pogoda zepsuła się, chodzili natomiast do kawiarni, muzeum, kina i inne podobne miejsca. Niedzielę zaś zazwyczaj spędzali z którąś z rodzin albo Wiolettą i Sebastianem, którzy również byli po słowie. Jedynie co nie dawało Uli spokoju to ciągły brak oficjalnych zaręczyn. Jeszcze niedawno bowiem Marek obiecał jej ślub na zimę i trzeba było zacząć przygotowania.   W końcu stwierdziła, że zapomniał o tym, co mówił i oświadczyny zaplanował na święta Bożego Narodzenia. Okres świąteczny bowiem obie rodziny planowały od połowy października.

Ich szczęście tuż przed początkiem listopada na chwilę przerwała Sonia była kochanka Marka. Kobieta po tym, jak Marek zaprzestał wizyt u niej, sama przypomniała mu o sobie i zadzwoniła do niego do pracy. Nie chcąc rozmawiać przy obcych, to zbył ją nawałem pracy i obiecał jej, że pojawi się u niej za dwa dni. Wizyty u niej tak naprawdę nie chciał, a zgodził się jedynie dlatego, aby powiedzieć jej, że dziękuje jej za usługi. Kobieta zaś nie chcąc czekać, to jeszcze tego samego dnia pojawiła się przed urzędem, gdzie pracował.
-Co tu robisz- zapytał ostro. —Umówieni byliśmy na pojutrze.
-Kiedyś byłeś milszy dla mnie, a łóżko trzeszczało i uginało się pod nami- mówiła, gładząc po ramieniu. 
-Właśnie Soniu kiedyś- zaakcentował. —A teraz mam inne poglądy co do tych spraw.  Mam narzeczoną, którą kocham.
-Narzeczona, ani nawet żona nie wyklucza naszych spotkań- odparła niezrażona jego obojętnością. —Mało jest takich mężczyzn, co przychodzi do mnie. Żona to obowiązek a u mnie prawdziwa rozkosz. Było nam przecież tak przyjemnie. Łóżko długo nie stygło po twoich wizytach.
-Jak ci zimno to kup sobie termofor. Rozgrzeje cię bardziej.
-Myślisz, że jakaś panienka z dobrego domu da ci taką rozkosz, jak ja- mówiła z większą desperacją. —Ponad pięć lat oddawałam ci się, a teraz chcesz pozbyć się mnie jak śmiecia.
-Nie jak śmiecia, ale grzecznie podziękować za to, co było i pożegnać- mówił spokojne, ale zdecydowanie. —I nigdy nic ci nie obiecywałem. Tylko łóżko nas łączyło.
-Mogłam w twoje miejsce mieć każdego innego, ale ty taki jurny zawsze powtarzałeś, że ci się nigdy nie znudzę, nie zamienisz na inną, bo jestem najlepsza.
-Tylko krowa nie zmienia zdania- odparł, próbując odejść.
- Mam wielu klientów Marek i nikt przy zdrowych zmysłach nie rezygnuje ze mnie- rzekła, idąc za nim.
-W takim razie jeden mniej różnicy ci nie zrobi. I wybacz, ale mam pracę- odparł, odchodząc.
Rozmawiając z nią, nie zauważył, że patrzyła na, to co trzyma w rękach i co zaprowadziło inną drogą na spotkanie z Ulą przy kinie Komedia.
-To, to jest ta twoja praca- rzekła, gdy podeszła do nich. —Jestem Sonia. Marek do niedawna był moim klientem- zwróciła się do Uli.
-Wiem o pani- odparła spokojnie. — Marek opowiedział mi o wizytach u pani. Jak to, że właśnie rozstał się z panią. Choć rozstał się, to zbyt dużo powiedziane. Zakończył te spotkania.  Zakończył, bo chce się zmienić.
-Ktoś taki nie zmieni się nigdy. Prędzej czy później zatęskni do mnie.
-Nie umiałaś zrozumieć kulturalnie Soniu, to może to zrozumiesz- wtrącił ostro Marek. —Jesteś stopień wyżej od panienki spod latarni, motylkiem co daje nocami i dniami.  Bądź więc łaskawa i zajmuj się tym, co umiesz najlepiej. Teraz marnujesz z nami czas, a może odpływa ci następny klient.
Na te słowa nic nie odpowiedziała, ale ostatniego słowa jeszcze nie powiedziała.
-Przepraszam Ula, że musiałaś tego słuchać- rzekł, Marek, gdy odeszła.
-Nie musisz przepraszać. Było do przewidzenia, że tak łatwo ci nie odpuści. I nie mówmy o niej. Mamy do obejrzenia film.
Oprócz Ulą Marek razem z dwoma kolegami kucharzami Lolkiem i Antonio zajmował się otwarciem restauracji. Remont był w pełni, meble zakupione, a personel dobrany. Restauracja zaś miała specjalizować się w kuchni śródziemnomorskiej i polskiej.

Dzień jedenastego listopada od rana był bardzo świąteczny. Po uroczystej Mszy Świętej i w samo południe na Placu Saskim miała miejsce kolejna defilada z okazji dziesięciolecia odzyskania przez Polskę niepodległości oraz przemianowanie placu z Saskiego na Plac Marszałka Józefa Piłsudskiego.



Po południu zaś Marek zaprosił całą swoją i Uli rodzinę oraz życzliwe im osoby na otwarcie restauracji. Zanim doszli do tego punktu, to miejsce miało coś znacznie ważniejszego. Marek bowiem z bukietem kwiatów wyszedł na podest dla muzyków i gdy tylko przestali grać to zaczął swoją przemowę.
-Pani Magdo, panie Józefie teraz już bardzo oficjalnie. Pragnę prosić o rękę państwa córki. Kocham Ulę i chcę stworzyć z nią szczęśliwą rodzinę. Taką jak państwa rodzina i moja.
-No cóż- zaczęła Cieplakowa. —Okazałeś się porządnym mężczyzną, któremu można zaufać. 
-I Ula na pewno będzie przy tobie szczęśliwa i bezpieczna- dodał Józef. —Nasze pozwolenie masz. Teraz pozostaje spytać tylko Ulę.
-Ulijanko uczynisz mi ten zaszczyt? – zapytał chwilę później, klęcząc przed nią z pierścionkiem, rodzinną pamiątką.
-Z największą radością mówię tak- odparła cicho, a Marek bez pośpiechu pocałował w dłoń i wsunął jej zaręczynowy pierścionek.
Później był czas życzeń, gratulacji, zabawy i rozmów.
-W końcu zrobiłeś to Marek- rzekła Kubasińska, gdy miała okazję porozmawiać z nimi. —Ulka gryzła się tym, że jeszcze nie oświadczyłeś się, jak należy z tymi wszystkimi honorami.
-Fakt długo, ale chciałem, aby był to wyjątkowy dzień- tłumaczył.
-A gdzie zamierzacie zamieszkać- dopytywał Sebastian. —Do Rysiowa daleko.
-W Lisowie, ale na dobry początek chcę kupić od właściciela kamienicy mieszkanie nad restauracją- odparł mu Marek. —Jeśli tylko Uli się spodoba. Są tam trzy pokoje z kuchnią i toaletą.
-Wiecie, dobrze mieć i we Warszawie swój własny kąt- dodała Ula.  

Związek Uli i Marka długo tajemnicą dla warszawiaków nie pozostał, bo dwa dni później w Skandalikach Warszawy pojawiła się notka o ich związku. 
W ostatnią świąteczną niedzielę miało miejsce, huczne otrawcie restauracji hrabiego Dobrzańskiego Niebiańska Rozkosz. Choć restauracja ostatecznie nosi nazwę Ogród Smaków. Z nieoficjalnych jeszcze doniesień wiemy, że tego popołudnia zaręczył się on z panną Urszulą Cieplak, z którą to od dawna był łączony. Tylko co panna Cieplak myśli o wyczynach narzeczonego z niedawnego czasu. Był on wszak znany z tej złej strony, a o jego przygoda miłosnych wiele można by było pisać. Jak ulał pasuje do opowieści Nocnego Motyla naszego nowego cyklu Kącik z pieprzykiem. O Nocnym Motylu piszemy na ostatniej stronie.
Na ostatnią stronę zajrzeli bez zwłoki, a tam ktoś podpisany pseudonimem Nocny Motyl opisywał przygody z Markiem w roli głównej. Nazwiska w artykule co prawda nie podawali, ale trudno było nie domyślić się, że opisywanym hrabią jest Marek.
Nocny Motyl i hrabia- brzmiał tytuł.
Był pięknym brunetem, marzeniem wielu kobiet. (…). W łóżku był fantastyczny, najlepszy. (…) Zawsze sprawny i chętny na więcej. (…) W kolejnych numerach Romantyczny doktorek, Fantazje profesora oraz Elokwentny bankier.
Sprawa z artykułem przysporzyła wiele kłopotów i niedomówień, ale oboje poradzili sobie z tym. Marek dokładnie wiedział, kto jest tym Nocnym Motylem i z mocnymi argumentami i adwokatem wystosował pismo do redakcji gazety. Jak okazało się też i inni jej kochankowie z obawy przed skandalem, również wystosowali podobne pisma a pisemko chcąc uniknąć, zamknięcia musiało zrezygnować z Kącika z pieprzykiem.    Dla samej Sonii również źle się to skończyła, bo inni klienci bali się skandalu i spadła stopień niżej w swojej profesji. 

Parę dni później Ula i Marek zaczęli urządzać mieszkanie, jak i remontować dworek w Lisowie. Chcieli bowiem aby do wiosny był gotowy. Wtedy właśnie planowali, przenieś się z Warszawy na stałe na wieś. Z mieszkaniem było mniej zachodu i w ciągu dwóch tygodni było do zamieszkania.
-Nie myślałam, że te łózko jest aż tak duże- rzekła Ula, gdy po obejrzeniu kuchni i salonu weszła do sypialni. —Ze cztery osoby by się tu pomieściły. W sklepie wydawało się mniejsze Marek.
-Bo to jest trochę inne łóżko kochanie i już niedługo przekonasz się, że łóżko nie jest za duże. Jest idealne- odparł do czerwieniącej się Uli.



Boże Narodzenie tego roku było szczególne, bo wigilię obie rodziny spędzały razem u Cieplaków. Razem z Dobrzańskimi do Warszawy przyjechał i mistrz cukiernictwa Pshemko. On również zajął się tą słodszą stroną świąt i zrobił makiełki oraz upiekł pierniki, makowiec, sernik i ciasto czekoladowe. Dobrzańscy jako właściciele stawów rybnych zajęli się tymi potrawami, a Ula z mamą resztą. Beatka swój również miała, bo ustroiła choinkę.  Oprócz świętowania był to również dobry czas, aby omówić szczegóły ślubu.



Ostatnia sobota karnawału Roku Pańskiego 1929 przypadała na pierwszą połowę lutego, a dzień ten był początkiem małżeńskiego szczęścia Uli i Marka. Choć tradycją było, że ślub odbywał się u panny młodej, to tym razem ślub i wesele miały miejsce w Rysiowie, a poprawiny w restauracji Marka.  Do kościoła było w miarę blisko, to kilka sań podwiozło gości, a później na salę wiejskiej, gdzie zabawa trwała do późnych godzin wieczornych. Sam ślub miał miejsce o czternastej i miał piękną oprawę w śpiew znanej operowej solistki. Przysięga narzeczonych również była wzruszająca i wycisnęła na gościach łzy. Później był czas życzeń, a następnie przy akompaniamencie kapeli pojechali na salę i obiad.   Po kolacji zaś przewidziany był kulig i weselny tort.


-Czy tak wyglądał wymarzony ślub pani, pani Dobrzańska?- zapytał Marek, gdy żegnali ostatnich gości.
-Tak Marek- mówiła z błyszczącymi oczami.
-Sprawiać ci radość będzie moją codzienną powinnością.
Na noc poślubną pojechali do Warszawy do swojego mieszkania. Byli jednak zbyt zmęczeni, aby coś zdziałać i dopiero po poprawinach skonsumowali swoje małżeństwo.
-Boisz się kochanie? – zapytał, gładząc po policzku.
-Nie ma czego. Tylko ten pierwszy raz jest podobno niezbyt przyjemny. 
- Będę delikatny Ulijanko- odparł, całując w usta.
Usta Marka robiły cuda na jej twarzy, szyi i dekolcie. Jeszcze większe cuda działy się, gdy czuła je przy swoich ustach. Do tej pory, gdy byli nawet sami, to nie całował jej tak namiętnie, jak teraz. Poczuła też pieszczoty rąk męża na plecach. Samej zaś nie wiedząc za bardzo, co robić, to dla wygody splotła swoje dłonie na szyi Marka i oddała się do jego dyspozycji. Długo nie trwało, gdy poczuła, że Marek rozpina zamek u sukienki na plecach, a delikatna sukienka wkrótce znalazła się u jej stóp, pozostawiając ją w halce, pończochach i bieliźnie. W międzyczasie Marek wziął jej dłonie i skierował na własną koszulę.
-Zajmij się tym- poprosił pomiędzy pocałunkami i pieszczotami piersi.
Rozpinanie dobrze jej nie szło, ale poradziła sobie i wkrótce mogła obejrzeć tors męża w samej podkoszulce. Swoimi spodniami zaś Marek zajął się sam. Gdy pozostali w samej bieliźnie to delikatnie położył na łóżku swoją niedawno poślubioną żonkę.
-Jesteś piękna, wyszeptał, patrząc na jej piękne i już nieco rozbudzone piersi, plaski brzuch i zgrabne nogi. Chwilę później położył się obok i wrócił do pieszczot. Ula zaś oddała się mu w pełni do dyspozycji, a pozbycie się resztek garderoby długo nie trwało.  Wprawy w tych sprawach Ula nie miała żadnych, ale chciał odwdzięczyć się mu za to, co z nią robi, to pieściła włoski na torsie. To zaś bez reakcji nie pozostawało i chciał posiąść ją już teraz, ale czuł, że Ula nie jest w pełni gotowa i dążył do przyspieszenia tego momentu. Delikatnymi pocałunkami drażnił sutki, a później schodził z piersi do jej brzucha i kobiecości, a samą już dłonią pieścił jej najczulsze miejsce. Uli ciałem tymczasem przechodziła fala rozkoszy i instynktownie rozchylała bardziej uda, aby Marek miał więcej miejsca. Na udach czuła też twardą męskość męża. Kolejne westchnięcia Uli, które znał z innych bytności z kobietami, powiedziały mu, że Ula jest gotowa. Pocałował ją jeszcze w usta i delikatnie wsuwa się w nią. Przez chwilę widział, że zagryza wargę, ale wiedział, że musi mocniej to zrobić.
-Już nie będzie boleć- rzekł, gdy poczuł, że przeszkoda została pokonana.
Kolejne minuty poświęcił na lekkich ruchach, aby Ula przyzwyczaiła się do nowej sytuacji. Gdy zaś z twarzy Uli wyczytał, że nie przysparza jej bólu, tylko rozkosz, to przyspieszył, wprowadzając ich ciała w coraz większą ekstazę. Na efekty długo nie czekał, bo poczuł, że Ula samoistnie podnosi biodra do góry, jakby chciała poczuć go w pełni. To co najpiękniejsze miało jednak dopiero nadejść, bo szczyt rozkosz mogli razem przeżyć, a Ula poczuła, jak mąż rozsiewa w niej swoje nasienie. 
Dojście ich ciał do stanu normalności trochę im zajęło i leżeli przez dłuższą chwilę, wtuleni w siebie milcząc.
-I jak kochanie? – zapytał, gładząc rozpromienione policzka Uli.
-Bardzo pięknie Marek. I tak mocno nie bolało.
-Od teraz nie będzie boleć w ogóle.
-Myślisz, że będzie z tego dziecko? - zapytała trochę nieśmiało.
-Może- mówił, odgarniając spoconą grzywkę z czoła.  —Ale znam sposoby, aby o dziecko postarać się, kiedy będziemy chcieli.

Przez kolejne dwa tygodnie mieli swój skrócony miesiąc miodowy i wyjechali w góry. Oprócz wędrowania, podziwiania śnieżnych szczytów i uczestnictwa w innych atrakcjach Zakopanego, oddawali się małżeńskim przyjemnością. Ula szybko przekonała się, że Marek miał rację i kolejne kochanie się z nim było przyjemne. Sama też nabrała śmiałości.
Po powrocie zamieszkali we Warszawie i rozpoczęli swoje wspólne życie i gospodarstwo. Marek zrezygnował z pracy w urzędzie i zajął się prowadzeniem restauracji. Ona zaś dalej pracowała ze swoim teściem. W kwietniu natomiast przenieśli się do Lisowa.



W ciepłe majowe popołudnie, gdy Marek wrócił z pracy do Lisowa, to zastał Ulę szorującą podłogę w kuchni. Wszedł tak cicho, że nie usłyszała go, a on mógł przyglądać się przez chwilę zgrabnemu i ponętnie kręconemu się tyłeczkowi i biodrom. Było to tak ponętne, że zapragnął posiąść żonę na kuchennym stole. Poszedł tylko zamknąć rydel u drzwi i zasunąć rolety.


-Przestraszyłeś mnie- rzekła, gdy w kuchni zapanował półmrok.  —Można wiedzieć, dlaczego je spuściłeś?
-Będziemy się kochać skarbie?
-Teraz w środku dnia?
-Tak. I jak to dobrze, że nie chciałaś nikogo na stałe ze służby Ulijanko- mówił, patrząc pożądliwie na żonę. —Przeszkadzaliby nam teraz. Bo jesteśmy sami, prawda?
-Tak- mówiła, gdy Marek zbliżał się do niej i podawał dłoń.
Z klęczek podniósł ją bez trudu i zaprowadził do stołu. Tam zaś bez trudu posadził na nim.
-Mamy też co świętować Ulijanko. Rok temu o tej porze się poznaliśmy.
Kolejne minuty były szaleństwem. Pomiędzy szybkimi pieszczotami i pocałunkami pozbywali się garderoby.  Najpierw sukienko- fartuszek Uli znalazł się na podłodze a chwilę później i garderoba Marka. Ula nauczyła się już tego, jak dogodzić mężowi, to wykorzystywała swoje umiejętności i spodniami zajęła się sama, trącając przy okazji jego pobudzoną męskość. Marek tymczasem całą uwagę skupił na jej piersiach schowanymi jeszcze w staniczku. Gdy Ula skończyła swoje zadanie i spojrzała na męża, to w pocałunkach wrócili do swoich ust. Całowali się gwałtownie, bo to co miało się stać, miało być gwałtowne. Ich bielizna wkrótce podzieliła los reszty ubrania i już bez reszty oddali się dopieszczeniu własnych ciał.
To tej pory było to tylko łóżko, a teraz rozkładałam przed nim nogi na stole- myślała, gdy Marek napierał na nią coraz bardziej. I gdyby mama o tym wiedziała, to wyszorowałaby mnie drapakiem od stóp do głów. Tak jak i stół. Mogłabym jednak poddać się temu.To, co robi Marek jest niesamowite. Nawet jeśli będę miała sińce.
Mam niesamowitą żonkę. Jest taka pojętna i umie zawsze zadowolić mnie. Czekają mnie przy niej lata rozkoszy- myślał Marek.
Mare był tak pobudzony, że jednym szybkim ruchem znalazł się w jej wnętrzu. Dla wygody też podtrzymywał rękoma jej biodra, a Ula splotła nogi na plecach Marka. Gdy znaleźli już odpowiednią pozycję, to zaczął poruszać się w niej szybko i rytmicznie, a Ula z każdym pchnięciem czuła coraz większe pulsowanie. Na efekt swoich poczynań długo czekać nie musieli, bo gdy po raz kolejny Marek wykonał gwałtowny ruch, ciałem Uli przeszła fala rozkoszy i poczuł przyjemne skurcze Uli. Kolejne ruchy zaś spowodowały, że nasienie męża w jej wnętrzu rozlewało się i mogła tylko mruczeć z rozkoszy.
-Kochanie to było niesamowite- szeptał przy jej ustach, gdy kończyli swoje igraszki, a ruchy Marka stawały się słabsze.
- Tak paniczu Marek- odparła, próbując zebrać się, ale Marek najwidoczniej miał inne plany.
-Obejmij mnie za szyję i wskocz na biodra. Zaniosę cię do sypialni. Musimy mieć trochę wygody Ulijanko.
Chwile namiętności w łóżku na sile nie zmalały, a łóżko skrzypiało zarówno, gdy Ula siedziała na Marku jaki i wtedy, gdy Marek leżał na żonie.  Po dworku rozchodził się zaś jęki rozkoszy. Przez trzy miesiące ich małżeństwa bowiem doskonale poznali swoje ciała i wiedzieli, jak dogodzić sobie.  Markowi zaś kochanki nie były w głowie, bo żona w tych sprawach spełniała się w pełni.



Z tej ekstazy miłości dziewięć miesięcy później na świat zawitał syn Antoś. Po kolejnych trzech latach córeczki Agnieszka i Agata a na sam koniec, gdy bliźniaczki miały już po dziesięć lat, to postarali się o kolejnego syna Ignasia. Żadna z ich pociech nie miała jednak całkowitej urody po którymś z rodziców. Pierworodny miał oczy po matce i uśmiech z dołeczkami po ojcu. Bliźniaczki natomiast podzieliły się dołeczkami i jedna z nich miała dołeczek z prawej strony a druga z lewej.  Oczami również podzieliły się, bo jedna miała błękitne a druga szare.  Najmłodszy zaś, choć jako jedyny dołeczków nie posiadał, to z urody był najbardziej podobny do ojca.


W czasie tych lat restauracja przynosiła coraz większe zyski, a firma F&D przerodziła się we firmę Dobrzańskich i Pshemka. Febo bowiem zostali w Krakowie, gdzie Paulina znalazła bogatego męża. Marek po przejściu ojca na zasłużony odpoczynek został też prezesem firmy i rozwijał ją z każdym kolejnym rokiem. Ula natomiast głównie zajmowała się domem, ale w miarę możliwości pomagała również we firmie.  
Ich dzieci w ślad rodziców jednak nie poszły, bo najstarszy syn podobnie jak wujek Sebastian został lekarzem. Obie córki zajęły się pedagogiką i były nauczycielkami, a Ignaś, który często chodził z dziadkiem Józefem do jego pracy (był dźwiękowcem w produkcjach filmowych)  został reżyserem.


Od początku lat sześćdziesiątych na świat zaczęły przychodzić ich wnuki. Pięć uroczych wnuczek i czwórka wnuków. Wśród nich najmłodszym był Wojtek syn Ignacego i wykapany dziadek Marek z urody i charakteru, bo o jego podbojach miłosnych często pisano w kolorowych gazetach. W nim też pokładali nadzieję na przejęcie rodzinnej firmy, bo jeden z zięciów Marka i Uli, choć był prezesem firmy cukierniczej, to czynił to z przymusu i wolał zajmować się restauracjami. Wnuk zaś zdolności marketingowe miał spore.
- Co z niego wyrośnie Ulijanko- mówił Marek, oglądając go w telewizorze Rubin i programie Życie gwiazd w towarzystwie sławnej aktorki.
-Porządny, wierny mąż i ojciec- odpowiadała mu Ula. —Przecież to wykapany dziadek.
-Oby i w tym był podobny do mnie.
Ze swoimi przypuszczeniami Ula nie myliła się, bo wkrótce wnuk ustatkował się i przyprowadził do ich dworku miłą dziewczynę, z którą szybko ożenił się i dał dziadkom kolejne prawnuczęta. Prawnuka Marka i prawnuczkę Ulcię.  

Marek właśnie był takim ustatkowanym mężem.  Idealnym mężem, ojcem, dziadkiem i pradziadkiem. Zawsze pamiętał o ich rocznicach ślubu, urodzinach, imieninach i innych ważnych datach. Przynosił wtedy kwiaty i jakiś drobiazg. Bez okazji również przynosił kwiaty i mówił, jak bardzo kocha żonę.  Rodzina była równie ważna, jak żona i dla swoich najbliższych zawsze miał czas, a praca schodziła na drugi plan. Były wspólne zabawy, rozmowy, opowieści o czasach, gdy Polski na mapach nie było, wyjazdy na wakacje.  Dbał i o stały kontakt ze swoimi przyjaciół.  Olszańskimi i znajomymi z dworu w Rysiowie.
Ula zaś umiała stworzyć ciepłą, rodzinną atmosferę kochającej się rodziny.  Do tego ciągle chodziła zadowolona, zadbana i uśmiechnięta.  Podobnie, jak mąż miała też czas dla innych. Tuż po ślubie zaczęła udzielać się w społeczności wiejskiej, a inne panie uczyły ją chowu drobiu i uprawy ogródka. Ona natomiast uczyła młode dziewczyny jak być damą i jak zachowywać się w towarzystwie.

Z niedowierzaniem patrzyli również na zmieniający się świat i dobrobyt. Nieraz na gorszy, bo ludzie żyli coraz częściej tylko pracą, zapominając o wartościach rodziny, wyrzucali jedzenie. Szerzyła się również przemoc, przestępczość.
Dostrzegali jednak i postęp w medycynie, mechanizacji i elektronice. I to, że z dogonieniem pralki automatycznej, robota kuchennego, odkurzacza, kuchenki gazowej, czy lodówki było łatwiej żyć.  Ludzie mogli również oglądać niemal na żywo coś, co działo się na drugiej półkuli i podróżować w krótkim czasie z jednego końca świata na drugi. Z tego drugiego sami często korzystali i gdy tylko ich dzieci były wystarczająco duże, aby zostać z dziadkami, to zwiedzali Europę. Podobnie było, gdy byli na zasłużonej emeryturze.
W szczęściu, zdrowiu i miłości zaś doczekali hucznych żelaznych godów. Dwa lata później jednak los rozdzielił ich na cztery lata.
(Jakby ktoś był ciekawy to licząc lata, to Marek miał 97, a Ula jakieś 93 i doczekali początku lat dziewięćdziesiątych)  

KONIEC

Wojny nie uwzględniałam.

Fragment o zemście Sonii napisałam z pomysłu Agaty, bo ja sama miałam rozpiskę jedynie na pierwszą rozmowę Marka i Sonii.  

14 komentarzy:

  1. Piękne zakończenie... Wzdycham sobie i myślę, że daleko poszłaś z losami Uli i Marka włączając w nie nawet prawnuki. Rzadko się zdarza, żeby ktoś pokusił się o tak odległą przyszłość. Dzięki miłości do Uli Marek stał się porządnym człowiekiem. Pozrywał kontakty z panienkami, bo uznał, że chęć stabilizacji jest ważniejsza od takich uciech. Ula spełniła wszystkie jego marzenia o szczęśliwej rodzinie.
    To opowiadanie jest niezwykle udane głównie dlatego, że pomysł na nie okazał się genialny. W losy bohaterów wplotłaś trochę prawdziwej historii, co było bardzo ciekawym zabiegiem i dobrą odmianą od opowiadań osadzonych w czasach współczesnych. Nie piszę tego po to, byś od teraz skupiała się wyłącznie na opowiadaniach historycznych, ale nie miałabym nic przeciwko temu, by przeczytać coś w podobnym stylu od czasu do czasu. Napisanie takiego opowiadania jest trudne, bo trzeba poznać choć trochę tło historyczne czasów, o których chce się napisać. Tobie udało się to znakomicie. Teraz czekam na następne historie.
    Najserdeczniej pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na opowiadania przeniesione w odległe czasy wyłączności nie mam a cudo Internet sporo nam powie o danym okresie. Zachęcam więc do pisania.
      Fakt Ula i Marek sporo razem przeżyli i byli świadkami zmieniającego się świata.Są też wielopokoleniową rodziną i próbują to co najlepsze przekazać dalszemu pokoleniu.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  2. Przepiękne zdjęcia wnętrz i uwielbiam oglądać dworki, zameczki. Sama chciałabym mieć tak urządzony dom. A samo opowiadanie to już w ogóle urocze jak pisała Małgosia.
    Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia wzięłam z hasła Dworek w Russowie. I fakt piękne wnętrza.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  3. Cóż mogę powiedzieć... Jak zwykle cudnie! Marek się ustatkował i nigdy nie wrócił do dawnych zwyczajów. A dzieci i wnuki były tylko ukoronowaniem ich szczęścia.
    Pozdrawiam miło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdziwa miłość zadziałała na wiele lat.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  4. Pięknie opisana historia Uli i Marka. Oboje dożyli pięknego wieku, tylko pozazdrościć. Potrafili stworzyć kochającą się rodzinę, myślę iż w dużej mierze to dzięki Uli. Ale jak to mówią do tanga trzeba dwojga.
    Całe szczęście, że to co zrobiła Sonia nie było wstanie zachwiać wiary Uli w Marka.
    Gorąco pozdrawiam
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek był głową a Ula szyją jak to mówią. Swoją rodzinę tworzyli również rozważnie i nie mogło się nie udać.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  5. Świetne zakończenie :) Marek i Ula stworzyli szczęśliwą rodzinę ;) Sonii na szczęście nie na szczęście rozbić ich związku.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula i Marek za bardzo kochali się aby ktoś czy coś mogło im zagrozić. A sama Sonia wpadła we własne sidła.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  6. Witaj Ranczulko,pięknie zakończyłaś to opowiadanie. Reakcji samej Sonii lepiej bym nie wymyśliła, jakaś mała sugestia, a Ty zrobiłaś całą resztę, brawo. Czym nas jeszcze zaskoczysz? Bo będzie na pewno coś równie wspaniałego to nie wątpię. Pozdrawiam Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję za sugestię. Teraz Przystań Marek, później Dama i wieśniaczka lub Skazani na miłość. Do dam nie mam jeszcze pomysłu na jakieś wow.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  7. Piękna historia z historycznym tłem. Dobrzańscy stali się rodzina pokoleniową i przekazali im t ,co najlepsze miłość , szacunek,inteligencje. Dobrze ,że Sonia nie osiągnęła tego czego pragnęła i nie przekreśliła związku Urszuli i panicza Marka. W maju czytałam książkę ( trafiłam na nią przypadkiem ,bo szukałam czegoś o tematyce II wojny światowej ,, Czarną Biel'' to literatura faktu wspomnienia Ireny Federowicz z domu Hubal- Dobrzańskiej i jej udało się przeżyć. Tak mi się przypomniało o tej książce wraz z tym epilogiem. Marek i ULA mogliby nie mieć takiego szczęścia ,gdybyś opisywała wojnę i by zostali rozdzieli na zawsze albo oboje zginęli ,nie wiadomo jakby też było z pozostałymi. Ale zakończyłaś gdzie wszyscy są szczęśliwi i główna para dożyła sędziwego wieku. Ciekawa jestem czym tym razem zaskoczysz. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Na losy wojny nie mogłabym ich narazić, bo jako ludzie z rodowodem, inteligencja i blisko Warszawy mieli by mniejsze szanse na przeżycie. A tak w szczęści przeżyli wiele lat widząc wielkie zmiany z początku wieku i końca.
    Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.
    Dzisiaj niespodzianka.

    OdpowiedzUsuń