Czyli współczesna miłość Ani z Zielonego Wzgórza i Gilberta.
Pierwszą część szukajcie we wrześniu.
Pierwszą część szukajcie we wrześniu.
Od
walentynek minęło parę dni, a Ula dalej nie mogła być pewna, kto był jej
autorem. Nikt szczególnie o jej względy przez ten czas też nie zabiegał. To zaś
tłumaczyła sobie nieśmiałością nadawcy. Wśród tych, których podejrzewała, był
Łukasz, Kacper i Marek oczywiście. Ten ostatni co prawda do nieśmiałych nie
należał, ale było w nim coś tajemniczego i filuternego. To zaś powodowało, że przyciągał
niebezpiecznie. Starała się jednak trzymać z dala od niego, choć on od jej
towarzystwa nie stronił. Szybko nawiązała się między nimi też rywalizacja w
nauce. Do tej pory Marek wiódł prym w klasie, a teraz Ula okazała się bardzo
zdolna. Oprócz spotykania się na lekcjach mieli ze
sobą kontakt w redakcji internetowej gazetce i radiu. Marek był tam zastępcą redaktora,
zajmującym się działem sportowym, a Ula dołączyła do zespołu i miała zajmować
się kulturą. Dział dostała w spadku po Hani, która była w klasie maturalnej i
po pierwszym półroczu opuściła progi redakcji. Pierwszym jej zadaniem zaś powierzonym
nomen omen przez Marka było obejrzenie głośnego filmu o zakazanej miłości narkomanki
i opiekuna z ośrodka, i napisanie o nim recenzji.
-Na dobry początek Ula coś prostego. Recenzja z filmu- oznajmił, podając ulotki reklamujące film.
-Na dobry początek Ula coś prostego. Recenzja z filmu- oznajmił, podając ulotki reklamujące film.
-Ok. A
skąd mam wziąć bilety? – zapytała, gdy dostała część wytycznych. —Mam zapłacić
ze swojego, czy może macie jakiś fundusz reprezentacyjny.
-Bilety
ja mam i wybieram się razem z tobą Ula- oznajmił jej z uśmiechem. —Tak wypada-
dodał, widząc zmieniającą się minę Uli. —Hani, gdy była taka potrzeba również
towarzyszyłem. Chyba że jest to problem,
to poproszę kogoś innego.
-Nie
trzeba. To na, kiedy mam się szykować?
-Jutro
po szkole na seans o szesnastej.
Dzień
później po lekcjach i wizycie w redakcji wyszła z Markiem do kina. Na filmie
próbowała skupić się, ale obecność Dobrzańskiego rozpraszała ją. Siedział
przechylony w jej stronę, choć miejsce z drugiej strony było puste. Miała też wrażenie,
że czasami zamiast w ekran wpatrywał się w nią. Po półtorej godzinie wyszli z
kina i mogła odetchnąć nieco. Zastanawiała się też, co ma zrobić z ponad
godziną, która pozostała jej do odjazdu autobusu do Rysiowa.
-Może
dasz zaprosić się na pizzę? – zapytał, czytając w jej myślach. —Nie jadłem nic
od przerwy śniadaniowej, a niedaleko stąd jest dobry lokalik.
-W
piątek o tej porze chcesz coś znaleźć? - zapytała wątpiąco.
-Moja
w tym głowa, aby coś dostać- wtrącił.
-Niech
będzie- odparła od niechcenia, ale i z radością na myśl o jedzeni, bo sama była
głodna i chciała nawet pójść na zapiekankę albo inny specjał budki obok
przystanku autobusowego, z którego miała odjechać. —Autobus i tak mam dopiero o
dziewiętnastej.
Średniej
wielkości pizzeria, jak to bywało w piątki i jak przypuszczała, była pełna.
Mimo to Marek dostał stolik tuż przy barze z napisem służbowy.
-Masz
jakieś układy z właścicielem? - pytała, gdy nikt z obsługi nie zaprotestował, gdy
usiedli.
-Właścicielem
jest Aleks Febo mój przyrodni brat- wyjaśnił krótko. —To na co masz ochotę?
-Dwunasta
pozycja-rzekła, przeglądając tablicę menu. —Salami, pieczarki i mozzarella.
Na
pizzę długo też czekać nie musieli, bo jak można było zauważyć dostali ją bez
kolejki. Do tego na koszt firmy colę. Pierwszy, drugi i trzeci duży kęs Uli
szybko zginął w przełyku. Przy kolejnym zawartość ust wylądowała na stoliku.
-Ryba.
Tu jest ryba Marek. Ja mam uczulenie na ryby. I nie wiem czy nie zjadłam już
jakiegoś kawałka. Smak coli mógł mnie zmylić. Chociaż na pewno zjadłam. Muszę
wyjść na powietrze- mówił dławiącym głosem. —Muszę na pogotowie- dodała
jeszcze.
Marek
nie pytając o nic więcej, wyprowadził ją na zaplecze i do tylnych drzwi. W
międzyczasie zadzwonił na pogotowie i przedstawił sytuację.
-Jak
to możliwe, że była tam ryba Marek? -
pytała tymczasem Ula, oddychając głęboko.
-Nie
wiem. Zamówiłem, to co chciałaś. Może w zamówieniu coś się zamieszało. Sama
widziałaś, jaki był ruch na sali. I przepraszam.
-Nie
twoja wina Marek. Przypadek.
Karetka
pojawiła się dość szybko i lekarz zaaplikował lek w zastrzyku. Musiała również
pojechać do szpitala, a to wiązało się z powiadomieniem ojca i jego przyjazdem.
Była bowiem niepełnoletnia i lekarz zajmujący się nią potrzebował zgody na
leczenie.
Rozmowa z ojcem była krótka, w czasie której
Ula wytłumaczyła ojcu, co się stało i gdzie jest. Chwilę później w sali
segregacji pojawił się Marek. Gdy wszedł na salę, to Ula podłączona była do
tlenu, kroplówki oraz aparatury pokazującej pracę serca.
-Dobrze
to nie wygląda Ula- zagadnął, patrząc na popuchnięte i zaczerwienione usta i
policzki. —Jest chyba gorzej niż parę minut temu.
- Spokojnie
to tylko tak wygląda. Leki muszą zadziałać w pełni.
-A na
te twoje uczulenie nie da się nic zrobić?
-Można.
Muszę unikać ryb i owoców morza.
- Tych
zodiakalnych ryb również -zapytał podchwytliwie.
- Niekoniecznie,
ale kto wie Marek. Lepiej na zimne dmuchać- mówiła równie przewrotnie. —I na
szczęście na nic innego nie stwierdzono u mnie uczulenia. Narobiłam niezłego
bigosu- dodała usprawiedliwiająco.
-Tym
się nie martw- wtrącił uspokajająco. —Nikt z gości nie wiedział, co się stało,
a Aleks to spoko gość. Coś ci potrzeba Ula?
-Tylko
towarzystwa Marek. Tato już jedzie, a
znając go, to jedzie z torbą zapakowana na pobyt w szpitalu.
-W
takim razie posiedzę z tobą do czasu jego przyjazdu- odparł.
Ojciec
Uli pojawił się w szpitalu po półgodzinie i już na pierwszy rzut oka wyglądał Markowi
na miłego i życzliwego. Taki też był, bo w czasie krótkiej rozmowy można było to
odczuć. Wiekowo zaś dawał mu tyle samo lat co swojemu ojcu, czyli około
pięćdziesięciu. Jednakże jego ojciec ze względu na pracę umysłową wyglądał
znacznie młodziej. Krótko po jego pojawieniu się Marek pożegnał się z Ulą i
Cieplakiem i opuścił szpital. Prosto stamtąd pojechał na spotkanie z
przyjacielem i opowiedział mu o wydarzeniach z pizzerii.
- Szkoda,
że tak się to skończyło Seba- mówił, idąc z nim do Klubu 18-
skierowanego do niepełnoletniej młodzieży. —To był dobry moment na rozpoczęcie
czegoś więcej niż koleżeństwo.
-Ale,
gdyby ci zemdlała na amen, to mógłbyś zrobić jej usta- usta i poczuć ich smak- stwierdził
Olszański.
-Jak
nie teraz to będzie kolejna okazja- pocieszał. —Poza tym tak troskliwie zająłeś
się Ulką, a niektóre dziewczyny lubią takich rycerzy.
-Oby ona
należała do nich. Jest inna niż Klaudia i Dominika- mówił z rozmarzeniem. —Ma
tak rozsądnie poukładane w głowie. Do tego jest słodka i sympatyczna. Ja i ona
to może być coś na dłużej.
-No
proszę Marek. Jeszcze trochę a zakochasz się na zabój.
Ula
tymczasem została przeniesiona z sali segregacji na ogólną salę i dowiedziała
się, że dla bezpieczeństwa powinna zostać w szpitalu przynajmniej do niedzieli.
To zaś krzyżowało jej plany rodzinne i szkolne. Razem z Majką miały bowiem pisać
nazajutrz referat z polskiego i teraz cała praca spadła na Olkowicz. Późnym
wieczorem zadzwonił do niej również Marek i obiecał odwiedzić ją nazajutrz.
Następnego
dnia rano tak jak obiecał, pojawił się u niej z czekoladkami. Gdy wszedł do
sali miała zamknięte oczy, to mógł się jej przyjrzeć. Po szybkich oględzinach
stwierdził, że wygląda lepiej niż poprzedniego dnia. Ula tymczasem myślała
właśnie o Marku i o tym jaki jest dojrzały i opiekuńczy. Zastanawiała się też
czy jest słowny i dotrzyma słowa o przyjściu w odwiedziny. Z myśli wybiły ją
ciche słowa Marka.
-Cześć
Ula. Śpisz?
-Cześć.
Nie śpię i miło, że jesteś. Strasznie nudzę się, a do domu dopiero jutro wyjdę.
-Tak
szybko- palnął bez zastanowienia.
-Spokojnie
nie jestem umierająca ani nie zarażam. Miło jest jednak wiedzieć, że się
martwisz.
-Empatia,
ofiarność, usłużność to moje drugie imię Ula- mówił przewrotnie. —Nie
wiedziałaś o tym?
-Gdybym
cię nie znała, to pomyślałabym, że jeszcze zarozumiałość- rzuciła ripostą.
W
szpitalu długo nie pozostał, bo pojawiła się Majka, aby razem z Ulą ułożyć
szkic referatu.
W poniedziałek pomimo tego, że mogła zostać w domu,
to poszła do szkoły. Marek natomiast przyniósł
zaproszenia na swoją osiemnastkę. Ula, choć znali się dopiero dokładnie dwa
tygodnie, również została zaproszona. Z pójściem na imprezę roku jak o niej
mówili inni, miała opory.
-Trzeba
będzie dziewczyny postarać się o jakieś kreacje, żeby nie wyglądać jak ostatnie
dziecko stróża- rzekła Wiola, czytając swoje zaproszenie.
- Zwłaszcza
w porównaniu z Dominiką i Klaudią- dodała Majka.
-Ja
raczej nie pójdę. Ciągle mam żałobę po mamie- oznajmiła im Ula. —I druga rzecz
to co takiemu kupić, skoro wszystko ma.
-To
akurat najmniejszy kłopot Ula- odparła Julia. —Marek nigdy nic nie chce tylko
drobne kwoty wpłacone na konto fundacji jego mamy. Ewentualnie jakieś drobiazgi
typu kubek, breloczek, magnes na lodówkę, czy zwykłą kartkę.
-I nie
odmawiaj Ula- prosiła Wiola. —Cała nasza klasa będzie i sporo innych osób.
-Pomyślę
jeszcze- obiecała.
Po
powrocie do domu opowiedziała ojcu i babci o zaproszeniu.
-Córciu
nic złego by się nie stało, gdybyś poszła- przekonywał ojciec. —Marek tak
troskliwie zajął się tobą w szpitalu.
-Tata
ma rację- poparła go babcia Helena. —Tyle ostatnio robiłaś dla Jaśka i Beatki,
więc zasłużyłaś na chwilę zabawy. A mama na pewno nie chciałaby, żebyś
rezygnowała z życia towarzyskiego.
- I to
dobra okazja na lepsze poznanie nowego otoczenia- dodał Cieplak. —Ciągle jesteś tą nową z drugiej b
humanistycznej. Tak Maciek mówi.
-Macie
chyba rację- odparła po namyśle. —Powinnam zacząć wychodzić.
Kolejne
dni w szkole mijały spokojnie, a Ula dzieliła czas na lekcje i pracę w
redakcji. Relacje z koleżankami i kolegami były również coraz lepsze, a grono znajomych
z każdym dniem wzrastało. Sam Marek zachowywał się bardzo koleżeńsko i dalej pomagał jej w nadrobieniu materiału z informatyki.
Tydzień
przed osiemnastką Marka poszła na zakupy. Musiała kupić sobie sukienkę i
drobiazg dla niego. Wybór drobiazgu prosty nie był i dopiero w czasie kupowania
biżuterii trafiła na szufladę ze szczęśliwymi kamieniami. Pod napisem ryby
znalazła piękny kamień kwarcu różowego i opis.
Kwarc Różowy
Wspiera czułość i miłość zodiakalnym rybom. Stają się bardziej subtelni. Daje im możliwość poznania piękna natury, sztuki, poezji, muzyki. Ożywia siłę twórczą. Łagodzi emocje. Uspokaja, równoważy energię i neutralizuje kłopoty. Poprawia ogólnie nastrój i przywraca optymizm.
Wspiera czułość i miłość zodiakalnym rybom. Stają się bardziej subtelni. Daje im możliwość poznania piękna natury, sztuki, poezji, muzyki. Ożywia siłę twórczą. Łagodzi emocje. Uspokaja, równoważy energię i neutralizuje kłopoty. Poprawia ogólnie nastrój i przywraca optymizm.
Tego
właśnie szukałam- pomyślała.
Niedziela Uli głównie minęła na wspomnieniach o imprezie, pocałunku, a Markowi wraz z wynajętą ekipą na sprzątaniu. W poniedziałek rano natomiast, gdy tylko pojawiła się w klasie, od razu dopadły ją Wiola, Julia i Majka.
W
sobotni wieczór tuż po szesnastej Ula, Majka, Wiola i Julia pojawiły się w posiadłości
Dobrzańskich. Była ona znacznie większa niż myślała Ula i przylegała do ogrodu,
który zielenił się pierwszymi wiosennymi kwiatami. Dom zaś bardziej przypominał
mały pałacyk. Pukania do wejściowych drzwi oszczędziły sobie, bo te ciągle
otwierały się i zamykały, a i muzyka dobiegająca z domu i tak by wszystko
zagłuszyła. Drzwi wejściowe prowadziły niemal prosto do salonu zatłoczonego już
młodzieżą i jak zauważyła Ula trzema ochroniarzami. Obecnością ich nawet nie
zdziwiła się, bo choć salon wydawał się, że na czas zabawy był pozbawiony
obrazów i innych drobiazgów to i tak mógł ulec zniszczeniu. Przy ścianie zaś
stał długi stół z półmiskami sałatek, owoców, ciasta i picia. Alkoholu Ula nie
zauważyła, ale nie oznaczało to, że nie jest gdzieś schowany. Po szybkich
oględzinach bawiących się stwierdziła, że w każdym miejscu salonu w strojach i fryzurach króluje szpan i ekstrawagancja. Było chyba też znacznie więcej chłopaków niż
dziewczyn. W tym tłumie tańczących, rozmawiających i przechodzących osób
próbowały znaleźć jubilata. Odnalazł się szybko, bo wystarczyło znaleźć
największą grupę dziewczyn. Patrząc na niego z daleka, Ula pomyślała, że nic dziwnego, że uchodzi za ciacho szkoły.
Przeciśnięcie do Marka było kolejnym wyzwaniem, bo ciągle ktoś potykał je albo same potykały tańczących. Gdy dotarły już do niego, to do złożenia życzeń musiały ustawić się w kolejce.
Przeciśnięcie do Marka było kolejnym wyzwaniem, bo ciągle ktoś potykał je albo same potykały tańczących. Gdy dotarły już do niego, to do złożenia życzeń musiały ustawić się w kolejce.
- Marek
życzę ci dużo zdrówka, spełnienia marzeń, znalezienia miłości, żebyś był
zawsze sobą i naprawdę szczęśliwy- rzekła Ula, gdy przyszła jej kolej. —A to
mam nadzieję, że ci w tym pomoże- dodała, podając małą ozdobną torebeczkę.
-Co
to? -zapytał, wyjmując kamyk. —Jest piękny.
-Kwarc
różowy twój szczęśliwy kamień. Coś w rodzaju amuletu. Poczytasz sobie w
Internecie. A tak w skrócie to dodaje czułości, subtelności, uspokaja i chroni
od kłopotów.
-Same
pozytywy. Wielkie dziękuję Ula.
Przypieczętowaniem
każdych życzeń i prezentu był uścisk i pocałunek w policzek. Tym razem w
udziale Uli przypadło coś więcej, bo ktoś Marka potrącił i musnął usta Uli. Był
to jednak bardzo krótki moment i wiele osób tego nie zauważyło.
Zabawa
trwała już na dobre, gdy Ula miała okazję zatańczyć z Markiem. Pojawił się obok
niej i dziewczyn i to ją jako pierwszą poprosił do tańca. Didżej puścił akurat wolniejszy kawałek, to
było romantycznie. Przytulił bardziej i poczuł ładny zapach jej włosów, a nie odurzającego
zapachu perfum. Podobał się mu również jej uśmiech, który posłała mu na
komplement, że dobrze tańczy. Na kolejny kawałek zatrzymał sobie ją również. Później
z racji, że Majka, Julia i Wiola tańczyły z kimś innym, zaproponował coś do
picia. Wyszli również na chwilę na dwór.
-Potrzebowałam
świeżego powietrza Marek- mówiła usprawiedliwiająco. —Zrobiło się strasznie
duszno w salonie.
- Nic
dziwnego, bo upchnąłem tam osiemdziesiąt dwie osoby. Nie licząc trzech
ochroniarzy, didżej i w kuchni dwóch osób z obsługi cateringu. A do tej pory
najwięcej było tam około pięćdziesięciu osób.
-Twoi
rodzice muszą mieć do ciebie wielkie zaufanie- zagadnęła.
-Fakt
dostałem kredyt zaufania i listę uwag. Żadnego palenia w domu, narkotyków,
szlajania się po górze, wrzasków, żeby domu mi nie roznieśli, nie nabrudzili i wiesz czego.
-Żadnych zabaw w lekarza i rozbieranego pokera- odparła wesoło.
-Coś w tym rodzaju- rzekł, rozbawiony jej stwierdzeniem. —Podoba
mi się, jak się śmiejesz i uśmiechasz Ula- dodał nieoczekiwanie. —Tak szczerze.
Komplement
spowodował chwilę nieuwagi Uli i na śliskiej alejce zachwiała się, a Marek
powstrzymał ją od upadku. Przechodzili akurat obok okien, to mogła widzieć też, że
ich twarze są blisko siebie. W pewnej chwili Marek pochylił się i pocałował w
policzek. Moment później ponownie pocałował. Tym razem był to pocałunek w
usta. Ula nigdy dotąd nie miała okazji całować się i było jej cudownie. I choć
były, to tylko delikatne muśnięcia, to i tak trudno było jej łapać oddech.
Na zawsze
zapamiętam ten wieczór jako ten, gdy poczułam smak pocałunku- myślała.
I chyba jestem uczulona i na te ryby.
Pocałunek
jednak równie nieoczekiwanie skończył się, co rozpoczął i nie była pewna czy to
dobrze, czy źle.
-Przepraszam
Ula- usłyszała nad swoim ustami. —Nie powinienem.
-Lepiej
wracajmy- odparła cicho.
Do
końca zabawy zostały trzy godziny, a Ula ciągle czuła smak pierwszego pocałunku
i myślała, jakie to cudowne uczucie i że mogłaby znowu to zrobić z Markiem.
Marek również myślał o tym, co się stało na dworze. On jednak żałował, że nie
wykorzystał szansy i nie powiedział jej, że chciałby umówić się z nią na
randkę. Zamiast tego przyglądał się jej z daleka. W jego mniemaniu była najładniejszą
dziewczyną na jego osiemnastce. Niedziela Uli głównie minęła na wspomnieniach o imprezie, pocałunku, a Markowi wraz z wynajętą ekipą na sprzątaniu. W poniedziałek rano natomiast, gdy tylko pojawiła się w klasie, od razu dopadły ją Wiola, Julia i Majka.
-Słyszałaś
już ostanie newsy z osiemnastki Marka- zaczęła Julia. —Chociaż jak nie masz konta na fb, to raczej nie
słyszałaś.
-A co
się działo? Byłam i coś przeoczyłam?
-Ty i
Marek jesteście bohaterami Ulka- odparła Wiola. —Ktoś widział, jak się wymknęliście
w połowie zabawy.
-No i
? -pytała z lekkim zdenerwowaniem.
- Po
powrocie podobno Marek miał umazane policzki pomadką. Sama zobacz- dodała Kubasińska,
pokazując na telefonie owe zdjęcie Marka z podpisem Całuśny i komentarze pod
nimi. Godzinę temu ktoś opublikował i krąży po necie.
-I
niby ja miałam go całować- mówiła, wysilając się na spokojny ton.
-Tak
mówią Ula. Tylko to nie wszystko.
Podobno Marek kiedyś tam założył się z Kacprem, że umówi się z tobą jako
pierwszy i wygrał zakład.
-Marek
by tak nie postąpił- mówiła, ale bez wiary. —Nie założyłby się o coś takiego.
Rozmowę
przerwał im sam bohater sobotniego wieczoru.
-Ula możemy
porozmawiać? Chcę wytłumaczyć to
zamieszanie ze zdjęcie i ze zakładem- wyjaśniał nerwowo. —Proszę Ula.
-Sam
chcę to wyjaśnić- rzekła, ku jego uldze.
-Dzięki-
odparł, wyciągając na korytarz. —Te zdjęcie to nieporozumienie- zaczął od
pierwszej i łatwiejszej sprawy.
- Czyli
zdjęcie ktoś spreparował? -wtrąciła kpiąco pytanie.
-Nie
Ula. Po prostu po rozstaniu z tobą poszedłem na chwilę na górę i tam dopadła
mnie Klaudia i pocałowała. I fakt paradowałem chwilę ze śladem ust na policzku.
Dopiero Seba powiedział mi, że jestem umazany. Zdjęcie zaś wyszło od takiego
Marcina z trzeciej klasy. Opublikował je, nie wiedząc, że taką burzę wywoła. Uwierz
mi Ula.
- Ok
Marek. Mogę w to uwierzyć. A zakład?
-To prawda
Ula. Było coś na rzeczy- wyznał szczerze. —Po tym jednak, gdy naprawdę chciałem
lepiej cię poznać i po kinie. Żadna
dziewczyna do tej pory mi nie przywaliła i to spodobało mi się w tobie. Taka
twoja zadziorność. Pomijając to, że masz klasę i inteligencję. Nie cierpię
pustych i głupkowatych dziewczyn. Dlatego też tak bardzo lubiłem pracować z
tobą w redakcji, nadrabiać materiał z informatyki, rozmawiać. I chyba tylko z
głupoty powiedziałem Kacprowi, że umówienie się z tobą to kwestia paru dni. Na
osiemnastce rozmawialiśmy o tym znowu i musiał nas ktoś usłyszeć. Ula wiem, że
było to głupie, ale uwierz mi, że chciałem naprawdę umówić się z tobą.
-Dla
mnie nie ma to znaczenia Marek czy chciałeś się umówić, czy nie, bo i tak jak
dla mnie jesteś skreślony- mówiła z rozczarowaniem. —Nie zamierzam mieć nic
wspólnego z kimś, kto tak postępuje- dodała, odchodząc.
Na długiej przerwie idąc przez korytarz do
redakcji, czuła, że ściąga na siebie uwagę i czuła się z tym źle. Gdzie
tylko by nie spojrzała, to widziała bowiem wrogi wzrok dziewczyn. Do tej pory była też
nieznaną wielu osobom w szkole a teraz stała się tą, która w miesiąc poderwała przystojniaka szkoły. Ktoś inny może i były z tego zadowolony, ale
nie ona. Pod koniec lekcji było gorzej, bo sprawa zakładu rozniosła się po
szkole, a żądni sensacji uczniowie rozdmuchali ją do sensacji roku. W dodatku
jedne dziewczyny ciągle zazdrościły jej znajomości z Markiem, a inne współczuły.