wtorek, 30 października 2018

Ula z Rysiowa cz. 2 Cykl mini.

Czyli współczesna miłość Ani z Zielonego Wzgórza i Gilberta.

Pierwszą część szukajcie we wrześniu.

Od walentynek minęło parę dni, a Ula dalej nie mogła być pewna, kto był jej autorem. Nikt szczególnie o jej względy przez ten czas też nie zabiegał. To zaś tłumaczyła sobie nieśmiałością nadawcy. Wśród tych, których podejrzewała, był Łukasz, Kacper i Marek oczywiście. Ten ostatni co prawda do nieśmiałych nie należał, ale było w nim coś tajemniczego i filuternego. To zaś powodowało, że przyciągał niebezpiecznie. Starała się jednak trzymać z dala od niego, choć on od jej towarzystwa nie stronił. Szybko nawiązała się między nimi też rywalizacja w nauce. Do tej pory Marek wiódł prym w klasie, a teraz Ula okazała się bardzo zdolna. Oprócz spotykania się na lekcjach mieli ze sobą kontakt w redakcji internetowej gazetce i radiu. Marek był tam zastępcą redaktora, zajmującym się działem sportowym, a Ula dołączyła do zespołu i miała zajmować się kulturą. Dział dostała w spadku po Hani, która była w klasie maturalnej i po pierwszym półroczu opuściła progi redakcji. Pierwszym jej zadaniem zaś powierzonym nomen omen przez Marka było obejrzenie głośnego filmu o zakazanej miłości narkomanki i opiekuna z ośrodka, i napisanie o nim recenzji.
-Na dobry początek Ula coś prostego. Recenzja z filmu- oznajmił, podając ulotki reklamujące film. 
-Ok. A skąd mam wziąć bilety? – zapytała, gdy dostała część wytycznych. —Mam zapłacić ze swojego, czy może macie jakiś fundusz reprezentacyjny.
-Bilety ja mam i wybieram się razem z tobą Ula- oznajmił jej z uśmiechem. —Tak wypada- dodał, widząc zmieniającą się minę Uli. —Hani, gdy była taka potrzeba również towarzyszyłem.  Chyba że jest to problem, to poproszę kogoś innego. 
-Nie trzeba. To na, kiedy mam się szykować?
-Jutro po szkole na seans o szesnastej.
Dzień później po lekcjach i wizycie w redakcji wyszła z Markiem do kina. Na filmie próbowała skupić się, ale obecność Dobrzańskiego rozpraszała ją. Siedział przechylony w jej stronę, choć miejsce z drugiej strony było puste. Miała też wrażenie, że czasami zamiast w ekran wpatrywał się w nią. Po półtorej godzinie wyszli z kina i mogła odetchnąć nieco. Zastanawiała się też, co ma zrobić z ponad godziną, która pozostała jej do odjazdu autobusu do Rysiowa.
-Może dasz zaprosić się na pizzę? – zapytał, czytając w jej myślach. —Nie jadłem nic od przerwy śniadaniowej, a niedaleko stąd jest dobry lokalik.
-W piątek o tej porze chcesz coś znaleźć? - zapytała wątpiąco.
-Moja w tym głowa, aby coś dostać- wtrącił.
-Niech będzie- odparła od niechcenia, ale i z radością na myśl o jedzeni, bo sama była głodna i chciała nawet pójść na zapiekankę albo inny specjał budki obok przystanku autobusowego, z którego miała odjechać. —Autobus i tak mam dopiero o dziewiętnastej.
Średniej wielkości pizzeria, jak to bywało w piątki i jak przypuszczała, była pełna. Mimo to Marek dostał stolik tuż przy barze z napisem służbowy.
-Masz jakieś układy z właścicielem? - pytała, gdy nikt z obsługi nie zaprotestował, gdy usiedli.
-Właścicielem jest Aleks Febo mój przyrodni brat- wyjaśnił krótko. —To na co masz ochotę?
-Dwunasta pozycja-rzekła, przeglądając tablicę menu. —Salami, pieczarki i mozzarella.
Na pizzę długo też czekać nie musieli, bo jak można było zauważyć dostali ją bez kolejki. Do tego na koszt firmy colę. Pierwszy, drugi i trzeci duży kęs Uli szybko zginął w przełyku. Przy kolejnym zawartość ust wylądowała na stoliku.
-Ryba. Tu jest ryba Marek. Ja mam uczulenie na ryby. I nie wiem czy nie zjadłam już jakiegoś kawałka. Smak coli mógł mnie zmylić. Chociaż na pewno zjadłam. Muszę wyjść na powietrze- mówił dławiącym głosem. —Muszę na pogotowie- dodała jeszcze.
Marek nie pytając o nic więcej, wyprowadził ją na zaplecze i do tylnych drzwi. W międzyczasie zadzwonił na pogotowie i przedstawił sytuację. 
-Jak to możliwe, że była tam ryba Marek?  - pytała tymczasem Ula, oddychając głęboko.
-Nie wiem. Zamówiłem, to co chciałaś. Może w zamówieniu coś się zamieszało. Sama widziałaś, jaki był ruch na sali. I przepraszam.
-Nie twoja wina Marek. Przypadek.
Karetka pojawiła się dość szybko i lekarz zaaplikował lek w zastrzyku. Musiała również pojechać do szpitala, a to wiązało się z powiadomieniem ojca i jego przyjazdem. Była bowiem niepełnoletnia i lekarz zajmujący się nią potrzebował zgody na leczenie.
 Rozmowa z ojcem była krótka, w czasie której Ula wytłumaczyła ojcu, co się stało i gdzie jest. Chwilę później w sali segregacji pojawił się Marek. Gdy wszedł na salę, to Ula podłączona była do tlenu, kroplówki oraz aparatury pokazującej pracę serca.  
-Dobrze to nie wygląda Ula- zagadnął, patrząc na popuchnięte i zaczerwienione usta i policzki. —Jest chyba gorzej niż parę minut temu.
- Spokojnie to tylko tak wygląda. Leki muszą zadziałać w pełni.
-A na te twoje uczulenie nie da się nic zrobić?
-Można. Muszę unikać ryb i owoców morza.
- Tych zodiakalnych ryb również -zapytał podchwytliwie.
- Niekoniecznie, ale kto wie Marek. Lepiej na zimne dmuchać- mówiła równie przewrotnie. —I na szczęście na nic innego nie stwierdzono u mnie uczulenia. Narobiłam niezłego bigosu- dodała usprawiedliwiająco.
-Tym się nie martw- wtrącił uspokajająco. —Nikt z gości nie wiedział, co się stało, a Aleks to spoko gość. Coś ci potrzeba Ula?
-Tylko towarzystwa Marek.  Tato już jedzie, a znając go, to jedzie z torbą zapakowana na pobyt w szpitalu. 
-W takim razie posiedzę z tobą do czasu jego przyjazdu- odparł.



Ojciec Uli pojawił się w szpitalu po półgodzinie i już na pierwszy rzut oka wyglądał Markowi na miłego i życzliwego. Taki też był, bo w czasie krótkiej rozmowy można było to odczuć. Wiekowo zaś dawał mu tyle samo lat co swojemu ojcu, czyli około pięćdziesięciu. Jednakże jego ojciec ze względu na pracę umysłową wyglądał znacznie młodziej. Krótko po jego pojawieniu się Marek pożegnał się z Ulą i Cieplakiem i opuścił szpital. Prosto stamtąd pojechał na spotkanie z przyjacielem i opowiedział mu o wydarzeniach z pizzerii.
- Szkoda, że tak się to skończyło Seba- mówił, idąc z nim do Klubu 18- skierowanego do niepełnoletniej młodzieży. —To był dobry moment na rozpoczęcie czegoś więcej niż koleżeństwo.
-Ale, gdyby ci zemdlała na amen, to mógłbyś zrobić jej usta- usta i poczuć ich smak- stwierdził Olszański.
-Wolałbym, aby Ula była przytomna przy czymś takim- odrzekł klarownie.   
-Jak nie teraz to będzie kolejna okazja- pocieszał. —Poza tym tak troskliwie zająłeś się Ulką, a niektóre dziewczyny lubią takich rycerzy.
-Oby ona należała do nich. Jest inna niż Klaudia i Dominika- mówił z rozmarzeniem. —Ma tak rozsądnie poukładane w głowie. Do tego jest słodka i sympatyczna. Ja i ona to może być coś na dłużej.
-No proszę Marek. Jeszcze trochę a zakochasz się na zabój.
Ula tymczasem została przeniesiona z sali segregacji na ogólną salę i dowiedziała się, że dla bezpieczeństwa powinna zostać w szpitalu przynajmniej do niedzieli. To zaś krzyżowało jej plany rodzinne i szkolne. Razem z Majką miały bowiem pisać nazajutrz referat z polskiego i teraz cała praca spadła na Olkowicz. Późnym wieczorem zadzwonił do niej również Marek i obiecał odwiedzić ją nazajutrz.
Następnego dnia rano tak jak obiecał, pojawił się u niej z czekoladkami. Gdy wszedł do sali miała zamknięte oczy, to mógł się jej przyjrzeć. Po szybkich oględzinach stwierdził, że wygląda lepiej niż poprzedniego dnia. Ula tymczasem myślała właśnie o Marku i o tym jaki jest dojrzały i opiekuńczy. Zastanawiała się też czy jest słowny i dotrzyma słowa o przyjściu w odwiedziny. Z myśli wybiły ją ciche słowa Marka.
-Cześć Ula. Śpisz?
-Cześć. Nie śpię i miło, że jesteś. Strasznie nudzę się, a do domu dopiero jutro wyjdę.
-Tak szybko- palnął bez zastanowienia.
-Spokojnie nie jestem umierająca ani nie zarażam. Miło jest jednak wiedzieć, że się martwisz.
-Empatia, ofiarność, usłużność to moje drugie imię Ula- mówił przewrotnie. —Nie wiedziałaś o tym?
-Gdybym cię nie znała, to pomyślałabym, że jeszcze zarozumiałość- rzuciła ripostą.
W szpitalu długo nie pozostał, bo pojawiła się Majka, aby razem z Ulą ułożyć szkic referatu.

 W poniedziałek pomimo tego, że mogła zostać w domu, to poszła do szkoły.  Marek natomiast przyniósł zaproszenia na swoją osiemnastkę. Ula, choć znali się dopiero dokładnie dwa tygodnie, również została zaproszona. Z pójściem na imprezę roku jak o niej mówili inni, miała opory.
-Trzeba będzie dziewczyny postarać się o jakieś kreacje, żeby nie wyglądać jak ostatnie dziecko stróża- rzekła Wiola, czytając swoje zaproszenie.
- Zwłaszcza w porównaniu z Dominiką i Klaudią- dodała Majka.
-Ja raczej nie pójdę. Ciągle mam żałobę po mamie- oznajmiła im Ula. —I druga rzecz to co takiemu kupić, skoro wszystko ma.
-To akurat najmniejszy kłopot Ula- odparła Julia. —Marek nigdy nic nie chce tylko drobne kwoty wpłacone na konto fundacji jego mamy. Ewentualnie jakieś drobiazgi typu kubek, breloczek, magnes na lodówkę, czy zwykłą kartkę.
-I nie odmawiaj Ula- prosiła Wiola. —Cała nasza klasa będzie i sporo innych osób.
-Pomyślę jeszcze- obiecała.
Po powrocie do domu opowiedziała ojcu i babci o zaproszeniu.
-Córciu nic złego by się nie stało, gdybyś poszła- przekonywał ojciec. —Marek tak troskliwie zajął się tobą w szpitalu.
-Tata ma rację- poparła go babcia Helena. —Tyle ostatnio robiłaś dla Jaśka i Beatki, więc zasłużyłaś na chwilę zabawy. A mama na pewno nie chciałaby, żebyś rezygnowała z życia towarzyskiego.
- I to dobra okazja na lepsze poznanie nowego otoczenia- dodał Cieplak.  —Ciągle jesteś tą nową z drugiej b humanistycznej. Tak Maciek mówi.
-Macie chyba rację- odparła po namyśle. Powinnam zacząć wychodzić.

Kolejne dni w szkole mijały spokojnie, a Ula dzieliła czas na lekcje i pracę w redakcji. Relacje z koleżankami i kolegami były również coraz lepsze, a grono znajomych z każdym dniem wzrastało. Sam Marek zachowywał się bardzo koleżeńsko i dalej pomagał jej w nadrobieniu materiału z informatyki.
Tydzień przed osiemnastką Marka poszła na zakupy. Musiała kupić sobie sukienkę i drobiazg dla niego. Wybór drobiazgu prosty nie był i dopiero w czasie kupowania biżuterii trafiła na szufladę ze szczęśliwymi kamieniami. Pod napisem ryby znalazła piękny kamień kwarcu różowego i opis.


Kwarc Różowy
Wspiera czułość i miłość zodiakalnym rybom. Stają się bardziej subtelni. Daje im możliwość poznania piękna natury, sztuki, poezji, muzyki. Ożywia siłę twórczą. Łagodzi emocje. Uspokaja, równoważy energię i neutralizuje kłopoty. Poprawia ogólnie nastrój i przywraca optymizm.
 Tego właśnie szukałam- pomyślała.


W sobotni wieczór tuż po szesnastej Ula, Majka, Wiola i Julia pojawiły się w  posiadłości Dobrzańskich. Była ona znacznie większa niż myślała Ula i przylegała do ogrodu, który zielenił się pierwszymi wiosennymi kwiatami. Dom zaś bardziej przypominał mały pałacyk. Pukania do wejściowych drzwi oszczędziły sobie, bo te ciągle otwierały się i zamykały, a i muzyka dobiegająca z domu i tak by wszystko zagłuszyła. Drzwi wejściowe prowadziły niemal prosto do salonu zatłoczonego już młodzieżą i jak zauważyła Ula trzema ochroniarzami. Obecnością ich nawet nie zdziwiła się, bo choć salon wydawał się, że na czas zabawy był pozbawiony obrazów i innych drobiazgów to i tak mógł ulec zniszczeniu. Przy ścianie zaś stał długi stół z półmiskami sałatek, owoców, ciasta i picia. Alkoholu Ula nie zauważyła, ale nie oznaczało to, że nie jest gdzieś schowany. Po szybkich oględzinach bawiących się stwierdziła, że w każdym miejscu salonu w strojach i fryzurach króluje szpan i ekstrawagancja. Było chyba też znacznie więcej chłopaków niż dziewczyn. W tym tłumie tańczących, rozmawiających i przechodzących osób próbowały znaleźć jubilata. Odnalazł się szybko, bo wystarczyło znaleźć największą grupę dziewczyn. Patrząc na niego z daleka, Ula pomyślała, że nic dziwnego, że uchodzi za ciacho szkoły.



Przeciśnięcie do Marka było kolejnym wyzwaniem, bo ciągle ktoś potykał je albo same potykały tańczących. Gdy dotarły już do niego, to do złożenia życzeń musiały ustawić się w kolejce.
- Marek życzę ci dużo zdrówka, spełnienia marzeń, znalezienia miłości, żebyś był zawsze sobą i naprawdę szczęśliwy- rzekła Ula, gdy przyszła jej kolej. —A to mam nadzieję, że ci w tym pomoże- dodała, podając małą ozdobną torebeczkę.
-Co to? -zapytał, wyjmując kamyk. —Jest piękny.
-Kwarc różowy twój szczęśliwy kamień. Coś w rodzaju amuletu. Poczytasz sobie w Internecie. A tak w skrócie to dodaje czułości, subtelności, uspokaja i chroni od kłopotów.
-Same pozytywy. Wielkie dziękuję Ula.
Przypieczętowaniem każdych życzeń i prezentu był uścisk i pocałunek w policzek. Tym razem w udziale Uli przypadło coś więcej, bo ktoś Marka potrącił i musnął usta Uli. Był to jednak bardzo krótki moment i wiele osób tego nie zauważyło.
Zabawa trwała już na dobre, gdy Ula miała okazję zatańczyć z Markiem. Pojawił się obok niej i dziewczyn i to ją jako pierwszą poprosił do tańca.  Didżej puścił akurat wolniejszy kawałek, to było romantycznie. Przytulił bardziej i poczuł ładny zapach jej włosów, a nie odurzającego zapachu perfum. Podobał się mu również jej uśmiech, który posłała mu na komplement, że dobrze tańczy. Na kolejny kawałek zatrzymał sobie ją również. Później z racji, że Majka, Julia i Wiola tańczyły z kimś innym, zaproponował coś do picia. Wyszli również na chwilę na dwór. 
-Potrzebowałam świeżego powietrza Marek- mówiła usprawiedliwiająco. —Zrobiło się strasznie duszno w salonie.
- Nic dziwnego, bo upchnąłem tam osiemdziesiąt dwie osoby. Nie licząc trzech ochroniarzy, didżej i w kuchni dwóch osób z obsługi cateringu. A do tej pory najwięcej było tam około pięćdziesięciu osób.
-Twoi rodzice muszą mieć do ciebie wielkie zaufanie- zagadnęła.
-Fakt dostałem kredyt zaufania i listę uwag. Żadnego palenia w domu, narkotyków, szlajania się po górze, wrzasków, żeby domu mi nie roznieśli, nie nabrudzili i wiesz czego.
-Żadnych zabaw w lekarza i rozbieranego pokera- odparła wesoło.
-Coś w tym rodzaju- rzekł, rozbawiony jej stwierdzeniem. Podoba mi się, jak się śmiejesz i uśmiechasz Ula- dodał nieoczekiwanie. —Tak szczerze.
Komplement spowodował chwilę nieuwagi Uli i na śliskiej alejce zachwiała się, a Marek powstrzymał ją od upadku. Przechodzili akurat obok okien, to mogła widzieć też, że ich twarze są blisko siebie. W pewnej chwili Marek pochylił się i pocałował w policzek. Moment później ponownie pocałował. Tym razem był to pocałunek w usta. Ula nigdy dotąd nie miała okazji całować się i było jej cudownie. I choć były, to tylko delikatne muśnięcia, to i tak trudno było jej łapać oddech.
Na zawsze zapamiętam ten wieczór jako ten, gdy poczułam smak pocałunku- myślała. I chyba jestem uczulona i na te ryby.
Pocałunek jednak równie nieoczekiwanie skończył się, co rozpoczął i nie była pewna czy to dobrze, czy źle.  
-Przepraszam Ula- usłyszała nad swoim ustami. —Nie powinienem.
-Lepiej wracajmy- odparła cicho.
Do końca zabawy zostały trzy godziny, a Ula ciągle czuła smak pierwszego pocałunku i myślała, jakie to cudowne uczucie i że mogłaby znowu to zrobić z Markiem. Marek również myślał o tym, co się stało na dworze. On jednak żałował, że nie wykorzystał szansy i nie powiedział jej, że chciałby umówić się z nią na randkę. Zamiast tego przyglądał się jej z daleka. W jego mniemaniu była najładniejszą dziewczyną na jego osiemnastce. 




Niedziela Uli głównie minęła na wspomnieniach o imprezie, pocałunku, a Markowi wraz z wynajętą ekipą na sprzątaniu. W poniedziałek rano natomiast, gdy tylko pojawiła się w klasie, od razu dopadły ją Wiola, Julia i Majka. 
-Słyszałaś już ostanie newsy z osiemnastki Marka- zaczęła Julia. —Chociaż jak nie masz konta na fb, to raczej nie słyszałaś.
-A co się działo? Byłam i coś przeoczyłam?
-Ty i Marek jesteście bohaterami Ulka- odparła Wiola. —Ktoś widział, jak się wymknęliście w połowie zabawy.
-No i ? -pytała z lekkim zdenerwowaniem. 
- Po powrocie podobno Marek miał umazane policzki pomadką. Sama zobacz- dodała Kubasińska, pokazując na telefonie owe zdjęcie Marka z podpisem Całuśny i komentarze pod nimi. Godzinę temu ktoś opublikował i krąży po necie.
-I niby ja miałam go całować- mówiła, wysilając się na spokojny ton.
-Tak mówią Ula.   Tylko to nie wszystko. Podobno Marek kiedyś tam założył się z Kacprem, że umówi się z tobą jako pierwszy i wygrał zakład.
-Marek by tak nie postąpił- mówiła, ale bez wiary. —Nie założyłby się o coś takiego.
Rozmowę przerwał im sam bohater sobotniego wieczoru.
-Ula możemy porozmawiać?  Chcę wytłumaczyć to zamieszanie ze zdjęcie i ze zakładem- wyjaśniał nerwowo.  —Proszę Ula.
-Sam chcę to wyjaśnić- rzekła, ku jego uldze.
-Dzięki- odparł, wyciągając na korytarz. —Te zdjęcie to nieporozumienie- zaczął od pierwszej i łatwiejszej sprawy.  
- Czyli zdjęcie ktoś spreparował? -wtrąciła kpiąco pytanie.
-Nie Ula. Po prostu po rozstaniu z tobą poszedłem na chwilę na górę i tam dopadła mnie Klaudia i pocałowała. I fakt paradowałem chwilę ze śladem ust na policzku. Dopiero Seba powiedział mi, że jestem umazany. Zdjęcie zaś wyszło od takiego Marcina z trzeciej klasy. Opublikował je, nie wiedząc, że taką burzę wywoła. Uwierz mi Ula.
- Ok Marek. Mogę w to uwierzyć. A zakład?
-To prawda Ula. Było coś na rzeczy- wyznał szczerze. —Po tym jednak, gdy naprawdę chciałem lepiej cię poznać i po kinie.  Żadna dziewczyna do tej pory mi nie przywaliła i to spodobało mi się w tobie. Taka twoja zadziorność. Pomijając to, że masz klasę i inteligencję. Nie cierpię pustych i głupkowatych dziewczyn. Dlatego też tak bardzo lubiłem pracować z tobą w redakcji, nadrabiać materiał z informatyki, rozmawiać. I chyba tylko z głupoty powiedziałem Kacprowi, że umówienie się z tobą to kwestia paru dni. Na osiemnastce rozmawialiśmy o tym znowu i musiał nas ktoś usłyszeć. Ula wiem, że było to głupie, ale uwierz mi, że chciałem naprawdę umówić się z tobą.
-Dla mnie nie ma to znaczenia Marek czy chciałeś się umówić, czy nie, bo i tak jak dla mnie jesteś skreślony- mówiła z rozczarowaniem. —Nie zamierzam mieć nic wspólnego z kimś, kto tak postępuje- dodała, odchodząc.
Na długiej przerwie idąc przez korytarz do redakcji, czuła, że ściąga na siebie uwagę i czuła się z tym źle. Gdzie tylko by nie spojrzała, to widziała bowiem wrogi wzrok dziewczyn. Do tej pory była też nieznaną wielu osobom w szkole a teraz stała się tą, która w miesiąc poderwała przystojniaka szkoły. Ktoś inny może i były z tego zadowolony, ale nie ona. Pod koniec lekcji było gorzej, bo sprawa zakładu rozniosła się po szkole, a żądni sensacji uczniowie rozdmuchali ją do sensacji roku. W dodatku jedne dziewczyny ciągle zazdrościły jej znajomości z Markiem, a inne współczuły. 

poniedziałek, 22 października 2018

Dama i wieśniaczka 6/6

Spotkanie z Febo przyniosło niespodziewany efekt, bo Marek zaczął rozmyślać nad zdaniem, które sam wypowiedział.
Może po związku z tobą takie kobiety jak Ula zaczęły mnie interesować Paulino.
Mógł przekonać się o tym już tego samego dnia, gdy po pracy był z nią we fundacji mamy, która zajmowała się dziećmi z najuboższych i wielodzietnych rodzin oraz zaniedbanych przez rodziców.  Pojawiał się tam wystarczająco często, aby poznać problemy fundacji i dzieci objętych opieką. Teraz po wyjeździe rodziców do sanatorium przyjechał, aby zobaczyć, jak sekretarka radzi sobie z prowadzeniem rachunkowości i spotkać się z podopiecznymi. W czasie, gdy on zajmował się sprawami papierkowymi, Ula wraz z wolontariuszami zajęła się dziećmi. Poszła do świetlicy i tam bawiła się nimi i pomagała w odrabianiu lekcji. Jej łagodność i podejście do dzieci spowodowały, że szybko wokół niej pojawiła się gromadka dzieci.  Taką też zastał Marek. Przystanął w drzwiach i przyglądał się Uli i kilku dziewczynkom, które z zapałem słuchały jej opowieści o programie Damy i wieśniaczki.  Przypominała w tym jego matkę, która nie ograniczała się tylko do siedzenia za biurkiem i szefowania fundacja, ale i przychodziła do świetlicy. Paulina również pojawiała się we fundacji, ale głównie wtedy, gdy działo się coś ważnego i nigdy nie widział jej, aby któremuś z dzieci poświęciła choć trochę czasu na zabawę czy rozmowę. Z racji, że było jeszcze dość wcześnie, to poszedł w drugi koniec sali, gdzie stał stół do futbolu i razem z chłopcami zagrał partyjkę meczu. Gra nie przeszkadzała mu, aby raz po raz spoglądać na Ulę i słuchać jej łagodnego i szczerego śmiechu. Po dwóch godzinach pobytu we fundacji pojechali do Latchorzewa. 
-Skradłaś ich serca Ula- rzekł, jak tylko wyszli z fundacji.  
-To po prostu miłe i grzeczne dzieciaki. Potrzebują tylko zainteresowania i miłości.
-Moja mama mówi to samo. Zawsze chciała mieć więcej dzieci, ale nie wyszło i swoją miłość przelewa na podopiecznych.
-Bardzo szlachetne. A ja chętnie na stałe zgłoszę się do pomocy. Popołudniami i tak nie mam nic ciekawego do roboty. Ala jest dwa razy starsza ode mnie to i tematów do rozmowy za bardzo nie ma. Tam się przynajmniej przydam.
-Dziękuję Ula w imieniu mamy. Na pewno ucieszy się z kolejnej kompetentnej osoby. A ja służę swoim samochodem. Musiałabyś dojeżdżać prawie pół Warszawy dwoma autobusami do fundacji.
-Zapamiętam sobie. Możemy wybrać się tam ponownie w piątek. Jutro ogarnę mieszkanie, zrobię sobie pranie i zakupy, a na piątek nie mam nic zaplanowane.
-Może być piątek Ula- odparł.
Ostatni wieczór pobytu Uli w Latchorzewie był równie udany co dwa poprzednie. Razem zajęli się kolacją i sprzątaniem. Później był czas na zażycie trochę ruchu i wybrali grę w badmintona. Marek lubił tę grę i już prędzej zaopatrzył się w siatkę, paletki i lotki. 


-A ty możesz tak się forsować po operacji- zapytała troskliwie, kiedy zaproponował krótką grę. —Rano jogging a teraz paletki.
-Spokojnie Ula. Piętnaście minut gry mi nie zaszkodzi. Konsultowałem się zresztą z lekarzem. Pierwsze dwa tygodnie musiałem spasować, a później zacząć delikatnie trenować. Rano ciągle też nie biegam, tylko chodzę. Ale miło, że się martwisz Ula.
-Po prostu jesteś moim ulubionym, najlepszym i ukochanym szefem i nie chciałabym, żeby coś ci się stało- stwierdziła wesoło.
-Oprócz donosicielstwa nie lubię podlizywania się Ula- odparł, wysilając się na powagę. —Którą stronę wybierasz?
-Prawą.
Ula w umiejętnościach gry w badmintona nie ustępowała Markowi i choć na początku chciał dać jej fory, to grał jak z równym.  Z Pauliną oczywiście na takie spędzanie czasu nie mógł pozwolić sobie, bo nie znosiła męczyć się, a jedynym jej sportem było chodzenie po sklepach. Podobnie było z troską o niego, a przykładem mogło być to, kiedy ważniejsze były zaręczyny od jego zdrowia.
 Po grze zajęli się rabatami, trawnikiem i ogródkiem. Podlali kwiaty i warzywa, wyrwali parę chwastów. Gdy był już prawie ciemno, to wrócili do domu. Przed snem był czas na obejrzenie dobrej polskiej komedii Kochaj albo rzuć. Ula również miała czas, aby się spakować. Rano natomiast, gdy tylko usłyszała, że Marek poszedł pobiegać, zajęła się przygotowaniem śniadania. Chciała, aby był to również rodzaj podziękowania za gościnę, to postarała się o coś specjalnego. Na stole pojawił się omlet i tosty na bagietce.  Marek do domu wrócił w chwili, gdy wyciągała tosty z piekarnika.
-Zrobiłam śniadanie Marek- rzekła, jak tylko pojawił się w drzwiach. —Chciałam odwdzięczyć ci się za te trzy dni gościnności.
-Naprawdę nie musiałaś Ula. Było mi miło cię gościć.
- Nie musiałam, ale chciałam- wtrąciła. —Ja tak nie potrafię Marek. Brać, a nie odwdzięczyć się w żaden sposób.
-Cała ty. Dobrze, chociaż że mówisz w kategoriach śniadania podziękowania, a nie pożegnania.
-Widzisz Marek. We wszystkim można znaleźć jakieś pozytywy. Masz żelazko? – pytała, nakładając omleta. —Chcę wyprasować sobie bluzkę.
-Zostało na Siennej i dopiero jutro odzyskam je z innymi rzeczami. Nie zamierzam zostawiać Pauli ani żelazka, ani kina domowego, pościeli czy firanek. Zresztą żelazka nie używała, a firanki w oknach uważała za oznakę zacofania i nigdy nie kupowała i nie zawieszała.
-To trochę inaczej niż u mnie. Nie lubię gołych okien. Muszą być firanki, żaluzje niekoniecznie i do ozdoby kwiaty albo jakieś drobiazgi. Figurki, świeczniki.
- U mamy w oknach zawsze tak było i za zacofanie mama tego nie uważała. Będę musiał kupić sobie coś takiego tutaj Ula- mówił, patrząc na puste okna. —Może w sobotę znalazłabyś czas na większe zakupy ze mną? –zaproponował nieoczekiwanie. —Nie znam się na kupowaniu firanek.
-Ok. Marek- odparła, siadając przy stole. —I tak nie mam nic w planach.

Po śniadaniu Marek zapakował walizkę Uli do samochodu i pojechali do pracy. Popołudniem zaś, po przywiezieniu przez Maćka kluczy, odwiózł do mieszkania Ali, a sam pojechał do Latchorzewa.  Czwartkowe samotne popołudnie dłużyło się mu i brakowało kogoś, do kogo mógłby się odezwać. Z nudów wraz z sąsiadem postawił kojec dla psa, który miał wkrótce pojawić się w jego gospodarstwie. W piątek było znacznie lepiej, bo po pracy razem z Ulą wybrali się do fundacji i spędzili razem kolejne trzy godziny. Wieczorem zaś wybrał się z Sebastianem do klubu, ale żadna dziewczyna nie potrafiła zainteresować go. Sebastian z racji, że był z Wiolettą i był jej wierny, to również łasy na wdzięki dziewczyn nie był. Długo w klubie więc nie zostali. Marek za to zaprosił go wraz z Wiolettą na weekend do Latchorzewa.  
W sobotę rano Marek pojawił się pod blokiem, gdzie mieszkała Ula i pojechali na zakupy. Oprócz działów przemysłowych odwiedzili i dział spożywczy. Zakupy z Ulą przebiegły szybko, bo dokładnie wiedziała co kupić i ile, aby Marek nie wyrzucał resztek do kosza. Obiecała również pomóc mu w przygotowaniu grilla dla Wioli i Sebastiana. Sama również została zaproszona na weekend. W podzięce za wszystko, co robiła Ula dostała mały prezent. Pozytywkę w kształcie czterolistnej koniczyny.


-Nie musiałeś mi nic kupować- mówiła, ale mało przekonująco,  bo drobiazg podobał się jej.
-Wiem Ula, ale chciałem. Ty kiedyś podarowałaś mi kamień księżycowy mój szczęśliwy amulet, to chciałem odwdzięczyć ci się w podobny sposób. Oby przyniosła ci szczęście tak jak mi przyniósł twój kamyk.
-Na pewno Marek- mówiła z wiarą. Będę nakręcała ją zawsze, gdy będzie mi smutno. I dziękuję. 
-To ja dziękuję, że pomagasz mi i we fundacji. 

W drodze do Latchorzewa wstąpili do schroniska po psa. Wybór padła na brązowego niedużego psa Bruna, który swoją obecność ogłosił wesołym szczekaniem. Od jednego z opiekunów dowiedzieli się też, że poprzedni właściciel zmarł i pozostawił po sobie czteroletniego pieska i dwuletniego kota Jakuba. Oba zwierzaki żyli ze sobą w zgodzie i dobrze byłoby zaadoptować je razem. Kotek okazał się przytulnym mruczkiem i od razu zaczął łasić się do Uli, wyczuwając w tym szansę dla siebie. Godzinę później po załatwieniu wszystkich spraw, dokupieniu kuwety, żwirku, misek i jedzenia dla kota jechali we czwórkę do Latchorzewa. Na miejscu Bruno od razu trafił do kojca a Jakub na czas adaptacji do nieużywanego jeszcze pokoju. 



Po nakarmieniu kur, królików, psa i kota zajęli wypakowywaniem sprawunków i zajęli się przygotowywaniem obiadu oraz sałatki i mięsa i na grilla. Wiola i Sebastian pojawili się natomiast o piętnastej.
-Dom pobudowałeś, drzewo zasadziłeś, to pozostało ci spłodzić syna Marek- stwierdził Sebastian, rozglądając się po pomieszczeniu.
-A my kobiety później musimy sprzątać, podlewać i wychowywać- odparła mu Ula. —Reguła stara, jak świat.
- Nie zapomnij Ula, że ich trzeba również wychowywać- odezwała się Wioletta.
-Do tego jesteście stworzone- odparł Sebastian.
-Typowe męskie myślenie- oburzała się Kubasińska. —Najlepiej zrobić z kobiety kurę domową, żeby was obsługiwała.
-Dla mnie lepsza kura domowa Wioluś, niż taka, która nie umie włączyć pralki automatycznej. 
-A później idziemy w odstawkę, bo harując jak te dzikie mrówki w domu i pracy starzejemy się, a nasze miejsca zajmują piękne i młode kobiety. Tyle mamy z poświęcania się za prowadzenie domu. Dobrze mówię Ula.
-Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka- odparła dyplomatycznie, nie chcąc wchodzić między nich. —Twoi rodzice i Marka są wiele lat ze sobą i jest dobrze. I nie ma tak, żeby tylko jedna strona była winna.
Marek tymczasem przysłuchując się ich rozmowie i patrząc, jak Ula krząta się pomiędzy częścią kuchenną i jadalnią, ponownie przypomniał sobie ostatnie spotkanie z Pauliną.  Słuchając ich, zazdrościł również przyjacielowi miłości i że ma kogoś koło siebie z kim może toczyć spory.
-Ula dobrze mówi- kontynuował Olszański. —Z biegiem lat z czarodziejek zmieniacie się w czarownice i stąd te nieporozumienia i kłótnie- mówił, patrząc na Wiolettę. —Prawda Marek?
-Nie obraź się Seba, ale mi życie jeszcze miłe- odparł, widząc mściwe miny dziewczyn. 
-Faceci- odezwała się ponownie Wioletta.  —Z biegiem lat oni nie dziecinnieją Ula, tylko zmieniają się z misiaczka w prosiaczka. 

Popołudnie i wieczór spędzony we czwórkę upłynął im już bez zgrzytów i w przyjemnej atmosferze. Wiola i Sebastian jako goście odpoczywali, a Ula z Markiem zajęli się grillem i resztą potraw. Głównie to Ula krążyła od kuchni do dworu i pilnowała, aby wszystko było na czas na stole. Sebastian przywiózł również zgrzewkę piwa dla siebie i Marka oraz wino dla Wioli i Uli.  Wypite trunki dały o sobie znać i zrobiło się również wesoło. Przed dziesiątą, aby nie przeszkadzać sąsiadom, z ucztowaniem przenieśli się do domu. Tam Marek i Sebastian zajęli się oglądaniem siatkówki a Ula z Wiolą swoimi babskimi sprawami.
Następnego dnia rano, gdy Marek pojawił się w kuchni Ula już tam była. Stała przy oknie z kubkiem kawy, patrzyła na wschód słońca i wyglądała przepięknie tak zamyślona. Z urody zawsze mu się podobała i miał ochotę na znacznie inne relacje niż służbowe i koleżeńskie. Teraz dodatkowo ubrana była w błękitny szlafroczek, który odsłaniał jej zgrabne łydki, a pasek w talii podkreślał jej kibić. Chwilę później odwróciła się do niego i posłała uśmiech. W tym krótkim momencie poczuł, że na jej uśmiech i powitanie, serce zabiło mu mocniej.
-Cześć Marek. Obudziłam cię?
-Cześć. Nie, nie obudziłaś.  
Może po związku z tobą takiej kobiety zaczęły mnie interesować i potrzebuję takiej kury domowej- kołatały mu w głowie własne słowa. A we czwartek brakowało mi Uli, a nie kogoś do rozmowy. I pasuje tutaj jak ulał.  Te trzy dni pod wspólnym dachem były wspaniałe. Tak jak nasze wizyty we fundacji. Ani razy nie miała focha. Nawet najmniejszego niezadowolenia. Nie wiedziałem nawet, że tak może być.
Kolejne godziny niedzieli jeszcze bardziej utwierdzały go w przekonaniu, że czuje do Uli znacznie więcej niż koleżeństwo czy przyjaźń. Z wyznaniami tego, co czuje postanowił jednak poczekać tydzień, aż sprawa pokazu się nie zakończy. Bał się reakcji Uli i że przeszkodzi, to w przygotowaniu do pokazu. A to, o czym mówił mu Sebastian od paru dni, Paulina załatwiła jedną wizytą.  


Po weekendzie na Marka spłynęło sporo niespodzianek. Już rano w poniedziałek zadzwonił do niego Aleks i oznajmił mu, że poznał piękną Peruwiankę i chce swój pobyt w Ameryce przedłużyć. Przy okazji dowiedział się, że babcia Pauli wyrzuciła ją z domu w Mediolanie, bo ta przyprowadziła znajomych, którzy wynieśli parę cennych rzeczy.  Z góry zastrzegł również, że Paulina nie ma korzystać z jego mieszkania. Krótko po jego telefonie odwiedziła go w biurze Julia i opowiedziała o wspólnym nieudanym mieszkaniu z Pauliną. Okazało się bowiem, że Paulina godzinami zajmuje łazienkę, nie sprząta po sobie, nie robi zakupów i tylko rozkazuje jej pomocy domowej i chodzi niezadowolona z powodu hałasu, bo Julia mieszkała na pierwszym piętrze obok ruchliwej drogi.  Z braku lepszego pomysłu na uwolnienie Julii od Pauliny Marek postanowił zakwaterować ją na tydzień w hotelu, a później wysłać ją na dwa tygodnie do Tunezji. Z takiego obrotu sprawy Febo była jak najbardziej zadowolona. Szybko jednak spotkała ją niemiła niespodzianka, bo Marek opłacił jej tylko nocleg, a za inne usługi hotelowe musiała płacić ze swojej kieszeni. Podobnie było z Tunezją. Dał jej tylko bilet, foldery i wytyczne hotelu, a kwestia finansów było jej sprawą. O tym, co będzie później z Pauliną na razie nie myślał, bo miał ważniejsze sprawy.



On tymczasem mógł ze spokojem przygotowywać się do pokazu, który miał odbyć się w najbliższą sobotę. To zaś powodowało, że musiał zostawać z Ulą po godzinach w pracy. Obojgu to jednak nie przeszkadzało, bo oznaczało dłuższe przebywanie w swoim towarzystwie. We środę wrócili z sanatorium Dobrzańscy i Marek razem z Ulą pojechali do nich przywitać się i opowiedzieć o przygotowaniach do pokazu. Gdy już rozsiedli się, to Helena nie wypuściła ich bez kolacji, tylko posadziła obok siebie i dogadzała. Widziała bowiem, jak patrzą na siebie i że Ula pomagała Markowi w domu i we fundacji. Zwłaszcza to drugie było dla niej miłe.



W piątek po pracy spotkała Ulę miła niespodzianka. Marek bowiem zaprosił ją na kolację do Książęcej.  Chciał podziękować jej w ten sposób za pomoc w przygotowaniu pokazu i uczcić koniec przygotowań. Tuż po wyjściu z lokalu, gdy przechodzili przez park pojawiła się obok nich dziewczynka z koszyczkiem z kwiatami.
-Kwiaty dla ładnej pani, proszę pana- zagadnęła.
-Chętnie- odparł, wręczając dziewczynce dwadzieścia złotych. —Proszę Ula to dla ciebie- dodał po chwili, wręczając jej bukiecik fiołków.
-Dzięki Marek. Są słodkie- mówiła, wąchając kwiatki.
-Ula to dobry moment, aby, aby- zaczął, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
-Na co? -zapytała, nie doczekawszy się dokończenia zdania.
-Może usiądziemy tutaj na chwilę? -spytał, prowadząc w stronę jednej z ławek. —Chciałem powiedzieć ci dopiero jutro po pokazie, ale teraz jest odpowiedniejszy moment Ula- mówił, biorąc za rękę. —Chciałbym, żeby między nami było inaczej- wyrzucił z siebie. —Ostatnie dni były takie cudowne. I wiele zrozumiałem. Jesteś dla mnie kimś ważniejszym niż przyjaciółką. Zakochałem się w tobie. Dasz mi szansę na bycie twoim chłopakiem? -zapytał prosto. —Chciałbym spotykać się z tobą, po pracy, patrzeć na ciebie, słuchać cię, rozmawiać. Czuję, że wiele nas łączy.
-Zaskoczyłeś mnie- odparła z bijącym sercem.
-Nie musisz odpowiadać od razu Ula- wtrącił. —Tylko pomyśl o tym.
-Nie muszę myśleć, bo czuję to samo i chcę tego samego- rzekła, patrząc mu w oczy.
-Czyli mam szansę? -zapytał niepewnie.
- Tak Marek. Zakochałam się w tobie tuż przed twoimi niedoszłymi zaręczynami. Chciałam nawet odejść z pracy, aby nie musieć cierpieć. Później, gdy nic nie wyszło z zaręczyn, zaczęłam znowu marzyć. Zwłaszcza po tym, jak zabrałeś mnie do Latchorzewa. Zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia.
- I pasujesz tam jak żadna inna Ula- stwierdził, gładząc po brodzie. —A ja byłem chyba ślepy przez te miesiące, gdy już poznałem cię, a dalej byłem z Pauliną. Później po rozstaniu z Paulą lepiej też nie było. Dopiero w ostatnią niedzielę, gdy byłaś u mnie, zrozumiałem swoje uczucia. Stałaś przy oknie i nie mogłem oderwać oczu od ciebie. A gdy spojrzałaś na mnie, to moim ciałem przeszedł dreszcz i wiedziałem, że się zakochałem. Nigdy do tej pory nie kochałem i było to dla mnie coś nowego Ula.
-Pamiętam. Patrzyłeś wtedy tak dziwnie na mnie- mówiła drżącym głosem, a spowodowanym pieszczotą Marka i wyznaniami. — Myślałam, że rozbierasz mnie w myślach, a nie, że się zakochałeś.
-Poniekąd też rozbierałem Ula- przyznał się szczerze.  —Do tej pory tylko to mnie interesowało. Jak zaciągnąć dziewczynę do łóżka, a zakochałem się bez tego i nawet bez pocałunków. Tak szczerze. Kocham i jestem kochany- mówił, tuląc ją do siebie. —Ostatnie dni bez ciebie w Latchorzewie były takie puste-dodał, wpatrując się w jej twarz. —Brakowało mi wspólnych śniadań, wspólnie spędzonych popołudni i wieczorów.
-Wiem o czym mówisz- mówiła cicho.
-Mogę Ula? – zapytał, pocierając kciukiem wargę Uli.
Chwilę później, gdy kiwnęła głową, muskał Ulę w usta.
Ula całowała się już w swoim życiu, ale nigdy nie przeżywała coś takiego przyjemnego. Usta Marka były słodkie i pieściły jej usta, jakby robili to już wiele razy, a nie pierwszy raz.
Do mieszkania Ula wracała bardzo szczęśliwa. Marek bowiem odprowadzał ją, trzymając za rękę, a przed blokiem pożegnał się kolejnym delikatnym pocałunkiem. Tego wieczoru też Ula długo nie mogła zasnąć. Słuchając pozytywki, podarowanej przez Marka, myślała, że marzenia się spełniają. Tak jak i amulety przynoszą szczęście. Jej szczęście przyniosła pozytywka z koniczyną a Markowi kamień księżycowy, bo otworzył serce na miłość.



EPILOG

Dzień później odbył się pokaz kolekcji F&D Gusto. Kolekcja okazała się strzałem w dziesiątkę, bo tuż po zakończeniu na projektanta spływały gratulacje. W czasie bankietu natomiast Marek i Ula wyjawili sekret o łączącym ich uczuciu.  Kolejne dni zaś wypełnione były miłością, czułościami, spotkaniami i pocałunkami. Z oświadczynami Marek długo nie czekał, bo oświadczył się jej dwa tygodnie później, gdy poszli na kolejną przechadzkę po Latchorzewie. Miał to być ich dzień i ich szczęście, to odpuścili sobie organizowania hucznych zaręczyn. Uczcili je tylko szampanem i pierwszą wspólną nocą.
Ze ślubem postanowili poczekać do kwietnia, bo listopad był zbyt przygnębiającym miesiącem, później wypadał Adwent, w karnawale nie można było znaleźć wolnych terminów, a na kolejne tygodnie przypadał Wielki Post. W kwietniu natomiast dni były dłuższe i lepsza pogoda, aby udać się z Warszawy w podróż do panny młodej. To w rodzinnych stronach Uli zaplanowali sobie te najważniejsze dla nich chwile. Sam ślub miał mieć miejsce w kościółku w Rysiowie, a na wesele Marek zarezerwował zajazd, w którym niegdyś pomagała Ula. Wynajął go wraz z pokojami na sobotę i niedzielę, aby goście mieli, gdzie spać.

Paulina tymczasem w dalekiej Tunezji poznała bogatego Szkota. Mężczyzna był wdowcem po pięćdziesiątce z dorosłymi dziećmi, miał dużą posiadłość w Szkocji i tytuł lorda. Taki kąsek był dla niej zbawieniem i szybko zakręciła się obok mężczyzny. Zaręczyny, ślub i podróż poślubna były jak z bajki. Później nastała codzienność, bo na luksusy musiała zapracować. Stada, owiec i krów, przetwórstwo oraz hektary pól potrzebowały nakładu pracy. W dodatku posiadłość mieściła się z dala od dużych aglomeracji i otaczał ją jedynie wiejski krajobraz, wiejska sielanka i rozrywka.



Życie Uli Dobrzańskiej u boku męża w Latchorzewie było zgoła inne, bo żyła jak dama. Marek rozpieszczał ją i mieli sporo okazji na wspólne wyjścia, wyjazdy, spotkania z przyjaciółmi. Taki życie nie zrobiło z niej jednak zarozumiałej i leniwej kobiety, bo Ula miała czas na pracę, prowadzenie domu, zajmowaniem się mężem i córeczką Igą. Do tego ciągle wyglądała pięknie i zawsze była uśmiechnięta i życzliwa.

niedziela, 14 października 2018

Dama i wieśniaczka 5/6

-Do jasnej Anielki Wiola. Zapomniałam kluczy od mieszkania Ali- mruczała Ula, przeszukując torebkę.  
-I co teraz zrobisz bidulko? - pytała Wioletta. —Pojedziesz z powrotem do domu.
- Nie. Maciek mój sąsiad ma być w Warszawie we środę albo czwartek to mi dowiezie. A do tego czasu wynajmę sobie pokój w hotelu.  
-Cześć dziewczyny- odezwał się od drzwi Marek. —Dlaczego chcesz nocować w hotelu Ula? Ala wyrzuciła cię?
-Nie. Zapomniałam tylko kluczy od mieszkania Ali, a Ala poszła właśnie na urlop. (Ula mieszka u niej).
-U mnie możesz nocować- zaproponował z miejsca. —Oprócz mojej sypialni są dwa pokoje wykończone i do zamieszkania.
-Dzięki Marek, ale nie chcę wam przeszkadzać- odparła stanowczo.
-Czyli komu? Moim kurom i królikom?
-Paulinie i tobie.
-Paula nie mieszka już w Latchorzewie. Osobiście odwiozłem ją dzisiaj do jej apartamentu. I nawet gdyby dalej mieszkała, to i tak w niczym byś nam nie przeszkadzała.
-Serio mówisz- odezwała się Wioletta. —Pozbyłeś się jej.
-Mam nadzieję, że raz na zawsze.
- Rychło w porę Marek. Ona dla ciebie była jak te zawieszone koło młyńskie u szyi.  
-Dobrze ujęte Wiola.  A mi będzie miło cię gościć Ula. Poza tym za dwa tygodnie jest pokaz i mamy sporo pracy. Przypuszczam, że musielibyśmy po godzinach i tak pracować, to możemy zabrać pracę do domu. Tam będzie spokój i możemy popracować na dworze. Ciągle jest ciepło.
- Marek dobrze mówi- odezwała się Wiola. —Po co masz się po hotelach tułać.
-Podtrzymuję słowa Wioli- wtrącił Marek.
-Niech będzie -odparła w końcu. —Mogę przenocować u ciebie te dwie, trzy noce.
Po spotkaniu z dziewczynami poszedł do Sebastiana podzielić się dobrymi wiadomościami na temat Pauli.
-Odwiozłem właśnie Paulę do jej apartamentu- oznajmił mu od drzwi.
-Jednak dama nie dała zrobić z siebie wieśniaczki Marek.
-Nie było nawet pierwszego podejścia.
-Wiesz Marek, wczoraj wieczorem oglądaliśmy z Wiolą taki film, w którym jedna dziewczyna sfingowała napad na siebie i porwanie, aby wzbudzić zainteresowania chłopaka. Może z Pauliną było tak samo. Trochę to dziwne, że napadli ją akurat w tydzień po wyjeździe brata i gdy twoi rodzice są w sanatorium.
-Gdyby nie ucierpiała na tym jej ręka i palec to byłoby to całkiem możliwe Seba. Zresztą mało ważne czy sfingowała, czy nie, ale ważne, że pozbyłem się jej.
-To może uczcimy dzisiaj wieczorem twoje drugie, rozstanie z Pauliną- zaproponował.
-Dzisiaj nie bardzo.  Muszę zająć się Ulą.
-I dopiero teraz mi mówisz- wtrącił.  
-Dopiero co stało się to faktem. Po prostu Ala wyjechała na urlop, a ona zapomniała kluczy od jej mieszkania i nie ma gdzie nocować. Zaproponowałem nocleg u siebie.
-Bardzo mądrze Marek- rzekł, poklepując po ramieniu. — I warto wykorzystać ten czas.  Wieczorny spacer, romantyczna kolacja, dobra komedia romantyczna. To działa na kobiety.
-My raczej będziemy pracować- hamował jego zapędy. —Najpierw ja byłem chory później ona na urlopie, to nazbierało się nam zaległości a pokaz tuż, tuż.
-Nawet przy pracy może być romantycznie Marek- przekonywał Sebastian. — Musisz tylko postarać się o odpowiedni nastrój. Może to, że zapomniała kluczy to znak, że jest wam pisane. 

Ula tymczasem ciągle analizowała, to co powiedział Marek.
Jeszcze godzinę temu moje życie rysowało się w czarnych kolorach i chciałam odejść z pracy, a teraz znowu zaświeciło słońce i czuję się jakbym była w siódmym niebie. Marek i Paulina nie wrócili do siebie, tylko pomieszkiwanie Pauli w Latchorzewie było przysługą ze strony Marka. Chociaż nie oznacza to, że zainteresuje się od razu mną.  Szansa jednak jest. Muszę tylko być sobą.
Napisane zaś przez nią wypowiedzenie z pracy znalazło miejsce w niszczarce do papieru.

Dzień pracy Uli i Markowi mijał szybko, bo pracy mieli sporo. Głównie byli w rozjazdach, bo trzeba było omówić szczegóły co do cateringu, prasy, drukarni. Segregowali również pracę na tę, która musiała być zrobiona we firmie i na tę która mogła poczekać do popołudnia. Po piętnastej Marek zapakował jej walizkę do bagażnika swojego samochodu i pojechali do Latchorzewa.


Pojawienie się zaś Uli u boku Marka zdziwiło sąsiadów. Zwłaszcza że przez ostatni tydzień mieszkał z narzeczoną. Nikt jednak o nic nie pytał a oni, jak gdyby nic rozłożyli się z pracą na jednym z balkonów. Praca zajęła im całe popołudnie, a po szóstej Marek zarządził koniec pracy.
-Ty Ula odpoczywaj, a ja zajmę się kolacją- rzekł, wstając. —Powiedz tylko, co byś zjadła. Zapiekankę makaronową, lazanię czy spaghetti?
-Nie rób sobie kłopotu Marek. Wystarczą mi kanapki.
-Żaden kłopot Ula- wtrącił. —Poza tym lubię gotować dla kogoś, a ostatnio nie mam ku temu okazji.
-Kolejny ukryty talent Marek?
-Co ma znaczyć ten kolejny?
-Po talencie niani. Dzisiaj po mistrzowsku uspokoiłeś tę dziewczynkę w parku.
-To był mój, nie chwaląc się, mały urok osobisty. To co byś zjadła?
-Może być ta lazania, ale uprzedzam, nie może być tam ryb. Jestem uczulona na ryby i wszelkie owoce morza.
-Nie będzie. Tylko kurczak i warzywa.
Po ponad godzinie lazania była gotowa i mogli zasiąść do stołu.
-Niebo w gębie Marek- zachwaliła po pierwszym kęsie. —To Paulina nauczyła cię robić włoskie dania?
-Nie – odparł krótko i z niechęcią. —Paula praktycznie nie gotowała. A powinna gotować, skoro ona siedziała cały dzień w domu, a nie ja.
-Nie wszystkim klimat kuchni odpowiada- usprawiedliwiała ją.
-Jej klimat nie był w ogóle domowy. Nie gotowała, nie sprzątała, nie miała pojęcia o rachunkach, zakupach czy naszej pani od sprzątania. Interesowały ją zakupy własne, salony piękności i koleżanki. Rozumiem, że są kobiety, które pracę przekładają nad dom, ale ona nic nie robiła w domu ani nie chodziła do pracy.
-Czyli z niej ta trzecia grupa kobiet. Wiecznie niezadowolona humorzasta księżniczka niemająca pojęcia o życiu.  
- Dobrze powiedziane Ula. Nie mówmy jednak o niej. To przeszłość, do której nie zamierzam wracać. Co powiedziałabyś na spacer po kolacji? Pójdziemy przez las, to może znajdziemy jakieś grzyby.
- Chętnie Marek. W Rysiowie często chodziłam wieczorami na długie spacery. Lepiej się później śpi.


Spacer zmierzchem po okolicy sprzyjał zwierzeniom. Marek, choć Ula dużo wiedziała, to opowiedział historię Pauliny, jej rodziców i życia z nią. Ula zaś mówiła o czasach, gdy żyła jej mama i tych późniejszych po jej śmierci, kiedy to na nią spadło większość obowiązków domowych.
-Zasługujesz na same pochwały Ula- rzekł z respektem, gdy skończyła opowiadać. —Mało która osiemnasto- dziewiętnastoletnia dziewczyna swoje najlepsze lata poświęciłaby na zajmowanie się domem i niemowlęciem. Masz całkiem inne poglądy na życie niż Paulina. Paulę po śmierci rodziców interesowało tylko współczucie i litość. Czasami trzeba było jej ustępować, bo stał się sierotą. Gdyby była mała, to jeszcze zrozumiałbym ją, ale miała tyle samo lat co ty, gdy wydarzył się ten wypadek.
-Po prostu ona straciła oboje rodziców a ja tylko mamę- próbowała usprawiedliwić ją. —To jest różnica. Poza tym ja nie miałam czasu na współczucia. Niemowlę wymagało opieki i zajmowanie się Beatką skutecznie usuwało użalenie się nad losem. Z kolejnymi tygodniami, miesiącami i latami było nam coraz łatwiej i wracała radość z życia. Cieszyła mnie pierwsza cała przespana noc, pierwsze słowo Betti La, czyli Ula i pierwsze jej kroki.
-Za to również cię cenię Ula. Umiesz cieszyć się życiem. Nie tak jak Paula, która cieszy się tylko zabawą w dobry towarzystwie, a nie drobnostkami.  Gdy coś nie idzie po jej myśli albo nie podoba się, to chodzi nadąsana. Zwłaszcza tutaj nie podobało się jej, że pokój jest bez łazienki, a w łazience zamiast dużej wanny jest prysznic. Była tu ponad tydzień a zdążyła umilić życie- rzekł sarkazmem. —Na szczęście wyniosła się razem ze swoimi tobołami.
-Po firmie krążyły plotki, że wspólne mieszkanie, to próba powrotu- zagadnęła delikatnie. 
-Słyszałem, ale nie mam zwyczaju zajmować się plotkami- odparł błaho. —Chyba że chodzi o coś ważnego. Tak, jak wtedy z oskarżeniami Pauliny, że mi donosisz. Wtedy ingeruję. I z tego, co mi wiadomo już pół firmy wie, że się wyniosła.
-Tak jaki i to, że zaproponowałeś mi nocleg. Jutro będzie o tym całkiem głośno w firmie.
-Pogadają tak, jak o moim mieszkaniu z Paulą i przestaną Ula. Nie ma się czym martwić.
-Oby. To co Marek wracamy? Robi się coraz ciemniej.
-Spokojnie Ula. Nic ci nie grozi. Wilków tu nie ma. Tylko dziki, lisy, sarny i ja.
Pomimo długiego spaceru Ula w nocy i tak długo przewracała się z boku na bok, a powodem tego była świadomość, że za ścianą śpi Marek. Gdy w końcu zasnęła, to śniło się jej, że spędza z Markiem popołudnie na zakupach i kupuje sobie pierścionek.  

Następnego dnia Ulę obudził iście wiejski klimat, bo pienie koguta, ćwierkanie ptaków i szczekanie psów, a przez jej okno zaglądało wschodzące słońce zza lasu.  Pomimo tego, że było dopiero po szóstej, to wyszła z łóżka i podeszła do okna. Widok, jaki ujrzała, był urzekający. Szumiący las, sarny na polanie i ostatnie tego lata bociany chodzące po łące.  Dojrzała również Marka, który wyszedł pobiegać. Gdy zniknął jej z pola widzenia, to szybko ubrała się i zeszła do kuchni zrobić śniadanie. Po drodze wyliczyła sobie też, że Marek powinien wrócić tak za półgodziny, aby zdążyć na ósmą do pracy. Choć lodówka Marka jak na samotnego mężczyznę był doskonale zaopatrzona, to wybrała na śniadanie coś prostego i zrobiła grzanki i jajecznicę. Jajka znalazła w lodówce, a po szczypiorek poszła do małego ogródka. Po drodze oprzątnęła kury i króliki. Po powrocie z dworu włączyła Express do kawy i zajęła się resztą śniadania. W międzyczasie włączyła laptopa i sprawdziła w senniku Internetowym, co oznacza kupowanie pierścionka.
Jeśli we śnie kupujesz pierścionek, to oznacza to, że uda ci się zdobyć miłość osoby, którą kochasz- wyczytała w senniku. Pierwszy sen na nowym miejscu jest podobno proroczy- pomyślała z radością.
 Gdy Marek wrócił z porannego biegania od progu domu, przywitał go zapach kawy, jajecznicy i grzanek. Ula zaś ubrana już do pracy zbiegała z góry i spotkali się w korytarzu.
-Witaj Ula. Co tak apetycznie pachnie? -pytał, wciągając głęboko zapachy. —Kawa na pewno. Chyba jeszcze grzanki i jajecznica.
-Cześć. Dokładnie to.  Pozwoliłam sobie zrobić śniadanie i zająć się kurami i królikami. Są nakarmione i mają czystą wodę.
-Nie musiałaś Ula. Jesteś tutaj gościem, a nie pomocą domową- zaprotestował lekko.
-Wiem, że nie musiałam, ale chciałam.  Wczoraj ugościłeś mnie tak ładnie w czasie kolacji, to chciałam się odwdzięczyć- mówił mu, idąc z nim w stronę kuchni. —Chyba nie gniewasz się, że rozgościłam się w twojej kuchni i obejściu?  
-Ani trochę Ula- odparł, podnosząc pokrywkę z patelki.  —Tak szczerze to nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś przygotowywał mi śniadanie.  Nie licząc ostatniego pobytu po szpitalu u rodziców. I jest to bardzo miłe.
-Czyli pytać o Paulinę i jej śniadania nie ma sensu? -pytała, nalewając kawę.  
-Ani o śniadania, obiady czy kolacje- odparł, nakładając jajecznice na talerze. — Paula przez cały tydzień pobytu tutaj nie zatroszczyła się o mnie tak miło. Spała, gdy wychodziłem i nie mam pojęcia, o której wstawała. Prędzej lepiej też nie było.
-Ja robienie śniadania mam poniekąd we krwi. W domu przygotowywałam dla całej rodziny i tym bardziej było mi miło przygotować tutaj- mówiła, siadając naprzeciw niego. — I smacznego Marek.
-Smacznego- odparł, przełykając pierwszą porcję jajecznicy.

Tak jak przewidywała Ula w czasie wieczornego spaceru, tematu pomieszkiwania u Marka nie dało się ominąć. Nie było to jednak nic jednoznacznego w odniesieniu do niej. Jej koleżanki bowiem bardziej interesowało to, jak mieszka Marek niż sam fakt nocowania u Marka.  Bardziej zainteresowany był Sebastian, który chciał dowiedzieć się szczegółów.


-Było znacznie lepiej niż z Pauliną- opowiadał w czasie wyjścia na lunch.  —Nie marudziła, zrobiła dzisiaj śniadanie, posprzątała po nim i zdążyła wyszykować się do pracy na czas. A wczoraj wieczorem byliśmy na spacerze i pogadaliśmy trochę. Jeśli dalej będzie tak dobrze, to polubię takie kumpelskie przyjacielskie mieszkanie z Ulą.
-I to bardzo dobry początek Marek na coś więcej między wami- przekonywał Olszański. —Przyjacielskie relacje, spacery, wspólne posiłki. Działaj małymi kroczkami, aby nie przestraszyć Uli, a zainteresujesz ją swoją osobą. 
- A ty swoje- odparł z niezadowoleniem.
Wtorkowe popołudnie w Latchorzewie było równie udane co poprzednie. Po przyjeździe wspólnie zajęli się gotowaniem obiadokolacji i oprzątaniem kur i królików. Później razem pozmywali naczynia i posprzątali kuchnię. Wieczorem zaś ze względu na deszcz oglądali telewizję.  Wieczorem Ula dowiedziała się również, że Maciek przyjedzie jednak we czwartek. Ta wiadomość ucieszyła ją, bo oznaczała kolejne popołudnie w towarzystwie Marka.

Kolejny dzień pracy zaczęli od przejrzenia poczty tej zwykłej, jak i elektrycznej. Zajęci pracą nie zauważyli, kiedy w drzwiach pojawiła się głowa Wioli.


- Mam nadzieję, że przeszkadzam kochani- rzekła im z uśmiechem. —Tak zamknięci razem od rana.
-Nie Wiola. Nie przeszkadzasz w niczym- stwierdził Marek.
-Pytam, bo spotkałam w holu Paulę- wyjaśniła, wchodząc do środka. —Pytała Anię czy już jesteś. Szła już tutaj, ale zatrzymał ją jakiś telefon od Paoli. Gdybyś był zajęty, to powiedziałabym, że jesteś zajęty. Chociaż twój tok myślenia o przeszkadzaniu mi się podoba.
-To tak powiedz Wiola, że jestem zajęty-odparł, omijając skomentowania ostatniego zdania.
-Może lepiej porozmawiasz z nią i będziesz mieć to z głowy- zawyrokowała Ula. —Później może cię ciągle nachodzić. Ja poczekam u siebie.
Chwilę później Febo pojawiła się w gabinecie Marka. W drzwiach, gdy mijała się z Ulą, rzuciła jej wrogie spojrzenie.
-Musimy porozmawiać- zaczęła od drzwi. —Trzeba opróżnić nasz apartament do soboty.
-Twój Paulino- wtrącił. —Ja tam nie mieszkam. I jak rozumiem umowy nie przedłużyłaś- dodał.
-Nie zamierzał płacić tyle za wynajem- odparła, siadając na kanapie na miejscu Uli. —Do czasu powrotu Aleksa zamieszkam u Julii, ale nie ma tyle miejsca, aby przechować wszystkie rzeczy. Są tam przecież sprzęty i wyposażenie kupione przez nas.  
-Przeze mnie kupione- sprecyzował. —Tyle mogę zrobić dla ciebie. Przy okazji odzyskam swoje kino domowe. Coś jeszcze? -  zapytał, wstając, aby odprowadzić do drzwi.
-Słyszałam, że znalazłeś sobie nową lokatorkę- rzekła z wyraźną pogardą. —Nawet tam pasuje.
-To nie twoja sprawa Paula kto mieszka u mnie– odparł z oburzeniem.
- Czyli kolejny związek- prychnęła. —Nigdy takie kury domowe cię przecież nie interesowały.
- Może, po związku z tobą zaczęły interesować mnie takie kobiety Paulino.  I masz rację. Zamierzam rozpocząć coś nowego z Ulą. To moje życie.
-Znudzi ci się jak każda- odparła, odchodząc.