sobota, 26 grudnia 2020

Szkolna wigilia 2/4

Urszula Cieplak była dumna ze swojej córki. Daria już od przedszkola wykazywała się większą dojrzałością niż jej rówieśnicy. W wieku pięciu lat umiała już trochę czytać i liczyć i poszła do szkoły jako sześciolatka.  Czwartą i piątą klasę podstawówki zrobiła w jeden rok i tym samym była o dwa lata młodsza od reszty klasy. Każdą klasę podstawówki i gimnazjum kończyła z wyróżnieniami i nagrodami zdobytymi na olimpiadach. W pierwszej klasie liceum dostała stypendium i laptopa od rodziny Dobrzańskich. Stało się tak na szkolnej wigilii, na którą była zaproszona jako członkini samorządu szkolnego i laureatka stypendium.

-Pani Helena i Krzysztof Dobrzańscy, to bardzo sympatyczni ludzie -opowiadała swojej mamie w czasie kolacji. —Nazwisko pasuje do nich, bo zrobią sporo dobrego dla szkoły.

-I ja się cieszę córeczko, że dostałaś stypendium i laptopa – odparła, siadając naprzeciwko niej. —Mnie nie byłoby stać, aby kupić ci taki sprzęt. Pieniążki przydadzą ci się również.

-Mamuś ja nie narzekam. Co moje jest i twoje. Laptopem będziemy się dzielić, a pieniądze pójdą na remont łazienki. Czas zamienić wannę na prysznic.

-Nie kochanie. Laptop jest twój i niech ci służy. Mi wystarczy nasz wysłużony. A na łazienkę mam już uzbierane. Po świętach zaczniemy remont.

-Mogę ustąpić ci tylko w sprawie laptopa, ale nie łazienki -mówiła tonem, że nie chce usłyszeć słowa sprzeciwu. —Tyle się dla mnie poświęcasz. Dokładam się do łazienki i koniec. A ty powinnaś w końcu pomyśleć o sobie i kupić sobie coś nowego i szałowego. Najlepsze lata poświęciłaś na wychowanie mnie.

-I za to cię między innymi kocham córeczko -mówiła, głaszcząc po dłoni. —Jesteś taka dobra.

-Mam to po tobie. Dziadek tak mówi.

Życie Uli Cieplak bajką nie było, ale i nie mogła narzekać. Miała kochających się rodziców i brata młodszego o sześć lat. Mieszkali w Rysiowie, nieopodal Warszawy. W stolicy mieli jeszcze mieszkanie po babci, które tymczasowo zamieszkiwała cioci Uli. Czasy szkoły przeszła przez najmniejszych problemów, bo każdą klasę kończyła z wyróżnieniem i nagrodami. To tego była w miarę lubiana przez kolegów i tylko czasami w liceum koleżanki i koledzy mieli pretensję, że woli się uczyć niż iść na imprezę. Jej atutem była uroda i miły charakter. Takie cechy jak wyniosłość, złośliwość, dwulicowość były jej obce. Pierwszy cios, jaki dostała od losu była śmierć mamy, jak była na początku ostatniej klasy liceum. Pani Cieplak zmarła przy porodzie osierocając trójkę dzieci w tym dopiero co urodzoną córeczkę. Tym samym Ula wraz z ciocią musiały zająć się małą i domem. Zaistniała sytuacja stała się dylematem Uli czy po szkole pójść na wymarzone studia na SGH, czy zostać w domu, znaleźć jakąś pracę i zająć się Beatką, Jasiem i ojcem. Drugi cios spotkał ją, gdy Betti miała pół roku i kiedy okazało się, że sama jest w ciąży. O swoim stanie musiała powiedzieć ojcu i cioci. Tak jak i o tym jak doszło do tego i kto jest ojcem. Oboje opowieścią byli zdruzgotani, ale wiedzieli, że czasu nie cofną i trzeba się z tym zmierzyć i obiecali pomoc.

 

Trzy dni spędzone w Łodzi już na zawsze zmieniły jej życie. Pojechała tam, aby wraz z dwiema koleżankami i trzema kolegami pogłębić wiedzę z informatyki. W czwartkowy wieczór poznała Marka Olszańskiego, bo tak się jej przedstawił. Siedziała akurat sama przy bufecie i podszedł do niej. Już z daleka wypatrzył ją i widać było, że jest wyjątkowo piękna. 


 

Spodobał się jej od razu, bo przy przywitaniu uwydatnił swój atut, czyli uśmiech i dołeczki. Później poszli zatańczyć. W piątek ponownie się widzieli w klubie i porozmawiali. Tym razem umówili się na sobotę. Tego właśnie wieczoru koledzy Uli, aby ją trochę rozluźnić swoimi używkami, dosypali jej do soku środki pobudzające. Pół godziny później bawiła się w towarzystwie Marka.

-Duszno tu możemy wyjść na dwór? -zapytała.

-Pewnie Ula. Proponuję długi spacer.

Chwilę później ubrali się w swoje kurtki i wyszli na dwór. Kolejne minuty były dla Uli dziwne. Pozwoliła, aby całował ją w dodatku pod jakąś latarnią, a później na pójście do domu jakiegoś Wojtka. Tam wydarzenia działy się jeszcze szybciej. Marek całował ją coraz namiętniej, a w niej budziła się kobiecość i czuła te przysłowiowe motylki w brzuchu. Kiedy Marek rozpinał jej bluzkę, dotykał piersi, to czuła, że robią się nabrzmiałe. Koleżanki opowiadały jej, jak to jest i jakie jest to przyjemne i ona teraz i tu z Markiem tego chciała. Dlatego sama zaczęła rozpinać jego koszulę. Wkrótce położył ją na łóżku i mogła spojrzeć na niego. W sypialni świeciło się światło i w jego szaro -stalowych oczach widziała jakiś podziw i pożądanie, a w dolnej części ciała, gdzie odważyła się spojrzeć, to dostrzegła wypukłą i uwierającą w bokserki jego męskość.  Obok pępka dojrzała jeszcze mały pieprzyk. Chwilę później położył się na niej, pieścił i pozbył reszty bielizny. Kiedy miał przyjść ten najważniejszy moment, to Ula była już gotowa na oddanie mu dziewictwa i ból. Pierwszy ruch Marka był bolesny i widziała chwilę zawahania Marka, ale później wszystko z delikatniało. Przyjemnie zaczęło jej być, kiedy poczuła ruchy Marka. Były wolne i rytmiczne. Jednocześnie całował jej twarz, usta piersi. Intuicja podpowiadała jej, że powinna objąć go biodrami. Wtedy też Marek rozkręcił się i mocniej popracował. Na efekt długo nie trzeba było czekać, bo wraz z jękiem Uli we wnętrze jej popłynęło miliony plemników.  Niemalże z ta samą chwilą poczuła zmęczenie i zasnęła w ramionach Marka. Otrzeźwienie przyszło dwie godziny później, kiedy obudziła się i uciekła ze wstydem.

Tymczasem nieobecność Uli koleżanki i koledzy szybko zauważyli i zaczęli jej szukać. Ci ostatni z powodu, że wiedzieli, co dosypali jej do soku i że naprawdę mogło się jej coś złego stać. Pojawienie się Uli mocno po północy uspokoiło całą piątkę, ale i jej dziwne zachowanie dało do myślenia, że przez ich głupi żart stało się coś złego. Znajomi mieli o tyle przyzwoitości, że przyznali się do winy i w miarę możliwości później pomagali.

 

Marka Olszańskiego, jak myślała i ojca swojego dziecka, z pomocą koleżanek próbowała znaleźć, ale nikt o nim nie słyszał. Był Sebastian, Paweł, Karol, ale nie Marek. Niestety, ale też z każdym, dniem, tygodniem i rokiem coraz bardziej zanikał w jej pamięci jego wygląd i pamiętała tylko dołeczki,  uśmiech i oczy.

Ciążę na szczęście znosiła dobrze i maturę zdała z najlepszymi ocenami. Musiała jednak marzenia o studiach porzucić i zająć się swoim dzieckiem i siostrą.

Daria urodziła się zdrowa i śliczna i pokochała ją od pierwszego wejrzenia. Jako samotna matka mogła liczyć na pomoc od państwa oraz na jakiś swój zarobek.

Kiedy skończyła trzy latka, to Ula przeprowadziła się do Warszawy, a jej ciocia i zarazem siostra ojca zamieszkała w Rysiowie i zajęła się Jasiem, Beatką i Józefem. Przeprowadzka Uli spowodowana była tym, że miała tu większe perspektywy. Pracę już miała, bo została recepcjonistką w klubie Fitness i siłowni. Udzielała również korepetycji z matematyki. Najpierw synowi sąsiadów a po jego poprawie ocen i rekomendacji innym uczniom. Wraz z pensją starczało jej na życie i na niewielkie oszczędności.

W wieku czterech lat Daria zaczęła pytać o to co było do przewidzenia. Nie chciała jej okłamywać, że nie żyje i opowiedziała całą prawdę. Posadziła na swoich kolanach i powiedziała, tyle ile mogło zrozumieć dziecko w jej wieku.

-Twojego tatę znałam krótko córeczko -opowiadała jej, głaszcząc długie już włosy. —Miał na imię Marek. Był dobry i czuły -mówiła poniekąd z prawdą, bo pamiętała, że tej jedynej nocy taki był i robił wszystko, żeby jej nie skrzywdzić.

-Ale dlaczego nie jest z nami -dopytywała?  Koleżanki z przedszkola mają tatusiów.

-Czasami tak bywa, że nie mają. My po prostu zgubiliśmy się w tłumie - wytłumaczyła się wymyśloną historią. —Tak jak kiedyś ty zgubiłaś misia w tłumie w Wesołym Miasteczku i nie dało rady znaleźć Uszatka.

-To jak będę miała urodzinki będę marzyła, żeby go odnaleźć mamusiu. Marzyłam o drugim Uszatku i dostałam.

-Kto wie? Może się spełni -odpowiedziała, ale nie liczyła na to.

Wraz z dorastaniem opowiedziała jej, w jakich okolicznościach została poczęta i że szukała jej ojca, ale bez skutku. Powiedziała jeszcze, że gdyby wiedział, to na pewno by się jej nie wyrzekł.

Lata szybko mijały i Ula przyzwyczaiła się, że jest samotną matką i że mieszka tylko z córką. Przez ten czas kończyła różne kursy, aby zrekompensować sobie brak studiów i aby podnieść swoje kwalifikacje. Tym samym mogła znaleźć lepszą pracę. Pracę w klubie Fitness już dawno porzuciła i teraz pracowała w firmie zajmującą się organizowaniem imprez zarówno osobom prywatnym jak i firmom. Cały czas była też piękną kobietą i interesowali się nią mężczyźni, ale ona nie szukała nikogo. Bywało i tak, że jak dowiadywali się, że ma dziecko, to sami rezygnowali.  Dopiero znajomość z Hubertem kolegą z pracy dała jej szansę na zmianę losu. Było od niej dziesięć lat starszy i ciągle kawaler. Minusem było to, że był jej szefem. Daria kończyła drugą klasę liceum i była jej doradczynią w sprawach sercowych.

-Mamuś już dawno powinnaś przestać być sama. Jesteś po trzydziestce i mnóstwo lat przed tobą. Nie powinnaś spędzić ich sama.

-Nie jestem sama kochanie. Mam ciebie.

-Ja ci faceta nie zastąpię. I jeśli ja naprawdę dostanę się do Oksfordu, to wyjadę z Polski na wiele miesięcy.

-Mam jeszcze dziadka, ciocię, Jasia i Beatkę.

-Mamo to nie to sama, co ktoś do kochania. Pan Hubert jest bardzo miły.

-Ok. Umówię się z Hubertem.

-Wiesz, że zawsze chciałam mieć rodzeństwo.

-Daruś tylko się nie rozpędzaj -odparła, grożąc palcem. 

 

Z Hubertem spotykała się już od paru tygodni. Uli spodobało się w nim to, że zachowywał się jak dżentelmen. Zapraszał na kolację, kina czy w inne miejsca, a później odwoził do domu. Nie nalegał też na jakiś bliższy kontakt. Były tylko pocałunki. Oczywiście musiała zmierzyć się z plotkami innych pracowników firmy, że robi karierę poprzez związek z szefem. Tym nie przejmowała się. Z pojawienia się obok Uli Huberta nie tylko Daria była zadowolona, ale i reszta rodziny Uli.

-Daria ma rację córcia -mówił ojciec. —Co ty będziesz robiła całymi wieczorami, jak wyjedzie?

-Na szydełku. Zawsze chciałam się nauczyć. I zamierzam iść na studia. Co prawda zaoczne, ale zamierzam spełnić swoje marzenia.

-Brawo mamusiu -odparła córka. —Taka mama mi się podoba.  Chociaż ty bez studiów jesteś mądrzejsza od niejednej pani magister. Dziewczyny mi zazdroszczą, że mam taką fajną i ładną mamę. Pomijając, że biorą nas za siostry.

-A ja mam szczęście, że mam tak wspaniałą córkę.

-Tak mnie wychowałaś mamo. Z ojca mam tylko pieprzyka. Puszczę chyba wiadomość w necie, że szukam Marka Olszańskiego, Olszowskiego albo coś w tym stylu około trzydziestopięcioletniego, z pieprzykiem obok pępka po prawej stronie. Ostatni raz widziany przez moją mamę w lutym 2003. Może znajdę ojca.

-Ten wasz net -rzekł Cieplak. —Człowiek nie ma anonimowości.

-Daria ma rację -odezwała się Beatka. —Każdy ma znajomych, a oni swoich. Na upartego by się znalazł -mówiła, kiedy Józef chrząkał na wypowiedź córki i wnuczki.

-Spokojnie dziadek. Żartowałam z ciocią -oznajmiła figlarnie, słowem ciocia.  Już będzie z pięć lat, jak przestałam w czasie dmuchania świeczki na torcie w życzeniu prosić o ojca.

Do myśli o związku z Hubertem przyzwyczajała się powoli. Był miły dla niej i Darii, ale jakiegoś szału nie czuła. Zwłaszcza nie czuła szybszego bicia serca, gdy całował ją, a jak myślała, że powinno tak być.  Zresztą do tej pory czasu na miłość nie miała i nie umiała wyrazić jej w mocy w odczuciach. Nawet gdy zaliczyli już swój pierwszy raz, to nie mogła określić się czy kocha go szczerze. Mimo to przyjęła jego oświadczyny i zaplanowali ślub na czerwca, gdy Daria będzie po maturze.  Hubert do końca szczery z nią też nie był, bo był już w tym wieku, kiedy powinno mieć rodzinę, a on do tej pory wolał życie singla. W celibacie nie żył, ale i na dłuższe związki się nie pisał. Ula zaś pasowała do jego planów założenia rodziny i dziecka.

 

Z kolejnej szkolnej wigilii Daria przyszła obdarowana kolejnymi prezentami od Dobrzańskich. Przyniosła również zdjęcia.

-Tym razem nie było pani Heleny ani pana Krzysztofa -opowiadała mamie na pytania o Dobrzańskich. —Był ich syn Marek z kolegą. Dziwny facet. Ciągle przypatrywał się mi. Pewnie myślał sobie, to na nią moi rodzice wydają moje pieniądze.

-Coś ci mówił? Robił jakieś aluzje?

-Nie mamo. Żartowałam. Podarował mi kurs angielskiego w Londynie w czasie ferii. Trochę rozmawialiśmy o szkole. On chodził do tej samej i był też przewodniczącym szkoły. Wiesz, że to ja go zastąpiłam w rankingu na najlepszą średnią ogólną i IQ. On miał 121, a mi zmierzono 127.

-Skoro jest prezesem dobrze prosperującej firmy, to dziwne nie jest, że jest inteligentny. Mogłaś przynajmniej porozmawiać z nim mądrze.

-Wioletta z nim ciągle gadała, a później razem z przyjacielem gdzieś poszli -odparła i dyskusja na jego temat się zakończyła.

Dwa dni w niedzielny wieczór przyszła pora na wigilię rodzinną. Ula z córką pojechała do Rysiowa i spędzili tam popołudnie i wieczór. Daria uwieczniała całą kolację na zdjęciach. Wieczorem, kiedy szli spać, to pokazała matce zdjęcia. Przy okazji Ula obejrzała te ze szkolnej wigilii. Przy zdjęciu Marka zatrzymała się na dłużej.


 
-A to kto? -zapytała z wahaniem.

-Spokojnie, nie mój chłopak. To właśnie Marek Dobrzański mamo. Przystojny nie?

-Tak -odparła cicho.

Zanim zasnęła, odblokował się jej obraz sprzed lat i zrozumiała, że Marek Dobrzański jest ojcem Darii. Tylko nazwisko się jej nie zgadzało. Był przecież Olszańskim. Rano weszła na oficjalną stronę firmy F&D i znalazła informację o Marku Dobrzańskim. Sporo było o nim także na portalach plotkarskich, których nigdy nie przeglądała, a jeśli już to czytała o znanych artystach.  Przez resztę świąt zadawała sobie pytanie co ma zrobić. Spełnić marzenie córki i powiedzieć jej, że odnalazła jej ojca, czy milczeć. Marek z tego co wyczytała miał od niedawna żonę i nie chciała wchodzić w ich życie z butami. On sam mógłby nie chcieć córki znać.  Skłamał w końcu w sprawie nazwiska.

Przed nowym rokiem Ula do pracy jeszcze wróciła, aby zająć się najważniejszymi sprawami. Marzena jej asystentka i jedna z nielicznych osób, które nie komentowały związku z szefem opowiedziała jej o nowym zleceniu.

-Szykuje się nam chyba zlecenie Ula -mówiła, kiedy przyniosła jej listy. —Urodziny pana Krzysztofa Dobrzańskiego. Wiesz tego od mody z Lwowskiej. Sześćdziesiąte piąte i zarazem trzydziestolecie istnienia firmy F&D.

-I ja mam się tym zająć? -zapytała po chwili ciszy.

-Jesteś najlepsza. Hubert zresztą cię wyznaczył. Opiekują się twoją córką. Sprawdziłam twój grafik i umówiłam cię dwunastą z Markiem Dobrzańskim -oznajmiła Uli, która na dźwięk imienia i nazwiska się nerwowo wzdrygnęła.  

-Ty nie możesz się nim zająć? Głowa mnie pobolewa -skłamała.

-Ula ty jesteś profesjonalistką, a ja początkującą.   

-Ok.  Marzena. Możesz kawę mi zrobić. Mocną.

Za trzy godziny stanę twarz w twarz z Markiem Olszańskim -Dobrzańskim -pomyślała, gdy Marzena wyszła.  Nigdy nie potrafiłam kłamać i rozmówię się z nim, a później z Darią. Niezależnie co powie Marek, powiem jej, że znalazł się jej ojciec. Im szybciej się spotkamy tym lepiej.

9 komentarzy:

  1. Ranczulo może Ci się nie spodobać co piszę, ale odnoszę wrażenie, że im Twojej historie są dłuższe to stają się męczące i są coraz bardziej pogmatwane. Robienie dłuższych przerw w publikacjach może jest spowodowane znudzeniem opisywanej aktualnie historii.
    Teraz na temat mini. REWELACJA. Ta i wszystkie inne. U mnie za mini głównie 1-3 częściowe jesteście mistrzynią, a w opowiadaniach spadasz czasami na trzecie czwarte miejsce po Julicie, Marzyciele, Justynie. Może powinnaś rozważyć pisać krótke opowiadania. Wychodzą Ci naprawdę świetnie. Przez duże Ś.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną część. Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że podobają ci się moje miniaturki. Inne panie również świetnie piszą. Co do opowiadań to trafiłaś. Im dłużej piszę, to się nią nudzę. Mój błąd polega na tym, że zamiast trzymać się rozpiski, dodaję nowy wątek, który mogłabym wykorzystać w innym opowiadaniu. Chyba moje postanowienie noworoczne będzie takie, że będę starała się trzymać scenariusza wymyślonego na początku opowiadania.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  2. Ula jak widać mimo wielu przeciwnością losu nie poddała się i wychowała piękną i mądrą córkę. Teraz nie pozostaje mi jak czekać na kolejną część i przebieg rozmowy Uli z Markiem, a później z Darią. Dobrze się stało, że Ula nie ukrywała prawdy przed córką na temat ojca, to może być pomocne podczas spotkania ojca z córką. Obawiam się jedynie reakcji Pauliny jak dowie się, że Marek ma dziecko.
    Dziękuję Ci bardzo za tę część.
    Cieplutko pozdrawiam w drugi dzień świąt.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daria miała nie tylko dobre geny po mamie, ale ojcu. Jednak wychowanie miało spory wpływ na to, jaka jest. Rozmowy i spotkania już niebawem. Reakcji Pauliny trudno nie jest odgadnąć.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. Świetna miniaturka. Ula nie wiedziała jak dokładnie nazywa się ojcem jej dzieckacprzez co błądziła .Nie udało jej się go odnaleźć, bo najzwyczajniej w świecie nikt kogoś takiego nie znał ,chociaż może jakby trafiła na Olszańskiego to może trafiła by na trop Marka? Daria to mądra dziewczyną po Uli. Ciekawa jestem spotkania Uli i Marka po latach. Może to spotkanie będzie początkiem do czegoś więcej? Może Marek się rozwiedzie i będzie z Ulą ? Być może będzie miał nawet szansę uczestniczyć w życiu dziecka ,gdyby Ula zdecydowała się jeszcze urodzić.Wiem ,ze bardzo wybiegam w przyszłość, ale chciałabym by odnaleźli oni na nowo drogę do siebie. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupia zabawa Marka i Seby na zamianę nazwisko skomplikowała życie trzem osobom. Wszystko wraca do normy. Daria nie tylko po mamie jest inteligentna. Marek także ma wysoki poziom ilorazu inteligencji. Dodając Uli, mogła tylko wyrosnąć na mądrą nastolatkę, mającą szacunek i wartości. Oczywiście, że Marek nie pozwoli, aby teraz nie miał kontaktu z córka. I tak wiele lat stracił.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  4. No i wreszcie Ula dotarła do prawdy. Zrozumiała, że Marek przedstawił jej się pod nieswoim nazwiskiem. Zaczyna się więc wszystko układać w logiczną całość. To, że ma się z nim wkrótce spotkać służbowo uważam za szczęśliwe zrządzenie losu i znakomitą okazję do porozmawiania i wyjaśnienia sobie wszystkiego. On powinien wiedzieć, że ma córkę, choć właściwie zyskał niemal pewność, że Daria jest jego. Powinien wyjaśnić Uli dlaczego przedstawił się jej nazwiskiem swojego przyjaciela. Przecież gdyby było inaczej, to ona bez trudu by go znalazła i nie musiałaby być sama przez te wszystkie lata. Związek z Hubertem to niewypał. Coś musi być nie halo z facetem mocno po czterdziestce, który do tej pory jest singlem. Na miejscu Uli chyba zwiałabym w podskokach jak najdalej od niego.
    Czekam na spotkanie naszej ulubionej dwójki.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkanie służbowe zostało specjalnie przez Marka zaangażowane. Wiedział, gdzie pracuje i pod powodem urodzin ojca oraz jubileuszem firmy postanowił się z nią spotkać. Hubert nie jest taki zły. Po prostu nie było mu spieszno do małżeństwa. Uli nie zdradza, przemocy nie stosuje, lubi Darię. Jedynie można zarzucić mu brak większej miłości. Uli zresztą tak samo i wiąże się z nim, aby nie być samą.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  5. Świetna kiedy można liczyć na ciąg dalszy?

    OdpowiedzUsuń