sobota, 27 lutego 2021

Najpiękniejsza w firmie 2/4

Pocałunki, którymi obsypywał ją Marek były cudownie słodkie. Tak sobie też to wyobrażała. Zajęta swoimi myślami nie spostrzegła, kiedy Marek stawał się coraz śmielszy. Całował ją, a ona czuła się jak w siódmym niebie. Uświadomiła sobie również, że zakochała się w Marku.

-Ula jak zaraz nie przestaniemy może się stać coś, czego możemy żałować -mówił z ociąganiem.

-Tak. Nie powinniśmy -odparła, poprawiając bluzkę.

-Sebastian niedługo wróci i dopiero by było, gdyby nas nakrył.

-A ja muszę już wracać. Tato zacznie się niepokoić, jak mnie nie będzie do piątej.

-Odwiozę cię Ula. Poznam twoją rodzinę przy okazji. Tylko Beatkę poznałem.

-Szkoda twojego auta na te dziury w asfalcie Marek. Poza tym zbyt wielkie zamieszanie zrobisz pojawiając się takim autem w Rysiowie. Dzieciaki będą biegły za tobą i jeszcze któremuś się coś stanie.

-O tej porze dzieciaki będą oglądały Misia z okienka.

-Rysiów to nie Warszawa nie każdy ma telewizor.

-Ale o piątej będzie ciemno i po drodze biegać nie będą.

-Jest jeszcze Dąbrowska. Ona jest z tych, co zapytają cię o katar, jak kichniesz w zamkniętym pokoju.

-Ty chyba nie chcesz mnie zaprosić do siebie. Może ukrywasz kogoś.

-Brata Beatki, bo tak naprawdę to nie jest moja siostra, tylko córka.

-Wiedziałem Ula. Skoro dzisiaj nie mogę cię odwieźć, to może mógłbym przyjechać do ciebie w niedzielę. Piątek późne popołudnie, to faktycznie nie jest dobra pora na pierwszą wizytę u dziewczyny, a niedziela już tak.

-Jak dziewczyny? Jestem twoją dziewczyną? -pytała z zaskoczeniem i uradowaniem.

-Ula całujemy się i spotykamy i inaczej nazwać się tego nie da. Chyba że ty uważasz mnie za kogoś innego.

-Nie Marek. Jestem zaskoczona. Nie myślałam, że i ty myślisz podobnie.

-Czyli mogę przyjechać do ciebie w niedzielę około czternastej i psami mnie nie poszczujesz?

-Tak możesz, a psa obecnie nie mamy. Rysiów osiem. Za krzyżem w prawo.

Chwilę później w mieszkaniu pojawił się Sebastian, a to co przewidział Marek, mogło stać się faktem i nakryć ich w bieliźnie albo w gorszej sytuacji. 

-Marek Ula tak wystrzeliła z mieszkania, jakby coś się stało?

-Nic się nie stało. Chociaż mogło. Było blisko.

-A nie stało się, bo miałem przyjść?

-To też, ale powiedzmy, że zaczęło mi zależeć naprawdę na Uli, a zaciągnięcie jej do łóżka teraz mogło wszystko zepsuć.

-To coś nowego. Chociaż rozumiem cię. Mi chyba na Wioli również zależy. 

 


 

W czasie drogi do Rysiowa Ula myślała o tym, co się wydarzyło, a raczej analizowała to co się nie stało. Zdecydowanie wolała oddać się z miłości słodkiemu łajdakowi Markowi niż łajdakowi Bartkowi Dąbrowskiemu, który próbował się dobierać do niej na różne sposoby. Zwłaszcza teraz kiedy dobrze zarabiała. Oczywiście nie mogła nie myśleć o rozmowie i o tym, że uważa ją za swoją dziewczynę.

Po powrocie do domu zastała rodzinę przy różnych zajęciach. Ojciec przy stole naprawiał Beatki domek dla lalek, ona oglądała w telewizji Misia z Okienka, a Jasiek z uchem przy głośniku radia słuchał relacji jakiegoś meczu.

-Cześć wam -zawołała od drzwi. —Zaraz kolację zacznę robić. Jakieś życzenia.

-Naleśniki -odparła za wszystkich Beatka, nie odrywając wzroku od bajki.

-To będą naleśniki, bo wszystko jest. Mąka, mleko, jaja i dżem dla tych, co lubią -mówiła, z wesołością. Wzięła się od razu za robienie kolacji. Tylko że zamiast mąki do miski wsypała sól.

-A ty co taka roztargniona? -pytał ojciec. —Sól sypiesz.

-Pomylić się już nie można. Ta żarówka ledwo świeci.

-Albo się zakochała -dodał Jasiu, odrywając się na chwilę od słuchania radia.

-Będziemy mieć gościa w niedzielę -oznajmiła im. —Marka Dobrzańskiego.

-To trzeba będzie coś lepszego przygotować na podwieczorek -podsumował Józef.

Marek tymczasem razem z Sebastianem udali się do klubu Europa. Oboje jednak nie bawili się tak dobrze jak jeszcze parę tygodniu temu. Nawet obecność Gabrysi i Grażyny nastroju im nie poprawiła. Dziewczyny w końcu po tym jak Sebastian tę pierwszą nazwał dwa razy Wiolettą, opuściły ich towarzystwo. 


 

-My chyba naprawdę starzejemy się Marek. Nasi koledzy są już pożenieni, mają dzieci i my nieliczni kawalerowie.

-Coś się kończy, coś zaczyna Seba -odparł mu nostalgicznie. —Nasze dni jako kawalerowie są chyba policzone.

-Ano stary. Czas pomyśleć o żeniaczce.

 

Następnego dnia Marek pojechał jak co niedzielę do rodziców na obiad. Czas spędzony tam mógłby uznać za bardzo miły, gdyby matka nie poruszyła tematu związku z Pauliną.

-Kiedy zamierzasz oświadczyć się oficjalnie Paulinie? -pytała, gdy zaczęli jeść. — Obojgu wam lata lecą.

-Mama myśli, że ma to sens? -postanowił w końcu otworzyć oczy rodzicom. —Ja tu, ona tam. W Polsce się jej nie podoba, a mi tak.

-Bo za mało się starasz, aby zatrzymać ją przy sobie -mówiła rodzicielka.

-Gdyby wiedziała, na czym stoi zdanie może by zmieniła -dodał ojciec.

-Nie zamierzam w ogóle się z nią wiązać -odparł im z irytacją. —Nie kocham jej i tylko przez lata wmawialiście mi i jej, że powinniśmy być razem. Ja po prostu chcę ożenić się z miłości. Czy to takie dziwne?

-Marek znam cię i z miłości nic sobie nie robisz -odpierała argumenty syna. —Tyle lat miałeś czasu, aby kogoś takiego znaleźć.

-Chyba że ukrywasz kogoś – dodał ojciec.

-Jak pojawi się ktoś na poważnie, to na pewno nie zapomnę powiedzieć wam -zapewniał, pomijając obecność Uli, bo nie chciał, aby Ula miała kłopoty.

-Gdybyśmy byli w innych czasach bykowe byś płacił -oznajmił mu ojciec.

-To wolałbym już płacić niż żenić się z Pauliną - oznajmił im stanowczo.

Seniorzy czuli jednak, że w Marka życiu jest jakaś kobieta. Sądzili również, że może być to ktoś z firmy. Jakaś modelka albo krawcowa, bo większość z nich była młoda i wolna. Chociaż mężatek albo rozwiedzionych nie wykluczali. Uli pod uwagę nie brali, bo uważali ją za zbyt porządną na uwikłanie się z prawie zaręczonym mężczyzną. W dodatku przekonani byli, że jest związana z Maćkiem. Ula często mówiła o nim w samych pozytywach, a Wioletta użyła stwierdzenia twój Maciek. Nic jednak sprawie syna i jego romansu nie robili, bo woleli już syna uwikłanego w romans, z kimś z firmy, niż miałby chodzić do tego klubu Europa. 

 

Po obiedzie u rodziców pojechał do Uli. Z pustymi rękoma jechać na pierwszą wizytę jechać nie chciał, dlatego dla Beatki miał czekoladę z Włoch, dla panów Cieplaków wino, a dla Uli kupił kwiaty prosto od jakiegoś badylarza. Kiedy dojeżdżał do jej miejscowości, faktycznie w asfalcie były dziury, a jacyś chłopcy zbiegli się obok jego samochodu.  Ich też spytał, gdzie mieszkają Cieplaki, bo zapomniał czy w lewo, czy w prawo. Jeden z nich wyciągnął rękę i wskazał wąską uliczkę.

-Dom z anteną na dachu. Jak nazywa się pana auto?

-Jaguar. Jak to zwierzę. Latem bez dachu jeżdżę -wyjaśnił główne rzeczy.

Kiedy jechał i wypatrywał domu z anteną, chłopcy biegli za nim, a że jechał wolno, to miał ich tuż za sobą. Gdy zaś podjechał pod ten dom, jak na zawołanie zauważył zza zasłonki domu obok jakiś ruch, a później głowę z ręką przy czole, jakby coś wypatrywał.

 Ula tymczasem razem z rodziną oglądała premierowy pierwszy odcinek „Wojny domowej”. Nie musiała nawet wypatrywać przez okno Marka, tylko słuchać czy auto nie podjechało, bo jej ulicą rzadko samochody jeździły. Kiedy usłyszała charakterystyczny dźwięk, poszła przywitać gościa.

Pierwsza wizyta u Cieplaków wywołała u nich większe zainteresowanie niż telewizor. Najbardziej u Beatki, bo była gościem oczarowana i wypytała o wszystko. Jaśka głównie interesował jego samochód, a Józefa to co łączy go z Ulą, ale spytać się nie odważył. Spędził u nich trzy godziny i po siedemnastej stwierdził, że czas wizytę zakończyć. Do samochodu odprowadziła go sama Ula.

-I jak wypadłem? Twój ojciec o nic mnie nie pytał. To dobrze czy źle? Myślałem, że będę pod ostrzałem pytań.

-Nie pytał, bo Beatka o wszystko cię wypytała. To taka ich gra. Kiedy spytała co lubisz jeść, tato dowiedział się czy jesteś wybredny, a jak zapytał czy lubisz bawić się z dziećmi, czy nadajesz się na ojca.

-Istny majstersztyk Ula.

-Żebyś wiedział Marek.

 

Przez kolejny miesiąc w ich związku panowała sielanka i spędzali ze sobą dużo czasu. Z pracy wychodzili co prawda osobno i dopiero spotykali się gdzieś dalej. Nie chcieli, aby ktoś z firmy ich zauważył. Tym bardziej Krzysztof. Najczęściej chodzili do kina, bo oboje lubili tę dziedzinę kultury. Innym razem do herbaciarni albo cukierni. Listopadowe dni również sprzyjała, aby spędzali czas w pomieszczeniach, a nie na spacerach. Marek jak przystało na kawalera, odwoził Ulę wieczorami do domu. Ula w końcu doczekała się i wyznań.

-Kocham cię Ula -rzekł, kiedy wyszli z kina i zatrzymali się przy wystawie zakładu fotograficznego.  —Wiem, że tak jest, bo nigdy nie czułem się tak cudownie szczęśliwy przy kobiecie. Niedługo obwieszczę to całemu światu. Na razie muszą opaść emocje po rozstaniu z Pauliną -mówił o wydarzeniach sprzed kilku dni, kiedy to udało się mu dodzwonić do Włoch i zakończyć związek z Pauliną. Wolał co prawda spotkać się z nią i wtedy porozmawiać, ale w najbliższym czasie nie zamierzała przylecieć do Polski, a on nie miał możliwości lecieć do Włoch.

-Marek i ja cię kocham, ale boję się co na to twoi rodzice.  To, że pogodzili się z twoim rozstaniem z Pauliną to jedno, a że ja jestem w twoim życiu to drugie.

-Kochanie rodziców zostaw mi. Ciebie nie sposób nie zaakceptować.

Pod koniec listopada Ula zamieszkała u babci, aby nie musieć już daleko dojeżdżać w zimne grudniowe poranki i wieczory. Tym samym mogli również więcej czasu spędzać ze sobą. W połowie grudnia natomiast babcia Uli pojechała na parę dni do swojej córki i zostawiła mieszkanie pod opieką wnuczki. Pech chciał, że zepsuł się jej kran w łazience. Z pomocą przyszedł jej Marek, bo jak argumentował u niego ciągle coś nawala i nauczył się naprawiać krany i przybijać gwoździe. Po pracy pojechał po swoją skrzynkę z narzędziami i pojawił się w mieszkaniu babci Uli. Z usterką poradził sobie szybko, a Ula w ramach zapłaty zrobiła im kolację. Jajecznicę na cebuli i kiełbasie. Później usiedli na kanapie i zajęli się rozmową. Delikatne pocałunki rozpoczęły się od rozmowy na temat szkolnych miłości do nauczycielek i sąsiadów.

-Masz takie słodkie i powabne usta Ula. Jesteś najpiękniejsza w firmie.

-Dziękuję za komplement - odparła, aby coś powiedzieć.

Chwilę później Ula pozwoliła mu, aby położył ją na kanapie i wbił się w jej usta. Każda rozsądna kobieta też przerwałaby pieszczoty, ale ona pozwalała na więcej. Usta Marka czuła już na szyi, a guziczki w bluzce powoli odpinane.

-Jesteś taka piękna Ula -szeptał, patrząc w oczy. —Gdybym tylko mógł…

Po raz kolejny miała okazję powiedzieć nie, ale zamiast tego spojrzała na niego z pożądaniem. Chwilę później poprowadził do sypialni i położył na łóżku w czystej płóciennej pościeli w drobne kwiatki.  

Piersi Uli nie były tak małe jak wydawało się mu. Były nawet odpowiednie, bo mógł całe zmieścić w dłoni. Od tego też zaczął. Wprawnym ruchem odpiął stanik, rzucił w kąt pokoju i delikatnie masował obie naraz. Na efekt długo nie musiał czekać, bo stawały się jędrniejsze. Wtedy zaczął muskać ustami. W chwili przerwy siebie szybko rozebrał i to samo dokończył z Ulą. Kiedy był w samych slipach, Ula dyskretnie spojrzała na jego wypukłość. Dalej wstydziła się patrzeć. Markowi nie przeszkodziło to w dokończeniu tego co zaczął. Przypuszczał również, że będzie pierwszym. Bez zwlekania więc wrócił do łóżka i ponownie zaczął całować każdy kawałek ciała Uli. W końcu doprowadził i siebie i Ulę do najwyższej rozkoszy i pozostało tylko postawić kropkę. W ciało Uli wchodził delikatnie, ale mimo to poczuł mocniejszy ucisk na jego przegubie i cichy jęk, gdy zagłębiał się w jej ciele. Kiedy przyjęła już go w całości, otarł z policzka parę łez i zaczął się wolno poruszać. Tempo przyspieszył, dopiero gdy widział zmianę w twarzy Uli i że ona odczuwa przyjemność. W końcu oboje załapali wspólny rytm, a w ciało Uli wytrysnęła ciepła sperma.

-Nie żałujesz Ula? -pytał, kiedy ich ciała się uspokoiły.

-Nie. Nie myślałam, że może być tak pięknie.

-Ja też. Nie byłem do tej pory święty, ale to, co przeżyłem z tobą, jest czymś wyjątkowym -mówił, wsparty na łokciu i przypatrując się jej. —Teraz nie masz wyjścia i musisz wyjść za mnie Ula. Odebrałem ci dziewictwo i honor mi nie pozwala, aby inaczej postąpić.

 

Tymczasem u Dobrzańskich pojawiła się nieoczekiwanie Paulina i z wyuczoną rolą opowiedziała im wymyśloną historię. Była to jej zemsta na Marku za porzucenie jej. Choć nie zależało jej aż tak bardzo na związku z nim, ale czuła się poniżona, że to on ją rzucił, a nie ona. 


 

-Przyjechałam, bo dłużej nie mogę ukrywać prawdy -rzekła im, jak już usadowiła się w ich salonie. —Marek to podły człowiek.

-My odradzaliśmy rozstanie Paulinko -odparła Helena.

-To, co chcę powiedzieć wam, miłe nie będzie. Marek nie może mnie zostawić ot tak sobie -mówiła łamiącym głosem. —Zabawiał się ze mną, a teraz rzuca, jak zużytą, znudzoną rzecz.

-O czym ty mówisz? -pytała Helena z obiekcją.

-To, o czym myślisz. Wykorzystywał mnie od paru lat. Skomlał jak pies, abym wpuściła go do swojej sypialni. Głównie, gdy sami byliśmy w Mediolanie.

-To są poważne oskarżenia Paulino? -odezwał się Krzysztof. —I dlaczego pozwalałaś się tak traktować i tak długo milczeć?

-Nie wiem -mówiła, głosem pokrzywdzonej. —Zawsze powtarzał, że kiedyś się pobierzemy i złego nic nie robimy, a tak naprawdę kazał obrzydliwe rzeczy wyrabiać. On jest od tego uzależniony.

 

poniedziałek, 22 lutego 2021

Najpiękniejsza w firmie 1/4

-Rodzice wracają niedługo na stałe -oznajmił Marek Dobrzański kumplowi w czasie spotkania w jednym z lokali i popijając Winiak Luksusowy.

-To kiepsko Marek- odparł, wzdychając Sebastian Olszański. —Koniec zabaw u ciebie w domu.

-Niestety. Ostatnie dwa tygodnie wolności. Oprócz rodziców, Febo przylatują. Z początkiem lipca ojciec i Aleks chcą firmę uruchomić na dobre.

-Ale przynajmniej pracę będę mieć w waszej firmie. Teraz mnie wykorzystują. Nie po to kończyłem wydział administracji, żeby pocztę sortować i roznosić po biurach urzędu.  Skoczymy dzisiaj wieczorem do Europy? – pytał o ich ulubiony klub.

-Pewnie -odparła z wyraźną ochotą. —Może znowu zobaczymy Grażynę i Gabrysię.

-Gabrychę mógłbym godzinami całować -mówił Olszański z dziką podnietą. —Dziewczyna obdarzona przez naturę jak mało która.

-A Grażynka sama słodycz. Tylko mało chętna i nieśmiała.  Przy każdy przytuleniu, się czerwieniła. Nie mówiąc, gdy chciałem ją pocałować. Ale wszystko w swoim czasie. Jak nie przedwczoraj to może dzisiaj, jeśli będzie, da się coś zdziałać.

Do klubu Europa chodzili trzy -cztery razy w tygodniu i wszyscy ich tam znali. Oboje byli przystojni, młodzi, eleganccy, szarmanccy. Byli też westchnieniami dziewczyn i każda za taniec z którymkolwiek z nich albo za uśmiech oddałaby wszystko. Klub nie był takim zwykłym klubem, gdzie można było się napić, bo w niektóre dni na obrotowej scenie mogli obejrzeć striptiz. Otwarty był też do dwudziestej trzeciej. Nieliczni wiedzieli także, że w piwnicy były pokoje dla spragnionych miłości. Oczywiście oboje zdążyli już poznać to miejsce.

Marek Dobrzański i Sebastian Olszański poznali się w liceum i od tego momentu stali się najlepszymi kumplami. Studia jednak odrębnie skończyli. Marek ekonomię a Sebastian administrację. Nie przeszkadzało im to, aby spotykać się w wolny czasie i bawić. Zwłaszcza że posiadłość Dobrzańskich była spora i mogli tam urządzać prywatki. Pod słowem posiadłość krył się dom pod Warszawą, duży ogród i sad. Sam dom domagał się już remontu, bo od czasu budowy nie był remontowany. Kiedy Marek skończył osiemnaście lat, liceum i dostał się na studia, to jego matka postanowiła polecieć na stałe do męża do Mediolanu. Do tej pory Dobrzańscy mieszkali osobno, bo firma zatrzymywała Krzysztofa we Włoszech. Tam też mieszkało rodzeństwo Febo i potrzebowali, aby ktoś się nimi zajął. Parę lat temu, bowiem, gdy jeszcze nie byli pełnoletni stracili rodziców w wypadku. Teraz Aleks miał dwadzieścia osiem i był dwa lata starszy od Marka. Paulina natomiast była o dwa lata młodsza od Marka. Tak jak rodzeństwem Krzysztof musiał zająć się firmą, bo tam była siedziba F&D. Teraz nadarzyła się okazja przeniesienia firmy na stałe do Polski i skorzystali z tej szansy.

 

Moda Polska już wkrótce będzie miała konkurencję. I to nie byle jaką. Na polski rynek wkracza Febo & Dobrzański. Włosko - polska firma z siedzibą w Mediolanie. Po stolicy mody włoskiej czas na podbój stolicy znad Wisły. Siedziba będzie mieściła się na ulicy Lwowskiej, a sklepy rozmieszczone będą w różnych punktach stolicy. Pierwszy pokaz pod hasłem Złota Polska Jesień zaplanowany jest na początek września -czytała Ula Cieplak w najnowszym numerze Filipinki.  Modą się zbytnio nie interesowała i chodziła w tym co kupiła na targu albo to, co uszyła bądź przerobiła sąsiadka krawcowa. Teraz wracała z Warszawy do Rysiowa i wgłębiła się w czytanie prasy, bo czekała ją przynajmniej półgodzinna droga. Wysłużony ogórek bowiem, który kursował na trasie Warszawa -Rysiów i dalej często miewał awarie i tym samym przestoje. Na szczęście do domu wracała przed szczytem powrotów z pracy i było w autobusie w miarę luźno. Do Warszawy pojechała po większe zakupy, bo sklepik w Rysiowie często miał braki w zaopatrzeniu oraz po ostatnie dokumenty z uczelni. Przy okazji kupiła arkusze papieru A-4, aby móc, na czym pisać życiorys i podanie o pracę. Z podjęciem pracy problemu nie powinna mieć, bo wystarczyło pójść do biura pracy i przejrzeć oferty. Skończyła też dobrą uczelnię SGPiS (Szkoła Główna Planowania i Statystyki) oraz znała niemiecki i rosyjski. W domu z książek i kaset uczyła się również angielskiego. W stolicy odwiedziła także swoją babcię, która mieszkała w starej kamienicy na Pradze. Pomogła jej posprzątać i zrobić zakupy.

-Jestem kochani -zawołała od drzwi do ojca i młodszej siostry Beatki. —Zaraz zabieram się za obiad. Będzie równo z powrotem Jasia z treningu.

Chwilę później w kuchni pojawił się jej ojciec i młodsza siostra.

-Kupiłaś mi lizaka kogutka? -zapytała siostra.

-Kupiłam. Nie mogłabym zapomnieć -odparła, głaszcząc po główce. —A dla ciebie Sporty tato. Chociaż powinieneś przestać całkiem palić.

-Paczka na tydzień córciu -bronił się przed oskarżeniami. —Przecież wiesz, że na więcej sobie nie pozwalam.

Józef od ponad pięciu lat przebywał na rencie po kłopotach ze zdrowiem. Po śmierci żony zaczął chorować i do pracy nie wrócił. Na szczęście władza ludowa zajęła się odpowiednio rodziną, gdzie była trójka małoletnich jeszcze dzieci i nie dała jej zginąć. Tak więc mieli się lepiej niż rodzina pełna. Teraz zaczynam się nowy okres w ich życiu, bo Ula miała dyplom ukończenia wyższych studiów i liczyła, że dostanie dobrą pracę w biurze.

Do Warszawy zawitała dwa dni później i udała się prosto do Urzędu Pracy. Tam spisała kilka ofert. Wśród karteczek zauważyła całą listę zapotrzebowania do firmy F&D. Poszukiwali między innymi kadrowej, księgowych, sekretarki. Wszystkie te oferty były również w jej zasięgu wykształcenia i zainteresowania. Godzinę później była w siedzibie firmy i rozmawiała z prezesem Krzysztofem Dobrzańskim. Przejrzał również jej życiorys i papiery z uczelni. Po kwadransie miała już pracę na stanowisku jego sekretarki. Tak więc do domu wracała szczęśliwa. Zwłaszcza że pensja była większa, niż myślała.

Pracę miała zacząć od nowego miesiąca, czyli za pięć dni. Tego dnia też oficjalnie firma rozpoczęła działalność w Polsce. Szef zorganizował z tej okazji zebranie zapoznawcze. 


 

-Marek widzisz, jaką ładną sekretarkę wybrał sobie twój ojciec -rzekł szeptem Sebastian. —Reszta pań, to panie około czterdziestki. Trochę niesprawiedliwe. Moja pani Ala ma trzydzieści dziewięć i nie ma szans na jakąś bliższą znajomość.

-Tak jak w dystrybucji.  Ojciec chyba po to zatrudnił mężatki, matki i facetów, żebym nie miał z kim flirtować. Ma być Paulina i basta. A ta dziewczyna to najpiękniejsza w firmie.

Ula faktycznie była piękna, ale skromna i urody nigdy nie podkreślała. Wystarczyła jej pomadka i grzebień. Ona również rozglądała się po sali. W oczy od razu rzucił się jej mężczyzna z ciemnymi włosami i dołeczkami w policzkach. Stał po przeciwnej stronie w towarzystwie innego mężczyzny i mogła patrzeć na nich do woli. Krzysztof tymczasem przedstawiał personel.

-Główny księgowy Aleks Febo, jego zastępca Adam Turek oraz dwie księgowe. Moja sekretarka Urszula Cieplak. Kadrowy Sebastian Olszański i Alicja Milewska. Projektant Pshemko i jego główna krawcowa Izabela Gajda. Kierownik dystrybucji Marek Dobrzański… Czyżby to jego syn? W ogóle niepodobni -myślała.  Jest jeszcze Paulina Febo, która wraz z Wiolettą Kubasińską, będzie pisała artykuły do prasy i zajmowała się dodatkami. W recepcji…

Praca z Krzysztofem od pierwszej chwili układała się jej znakomicie. Szybko ogarnęła dokumenty i nauczyła się sztuki pisania na maszynie. Umiał także parzyć dobrze kawę i herbatę. Sprawdziła się i z gośćmi prezesa. Od pracy odrywał ją jedynie Marek Dobrzański. Junior przychodził do jej sekretariatu bardzo często i pod byle pretekstem. W sekretariacie pojawił się już tego samego dnia, co rozpoczęła pracę.

 Z daleka była już piękna i zauroczyła go, ale teraz dostrzegł szczegóły. Błękitne oczy, długie rzęsy i piękny uśmiech z rzędem prostych, zdrowych zębów. Marek również wyglądał piękniej niż z daleka. 


 

-Dzień dobry -przywitał się, eksponując uśmiech i podając rękę na przywitanie. —Pamięta mnie pani? Ojciec mnie przedstawiał.

-Tak. Pan jest synem dyrektora. Urszula Cieplak -odparła, podając mu swoją rękę. Chwilę później tak jak przystało, pocałował w dłoń. —Pana ojciec wyszedł na chwilę- dodała, zakładając, że ma do ojca jakąś sprawę.

-To poczekam -odparł, siadając naprzeciwko jej biurka. Przy okazji sprawdził czy na palcu nie ma przypadkiem obrączki. Obrączka zdecydowanie, by go rozczarowała.

-Mam nadzieję, że ojciec będzie wobec pani mniej wymagający niż wobec mnie albo Aleksa -zaczął rozmowę.

-Ja pracy ani wyzwań się nie, boję proszę pana -odparła oficjalnie.

-Wystarczy Marek. Jestem tylko rok starszy od ciebie.

-Nie wiem, czy wypada.

-Wypada Ula -zapewniał.

Od tego dnia jego wizyty były codziennością. Lubiła, gdy przychodził i opowiadał o dzieciństwie, podróżach, poznanych sławnych ludziach. Był przy tym zawsze sobą i się nie wywyższał, jak Aleks z Pauliną. Jego urodę już dawno oceniła na więcej niż przystojniak. Oczywiście tak jak większość dziewczyn i kobiet w firmie miała do niego słabość i się podkochiwała. Miał tylko parę wadę. Po pierwsze słychać było o jego podbojach, a że w każdej plotce jest coś z prawdy, uznała więc, że tak jest. Tym bardziej że był widywany z modelkami Teresą, Moniką i Joanną. Główną wadą jednak było to, że związany był z Pauliną Febo. A przynajmniej w przyszłości mieli się pobrać. Puki co on dalej mieszkał z rodzicami, a Paula razem z bratem w mieszkaniu po ich matce Agnieszce. Paulina była osobą wyniosłą, lubiącą postawić na swoim i mściwą. To przez nią pracę straciła jedna z modelek tylko, dlatego że Marek podwiózł ją do pracy. Wszystkim było też wiadomo, że Marek miał przy niej ciężkie życie. Do tego jej nie kochał i był z nią, bo jego rodzice i Febo ustalili kiedyś, że ich dzieci się pobiorą. Musiał znosić również jej humory i ciągłe niezadowolenie. Tym samym cierpiało jego samopoczucie. Całkiem inaczej czuł się przy Uli. Jej mógł się zwierzyć i porozmawiać. Nigdy nie spotkał też tak inteligentnej i bystrej dziewczyny. Docenił także jej charakter, bo była uczynna, dobra i rodzinna. Ale to nie charakter najbardziej go pociągał w Uli tylko jej uroda i powab. Jego celem było zaś zakosztować jej ust i ciała. 

 

Sebastian w firmie znalazł również swój obiekt zainteresowania w postaci Wioletty Kubasińskiej asystentki Pauliny. Dziewczyna była w jego typie, czyli hojnie obdarzona w tych miejscach ciała, gdzie powinna. Wyróżniały ją również długie i zgrabne nogi, co przy krótkich sukienkach mogła eksponować. Niestety, ale uroda nie szła w parze z inteligencją. Pomimo to ona i Ula się zaprzyjaźniły.

-Pojutrze dwudziesty drugi lipca może więc wybierzemy się na defiladę i lody -zagadnęła Wiola w jedno popołudnie. —Sebastian mnie zaprosił, ale sama z nim nie chcę iść.

- Czyli przyzwoitka ci potrzebna?

-Jako koleżanka Ulka. Zabierzesz ze sobą siostrę, to będzie miała uciechę. Funduję watę na patyku i wodę z saturatora. Marek też ma być.  Przyjedzie tym swoim karawanem. Obiecał, że przewiezie nas po Warszawie. Możesz sobie to wyobrazić? My i zazdrosne spojrzenia innych dziewczyn.

-Wiola kabrioletem. Karawan to nieboszczyków przewozi.  A na paradę chętnie pójdę z wami. Z samą Beatką byłoby nudno, a już jej obiecałam. 


 

W Święto Odrodzenia Polski roku 1965 na ulice Warszawy wyszedł spory tłum i faktycznie obecność Marka i Sebastiana była przydatna. Dobrego miejsc na obejrzenie maszerującego wojska i ludu było mało, tak więc na przemian sadzali Betti ma ramiona i chociaż ona mogła dokładnie widzieć, co się dzieje. Później, jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki Marek wyczarował im stolik w jednej z okolicznych kawiarni. Wystarczyła mu jedna rozmowa z kelnerką. Kelnerka była bardzo ładna i z daleka było widać, że chyba zna Marka. Od jakiej strony Ula wolała nie myśleć ani nie wiedzieć. Zamówił również dla całej piątki lody i sernik oraz kawę dla dorosłych i oranżadę dla Betti.

-Ja stawiam -oznajmił im, gdy kelnerka przyniosła zamówienie. —Dostałem swoje mieszkanie i trzeba to uczcić.

-To, to jest ta twoja tajemnica Marek -odezwał się Sebastian. —A ja myślałem, że postanowiłeś, gdzieś zwiać od problemów i Pauliny.

-Gratuluję -dodała Ula. —Masz mieszkanie i czas założyć podstawową komórkę społeczną.

-Będę musiał pomyśleć o tym Ula.

Marek tuż przed tym uroczystym świętem dostał przydział na mieszkanie. Rodzice przed laty wpłacili mu na własne M-4 i teraz był właścicielem trzech pokoi, jasnej kuchni, łazienki z WC. Mieszkanko z wielkiej płyty mieściło się na osiedlu Ursynów na drugim piętrze. Od chwili, kiedy odebrał klucze, zaczął je urządzać. W największym pokoju urządził salon w średnim sypialnię a w najmniejszym pokój gościnny, w których najczęściej miał urzędować Sebastian. Mieszkał bowiem pod Warszawą z rodzicami i dojeżdżać codziennie do pracy nie opłacało się mu. W urządzaniu miała pomagać mu Paulina, ale nie chciało się jej jeździć po sklepach. Wolała również, aby meble sprowadzić z Włoch, a przeprowadzenie tego było trudne. Dlatego też Marek mieszkanie urządził z pomocą Uli, Sebastiana i rodziców. Tak więc w połowie sierpnia mógł wyprowadzić się od rodziców i zamieszkać sam. W podzięce za pomoc w urządzeniu mieszkania zaprosił ją i Sebastiana do modnej restauracji na obiad. Później wraz z pięcioma innymi osobami na parapetówkę do mieszkania. Ula była akurat w kuchni Marka i przygotowywała sałatkę, gdy słyszała przez uchylone okno rozmowę Dobrzańskiego z Sebastianem. Oboje stali na balkonie, ale do kuchni większa część rozmowy dochodziła.

-Seba oddalam się od Pauliny z każdym dniem. Powinna być tu, a nie ciągle we Włoszech. Mówi, że tu w Polsce się dusi. Ja chcę mieć żonę i rodzinę tu, a nie w rozjazdach.

-Ciężka sprawa Marek. Ona tam od dziecka mieszka. I tam ma większą perspektywę niż u nas.

-Wiesz, co jeszcze ci powiem. Ja chyba naprawdę jej nie kocham. Kiedyś chyba kochałem. W szczeniackich latach, ale nie teraz. Czas zakończyć nasz związek.

Przez następne tygodnie w relacjach Pauliny i Marka nic się nie zmieniło i jak wyliczył od początku lipca do końca września Paula spędziła w Polsce, tylko dwadzieścia dwa dni w czasie trzech jej pobytów. Zrezygnowała nawet z pracy, a jej obowiązki przejęła Ula. Jej natomiast dalej pomagała Wioletta.

Tymczasem Ula i Marek od parapetówki coraz częściej się spotykali. Chodzili do kina, spacery, kawiarni. Były pierwsze nieśmiałe pocałunki i wyznania. Oczywiście wszystko to w tajemnicy przed wszystkimi i tylko Sebastian wiedział zarówno o tym, jak i o celu tych spotkań. Ula na początku z dystansem podchodziła do spotkań, ale sama słyszała, że z Pauliną się nie układa. Poza tym serce nie sługa i brnęła coraz bardziej w znajomość z Markiem.

Po ponad trzech miesiącach znajomości w październikowe popołudnie stało się, to na co Marek czekał od początku lipca. Ula pojechała do jego mieszkania, aby posłuchać najnowszej płyty The Beatles. Marek jako gospodarz otworzył również wino. Nastrojowa muzyka i alkohol zrobiło swoje i zaczęli się całować.