W czasie rozmowy Uli i ojca do domu ze szkoły wrócił Jasiek i jemu przy obiedzie również opowiedziała o wizycie u prawnika. Brat o spotkaniu wiedział i nie było sensu ukrywać prawdy ani o spadku, ani o powodach, że go dostała. Kiedy pierwsze wrażenia młodego Cieplaka minęły, we trójkę zaczęli zastanawiać się co dalej.
-I co chcesz zrobić siostra? -zapytał.
-Nie wiem jeszcze. Dopiero od pięciu godzin wiem, że dostałam spadek. Mieszkanie może przynieść korzyści, ale i kłopoty i wydatki, bo puste stać długo nie może. Zwłaszcza że jesień i zima idą i musi być ogrzewane. A ja nawet wiem, jakie jest tam źródło ciepła. Muszę spytać pana Moniuszko o to w poniedziałek, gdy pójdę na spotkanie z nim. Chociaż Marek mówił, że coraz częściej odchodzą od pieców kaflowych i instalują centralne ogrzewanie w kamienicach.
-To wy nie macie innych tematów niż ogrzewanie? -zakpił Jasiek.
-Mówił, bo robi w kamienicach przeglądy przeciwpożarowe. Nawet jutro idzie na takie przeglądy. Jak się spotkamy w sobotę, to się spytam. Może będzie wiedział, jak jest na Konopnickiej.
- Można wynająć komuś córciu -zaproponował ojciec. — Jakiejś urzędniczce na przykład, bo będzie dbała o mieszkanie. Albo studentkom. Byłyby dodatkowe pieniądze.
-Może i jest to jakiś pomysł -odparła Ula. —Nie musiałbyś dorabiać. Mam koleżanki na studiach, którym nie podoba się mieszkanie w akademiku i im mogłabym wynająć po tańszej cenie. Ja mogłabym zatrzymać jeden pokój i spać zimą. Bywało, że wracałam po szóstej do domu, bo autobus miał opóźnienie albo rano nie dojechał. Na razie zamierzam tylko pojechać tam i obejrzeć kamienicę na zewnątrz. Okolica z tego co się orientuję, nie należały do ubogich i zaniedbanych i to napawa optymizmem.
Rodzina kończyła obiad, gdy pojawił się u nich ich sąsiad zza płotu Bartek Dąbrowski. Chłopak był rok starszy od Uli i wrócił niedawno z wojska. Choć skończył przyzakładową szkołę Ursusa, montować ciągników i pracować na trzy zmiany nie zamierzał. Póki co pracował dorywczo i żył z tego co zarobiła jego matka. Teraz miał pomysł na biznes, a Cieplakowie mieli wejść w spółkę.
-I jak? Zastanowił się pan, co do tych nieużywanych pomieszczeń -zapytał Cieplaka, przysiadując się do stołu. — Trochę remontu i będzie gitasowo -dodał, częstując się ciastem ze śliwkami.
-Bartek po co ci graty z Niemiec sprowadzać i naprawiać, jak możesz prawie to samo robić na państwowym. Idź do Ursusa i montuj traktory.
-Mówi pan jak mamusia. A ty Ula mogłabyś tłumaczyć papiery z Niemiec. Pan Edward wyprowadza się do córki pod Łódź i rezygnuje ze spółki.
-Ja tym bardziej nie zamierzam się pakować w twoje podejrzane interesy -odparła zdecydowanie.
-A masz lepszy pomysł na zarabianie?
-Może i mamy Bartek -odparła mu Ula. —Bez ryzyka, że może się coś nie udać.
-Zróbmy tak Bartek -odezwał się ponownie Józef. —Tylko garaż ci udostępnię i zobaczymy, co wyjdzie ci z tego biznesu.
-Zgoda panie Józefie -odparł, wyciągając ręke na przypieczętowanie słownej umowy.
Kamienica, w której mieściło się mieszkanie, na zewnątrz nie wyglądała na bardzo zaniedbaną. Potrzebowała jednak odnowienia elewacji i wymianę niektórych okien. Uli jednak najbardziej spodobały się płaskorzeźby. Weszła nawet do środka. Tam również potrzebne było malowanie. Korytarz i schody były jednak pozamiatane i umyte i nie było czuć zapachu moczu, a to często bywało problemem centrum miast. Spojrzała również na spis lokatorów. W sumie było dziewięć nazwisk. Po trzy na każdym piętrze. Miała już wychodzić, gdy z góry zeszła około sześćdziesięcioletnia kobieta.
-Szuka pani kogoś? -zapytała podejrzliwie i taksując wzrokiem.
-Nie. Przyszłam tylko zobaczyć miejsce, gdzie mieszkałam przez dwa lata. I dzień dobry pani.
-Dzień dobry -odparła, przyglądając się Uli i jak można było zauważyć, wytężała umysł. —Ja tu mieszkam od trzydziestu. Ty musisz być małą Ulą Kozerską -dodała ze zdumieniem. — Razem z mamą i ojcem mieszkaliście piętro niżej niż ja. Majewska Alicja -przedstawiła się. — Jesteś nawet podobna do mamy.
-Bo to właśnie ja -oznajmiła z delikatnym uśmiechem. — Tylko że teraz nazywam się Cieplak. Po drugim tacie.
-Tyle lat minęło. Chyba ze dwadzieścia -mówiła z sentymentem na wspomnienia. — Słodkim byłaś brzdącem. Szkoda, że po śmierci ojca musieliście się z matką wyprowadzić. Twoja mama i ojciec byli bardzo uczynni. Jak ktoś ze sąsiadów potrzebował pomocy pielęgniarki, Magda zawsze przychodziła. A twój ojciec pomagał moim synom z matematyki i grosza za to nie wziął. Jeszcze zanim trafił na wózek. Jan był całkiem inny niż jego brat i żona. Zwłaszcza ona, bo rządziła mężem. Nie wiem, jak można było wyrzucić matkę z małym dzieckiem na bruk. Dobrze, że ten przyjaciel twojej mamy i ojca tobie i twojej mamie pomógł. O zmarłych nie powinno się źle mówić, ale los Nowackim odpłacił. Stracili jedyną córkę w wypadku, później pani Nowacka sama targnęła się na swoje życie, a jej mąż niedawno również zmarł. Szkoda w tym wszystkim twojej mamy, że zmarła przy porodzie.
-Sporo pani wie -odparła z zaskoczeniem, ale i z nadzieją, że kobieta może jej coś więcej powiedzieć o tamtych czasach.
-Śmierć Nowackiej i pacjentki bez echa nie przeszły. Ludzie zaczęli mówić, że była nią bratowa męża. A że miał jedną bratową, wiadomo było, że chodziło o Magdę. A co ciebie tu sprowadza? -pytała życzliwie. — Prędzej chyba nie było ciebie tutaj. Ani twojej mamy.
-Bo nie było. Ja nawet nie wiedziałam, że kiedyś tu mieszkałam. Dopiero dwa dni temu się dowiedziałam. Ale było warto przyjechać i usłyszeć od obcych, że mój ojciec i mama byli lubiani tutaj. Tylko od mamy słyszałam, że był z niego dobry człowiek -mówiła, improwizując. —Kto teraz tam mieszka? Rodzeństwo Febo? -zapytała, aby kobieta pomyślała, że jest w temacie zorientowana.
-Kiedy żyła córka Nowackich mieszkała tu z mężem i dziećmi przez jakieś pięć lat. Później zamieszkali w Mediolanie, a po ich śmierci rodzeństwo zamieszkało u dziadków. Teraz rzadko tu bywają. Aleks prawie w ogóle nie przychodził, a Paulina mieszkała tu ze dwa miesiące jakiś czas temu z narzeczonym. Przenieśli się do nowego budownictwa i jak na razie mieszkanie stoi puste. Nie ma co żałować. Nie byli zbytnio uczynni ani uprzejmi. Może z wyjątkiem Marka. To narzeczony Pauliny. On zawsze się kłaniał, jak się mijaliśmy, pomagał. Teraz podobno chcą na gwałt wynająć. Pójdę już, bo do reszty wykupią mi na bazarku jaja i ser wiejski -dodała na koniec rozmowy tak, jakby się tłumaczyła, że chce odejść.
-A tak proszę pani. Ja tak samo tylko na chwilę tu weszłam. I dziękuję za rozmowę.
Kiedy wyszły na dwór, pożegnały się i rozeszły w dwie przeciwne strony. Ula spojrzała jeszcze na okna bez firan na pierwszym piętrze i poszła w stronę przystanku.
Po powrocie do domu czekała na nią niespodzianka.
-Marek tu był -oznajmił jej ojciec, odkładając gazetę. — Posiedział z półgodziny, wypił herbatę i pojechał. Do pracy musiał wrócić. Ale list zostawił dla ciebie -dodał, sięgając do szafki kuchennej. —Bardzo miły i kulturalny człowiek. A Beatka była nim oczarowana. Przywiózł jej czekoladę i małą fryzjerkę.
-Bo ostatnio jej obiecał taką zabawkę -odparła, zaczynając czytać list.
Cześć Ula. Przepraszam, że przyjechałem tak niezapowiedziany, ale mam sprawę. Chciałbym zaprosić Cię na sobotę, jeśli masz czas na festyn z okazji 100-lecia istnienia mojej szkoły w Brwinowie. To tam uczył się mój tato i ja przez pierwsze cztery lata, zanim się nie przenieśliśmy do Warszawy. Tato jechać nie może i na mnie padło reprezentowanie Dobrzańskich. Przyjechałbym po ciebie tak około 15-stej, a nie wieczorem. Nikogo tam już nie znam i nie chciałbym czuć się jak kołek w płocie. Jeśli się zgodzisz, zadzwoń do mnie dzisiaj. W domu będę tak od 15-stej do 17-stej. Mój numer to 123456.
Chociaż na sobotni wieczór i tak byli umówieni, to zaproszenie ucieszyło ją i to bardzo. Do tej pory, oprócz zabawy po odpuście kiedy si poznali, nie byli razem na masowej imprezie. Od razu poszła też na pocztę i zadzwoniła do Marka. Po drodze zastanawiała się, gdzie mieszka, bo na ich poprzednich spotkaniach jakoś nie spytała. Tak naprawdę wiedziała tylko o jego pracy i nic więcej.
Wydarzenia z następnego dnia spowodowały jednak, że całkiem inaczej zaczęła patrzeć na sprawę testamentu i znajomość z Markiem. W piątkowe popołudnie poszła bowiem do swojej koleżanki Marzeny. Dziewczyna była miejscową krawcową i szyła u niej sobie spódniczkę. Zanim jednak Marzena wzięła się za przymiarkę, pokazała Uli miesięcznik Moda i Styl. Gazeta dopiero od niespełna pół roku wydawana była w Polsce i była jedną z pierwszych, w której powiało zachodem. Oprócz wykrojów można było poczytać w niej o ludziach związanych z modą i telewizją.
-To nie przypadkiem ten twój Marek, z którym po odpuście tańczyłaś? –zapytała Marzena, pokazując, jej okładkę gazety z kwietnia. — Mówiłaś, że jest strażakiem, a tu firma modowa.
Ula na zdjęcie patrzyła z niedowierzaniem z dwóch powodów. Pierwszy był taki, że faktycznie był to Marek a drugi, że obok stali oboje Febo, a Marek obejmował Paulinę. Przypomniały się jej również słowa kobiety z kamienicy, że Paulina mieszkała tam z narzeczonym Markiem.
-Bo jest strażakiem -odparła, szukając odpowiednią stronę z artykułem. —Nie musi od razu pracować w rodzinnej firmie. Koleżanka na szczęście tematu nie drążyła i mogła przeczytać tekst.
Idąc do domu wyraźnie posmutniała tym, co odkryła i analizowała swoją znajomość z Markiem i artykuł z gazety.
Specjalnie się ze mną zapoznał na tej zabawie? Chciał mnie wykorzystać do zdobycia informacji? Febo przecież wiedzieli prędzej o spadku i mogli go namówić, żeby zainteresował się mną. Tylko po co ta szopka? Wszystko po to, aby obalić testament, odebrać spadek? I czy na pewno Marek jest strażakiem? Może chciał, abym nie skojarzyła go z firmą i z nazwiskiem Febo. Tylko skąd te wszystkie opowieści o akcjach? Wyczytał gdzieś albo usłyszał od kolegi strażaka. Jednak, gdy umawiamy się, bierze pod uwagę swoją pracę i to czy ma akurat dyżur. A w gazecie było tylko napisane, że to rodzinna firma, że Krzysztof Dobrzański, jest prezesem i reprezentuje rodzinę Dobrzańskich w interesach, a rodzinę Febo reprezentuje Aleksander, który zajmuję się głównie sprawami z Mediolanu. O Marku nie było nic wspomniane. Ale mówił mi kiedyś, że jak będzie za stary na strażaka znajdzie etat w rodzinnej firmie. Może w tym mnie nie okłamał. Tak czy siak, nie jest ze mną szczery. Może nie jest już z tą Pauliną? Sprawdzę go. Nie powiem mu, że wiem, o nim więcej niż mi powiedział. Zobaczymy, co zrobi. Do czego się posunie.
Marek również nie wiedział, co ma zrobić. Chciał spotkać się jeszcze z Ulą, ale nie dlatego że Febo chcieli, ale że sam chciał. Kiedy więc ojciec poprosił go, aby pojechał do Brwinowa, ucieszył się i postanowił, że weźmie tam Ulę, a nie Paulinę, bo narzeczona takich imprez nie cierpiała. Później postara się czegoś dowiedzieć o jej planach i jakoś zakończyć znajomość z Ulą.
Febo tymczasem postanowili mieć plan B i sami rozejrzeć się po Rysiowie. Miejscowa knajpa była miejscem, gdzie można było czegoś się dowiedzieć. Warta tego była nawet specjalnie przebita opona pod barem i brak koła zapasowego. Kiedy wszedł, aby zadzwonić po pomoc, rozejrzał się po lokalu Wersal, aby znaleźć kogoś, z kim mógłby porozmawiać. Jeden mężczyzna wydawał się odpowiedni.