sobota, 30 kwietnia 2022

Testament cz. 10

Marek pakując rzeczy Pauliny, zastanawiał się, czy nie zadzwonić do Aleksa i go nie uprzedzić o swoim przyjeździe. Doszedł jednak do wniosku, że lepiej będzie, jak się nie zapowie. Był czwartek i w TV leciał kolejny odcinek Ośmiornicy i było duże prawdopodobieństwo, że będzie w domu i będzie oglądał mafijny serial. Gdyby się zapowiedział, mógłby wyjść z domu. Do Aleksa przyjechał przed ósmą.

-Wprowadzasz się? -zapytał Aleks, widząc Marka na progu z walizkami.

-Paulinę wprowadzam. Wpuścisz mnie czy będziemy w drzwiach rozmawiać?

-Nie rozumień? -mówił robiąc mu miejsce, aby wszedł do środka. — Co znaczy, że Paulinę przeprowadzasz?

-Jak wróci z Mediolanu koniec z nami -wyjaśniał, mijając go w drzwiach. — Zrywam z nią.

-Chyba żartujesz? -rzekł po chwili, wpatrując się z osłupieniem w Marka.

-Nie -odparł spokojnie. — Mam dość życia z nią i waszych  ohydnych działań. Ciągle nachodzicie Ulę.

-Ona musiała na ciebie jakiś urok rzucić, skoro zostawiasz dla niej Paulę.

-Nie powiedziałem, że dla niej rzucam Paulę. Jest nawet całkiem inaczej, bo Ula uważa, że pomogłem wam w ostatniej intrydze i nie chce mnie znać. A to co ostatnio zrobiliście jest draństwem. Odbiło się to na zdrowiu jej ojca.

-To o co tym razem mnie i Paulę oskarżasz? Ostatnio było szpiegostwo.

-Nie udawaj, że nie wiesz -mówił z irytowaniem.

-Inaczej bym nie pytał.

-Grozicie jej. Wysłaliście Uli list i zdjęcia, na których jest ze mną. Napisaliście coś takiego, że zadaje się cudzymi narzeczonymi i że milczenie kosztuje. Jej ojciec widział list i zdjęcia i trafił przez was do szpitala.

-I niby ja z Paulą mielibyśmy coś takiego wymyślić? -zapytał z oburzeniem. — Uważasz nas za idiotów? Nie bawimy się w takie szantaże.

-Czyli zaprzeczasz?

-Owszem. Cieplak głupot ci nagadała i tyle.

-Sam widziałem. Mam wam przekazać, że jak nie przestaniecie swoich intryg, to Ula sprawę zgłosi na milicję. Ja sam złożę zeznania.

-To sobie składajcie -odparł odważnie i stanowczo. — Nie mamy z Paulą z tym nic wspólnego.  I jeśli to wszystko, co miałeś mi do powiedzenia, to do widzenia. Zajęty jestem -dodał, biorąc walizki z rzeczami Pauliny z holu i kierując się do jednego z pokoi.

-Resztę rzeczy Pauliny dowiozę. I nie musisz odprowadzać mnie do wyjścia. Sam trafię.

Nie tylko wizyta Marka wprawiła Aleksa dzisiaj  w podły nastrój. Popołudniu dzwonił do niego również pan Moniuszko i przypomniał o adnotacji dotyczącej, że w razie gdy będą robili problemy Uli, to ich część przeznaczona będzie na cele charytatywne.  Od razu zaczął również próbować dodzwonić się do Pauliny do Mediolanu.

Marek tymczasem wrócił do domu. Przekręcając zamek, usłyszał dzwoniący telefon.  Nie spieszył się jednak z otwieraniem drzwi i odebraniem, bo obawiał się, że to Paulina. Zazwyczaj gdy wylatywała do Włoch, właśnie o tej porze dzwoniła do Polski. Oczywiście niemożliwe było, aby dzwoniła w sprawie rozstania, bo najszybciej takiego telefonu mógł spodziewać się następnego dnia. Mogła jednak dzwonić w innej sprawie. Kiedy wszedł do mieszkania, telefon dalej dzwoni.

I tak będę musiał kiedyś przejść przez to -pomyślał, podnosząc słuchawkę.

-Słucham.

-Marek -słyszał głos ojca. — Aleks dzwonił do nas przed chwilą.

-Tato teraz i on będzie dzwonić do was i donosił -wtrącił, bo z tonu ojca domyślił się, w jakiej sprawie dzwonił. — Jest wieczór i nie powinieneś się denerwować, a on nie powinien dzwonić do was.

-Nic mi i mamie nie będzie -uspokoił syna. — Chcieliśmy, żebyś wiedział, że naprawdę mamy dość poczytań Pauliny i Aleksa. Skoro tak miałoby wyglądać twoje życie, to lepiej, że zdecydowałeś się odejść od Pauliny. My nie będziemy wtrącać się w wasze sprawy.

-Dzięki tato -odparł z ulgą.

-Ty przecież jesteś naszym dzieckiem, a nie oni.

-Ale Paulina i ja mieliśmy być razem. Takie były plany.

-To były bardzo głupie plany Marek -odparł głosem pełnym szczerości.  — Nie będę ci dłużej głowy zawracał. Po pracy jesteś i pewnie zmęczony.  Miłej nocy synku -dodał na koniec.

-Również miłej i dobranoc kochani.

Spać kładł się ze spokojem, bo przynajmniej jego rodzice byli po jego stronie, a to było dużo.

 


Następnego dnia sprawa listu i zdjęć nabrała całkiem innego światła, bo Ula, robiąc porządek w swojej torebce, natrafiła na listę zakupów sprzed trzech tygodni. Były to jej zakupy w sklepie pasmanteryjnym zapisane na kartce, ale również krawcowej Marzeny. Jej pismo było jej znane i porównała je z listem. Nie tylko zgadzał się charakter pisma, ale jasny odcień wkładu długopisu. Obie kartki złożyła i schowała do torebki i poszła na PKS. W niecałą godzinę później była już w Warszawie i z automatu przy poczcie dzwoniła do Marka.

Marek tymczasem zabrał się za porządki domowe. Po opróżnieniu szaf z rzeczy Pauliny przesunął niektóre mniejsze meble w sypialni i ustawił stolik pod telewizor i video. Przy okazji postanowił wytrzepać dywan. Zwinął sprawnie dywan w rulon i poszedł na najbliższy trzepak. Kiedy wrócił, usłyszał dźwięk telefonu. Telefon odebrał, tylko dlatego że przechodził obok aparatu. Zanim wyszedł na dwór, telefon również dzwonił, ale ani nie chciał odrywać się od pracy, zbiegać na dół i rozmawiać z Pauliną, bo pomyślał, że to Paulina dzwoni. Aleks miał bowiem całą noc, aby dodzwonić się do Mediolanu, a stamtąd do Polski było łatwiej się dodzwonić. Teraz odbierając telefon przekonany był, że usłyszy głos byłej dziewczyny.

-Słucham -rzekł mało uprzejmie.

-Cześć Marek -zaczęła niepewnie Ula.  — Nie przeszkadzam?

-Skąd -odparł całkiem innym tonem. — Miło cię słyszeć. Stało się coś, że dzwonisz tak z rana? I skąd dzwonisz? Z Warszawy? Słyszę ruch uliczny.

-Tak z Warszawy. Przyjechałam do ojca i chciałam przy okazji porozmawiać o tym liście i cię przeprosić. Bo widzisz Marek, ten list nie był od Febo. Wysłała go Marzena. Pewnie wspólnie z Maćkiem. Oni są parą.

-Ula gdzie konkretnie jesteś? Przyjadę i porozmawiamy.

-Przy Głównej Poczcie.

-To czekaj tam na mnie. Będę za jakiś kwadrans. Obok jest kawiarnia, a mi się marzy kawa, nie w samotności.

Kawiarnia mieścił się co prawda obok salonu kosmetycznego, gdzie pracowała Wioletta i często szefowa wysyłała ją tu po ciastka czy desery dla klientek i było możliwe, że spotka się z nią. Jednak teraz nie miało już to znaczenia dla Marka, bo nie był już z Pauliną.

 

Czekanie dłużyło się Uli. Ciągle stała przy automatach i mimochodem słyszała jedną rozmowę. Podsłuchiwać nie chciała, ale dziewczyna mówiła dość głośno. 


 

-Mówię ci Gośka, szefowa chce mnie przenieś do salonu, na jakąś Wiejską ulicę. Dasz wiarę. A tam przecież pies z nogą w gipsie nie przyjdzie. Paulina już na pewno nie. A jest moją najlepszą klientką. Złotą kurą. Gdzie jest to w ogóle? Perypetie Warszawy?

-To niedaleko stąd -wtrąciła Ula, powstrzymując śmiech, bo w kilku zdaniach dziewczyna zrobiła kilka śmiesznych błędów. —Sejm jest przy tej ulicy?

-Serio? -odparła, nie wierząc nieznajomej. Ula zresztą zaufania w niej nie wzbudziła.

-Bardzo serio. Wsiądź w autobus 116 i dojedziesz.

-Gośka jakaś dziewczyna powiedziała mi, że to miasto i niedaleko. Kamień z nerek spadł. Słuchaj, czy ten twój brat dalej ma kontakty z tym szperanym towarzystwem? -zmieniła momentalnie temat.(…) Paulina i jej brat mają do niego sprawę.(…) Pogadamy później, bo znajomy idzie.

 

Marek w końcu  pojawił się w umówionym miejscu i z daleka posłał Uli jej jeden ze swoich uśmiechów. Zbyt późno zauważył jednak Wiolę.  Ula tymczasem zauważyła, jak idzie ulicą i wyszła naprzeciw niemu. Podobnie było z Wiolettą, która pomyślała, że Marek do niej się uśmiecha.

-Cześć -rzekli równo we trójkę.

-Marek -odezwała się Wiolka. — Jaka miła niespodzianka.

-Wiola ja do Uli się uśmiechałem i z nią się witałem.

- Jakiej Uli?

-Tej Uli -odparł, pokazując na Ulę obok.

-Tej od ulicy Wiejskiej -dodała Ula.

-Jakiej ulicy? Nie rozumiem? -wtrącił Marek, patrząc na Ulę i od niej oczekując odpowiedzi.

-Później ci opowiem.

-To z nią się umawiasz  za plecami Pauliny -zaczęła bojowo nastawiona Kubasińska i mierząc wzrokiem Ulę. — Do tej misski, z którą widywany byłeś rok temu daleko jej. Paulinka poświęciła ci najlepsze lata życia, a ty grasz na dwa forty.

-Fronty -przerwał jej ostro Marek. — Ciągle te lata ma przed sobą. Ma dopiero dwadzieścia trzy lata. I nie twoja sprawa, z kim się spotykam. Do Pauliny nawet nie próbuj dzwonić, bo jest w Mediolanie. I zapewne Aleks już jej doniósł, że zamierzam się z nią rozstać. To, co idziemy do tego Cocktail Bar -dodał do Uli, zanim Wioletta przetrawiła, co usłyszała. Jej mina z otwartymi ze zdziwienia ustami również mogła oznaczać, że będzie chciała dłużej rozmawiać z Markiem. — Na spokojnie porozmawiamy.

-Pewnie, że idziemy.

-To o co z Wiejską chodziło?

-Z tego co zrozumiałam, szefowa przeniosła ją do salonu na ulicy Wiejskiej i myślała, że to gdzieś na wsi albo na peryferiach miasta. Dziwna z niej osoba. Ciągle słowa przekręcała.

-Cała Wiola -rzekł, kiedy otwierał drzwi kawiarni Cocktail Bar.


 

-Marek ona pytała  jakąś Gośkę o brata i czy dalej obraca się w szemranym towarzystwie.  Mówiła jeszcze, że Paulina i jej brat mają do niego sprawę. Dobrze to nie wygląda.

-Nie wygląda, ale my mamy przewagę Ula. Wiemy, że knują i dalej chcą knuć. Co dla ciebie? -zapytał, kiedy usiedli.

-Kawę i serniczek. Przepraszam, że oskarżyłam cię tak od razu o spisek.

-Spokojnie Ula, nie jestem pamiętliwy. To, co z tym listem i zdjęciami.

-Marzena, gdy wybierałam się niedawno do pasmanterii, dała mi listę swoich zakupów, wczoraj znalazłam ją w torebce i porównałam pismo. To ona pewnie razem z Maćkiem musiała wszystko wymyślić. A raczej Maciek, a ona przystała na pomysł.  Sam porównaj.

-Szantażu się im zachciało -odparł, oglądając to, co podała mu Ula. — Nie mam wątpliwości, że jest to samo pismo. Ale nikogo z błędu nie będziemy wyprowadzać. Niech na Febo spadnie wina. Im więcej na nich, tym lepiej. Jeszcze trochę a z niczym nie zostaną. Jutro jak pójdziesz podpisać ostateczne papiery, pokaż wszystko panu Moniuszko i idź na milicję.

-Ale milicja przecież jakoś sprawdzi ten list. Choćby odciski palców.

-Zawsze można zasugerować, że sami Febo mogli tego nie robić tylko wynająć kogoś. To nawet byłoby w ich stylu. A ty się nie przyznawaj, że rozpoznałaś pismo.

-Tylko że problem jednak zostaje Marek. Marzena i Maciek mogą faktycznie zatruwać mi życie.

-Nie muszą Ula -rzekł z uroczym uśmiechem. — Musisz faktycznie zostać moją oficjalną i prawdziwą dziewczyną. To wszystkim usta zamknie.

 

niedziela, 24 kwietnia 2022

Testament cz. 9

 

Rozmowa i rozstaniem z Markiem były dla Uli cięższe do przejścia, niż myślała. W Filipince wyczytała, że najlepiej wypłakać się, podrzeć zdjęcie ukochanej osoby albo wyrzucić prezenty od niej lub niego. Najgorsze było to, że zdążyła już swoją przyszłość związać z Markiem. A teraz zastanawiała się, jak ma o nim zapomnieć. Przed zaśnięciem właśnie o tym myślała.

Czas leczy rany. Tak wszyscy mówią i tak mówili nam po śmierci mamy. Teraz są to inne rany. Teraz mam złamane serce i nie wiem jak je posklejać. Mam napisać do Kącika złamanych serc? Wygadanie się komuś podobno pomaga. Albo napisać do Kącika samotnych serc i leczyć klin klinem.

Środa, pomimo nieprzespanej noc, od rana zapowiadała się dla Uli na ładny i udany dzień. Wstała wcześniej i poszła do lasu na grzyby. Miała swoje miejsce i szybko uzbierała koszyk podgrzybków, prawdziwków i kozaków. Później zjadła szybie śniadanie i pojechała z grzybkami do Warszawy. Chciała zabrać również ze sobą Beatkę, ale siostra wolała zostać w domu i obejrzeć Domowe Przedszkole. Na grzyby miała stałych klientów i zawoziła je do jednego ze sklepów. Za zarobione pieniądze natomiast miała zrobić zakupy, bo zaopatrzenie w stolicy było dużo lepsze niż w Rysiowie. Zanim odwiedziła bazarek, poszła zobaczyć mieszkanie. Stojąc przed drzwiami i próbując włożyć klucz do drzwi, czuła jak drży jej ręka. Może i dłużej by tak postała, ale usłyszała, że piętro wyżej ktoś zamyka drzwi i chcąc uniknąć spotkania, szybko przekręciła zamek i weszła do mieszkania, w którym mieszkała dwadzieścia lat temu.

 


Pierwszym pomieszczeniem był duży funkcjonalny przedpokój z dużą szafą ubraniową, lustrem i drzwiami do odpowiednich pomieszczeń. Na wprost od wejścia, jak zauważyła była sypialnia. Jednak najpierw weszła do przytulnej kuchni.

 Środula - 3 pokoje w tarasowcu z lat 90-tych. Sosnowiec - Sprzedajemy.pl

Obok kuchni mieściła się również łazienka z toaletą a z drugiej strony salon z balkonem. Meble były dębowe i stylowe. Tak jak stojący zegar, fotele, kanapa oraz stół i krzesła. Trzy następne pokoje były mniejsze. Do jednego z nich można było wejść zarówno z pokoju, jak i z holu.

Ciekawa jestem, w którym pokoju spałam -zadawała sobie pytanie. Może tu -dodała, gdy weszła do pokoju z dużym łóżkiem, toaletką, komodą i szafką. Tu pewnie spał Marek z Pauliną, jak tu mieszkali?  Bardzo nowoczesna ta sypialni. Całkiem inna niż salon. Jak dla mnie nie ma klimatu. A ten pokoik idealny pokój dla dziecka -dodała, gdy weszła do pokoju przyległego do sypialni z dużą szafą i komodą z szufladami.  Pewnie Markowi i Paulinie ten pokój służył za garderobę. Drzwi szerokie między pokojami to tak jakby były dostosowane do wózka inwalidzkiego i pan Kozerskiego. (w cz. 2 pisze, o co chodzi z wózkiem) Zaraz na jednym ze zdjęć, które pokazał mi tato, stało łóżeczko, a przez okno widać było wieżę -analizowała rozkład mieszkania. 


 

W kolejnym pomieszczeniu, do którego weszła, faktycznie widać było przez okno wieżę kościoła. Rozglądała się po nim z ciekawością, bo wyglądał na młodzieżowy. Było tam dużo książek, gazet, płyt, stało biurko oraz tapczan i był typowym pokojem, jaki można było zobaczyć w innych mieszkaniach. Ostatni pokój był bez mebli, ale  było w nim pełno innych przedmiotów i sprzętów i jak myślała, służył za rupieciarnię. 

Sporo wymieszanych stylów -myslała, gdy opuściła odziedziczone mieszkanie.  Od bogatej nowoczesnośći, poprzez przeciętność, przytulność do pięknego antyku.

 

Tymczasem w Rysiowie u Cieplaków pojawił się listonosz z rachunkiem, gazetą dla Józefa oraz listem dla Uli. List  odłożył, bo nie był dla niego, ale Betti postanowiła otworzyć go. Z koperty wypadły cztery zdjęcia, na którym była Ula z Markiem, jak się przytulają i całują oraz list. Wszystko to pokazała ojcu. Ten jednak źle zareagował i upadł w kuchni na podłogę. Beatka, choć była mała, zachowała się bardzo rozsądnie i pobiegła na podwórko po Bartka. Sepleniąc powiedziała mu, że tata upadł i nie chce się podnieść. Ten nawet nie wycierając rąk od smaru, pobiegł do domu Cieplaków. To, co mówiła Betti okazało się prawdą, bo Józef faktycznie leżał bez ruchu na podłodze w kuchni. Telefon mieli Szymczykowie i stamtąd zadzwoniono po pogotowie. Sami również przyszli do Cieplaków. Przyjazd karetki trochę trwał, ale na szczęście stan Józef się nie pogorszył. Musiał jednak być zabrany do szpitala. Zamieszanie w kuchni spowodowało, że Szymczykowa zauważyła zdjęcia.  

-Kto to widział, żeby tak publicznie się obściskiwać -oznajmiła z pogardą Bartkowi.

- A pani Maciek to może aniołek jest? He? -zapytał dobitnie.

-Maciek i Marzenka od dawna są parą i nie mają innych na boku.

-Nie to miałem na myśli pani Szymczykowa. Każdy wie, że Maciek jest miejscowym cwaniaczkiem -mówił bez ceregieli. — Kombinuje jak zarobić, a się nie narobić. Ostatnią koszulę dla zysku by sprzedał.

 

Ula do domu wracała pełna optymizmu. Liczyła, że z wynajmu pokoi koleżankom ze studiów, będą dodatkowe pieniądze na życie. Sama zimową porą również chciała tam nocować. Wybrała sobie nawet już pokój. To ten, w który spała jako małe dziecko. Kiedy weszła do domu w kuchni, przy stole zastała Jaśka i Bartka.

-Stało się coś? -zapytała, widząc poważne miny. — Gdzie tata? -dodała, pytając o niego, bo siostra często o tej porze lubiła poleżeć.

-Pogotowie go wzięło. Zasłabł -wyjaśnił Jasiek. —Ja byłem w szkole i Bartek wszystko mi opowiedział.

-Jak w szpitalu? -pytała ze zdenerwowaniem. — Znowu dorabiał. Albo tobie pomagał w porządkowaniu szopy -zwróciła się do Bartka.

-Nie tym razem Ula -wyjaśnił Bartek — Nie pozwoliłem mu.  Te zdjęcia musiał zobaczyć, bo obok leżały -mówił, pokazując fotografie. — Jest jeszcze list i to musiało pana Józefa zdenerwować -dodał, wyciągając niepewnie z kieszeni małą kartkę. Jest anonimem i groźbą.

-Nie gadaj, tylko pokaż mi go.

Na kartce były tylko  cztery zdania.

Ładnie to tak zabawiać się z cudzym narzeczonym? Chyba nie chcesz, aby inni się o tym dowiedzieli? Milczenie kosztuje. Zastanów się i czekaj na dalsze instrukcje.

-Najgorsze jest to ze Szymczykowa widziała te zdjęcia. Już zdążyła skomentować po swojemu. A Maciek w ogóle szybko się stąd zwinął. Listu na szczęście nie widziała. Ja zajrzałem Ula. Nie wiem, o co chodzi, ale ten Marek nie wygląda na takiego, co by oszukiwał.

-Pozory mylą. Nie wiesz o tym -odparła, chowając list.

 

Najchętniej od razu wróciłaby do Warszawy i powiedziała Markowi, jakim jest podłym człowiekiem. Nie znała jednak jego adresu zamieszkania, tylko jednostkę, w której pracował i numer telefonu do domu. Zadzwonić jednak nie zamierzała, bo wszystko chciała mu powiedzieć prosto w oczy.

Jutro, gdy pojadę do ojca do szpitala, wstąpię do pracy Marka i wszystko mu wygarnie -myślała zawistnie, podgrzewając zupę . Nawet przy kolegach z pracy. Niech wiedzą, jaki jest z niego człowiek. Zakłamany i perfidny. A wydawał się taki szczery, gdy wczoraj rozmawialiśmy. Przestrzegał mnie przed Febo. I uwierzyłam we wszystko.

Wieczorem, kiedy emocje opadły zaczęła jednak inaczej myśleć.

Może to jednak sprawa wyłącznie Febo? Marek mówił, że coś knują. Ostrzegał mnie. Jutro się okaże, jaka jest prawda.

Rano ponownie zmieniła zdanie, bo przypomniało się jej spotkanie z Sebastianem i on mógł zrobić im te zdjęcia. Poza tym, kiedy ponownie oglądała zdjęcia, to zauważyła dziwną minę Marka na jednym ze zdjęć. Jakby zadowoloną i patrzącą w obiektyw aparatu.

 

Odwiedziny w szpitalu były od dwunastej dlatego pojechała na początek na Powstańców Śląskich, gdzie w tamtejszej jednostce służył Marek. Przed budynkiem byli jacyś strażacy, myli wóz i dlatego poprosiła ich, aby zawołali Marka Dobrzańskiego, jeśli jest w jednostce. Ten pojawił się pięć minut później. Koledzy powiedzieli mu mniej więcej, kto o niego pyta, więc widząc Ulę, zdziwiony nie był. Jedynie cel wizyty był mu nieznany.

-Witaj Ula. Miło cię widzieć -rzekł z uśmiechem.

-To się okaże czy miło -rzekła, wciskając  mu zdjęcia i list.  — Jesteś żałosny i dwulicowy chamem. Przez ciebie i Febo tato zasłabł i zabrało go pogotowie. Widział list i zdjęcia, zdenerwował się, a choruje na serce.

  -Ula nic nie wiem o tym -rzekł, kiedy przeczytał te cztery zdania i obejrzał zdjęcia. — Przysięgam. Febo sami musieli to wymyślić. Bartek mówił o samochodzie, który stał w sobotę blisko twojego domu.

-A może to ten twój przyjaciel? -dalej atakowała.

-Nie Ula. Uwierz mi -mówił błagalnie. — On jest kadrowym w jednej z firm w Warszawie. I naprawdę znamy się ze szkoły. Pojadę dzisiaj wieczorem do Aleksa i wyciągnę z niego prawdę.  Nie podaruję im.

- Powiedz im, że jak nie przestaną,  zrobię tak jak radzi mi mecenas Moniuszko. Zawiadomię milicję.

-Bardzo słusznie. Inaczej się z nimi nie da.  Mogę jakoś pomóc twojemu ojcu. Tato i ja mamy znajomości.

-Nie trzeba -wtrąciła gwałtownie. —Nie potrzebujemy łaski ani współczucia.

-To niełaska. Mój tato choruje na serce i znamy kardiologów.

-Dziękuję, ale nie jestem zainteresowana dojściami do dobrych lekarzy. Chcę, tylko żeby Febo zostawiło mnie i moją rodzinę w spokoju.

-Rozumiem -odparł, bo i tak dalsza rozmowa nie miała sensu. Ula była zbytnio wzburzona na rozmowę i rozumiał ją w pełni. —Dzisiaj wszystko załatwię. Słowo strażaka.

-Liczę na to. Muszę iść do ojca -dodała, chcąc skończyć rozmowę, ale Marek chwycił ją za rękę i zatrzymując jeszzce przez chwilę.

-Z Pauliną nic mnie już nie łączy -rzekł szybko. — Od paru dni myślałem o rozstaniu z nią, a przedwczoraj postanowiłem, że się z nią definitywnie rozstanę. Teraz jest w Mediolanie, ale jak wróci, wszystko jej powiem. Chciałem, żebyś to wiedziała. Tak jak ty mam dość ich zachowania. Moi rodzice podobnie myślą i mają również na nich sposób. Oboje nie mogą pojąć, dlaczego są taki chciwi.

-Muszę iść -odparła, nie komentując w żaden sposób, tego co usłyszała.

 

To, że nic nie powiedziała, nie oznaczało, że nie myślała o słowach Marka i czy jest to prawdą. Słowa Marka tkwiły jej z drodze do szpitala i na zakupach.  Przed pójściem do ojca do szpitala postanowiła bowiem pójść do sklepu i kupić dla niego jabłka, sok i gazetę. Ojciec, gdy weszła na oddział, siedział na korytarzu i rozmawiał z innym pacjentem. Jednak kiedy zobaczył córkę, to od razu do niej podszedł i poszli na salę chorych. Tam Ula rozpakowała to, co przyniosła i spytała o to, co najważniejsze. 

-Co mówił lekarz?

-Choroba wieńcowa.

-Tato to wiem. Od dawna się na to leczysz.  

-Robili mi takie badanie na szyi. Lekarz mówił coś o początkach zwężeniu tętnicy szyjnej i udrożnieniu jej. Mam mieć zabieg udrożnienia żył. Lekarz mówił, jak się fachowo nazywa, ale to taka trudna nazwa córciu.

- Kiedy?

-Jak kolejka moja przyjdzie. Z rok muszę poczekać. A co w domu? Co to za list i zdjęcia?

-To zemsta rodzeństwa Febo. I nie myśl o tym. Nie możesz się denerwować.

-Jak mam się nie denerwować, jak chodzi o ciebie -mówił dokładnie takim głosem. — Szymczykowa już swoje powiedziała.

-Tato -zaczęła, szykując się na poważną rozmowę z ojcem. — Szymczykowa z Maćkiem byli plotkarzami, są, będą i można się przyzwyczaić. Już nie jedną plotkę rozdmuchali. Nie możesz się tym przejmować.

-A ten Marek. Jak mógł cię oszukiwać? -mówił z wyrzutami. Wyglądał na porządnego. Ma czy nie ma w końcu narzeczoną.

-Już nie -odparła dla uspokojenia ojca. — Nie mówmy o tym. Nie ma sensu. 

-A jak mieszkanie? Bardzo ładne? Pamiętam, że pan Kozerski i twoja mama dbali o nie.



-Bardzo ładne. Najładniejszy jest salon. Są stare meble i jest tam klimat tato -mówiła wspominając najładniejsze wnętrze. 

 


Marek tymczasem postanowił, że nie tylko spotka się z Aleksem, ale spakuje rzeczy Pauliny i zawiezie je do jego domu. Z Pauliną i tak chciał się rozstać i nie było powodu, aby przedłużać ich związek. Dlatego zwolnił się prędzej z pracy, pojechał do domu i w dwie walizki spakował ubrania Pauliny.