-Znalazłem ci nową sekretarkę -zagadnął z uśmiechem kadrowy Sebastian Olszański do swojego najlepszego kumpla i dyrektora działu reklamy i marketingu. — Urszula Cieplak. Właśnie skończy zaoczne studia licencjackie na Komunikacji wizerunkowej. Ma jeszcze jakiś kurs sekretarki. Zna, jako tako angielski i podstawy niemieckiego. A przynajmniej pisze, że zna ten niemiecki. Angielski sprawdziłem i umie się porozumieć. Bardzo ładna. Tu masz jej CV.
CV mniej zainteresowało go, bo na samym wierzchu leżało zdjęcie kandydatki.
-Fakt. Jest śliczna. Moje byłe sekretarki były ładne, ale ta wszystkie przebija urodą -mówił, rozmarzonym tonem. — Dzwoń i powiedz, że ma pracę. Może zaczynać od poniedziałku. Akurat nowy miesiąc się zaczyna.
-To na ile jej umowę podpisać? Trzy miesiące jak zwykle ci wystarczą? O ile Paula prędzej jej nie wywali.
-Tak. Na trzy i okres próbny.
Urszula Cieplak cieszyła się z tej pracy, bo zaoszczędzone pieniądze się kończyły. Do niedawna pracowała w zastępstwie w sekretariacie szkoły w Rysiowie, ale dawna pracownica wróciła po urlopie macierzyńskim i musiała odejść. Po miesiącu odpoczynku i wyjeździe z siostrą na wakacje zaczęła szukać pracy. Ogłoszenie znalazł jej ojciec i chociaż słyszała o podbojach Marka Dobrzańskiego, postanowiła spróbować. Idąc na rozmowę wstępną, przygotowana była właśnie na rozmowę z Dobrzańskim, ale jak okazało się, rozmawiała z kadrowym. To trochę mogło sprawę skomplikować, bo myślała, że sam Marek będzie wybierał sobie kandydatkę i że będzie brał pod uwagę urodę. Nie wiedziała tylko, że kadrowy kieruje się tymi samymi wytycznymi i z polecenia przyjaciela.
Telefon potwierdzający jej zatrudnienie dostała jeszcze tego samego dnia. Cztery dni później punktualnie o dziewiątej pojawiła się we firmie F&D. W holu recepcjonistka zadzwoniła do Dobrzańskiego i zapowiedziała przyjście Uli. Pięć minut później weszła do pustego sekretariatu i zapukała do drzwi z napisem Marek Dobrzański dyrektor ds. reklamy i marketingu. Chwilę później usłyszała miłe proszę.
-Dzień dobry Urszula Cieplak -rzekła, posyłając mu piękny uśmiech.
-Witam panią -rzekł, wstając zza drzwi. — Marek Dobrzański. Proszę usiąść -dodał, pokazując na kanapę. — Kadrowy mówił mi, że rozmawiał z panią i praktycznie nie mam pytań. Chciałem spytać czy dałaby pani zająć się również chwilowo i razem ze mną sprawami reklamy? Nasz pracownik jest po operacji kręgosłupa i wróci do pracy dopiero za jakieś dwa miesiące.
- Mieliśmy trochę na wykładach reklamy, ale obiecywać nic nie chcę. Zobaczymy, jak będzie w praktyce. Prowadziłam sekretariat w szkole, ale to, co innego.
-W takim razie pokażę pani miejsce pracy. A tak na marginesie Marek -rzekł, wyciągając do niej rękę. — Nie lubię, jak pracownicy mówią mi pan. Nie czuję się panem.
-Rozumiem. Ula.
Przez pierwszy tydzień Ula wdrażała się w prowadzenie biura i szło jej całkiem dobrze Poznała też miłe dziewczyny. Elę z bufetu, Izę krawcową, Alę kadrową i Anię z recepcji. Dziewczyny na początku ostrożnie podchodziły do niej, ale że z natury była życzliwa, więc z każdym dniem miała z nimi coraz lepsze relacje. Głównie, dlatego że była inna niż trzy poprzednie sekretarki Marka. Te miały to do siebie, że uważały się za lepsze. Od nowych koleżanek dowiedziała się też o Lidce, Asi i Joli poprzednich sekretarkach, o tym jak skończyły i o związku Marka i Pauliny.
-Marek zawsze był kobieciarzem i zawsze był z Pauliną. Bliżej czy dalej, ale był. Pół roku temu zaręczyli się oficjalnie i wszyscy myśleli, że się zmieni, ale on dalej zdradzał Paulinę. Uważaj, więc na niego. Jak nie Marek wywala swoje sekretarki, to Paulina zrobi to z zazdrości i zemsty.
-Ja nie przyszłam szukać sobie faceta, tylko zarobić. Nie mam czasu na miłość a tym bardziej na taką zabawę. Nie dam się omotać.
-Oby Ula. Jesteś fajną dziewczyną i szkoda by było, abyś skończyła jak one.
Pauliny, póki co nie miała okazji poznać, bo poleciała do Mediolanu. Tam miała rodzinę ze strony ojca i korzystając, że część z nich mieszka nad morzem, pobyt przedłużała.
Marek do pracy Uli zastrzeżeń nie miał. Była znacznie bystrzejsza niż poprzednie jego sekretarki. Głównie chyba, dlatego że jako jedyna skończyła jakieś studia. Nie miała też tendencji do zadawania głupich pytań ani udawać słodkiej idiotki. Była po prostu zwykłą dziewczyną, z delikatnym makijażem i schludnie ubrana.
Przez trzy tygodnie Ula miała spokój od amorów Marka. W środę przed końcem pracy postanowił w końcu działać.
-Mam trochę zaległej pracy Ula, a w piątek mnie nie będzie, więc gdybyś mogła jutro dłużej zostać, a w piątek mogłabyś prędzej wyjść albo nie przychodzić w ogóle.
-Nie ma sprawy Marek. Chętnie skorzystam z wolnego piątku. A co to za praca?
-Musimy nakreślić koszty kampanii reklamowej. Ojciec chce mieć papiery na biurku w poniedziałek.
Następnego dnia oboje już dłuższy czas pracowali, kiedy w drzwiach sekretariatu pojawił się dostawca z jedzeniem.
-Pozwoliłem sobie zamówić dla nas małe, co nieco Ula -wyjaśnił Marek. — Dochodzi siedemnasta i zgłodniałem od lunchu. Najlepsze sushi w Warszawie. Palce lizać. Mam nadzieję, że lubisz?
-Ryby -rzekła z grymasem.
-Nie mów, tylko że nie lubisz sushi. Albo nigdy nie jadłaś? -mówił, siadając obok niej na kanapie.
-Nie o to chodzi. Mam uczulenie na ryby. Jakbym zjadła, zaczęłabym się dusić, sinieć, puchnąć i skończyłabym na ostrym dyżurze. Nie chcesz tego oglądać. Mogę nawet stracić przytomność.
-Jakby, co umiem zrobić usta - usta -odparł, chcąc zabrzmieć zabawnie i wpatrując się właśnie w jej usta i oczy. — Wiesz, że masz piękne oczy.
-Marek może nie jestem wybitnie inteligentna, ale nie jestem naiwna -rzekła, odwracając od niego twarz. — Wiem, do czego zmierzasz. I wiem o twoich poprzednich sekretarkach. Nie chcę być kolejną dziewczyną do kolekcji i wiem, jak się to kończyło z poprzednimi dziewczynami. Nie chce stracić tej pracy. Moja rodzina musi za coś żyć. Ojciec choruje na serce i czeka go operacja. Terminy na fundusz są bardzo odległe a prywatnie to koszt trzydzieści tysięcy. Ja i moje rodzeństwo straciliśmy mamę. Zmarła sześć lat temu przy porodzie mojej siostry. Ona matki nie znała i chcę, aby miała, chociaż ojca. Żeby nie była całkowitą sierotą. Życie nas nie rozpieszczało, jak widzisz. Ty masz wszystko i wiele panienek, więc mógłbyś, chociaż mnie sobie odpuścić. Twój ojciec choruje na serce i powinieneś wiedzieć, jak to jest.
-Tak wiem jak to jest -odparł skołowany wywodem Uli. — Nigdy nie mówiłaś o swojej trudnej sytuacji rodzinnej. Nasza firma na specjalny fundusz na takie przypadki. Możemy pomóc.
-Dziękuję, ale najbardziej potrzebuję stabilizacji stałej pracy. Żeby nie myśleć, co będzie za pół roku. Nie zamierzam wchodzić w bliższe stosunki z tobą i nie dam się wywalić.
-Nie zamierzam cię wywalać Ula. Nie mam, za co.
Dalej, choć rozmowa była trudna pracę dokończyli. Przed firmą powiedzieli sobie do widzenia, życzyli miłego weekendu i rozeszli się w dwie strony. Ula na przystanek a Marek na parking.
Wieczór Marek spędził w klubie z Sebastianem. Olszański był ciekawy, jak poszło mu z Ulą. Kiedy więc opowiedział mu wszystko, co powiedziała mu Ula i że zamierza odpuścić sobie Ulę, był mocno zdziwiony.
-No, co ty Marek. Na sentymenty cię wzięło?
-Zrobiło mi się jej szkoda. Życie ich nie oszczędzało. Ula musi o wszystko sama się zatroszczyć i wychowała siostrę od maleńkości. Brata poniekąd też. Całkowicie poświęciła się rodzinie. Nie znałem nigdy takiej dziewczyny. Dla wszystkich, które znałem liczyło się, tylko samouwielbienie i ja. Na czele z Paulą. Głupio się czułem, jak mówiła mi to wszystko. Mało mam tu dziewczyn, żeby nie mieć się, z kim się zabawić i żeby na nią czyhać.
-A już bałem się, że ty już całkiem sporządniałeś Marek.
-Nie. Po prostu ona jest całkiem inna.
W piątek Marek tak jak prędzej mówił, do pracy nie przyszedł. Musiał się nieco ogarnąć po wyjściu do klubu, ogarnąć sypialnię i kupić coś do jedzenia. O czternastej pojechał po Paulinę na lotnisko. Były korki na ulicach, więc spóźnił się nieco. Kiedy podjechał pod Okęcie, Febo czekała na niego przed wyjściem.
-Witaj kochanie -przywitał się, cmokając narzeczoną w policzek.
-Spóźniłeś się -usłyszał w odpowiedzi.
-Ciebie też miło widzieć Paula -odparł z sarkazmem.
Odpowiedzi nie usłyszał, więc wziął tylko walizkę Pauliny i poprowadził w stronę samochodu. Najpierw otworzył narzeczonej drzwi, później załadował walizkę do bagażnika i usiadł za kierownicę.
-Słyszałam, że nową sekretarkę sobie zatrudniłeś -rzekła, gdy Marek włączał się do ruchu ulicznego.
-Aleks już ci doniósł. Dziwne, że przez telefon nic mi nie mówiłaś.
-To podobno jakaś pretensjonalna dziewczyna.
-To powinna ci się spodobać. Nie leci na mnie. Zależy jej na pracy nie na mnie.
-Takie ciche myszki są najgorsze -mówiła nieustępliwie.
-To się w końcu zdecyduj, jakie ci odpowiadają. Ona potrzebuje pracy, bo ma chorego ojca i młodsze rodzeństwo. Myśli o innych, a nie o sobie, jak ty. Tym mi zaimponowała.
-A ty Matką Teresą zostałeś i postanowiłeś jej pomagać?
-Jak krewni, urlop -postanowił zmienić temat.
-Dobrze. Pozdrawiają cię. Elisa ma znajomego, co ma dom na sprzedaż w San Remo. Do morza dziesięć minut. Powiedziałam, że pomyślimy nad kupnem. 480 000 EUR. Mielibyśmy gdzie jeździć na wakacje kochanie -szczebiotała.
-Paula zwariowałaś -momentalnie, sprowadził ją na ziemię. — To grubo ponad dwa miliony. Nie jestem aż tak bogaty. Rok temu kupiłem ci dom za milion złotych, bo mieszkanie w apartamencie w Warszawie ci się nie podobało i nie chciałaś tam zakładać rodziny. Mieliśmy odkładać na ślub, a w przyszłości pomyśleć o dzieciach.
-O dziecku. Nie zamierzam dwa razy rodzić i psuć sobie figury.
-Oczywiście. Uroda dla ciebie najważniejsza.
-Nie o tym rozmawiamy Marek. Tyle osób ma domki letniskowe i wyjeżdżają na weekendy.
-Domki, a nie wille i w Polsce, a nie we Włoszech. Nie Paula. Nie zamierzam kupować go. Nie stać nas. I nie zamierzam się zadłużać.
-Ale dla swoich kochanek masz pieniądze. Założę się, że tej Cieplak czy jak jej tam, już coś dałeś.
-Nie znasz jej, a obrażasz -mówił, podniesionym głosem. — Ona jest całkiem inna niż Aśka, Lidka, Jolka.
-Uważaj czerwone -usłyszał nagle głos Pauliny.