poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Wiedźma, księżniczka i dzieci.

Urszula Cieplak siedziała w poczekalni do ortodonty, przeglądała telefon i nawet nie przypuszczała, że zaraz stanie się coś ważnego w jej życiu. Oprócz niej na korytarzu siedziała dwójka dzieci. Dzieci coś szeptały do siebie i w końcu podeszły do niej i usiedli obok. Chłopiec po lewej, a dziewczynka po prawej. 


-Ma pani męża -usłyszała z ust około dziesięcioletniego chłopca.

-Nie -odparła podejrzanie.

-A lubi pani dzieci -zapytała dla odmiany młodsza, bo około pięcioletnia dziewczynka.

-Lubię. Mam siostrę sześcioletnią. Jej mama to znaczy jej i moja zmarła, jak była całkiem mała i ja ją wychowałam.

-Nasza mama też zmarła. Osy ją użądliły -rzekł chłopiec. Jeszcze jak mieszkaliśmy z Dawidem.

-Smutne. I chcecie tacie nową żonę znaleźć?

-Mama nie była żoną taty -wyjaśnił chłopiec.

-A ja nie mam nawet taty -wtrąciła dziewczynka. — Tata Wojtka mnie zabrał i mogłam mówić do niego tata i nie krzyczał -dodała dziewczynka.

 -A ten Dawid to wasz młodszy albo starszy brat?

-Nie. Brat mamy. Ale kazał nam mówić Dawid do siebie. Jeździ tirami i tam mieszka. Mieszkał czasami z nami.   

 -Rozumiem -dodała, choć wszystko zaczęło być skomplikowane.

-A gdzie teraz jest wasz tata?

-Na wyprawie w Birmy.  

-A, z kim tu jesteście?

-Z wujkiem Markiem.

-A gdzie jest teraz wujek.

-U dentysty.  Zajmuje się nami, jak tata wyjeżdża.

-I teraz mieszkacie z wujkiem Markiem?

-Była jeszcze ciocia Paulina, ale poszła sobie -wyjaśnił chłopiec.

-To wiedźma, a pani wygląda jak księżniczka -oznajmiła dziewczynka. — Ona nie pozwoliła powiedzieć do siebie mama, a wuja Marek pozwala mówić tata dla zabawy.

-Kinia raz powiedziała do niej mama przed przedszkolem, to powiedziała, że nigdy nie była i nie będzie jej mamą. Kinia później płakała, a wuja nakrzyczał na ciocię Paulinę. Niedawno znowu się pokłócili i się spakowała i poleciała do Włoch na wakacje.

Kiedy Wojtuś skończył opowiadać, drzwi od gabinetu stomatologa się otworzyły i pojawił się w nich wysoki przystojny mężczyzna. Od razu podszedł do nich.

-A wy, co się tak przesiedliście -zapytał dzieci. — I dzień dobry pani.

-Dzień dobry -odparła i od razu skojarzyła go z banku. Miała okazję odsługiwać go i tą nieznana dotąd Paulinę.

-Wujku chcieliśmy sobie porozmawiać z panią -wyjaśniła dziewczynka.

-A my się przypadkiem nie znamy -zapytał, próbując skojarzyć twarz.

-W banku się widzieliśmy. Był pan z narzeczoną pozmieniać warunki. Zmienił pan limit jej dziennych wydatków.

-A tak. Kiedy wyżaliła się pani, powiedziała pani, że nie wie, jak to jest wydać na dzień pięć tysięcy, bo tyle na stażu się nawet nie zarabia.

-Dokładnie tak.

-Wujku pani nie ma męża i lubi dzieci -oznajmiła dziewczynka.

-Powinienem się domyśleć, że o tym rozmawialiście z panią…?

-Urszula Cieplak

-Marek Dobrzański.  I przepraszam za nich. Koniecznie chcą znaleźć sobie mamę i kuzynowi żonę.

-My chcemy wujku tobie znaleźć nową dziewczynę -wyjaśnił chłopiec.

-Bo ciocia Paulina to wiedźma a pani ładna jest jak księżniczka -powtórzyła Kinga.  

-Ta dziecięca fantazja -rzekł Marek.

- Dokładnie.

Dalej okazji na rozmowę nie mieli, bo pacjent od ortodonty wyszedł i Ula mogła wejść do gabinetu. 

 

Dwa miesiące później Ula i Marek ponownie się spotkali. Marek był w banku i zajęty patrzeniem w ekran telefonu, wpadł na nią.

-Przepraszam i dzień dobry pani -rzekł z uśmiechem.

-Dzień dobry -odparła. —I jak dzieciaki? Znalazły dla pana nową dziewczynę?

-Nie. Dzień prędzej oglądali jakiś film, gdzie dzieci szukali żony dla taty i postanowili, że i oni coś podobnego zrobią. Głównie Kinga chciała, bo Wojtek wiedział, że to tylko film, ale zgodził się, bo nie chciał robić przykrości siostrze.

-Dobrze mieć takiego brata.

-To prawda.  Są ze sobą bardzo zżyte. Nie wie pani, gdzie znajdę tutaj kogoś od udzielenia kredytu pod dotacje unijne.

-Znam. Tak się składa, że ja się akurat tym zajmuję. Tak za pół godziny będę mogła pana przyjąć panie Dobrzycki jak dobrze pamiętam. Pokój dwa.

-Dobrzański. Marek Dobrzański.

Rozmowa była konkretna i przejrzysta dla Marka. Ula cierpliwie wszystko mu wytłumaczyła i ostrzegła o wpisach małym druczkiem przy umowach. 


 

-Jakby były problemy, polecam się na przyszłość. Tu mam wizytówkę z numerem telefonu.

-Na pewno skorzystam, jeśli zajdzie taka potrzeba. Dobrze mieć takiego konsultanta. Widać, że zna się pani na rzeczy -mówił, wpatrując się nieprzerwalnie w nią.

-Miło słyszeć. I robię to, co lubię.

 

Marek po wizycie w banku nie mógł się oprzeć, aby nie sprawdzić jej na portalach społecznościowych. Już na FB znalazł jej profil i wspólnego dobrego znajomego Adriana Brzezińskiego. Poprzeglądał również jej zdjęcia i musiał przyznać, że jest piękną kobietą i że strój w pracy oraz skromny wygląd odbierają jej część urody. Adriana praktycznie spotykał, co tydzień na siłowni i przy pierwszej okazji powiedział mu o Uli a ten Uli o Marku.

-Długo się znacie -pytała.

-Jakieś osiem lat. Miałem osiemnaście, a on i Seba jego przyjaciel ze dwadzieścia cztery, gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy na siłowni. Ja jeszcze szczeniak a oni już dorośli i zaprawieni w siłowni. Dwa różne światy, ale z czasem jakoś się lepiej poznaliśmy. Kiedy swoją otwarłem on i jego przyjaciel przenieśli się do mnie.

-Te dzieciaki, którymi się zajmuje są ma bardzo sprytne. Poznałam je w przychodni i chciały mnie z Markiem zeswatać.

-Tak Marek opowiadał.  Dzieci ma udane, tylko narzeczona nie za przyjemna.

 

W samym życiu prywatnym Marka czekały spore zmian, bo już za niecały miesiąc miał wziąć ślub z narzeczoną. Paulina po namyśle wróciła do Polski po paru dniach i postawiła swoje warunki na przyszłość. Głównym powodem ich kłótni było tymczasowe przyznanie opieki nad małoletnim Wojciechem Dobrzańskim i Kingą Kuczyńską -Dobrzańską. Kuzyn Marka Marcin Dobrzański był zapalonym wędrowcem w nieznane i często wyjeżdżał ze znajomymi na wyprawy w góry i różne inne egzotyczne miejsca. Był też nieślubnym dzieckiem starszego brata Krzysztofa ojca Marka i dlatego nie przez wszystkich w rodzinie był do końca akceptowany. Kiedy poznał Sylwię matkę Wojtka i Kingi i ta zaszła w ciążę wszyscy myśleli, że się ustatkuje, ale trudno było porzucić mu dalekie wyprawy. Płacił tylko alimenty i spotykał się z synem, jak był w Polsce. W międzyczasie urodziła się Kinga i choć nie był jej ojcem, traktował, jak córkę i po czasie dodał  swoje nazwisko do nazwiska jej matki.

-Marek postawmy sprawy jasno -mówiła oficjalnie Paulina. Nie będę robiła ci trudności w przebywaniu ich pod moim dachem…

-Póki, co moim dachem Paula -wtrącił, aby sprecyzować.

-Tutaj ani w ewentualnym przejęciu opieki nad nimi, gdyby Marcinowi poślizgnęła się noga na skale.  

-Miejmy nadzieję, że się tak nigdy nie stanie Paula.

-Chcę być współwłaścicielką domu i nie chcę słyszeć o intercyzie.

-A, co? Chcesz wziąć szybko ślub, rozwieźć się i pół majątku zabrać.

-Żeby tobie nie przyszło do głowy się rozwodzić Marco.

-I ja też mam swoje warunki. Masz je traktować jak dzieci, a nie jak kulę u nogi. Masz być ich mamą jak zajdzie taka potrzeba i jak będzie przedstawienie w przedszkolu u Kingi albo w szkole Wojtka będziesz szła i nie będziesz się wściekała, jak Kinga powie do ciebie mama. Kindze bardzo na tym zależy. I nie chcę słyszeć, że krzyczysz na nie. U dzieci łatwo zaobserwować, jak coś się dzieje. Rozumiesz?

-To kiedy podpisujemy umowę?

-Po ślubie -odparła, a o jej warunkach na razie nie zamierzał myśleć.

 

Zaproszenie Uli na ślub Marka Dobrzańskiego i Pauliny Febo przez Adriana mocno ją zaskoczyło. Byli dobrymi kumplami, bo mieszkał długi czas w Rysiowie, chodzili razem do podstawówki, gimnazjum i liceum a w czasie studiów podwoził ją i Maćka do Warszawy. Z tym że on studiował na AWF a ona i Maciek na SGH. Teraz, choć mieszkał w Warszawie i prowadził siłownie, to dalej się spotykali na różnych imprezach i prywatnie, aby pogadać. 

-Nie mam aktualnie, z kim iść a ty akurat się nadajesz. Świetnie tańczysz, jesteś w ogóle towarzyska, elegancka, ładna. Samemu będzie głupio, a Marka znasz poniekąd.

-Tyle, co z banku i przypadkowego spotkania w przychodni.

-Nie daj się prosić Ulka.

-OK. Pójdę z tobą na ślub i wesele.

 

Zanim jednak doszło do ślub, mieli okazję ponownie się spotkać w banku.

-Wie pan, że mam pójść z Adrianem na pana ślub i wesele.

-Tak biorę w końcu ślub z narzeczoną. Ułatwi nam to sprawy prawne.

-Raczej z narzeczoną panie Dobrzański -zażartowała.

-Trafna uwaga -odparł bez urazy. — I Marek, jeśli można. Przyszedłem w spawie kredytu. Firma jest zainteresowana.

-Ula. Już się zajmujemy umową.

 

Dzień ślubu w końcu nadszedł, a największa sala w Pałacu Ślubów mieszcząca ponad 120 osób się zapełniała. Na razie mieli wziąć ślub cywilny, a z czasem miał odbyć się ślub kościelny w Mediolanie. Tak jak wymarzyła sobie Paulina. Było za kwadrans siedemnasta, gdy dojechał Marek z rodzicami, dziećmi, swoim świadkiem Sebastianem i brakowało tylko Pauliny. Ta miała dojechać z bratem i Julią swoją świadkową. Uroczystość miała się rozpocząć o siedemnastej, ale panny młodej ciągle nie było. Aleks w końcu dodzwonił się do Sebastiana i uprzedził, że się spóźnią jakieś piętnaście minut do półgodziny. Miał być to ostatni ślub i z przytupem to urzędnik się zgodził poczekać. Febo w końcu dojechała a brat poprowadził ją do czekającego na nią przy stole Marka.

-Można wiedzieć, co się stało -pytał Marek Julię, kiedy Paulina i Aleks przygotowywali się jeszcze do wejścia na salę.

-Wyjechaliśmy już, kiedy okazało się, że Paulina zapomniała pierścionka zaręczynowego i się wróciliśmy. Ja i Paula byłyśmy w szpileczkach i żeby było prędzej , Aleks pobiegł, a kiedy wracał, to spadł ze schodów, uderzył się w głowę i na chwilę go zamroczyło. Musiał jeszcze pójść się przebrać. Na koniec trafiliśmy na kolumnę pojazdów uprzywilejowanych. Był niedaleko stąd wypadek. Na szczęście udało się nam uniknąć największego korka powypadkowego.

Paulina w końcu była gotowa, aby wejść przy muzyce na żywo na salę. Urzędnik po krótkiej mowie miał przejść do sedna uroczystości, gdy Aleks przewrócił się na siostrę, a ta zachwiała się, potrąciła wazon z żywymi kwiatami, czego konsekwencją było zalanie papierów ślubnych. Nie to było najgorsze, tylko Aleks, który stracił przytomność.

-Mówiłam, żeby pojechać do szpitala -mówiła Julia do Pauliny. —Ale uparłaś się, że po ślubie pojedzie.

-To teraz masz Paula -odparł Marek.

Karetka przyjechała bardzo szybko i po opowieściach Juli wzięli Aleksa do szpitala.

-I, co teraz Marek -pytała Paulina. — Co ze ślubem?

-Ślubu nie będzie. Ogarnij się. Masz brata ciężko chorego.

Papiery również były zalane i urzędnik absolutnie nie zamierzał kontynuować uroczystości. Tym samym i goście się rozeszli.

 

Event, który miał miejsce tydzień później, ponownie skrzyżował drogi Uli i Marka. Co prawda pomogli im w spotkaniu Adrian, który zabrał ze sobą Ulę i Seba, który zajął się Markiem. Oboje stwierdzili, że skoro nie doszło do ślubu Marka i Pauliny, to jakiś znak, Ula byłaby lepsza dla Marka i że powinien się nią zainteresować. Liczyli na to, chociaż oboje wiedzieli, że Paulina zarezerwowała katedrę w Mediolanie na połowę września, czyli za trzy miesiące.  

Ula od poprzedniego  ich spotkania zmieniła fryzurę i w pierwszej chwili Marek nawet jej nie poznał. W krótkich i ciemnych włosach wyglądała uroczo.


-Jak się trzymacie po tym nieszczęściu na ślubie -zapytała? —W banku dużo mówiono o tym.

-Tak wiem, że gadali. Paulina chciała mieć ślub, o którym będą mówić i poniekąd się jej udało. Tylko zostałem na dłuższy czas bez dyrektora finansowego.

-Jakby, co mnie się możesz poradzić. Skończyłam w końcu ekonomię na SGH.

-Wiem. Adrian mi opowiadał, że skończyłaś dwa kierunki, że w ogóle jesteś uzdolniona ekonomicznie, że robisz pierogi palce lizać i że jesteś rodzinna i inteligentna.

-Folder reklamowy zrobił ze mnie?

-Ale z tego co zauważyłem wszystko jest prawdą. I dzięki za pomoc. Póki, co główny księgowy zastępuje Aleksa.

-Przepraszam, że pytam, ale oprócz ciebie Wojtek i Kinga nie mają rodziny?

-Mają i nie mają. Marcin jest nieślubnym dzieckiem mojego wuja i oprócz mojego ojca mnie i mamy nie ma dobrych kontaktów z resztą rodziny. Sylwii brat jeździ tirami i ciężko byłoby się mu zająć siostrzeńcami. A ich rodzice to jakaś patologia. Jest jeszcze matka Marcina. Mieszka w jakiejś wiosce w Zimbabwe. Pojechała na misje i została. Marcin to po rodzinie matki ma takie skłonności do eskapad. Teraz organizuje wycieczki, jest przewodnikiem i z tego żyje. A ja i rodzice jesteśmy mu sporo winni.  Jak miałem pięć lat, moi rodzice nie byli jeszcze bogaci i któregoś dnia pojechaliśmy razem z nim nad jakąś wodę. On miał już piętnaście lat a ja pięć i chodziłem ciągle za nim. Również do wody. Tylko że nie pomyślałem, że on umie już świetnie pływać i jest tam bardzo głęboko. Dalej było tak, że się topiłem i on wyciągnął mnie na brzeg. Uratował mi życie i jestem mu, sporo winien. Dlatego zajmuję się teraz jego dziećmi. Chociaż tylko Wojtek jego synem a Kingę tylko zaadoptował tak jakby.

-Historia jak na film.

-Tak to prawda.

 

Po wyjściu ze szpitala Aleksa Paulina postanowiła zająć się nim i polecieć do Włoch przynajmniej na dwa tygodnie. Marek tymczasem i dzieci mieli trochę spokoju. Zorganizował im i sobie nawet wyjazd na cały dzień na wieś do Rysiowa. Rodzice Adriana mieli agroturystykę i postanowił pokazać zwłaszcza Kindze koniki, kury, kaczątka, kozy i inne zwierzątka. Przy okazji spotkał się z Ulą, która podesłała im pierogi z jagodami oraz truskawkowe ciasto.

-Świetnie sobie radzisz z dziećmi Marek -mówiła mu, kiedy oboje patrzyli jak Wojtek, Kinga i jej Beatka karmią kucyka. — Jakbyś był ich prawdziwym ojcem.

-Jestem ojcem chrzestnym Wojtka i często się nim zajmowałem.  Kingę od małości też znam. Sam też chciałbym już być ojcem. Tylko Paulina zwleka.

-Ja Beatką zajmowałam się od urodzenia. Nasza mama zmarła przy jej porodzie.

-Smutne tak nie znać całkiem mamy. Wojtek może coś zapamięta, ale Kinga już nie. Dlatego tak zależy jej, aby komuś mówić mama.

Przez chwilę patrzyli na siebie też w milczeniu.

-Wujku pocałujesz panią Ulę -zapiszczała  Kinga.

-Kochanie co to za pomysł. My tylko rozmawiamy z panią Ulą.

-Możemy się przytulić. Ten pan zrobi nam zdjęcia -mówiła, pokazując  paluszkiem ojca Adriana. 


 

 Od tego czasu coraz częściej się spotykali i rozmawiali. Zwłaszcza że Paulina przedłużyła swój pobyt we Włoszech. To zaowocowało tym, że odkrywali coraz więcej wspólnych cech i że sporo ich łączy. Rodzeństwo w końcu wróciło i dla Pauliny zachowanie narzeczonego szybko stało się podejrzliwe. Aby mieć pewność, co się działo, postanowiła wypytać Kingę. Jej brat był już w takim wieku, że potrafił rozpoznać, kiedy warto mówić prawdę, a kiedy nie. Dziewczynka bez większej zachęty powiedziała jej o Uli i wyjeździe na wieś. To zaś ją rozzłościło i w furii zrzuciła rzeczy ze stolika. Wraz z porcelanową skarbonką dziewczynki. Dała też upust złości na Kindze i nakrzyczała na nią, żeby zeszła jej z oczu.  Bałaganu nie posprzątała i Marek od wejścia do salonu wiedziała, że coś się stało. Kiedy w pokoju dzieci zastał siedzącą w kącie dziewczynkę i zapłakaną miał już pewność. Córka opowiedziała też, co się stało. Paulina tymczasem brała relaksującą kąpiel. Jak tylko wyszła, Marek nie zamierzał dłużej milczeć. 


 

-Paula wróciłaś cztery dni temu, a walizka ciągle leży nierozpakowana i w przejściu. Może i dobrze się składa, żeby się wynieść.

-Nie rozumiem?

-Co miało znaczyć to rzucanie rzeczy ze stolika i krzyczenie na Kingę?

-A, kim jest Ula.

-Znajomą moją i Adriana. Ty zresztą też ją znasz. To ta dziewczyna, która powiedziała ci w banku, że nie wie, jak to jest wydać pięć tysięcy w jeden dzień. Była też na naszym ślubie z Adrianem. Może i dobrze, że nie doszedł do skutku i znak, że nie powinniśmy być razem.

-Chyba żartujesz Marco?

-Nie. Dużo myślałem o nas i co się stało w ostatnich dniach. Nasz związek nie ma przyszłości. Tobie tylko bogactwo w głowie i nic innego się nie liczy. Wiem też, że nie byłabyś dobrą matką. Parę tygodni temu Wojtek i Kinga zaczepili nieznaną im jeszcze wtedy Ulę i wypytali czy ma męża i czy lubi dzieci, bo chcieli znaleźć mi nową dziewczynę. Nawet oni zauważyli, jaka jesteś. Mi dłużej to zeszło. I zdania nie zmienię. To koniec naszego związku.

-Mnie się nie zostawia Marek -mówiła z oburzeniem.

-Najlepiej będzie, jak wrócisz do Mediolanu. Tam masz super znajomych, których ciągle zachwalasz. A tu tylko Seba i Adrian i oboje ci nie pasują.

-Jesteś nikim innym niż podłą świnią. Ja tego tak nie zostawię. Jeszcze porozmawiamy sobie.

Febo próbowała wszystko naprawić z pomocą rodziców Marka i że dla dobra Wojtka i Kingi powinni być razem, ale Marek był nieugięty. Marcin ojciec dzieci również zapowiedział, że wraca, więc i ten argument odpadł.

Kiedy związek z Pauliną definitywnie się zakończył postanowił spróbować związku z Ulą. Ta już od Adriana wiedziała, że rozstał się z narzeczoną. Prędzej głupio się czuła, gdy spotykała się z zajętym facetem. Teraz też nie wiedziała, w jakim celu się spotykają i co z tego wyjdzie. Dopiero na trzecim spotkaniu zapytał ją, czy mogliby się umawiać na prawdziwe randki. Ula oczywiście się zgodziła, bo Marek coraz bardziej się jej podobał.

Pół roku wystarczyło im, aby być pewnym swoich uczuć i tego, że są stworzeni dla siebie. Marek szybko się też oświadczył Uli i oboje razem planowali ślub. 


Ten miał odbyć się w Rysiowie, a małe przyjęcie w ogrodzie weselnym przy remizie OSP Rysiów. Jednymi z głównych gości była Kinga i Wojtek. Ci coraz więcej czasu spędzali z ojcem i Kamilą jego nową dziewczyną. Zwłaszcza dla Kingi było to ważne, bo zarówno do Uli jaki i Kamili mogła mówić mama, kiedy tylko chciała. Kiedy jej rodzice wyjeżdżali na wyprawy, dziećmi zajmowali się młodzi Dobrzańscy.

Ci dochowali się i swoich pociech w liczbie trzech. Dwóch chłopców i dziewczynki. Piotruś i Łukasz rodzili się po roku, a ich siostra Ania przyszła na świat trzy lata później.

-Piękna ta nasza bajka Marek -mówiła Ula patrząc na śpiącą roczną córeczkę. Zła wiedźma odeszła, a książę stał się wolny.  

-I księżniczka się pojawiła w moim życiu i żyli długo i szczęśliwie kochanie.

poniedziałek, 19 sierpnia 2024

Piękna i nieporadna 16.

Simone ze spokojem oglądał Ligę Mistrzów, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Nie patrząc przez judasz, kto dzwoni otworzył. Za drzwiami stało dwóch mężczyzn z psem.

-Pan Simone Rinaldi?

-Tak -odparł z obawami.

-Policja Stołeczna Warszawa. Komisarz Dominik Grzelak, aspirant Mateusz Lipiak   i Ares. Wydział narkotyczny. Mamy nakaz sprawdzenia pana mieszkania. Przeszukanie nie potrwa długo.

-Jakie przeszukanie?

-Miał pan w przeszłości kontakty z narkotykami, a właśnie w Warszawie pojawili się nowi dilerzy. To rutynowe przeszukanie na razie.

-Myślicie, że mam coś z tym wspólnego?  Ja skończyłem z tym wraz z zamknięciem mnie do więzienia. Po to przyleciałem do Polski, żeby całkiem odciąć się od tego.

-Proszę nie utrudniać nam działań. Ares szukaj -rzekł do psa.


 

-To Aleksander Febo albo jego siostra  nasłali na mnie policję -pytał, gdy policjanci zaglądali do szafek, szuflad i innych miejsc.

-Dlaczego pan tak myśli?

-Bo mają powody. Jeśli coś znajdziecie, to znaczy, że oni mi to podrzucili. Od Aleksa Febo wynajmuję to mieszkanie. Zamków nie zmieniałem, może mieć klucz i coś mi podrzucić. Albo Karolina. Zapoznałem ją w klubie i była tu. No tak mogli Febo ją wynająć.

-Jaka Karolina? Pana Febo kojarzymy.

-Karolina. Nie znam nazwiska. W kręgielni się poznaliśmy, a później byliśmy w Klubie 69. Dzień później przyszła do mnie do domu. Zaraz zadzwonię do niej.

-Ma wyłączony telefon. Mogę podać wam jej numer.

-Tak byłoby najlepiej.

-Nic podejrzanego nie widzę -rzekł jeden policjant do drugiego.

-Ares niczego nie znalazł również. Wygląda na to że jest tu czysto. Tylko to jest interesujące panie Rinaldi -rzekł jeden z policjantów, pokazując mu kamerę wyciągniętą spod stolika.

-Co to jest?

-Kamerka. Wygląda na to że ktoś pana śledzi. Zabieramy ją ze sobą. Spróbujemy się dowiedzieć, kto i dlaczego ją zainstalował. A pan się zgłosi na komendę główną we czwartek o 11 do sali 219. Tu ma pan wezwanie. I proszę nie opuszczać kraju.

-Nie zamierzam wyjeżdżać z Polski.

 

Simone po wyjściu mundurowych ciągle próbował dodzwonić się do Karoliny. Chciał dokładnie dowiedzieć się, czy to ona zainstalowała kamerę i czy współpracuje z Febo.  Ta miała ciągle wyłączony telefon.

Wizyta policji nie była jedynym wydarzeniem wieczoru, które zakłóciło mu spokój. Jeszcze nie doszedł całkiem do siebie po przeszukaniu, kiedy  usłyszał dzwonek telefonu. Na ekranie nie wyświetliło się jednak imię Karoliny tylko sam numer. Prefiks  + 39 oznaczał, że ktoś dzwoni z Włoch.

-Słucham Simone Rinaldi.

-Andrea Mazzola. Pamiętasz mnie jeszcze.

-Co mam nie pamiętać. Skąd masz mój polski numer -zapytał podejrzliwie.

-Od Veroniki  Twojej siostra jest ciągle gadatliwa. Słyszałem, że wyszedłeś na wolność i w Polsce próbujesz się urządzić. Ja mam dla ciebie lepszą propozycję, niż jakiś tam asystent projektanta i w twoim zawodzie. Szukam kogoś ze znajomością polskiego do rozkręcenia biznesu w Polsce. Chcę tam otworzyć sieć sklepów. Miałbyś w Mediolanie pracę, byłbyś blisko rodziny, znajomych.

-I blisko ze starym narkotycznym środowiskiem.

-Przecież skończyłeś, z tym i nie musisz się z nimi spotykać. Nikt na twoją głowę też nie czyha. Nie ty wsypałeś gangsterów.

-To prawda, ale wspomnienia pozostają.

- A w Warszawie nie myślisz?

-Fakt przeszłość ciągnie się za mną i tu.

-Chyba że jakaś kobieta cię trzyma w Warszawie. Chociaż i dla niej by się coś znalazło.

-Nie. Już nie -dodał w myślach, bo liczył, że z Karoliną będzie się spotykał.

-To może pensja cię skusi Simone. Cztery i pół tysiąca euro miesięcznie, firmowy samochód i ładne mieszkanie.

-Nieźle.  Zastanowię się i dam ci znać -postanowił typowo zakończyć rozmowę.

-Tylko nie za długo. Muszę obsadzić wakat.

-Tydzień Andrea.

 

Przez prawie całą nieprzespaną noc zastanawiał się, czy to przypadek, że  odwiedziła go policja i że wkrótce dostał intratną propozycję pracy.  Rano udało się mu w końcu skontaktować z Karoliną. Dziewczyna zadzwoniła do niego i poprosiła o spotkanie. Z początku chciał zarzucić ją pytaniami i oskarżeniami przez telefon, ale stwierdził, że rozmowa na spotkanie będzie lepszym rozwiązaniem. Mistrz, choć pracy było sporo, bo pokaz miał mieć już premierę za dziesięć dni, pozwolił przyjść mu do pracy później i spotkali się na jednym z przystanków tramwajowych już po ósmej. Pierwszy na miejscu pojawił się Simone, a wkrótce dojechała Karolina. 

 -Cześć Simone. Dzięki, że zgodziłeś się przyjść.

-Mi również zależy na wyjaśnieniu pewnych spraw.

-Możemy pójść w jedno miejsce. Niedaleko, bo do tego budynku -odparła, pokazując na pobliski budynek. 

-Ok. Co tam jest.

-Moje miejsce pracy poniekąd.

-Przecież studiujesz architekturę.

-Jagoda studiuje architekturę, a ja kryminologię psychologiczną. Jestem prywatnym detektywem. To znaczy, ojcu pomagam. Miałam się z tobą zapoznać i trochę powyciągać informacji.

-Jak to detektywem?  Dałem wyprowadzić się w maliny. Myślałem, że spotkałem fajną dziewczynę, a okazało się, że dałem się nabrać. Febo wynajęli detektywów.

-Nie i to nie tak Simone.

-A jak -wtrącił? — Wczoraj była u mnie policja i niby szukała narkotyków, a później jakimś cudem zadzwonił znajomy z propozycją pracy w Mediolanie. Przy okazji znaleźli kamerkę. Masz coś z tym wspólnego.  

-Wiem, że byli z wydziału narkotycznego. Tato przejrzał nagranie z kamerki pod stolikiem. Policja i telefon to nie nasza sprawa.  Tylko kamery. Tak najłatwiej dowiedzieć się czegoś, o kimś

-Więc nie myliłem się, że to ty je zainstalowałaś. Jeśli nie Febo was wynajął to kto?  

- Działamy na zlecenie Marek Dobrzańskiego. Chce mieć dowody na machlojki pana Aleksa Febo. Pan Dobrzański obawiał się, że ty i Febo razem coś knujecie.

-A ja myślałem, że to mój kumpel.

- Postaw się w jego sytuacji. Ty nie byłbyś podejrzliwy, gdyby ktoś tak nagle pojawił się w pobliżu Febo. Poza tym wiem, że gdy pan Dobrzański rozmawiał z ojcem, mówił, że się cieszy, że nie masz nic wspólnego z Febo, bo całkiem fajny z ciebie facet. On i jego kumpel polubili cię. Tu nie kłamię. Jesteśmy już na miejscu.

Kiedy weszli do głównego pomieszczenia, oprócz około pięćdziesięcioletniego mężczyzny siedział również sam Marek.  

-Cześć Simone -odezwał się pierwszy Marek.

-Cześć -odparł, wyraźnie apatycznie.

-Jarosław Borowik przedstawił się ojciec Karoliny. — Po tym wczorajszych wydarzeniach czas, aby porozmawiać w szerszym gronie. Za daleko wszystko zaszło.

-Ja tak samo myślę Simone -dodał Marek. — Paulina chodzi do jednego z klubów na masaż i jedna ze znajomych Seby słyszała, jak odgrażała się, że niejaki Simone jeszcze ją popamięta. Wczorajsze wydarzenia u ciebie w mieszkaniu dziwnie się splotły.

-Ja natomiast mam nagranie, jak pan Febo rozmawia z niejakim Arturem Hermanem, jakby jego doradcą, na temat wysłania pana do Mediolanu -dodał detektyw. — To ten Andrea miał się z panem skontaktować. Jak widać, oboje Febo działają. Myślę, tylko że pomysł o donosie o rzekomych narkotykach był Pauliny i nie konsultowała się z bratem. Co do samych zarzutów policji nie ma się czego pan obawiać. Dałem im nagranie z pana mieszkania i obserwacji i policja nie ma dowodów na posiadanie narkotyków przez pana. Często współpracujemy i w tajemnicy powiedzieli mi, że jakiś mężczyzna zadzwonił z donosem. Telefon został prędzej skradziony albo zgubiony przez własciciela. To taki miejscowy pijaczek i nie wie do końca, jak się to stało.   

-Ale mówił pan, że to Paulina.

-Pani Febo mogła komuś to zlecić panie Rinaldi.

-Simone wiem, że zlecenie śledzenia cię miłe nie jest, ale chciałem wiedzieć, jak jest z tobą i co knuje Aleks -odezwał się Marek. — Sporo już wiem i wystarczająco dużo, aby wyleciał z firmy i trafił przed sąd. Choćby za okradanie firmy. Jeszcze konsultuje się w sprawach firmy z niejakim Hermanem, a we firmie wysługuje się Adamem. Na początku myślałem, że ty z nimi trzymasz, ale na szczęście okazało się, że jest to nie prawdą. Fajny z ciebie gość. Ja i Seba polubiliśmy cię. Ula i Wioletta tak samo cię chwalą i lubią.

-Miło wiedzieć, że mnie lubicie -odparł już bez urazy, że oskarżał go o trzymanie się z Febo. — Patrząc logicznie, mogło się tak wydawać. To moi znajomi, oni kazali ci mnie zatrudnić i tym podobne. Co do kwalifikacji Aleksa, to masz rację. Żaden z niego ekonomista. Ja mu ciągle na studiach pomagałem i inni zresztą też. Nie zdziwiłbym się jakby i dyplom miał fałszywy albo przekupił egzaminatorów.

-Od początku czułem, że masz haka na Febo -odparł Marek.  — Mógłbyś wszystko potwierdzić.

-Z przyjemnością Marek. I tak chciałem wszystko powiedzieć. Chciałem tylko trochę w szachu go potrzymać. 

-Teraz tylko porozmawiam z naszym prawnikiem i możemy działać. 

Tematu tajemnicy Pauliny Marek ani detektyw nie podjął to i on postanowił zachować dla siebie jeszcze przed krótki czas. Chciał przekonać się, do czego jest zdolna, jego była dziewczyna, aby jej tajemnica pozostała tajemnicą. Poza tym chciał w obecności Marka i Pauliny doprowadzić do konfrontacji i popatrzeć na pokonaną Paulinę. Może na pokazie zdemaskuję ją? Będzie ze splendorem. Tak jak lubi.  Wszystko to, co zdziałał detektyw, dodało mu jeszcze więcej motywacji do tego, aby w końcu rodzeństwo dostało, na co zasłużyło. Dawno temu pozwolił się im wykorzystywać, a będąc we więzieniu, ani razu się z nim nie skontaktowali. Teraz też był im kulą u nogi. 

 

Tymczasem we firmie Aleks ze spokojem planował kupno kolejnego mieszkania, a Paulina spędzała czas z Wiolettą  na pogawędce w sekretariacie czekając na Marka. 

-Co ty i Ula widzicie w Simone -zapytała, jakby od niechcenia. Tyle czasu spędzacie razem.

-Jest pomocny, zabawny, inteligentny i ogólnie lubiany.

-I jest karierowiczem. Przed laty uczepił się mnie i Aleksa -postanowiła nieco zniszczyć jego wizerunek. — Liczył, chyba że bogaci znajomi pomogą mu w życiu.  Na twoim miejscu byłabym ostrożna w kontaktach z nim.  

-Nie wydaje mi się, żeby grał w zimne ognie Paulinko.

-Jeśli musi jest miły i czarujący.

-Marek i Seba również go lubią i gdyby było coś nie tak z nim, nie poszliby razem do klubu i się nie kumplowali -mocno obstawała przy swoim.

-Czas pokaże. Ja i Aleks znamy go po prostu dłużej i lepiej. Gdyby działo się coś podejrzanego z nim, to możesz na mnie liczyć.

-Cześć dziewczyny -przerwał im rozmowę Marek. Cmoknął nawet obie na przywitanie w policzek.

-Widzę, że humor ci dopisuje -zagadnęła Wioletta.

-Bo miałem bardzo udany ranek.

-To ciekawe kochanie, co takiego robiłeś -dopytywała słodko Paulina, uwieszając się mu na ramieniu.

-To nie przeszkadzam wam, tylko pójdę do Uli z tymi papierami -wtrąciła pospiesznie Wioletta.

 

Kiedy przechodziła przez korytarz,  zauważyła Sebastiana, jak wchodził do pokoju, gdzie zazwyczaj przesiadywały modelki. Drzwi zostawił uchylone i widziała, jak obejmował jedną z modelek.

-To co Angela może dzisiaj wyskoczymy gdzieś się zabawić. Sami bez Marka.

-A, co z twoją Wiolettą? Podobno kręcisz z nią.

-Daj spokój. Nie masz powodu być zazdrosna. Zwłaszcza o nią. Wioletta to sprawa między mną Markiem i Wiolettą. Marek kazał się nią zainteresować. Miałem być, kimś w rodzaju przynęty, żeby nie spotykała się z Adamem i nie wykorzystał jej do celów Aleksa. 

W tej samej chwili i  Sebastian również i nią zauważył i zdał sobie sprawę, że wszystko widziała i słyszała.