środa, 29 listopada 2017

Nie wszystko jest takie, jakim się nam wydaje 1/4


Powrót do pracy ze wspólnego wyjazdu do SPA, Ula i Marek nie tak sobie wyobrażali. Już na dzień dobry Paulina oskarżyła swojego narzeczonego o romans z Anią z recepcji i mniemaniu Uli był to dobry moment na powiedzenia prawdy o ich związku. Jej ukochany miał jednak całkiem inne zdanie na ten temat i podejrzenia Pauli szybko rozwiał. W ramach godzenia się zaprosił nawet na lunch.

Ula zaś nieświadoma tego, co się dzieje zajęła się pisaniem kwartalnego raportu. Potrzebując paru faktur, zadzwoniła do Marka, ale powiedział jej, że wyszedł na służbowy lunch i że ma wziąć dokumenty ze szuflady biurka. Zarówno w sekretariacie, jak i w jego gabinecie spotkały ją dwie niemiłe niespodzianki. Wioletta bowiem oświeciła ją w sprawie, gdzie, z kim i co robi Marek w danym czasie, a chwilę później w szufladzie jego biurka znalazła błyskotki i list.


Paulina i Marek tymczasem siedzieli w ogródku w restauracji Książęca i Marek dalej urabiał swoją narzeczoną. Do zrealizowania obranego celu było już blisko i te kilka pocałunków miało uspokoić narzeczoną. Za dwa dni miało odbyć się, bowiem posiedzenie zarządu i ostatnią rzeczą, jaką teraz potrzebował to konfliktu z narzeczoną, a co za tym idzie to i z rodzicami, i Aleksem. Później w planach miał odwołanie ślubu i żyć po swojemu i z Ulą. 


Do pracy oboje wrócili zadowoleni. Marek z powodu, że Paula znowu ufa mu a ona, że Marek nie ma romansu.
-Wy tacy roześmiani a tu taka tragedia- rzekła do nich od drzwi Wioletta.
-A co Wiola? - zakpił Marek. — Nie ma twojego ulubionego koloru lakieru do paznokci.
-To wy nic nie wiecie? - pytała ciągle zatrwożona i zdziwiona. —Ulka miała wypadek. Przyszła tu chwilę po waszym wyjściu to powiedziałam jej, że wyszliście na lunch, to poszła po jakieś papiery, a chwilę później wystrzeliła z twojego biura jakby rogaty i ogoniaty diabeł za nią leciał i od razu wybiegła na dwór prosto pod tego forda- wyjaśniał na jednym tchu. — I, gdybyś odbierał telefony ode mnie to wiedziałbyś prędzej.
-Ula miała wypadek- wyszeptał.
-No przecież mówię. Adam wracał z lunchu i był świadkiem. Podobno cała była we krwi- mówił, otrząsając się na samą myśl.
-Muszę dowiedzieć się, gdzie ją wzięli- rzekł ni do siebie, ni do Wioli i Pauli.
-Marek chyba nie zamierzasz lecieć do niej?-  pytała rozkazująco Paulina.
-Zamierzam- odparł stanowczo. —Wiola pozamykaj tu wszystko, bo nie wiem, kiedy wrócę- dodał, będąc już w drzwiach.

Od Adama dowiedział się, że wzięli ją do najbliższego szpitala, czyli na Katowicką. Po dotarciu na miejsce niewiele dowiedział się jednak bo nie był z rodziny. Lekarz powiedział, tylko że czeka ją operacja. Kwadrans po nim do szpitala dotarł i Jasiek, który był we Warszawie i jemu lekarz powiedział o usunięcie krwiaka i śledziony oraz uszkodzonej nerce i połamanych żebrach. Józef również wkrótce przyjechał w towarzystwie Maćka.
-I co z Ulcią? – pytał Cieplak ze łzami w oczach. —Gdzie teraz jest?
-Operują ją właśnie tato. Była blisko szpitala to szybko trafiła tutaj. Jest tu dobry sprzęt i szybko trafiła na salę operacyjną. Wszystko będzie dobrze. Ula ma młody organizm, serce zdrowe.  Tak mówił lekarz.
-Oby. Drugiej śmierci nie zniósłbym- odparł, ale z wyczuwalną niepewnością.
-Jasiek ma rację. Ula będzie żyła- poparł Marek.
-Panie Józefie- odezwał się i Maciek. —Powinien się pan uspokoić. Choruje pan na serce.
-Jak można być spokojnym w takim momencie- mówił ze zdenerwowaniem.
-Tato, Maciek ma rację. Jeszcze na zawał zejdziesz tu- i Jasiek próbował uspokoić ojca.
-Pan widział wypadek? Widział pan, jak to się stało. To podobno jej wina-  Cieplak zadawał pytania Markowi.
-Nie było mnie we firmie akurat. Ale z tego, co mówił jeden z pracowników, to wbiegła na ulicę.
-Co w nią wstąpiło panie Marku? - pytał załamany. — Zawsze była taka ostrożna. Mówiła, że ma dla kogo żyć i była taka szczęśliwa w ostatnich dniach.
-Powie nam, jak już wróci do zdrowia- odparł.
Czas w szpitalu dłużył się niemiłosiernie. Paulina oczywiście nie omieszkała dzwonić do niego przez ten czas i to parę razy, ale odebrał tylko jej pierwszy telefon. Febo zapytała co prawda co u Cieplak, ale z zimnego i oficjalnego tonu wywnioskował, że pytała nie z troski albo z ciekawości, ale dlatego, że tak wypadało. Później telefon postanowił wyciszyć i co jakiś czas sprawdzać kto dzwoni i oddzwaniać.  Wioletta, rodzice i Sebastian również dzwonili w sprawie Uli, ale ich troska nie była udawana.
W szpitalu Marek zabawił trzy godziny i wyszedł dopiero po skończonej operacji. Lekarz miał dla nich w miarę dobre wieści, bo choć usunęli jej śledzionę, to krwiak bardzo duży nie okazał się, były tylko dwa żebra pęknięta, a nerka była tylko stłuczona. Przed powrotem do domu na chwilę wstąpił do firmy. Wioletcie nie mógł zaufać, że wszystko pozamyka. Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł to niedomknięta dolna szuflada w jego biurku i list napisany kiedyś przez Sebastiana, a który zawsze leżał głębiej a teraz na wierzchu.
Ula musiała znaleźć list i prezenty- pomyślał z przerażeniem. Wiola mówiła przecież, że z mojego biura wypadła zdenerwowana. Przyszła po faktury a znalazła list. To przeze mnie miał wypadek.

Do domu i Pauliny nie chciał jeszcze wracać, to zadzwonił do Sebastiana i umówił się w klubie.
- I co nowego u Ulki? – zagadnął Sebastian po zamówieniu drinków.
-Tak średnio. Usunęli jej krwiaka, śledzionę, ma stłuczoną nerkę i dwa złamane żebra. Musi też kilka dni być w śpiączce farmakologicznej.
-Ale będzie żyć. Mimo wszystko to lubiłem ją.
- Lekarz mówi, że zagrożenia nie ma.  To przeze mnie miała ten wypadek- dodał, popijając drinka.
- Jak przez ciebie? – pytał zdziwiony.
-Jestem pewien, że Ula znalazła list i prezenty od ciebie. Poza tym Wiola powiedziała jej, że jestem z Pauliną na lunchu a ja jej chwilę prędzej, że poszedłem na służbowym lunchu. Zdenerwowała się i wybiegła na ulicę.
-To ty, to wszystko na wierzchu trzymałeś? – oburzał się na przyjaciela. —Mogła to znaleźć Paula albo Wiola i byłoby po tobie. I to jeszcze przed zarządem.
-Ale na szczęście nie znalazły.
-A właśnie co z zarządem i raportem?  -Sebastian wrócił do poprzedniej swojej wypowiedzi.
-To chyba nie jest teraz najważniejsze- odparł, choć sam zastanawiał się nad tym, jak rozwiązać sprawę raportu, zarządu i ślubu. Miał przecież zaraz po zarządzie rozstać się z Pauliną, a tak znalazł się w impasie. —Ale ojciec dzwonił do mnie i ma przyjść jutro do firmy i ustalić co i jak z stanowiskiem Uli. Pytał nawet, czy mógłby pomóc jakoś.
-To może uda nam się jakoś przetrwać. Ula w szpitalu to nic nie powie o waszych sprawach. I przynajmniej nie wparuje ci do katedry i nie przerwie ślubu.
-Seba, jeśli mam słuchać takich głupot to lepiej będzie, jak się rozstaniemy- zbeształ go.
-Przecież taki był plan Marek. Fałszywy raport, zarząd i miałeś odstawić grzecznie Ule. I co się tak patrzysz na mnie. Coś się zmieniło. A może zakochałeś się w brzyduli.
-Seba Uli. Zapisz sobie to gdzieś w końcu. I więcej razy mnie nie ratuj genialnymi planami.
-Czyli to moja wina- odszczekał się Sebastian.
-Nie to tylko wyłącznie moja wina, bo dałem namówić się na te twoje idiotyczne pomysły uwodzenia Uli- ironizował Marek.
-A miałeś lepszy pomysł. Ratowałem ci tyłek i pół firmy i nie mniej teraz do mnie pretensji.
-Ratowałeś kosztem czyiś uczuć. Dziękuję bardzo za taką pomoc.
-Masz wojnę z Aleksem, a na wojnie są ofiary i w cywilach– argumentował cynicznie.
-Tylko że przez te twoje idiotyczne pomysły wpakowałem siebie w kłopoty, a Ulę pod koła. Nie wspominając, że złamałem jej życie.
- Jak wyjdzie ze szpitala, to wyliże się jak każda inna. Zafundujesz jej jakieś sanatorium daleko od Warszawy, to zapomni i będzie po sprawie- mówił lekceważąco.
-Czy ty słyszysz, co mówisz? - pytał z niedowierzaniem Marek. —I tak na przyszłość Seba- dodał, wstając od stolika. —Nie pomagaj mi więcej.

Dzień później, pomimo protestów Pauliny, która chciała, aby Marek pojechał z nią na spotkanie z florystką zajmującą się wystrojem katedry na ich ślub, już rano pojechał do szpitala. Zastał tam również Cieplaka i od niego dowiedział się, że Ula za pięć dni będzie wybudzona ze śpiączki, jeśli nic złego się nie stanie.


-To bardzo dobre wiadomości panie Józefie- odparł przysiadając obok na krzesełku. —A jak się pan czuje?
-Dziękuję już lepiej. Przyjmuje tutaj mój kardiolog i zbadał mnie dzisiaj.
-To dobrze. Przywiozłem rzeczy Uli. Torebkę, telefon. Wiola pomyślała rozsądnie i zebrała wszystko i przyniosła do mojego gabinetu.
- Dziękuję. Chyba bardzo się pan martwi o Ulę? – zapytał z obawą i chcąc przejść na inny temat rozmowy. —Widziałem wczoraj pana jak wróciliście razem z tego wyjazdu i całowaliście się przed domem, a ma pan przecież narzeczoną.
-To trochę skompilowane panie Józefie- próbował jakoś wybrnąć z sytuacji. —I mam za mało teraz czasu, aby tak to wszystko wytłumaczyć. Mogę obiecać, że nie skrzywdzę Uli.
-Dobrze słyszeć- odparł, ale Markowi wydawało się, że bez wiary w jego słowa. —Bo wie pan Ula szczęścia w miłości nie miała i nie chciałbym, żeby po raz kolejny cierpiała.
-Tym razem nie będzie- obiecywał. —Ale teraz muszę już iść. Praca czeka. Wpadnę popołudniu do Uli.

Tymczasem we firmie tematem rozmów ciągle był wypadek Uli.
-Masz swoje kolejne pięć minut Adam- zagadnął Febo. —Krzysztof ma przyjechać dzisiaj, to przekonam go, że stanowisko dyrektora finansowego długo nie może być bez włodarza. A Cieplak tak szybko nie wróci. A jeśli wróci, to nie wiadomo czy z jej głową wszystko będzie dobrze.
-Co ty Aleks- oburzył się Turek. —Mam cieszyć się nieszczęściem kogoś innego.
-Myśl o tym w kategoriach, że dopisało ci szczęście. Ty za kierownicą przecież nie siedziałeś- manipulował Turkiem.
-Ale widziałem. To było straszne Aleks- mówił z większą nerwowością niż zazwyczaj. —Wszędzie krew i roztrzaskane okulary Uli. Powiem panu Krzysztofowi, że mogę ewentualnie coś tam pilnego zrobić.
-Ty naprawdę jesteś takim kretynem, czy udajesz?  -pytał cynicznie. —Ja mogę załatwić ci dobrą posadę, a ty w samarytanina chcesz się bawić.
-No nie wiem Aleks- mówił niezdecydowanie. —Głupio tak za plecami Uli knuć.
-Jak chcesz- odparł z niezadowoleniem. —Ale kolejnej szansy możesz nie mieć.
Niedługo po tym Adam dostał kontrpropozycję.
-Twoim asystentem? – pytał, siedząc naprzeciwko prezesa i poluźniając z nerwów krawat.
-Dokładnie. Ula odeszła na inne stanowisko i potrzebuję kogoś na jej miejsce. Tyle, co dyrektor finansowy zarabiać nie będziesz, ale więcej niż główny księgowy.
-Kurczę Marek- mówił z ciągłym niedowierzaniem. —Nie spodziewałem się czegoś takiego. Poważnie mówisz?
-Bardzo poważnie. Możesz nawet od jutra zacząć, jeśli zgodzisz się przyjąć tę posadę. Parzenia kawy nie będę wymagał.
-Pewnie, że chcę- rzekł Turek z entuzjazmem. —Mogę nawet tę kawę parzyć. Piłem kiedyś od Wioli i lepszą robię.
-Świetnie- 0dparł Marek. —Tylko że do czasu powrotu Uli musimy zająć się i jej obowiązkami, a ty swoje przekazać pani Teresie i ewentualnie pomagać jej.
- Spokojnie Marek. Damy radę- mówił zdecydowanie Turek.
Decyzja Marka zaskoczyła Sebastiana nie mniej niż Adama.


-On asystentem- dziwił się. —Co ty kombinujesz?
-Słyszałem, jak Aleks mówił mu, żeby teraz postarał się u mojego ojca o stanowisko dyrektora finansowego, a Adam zainteresowany nie był. Nie chciał, jak mówił, wykorzystywać nieszczęścia Uli dla swoich celów. Ale znając Aleksa, to dalej będzie chciał obsadzić to stanowisko Adamem. Choćby czasowo. Pytał mnie nawet, czy już coś postanowiłem z Cieplak.
-To teraz rozumiem- mówił, uśmiechając się cwaniacko.  —Postanowiłeś przedstawić mu swoją kontrpropozycję.
-Dokładnie. Może bez wpływu Aleksa będą z niego ludzie i będzie po naszej stronie. A przynajmniej będę mieć go na oku.
-Bardzo mądrze Marek- poparł przyjaciela w całej rozciągłości.   —A tak z innego kociołka, jak powiedziałaby Wiola, to znalazłem świetne miejsce na twój wieczór kawalerski. Popatrz tylko na te ….-
-Niepotrzebnie, bo żadnego ślubu nie będzie- wtrącił, spoglądając tylko przelotnie na zdjęcie z jakiegoś lokalu ze striptizem
-Co?! – wykrzyknął kadrowy.  
-To Seba. Nie jestem samobójcą ani masochistą, aby skazywać siebie tak dobrowolnie na życie z Pauliną. I ty jako mój przyjaciel uszanuj to- dodał widząc sceptyczną minę przyjaciela.

Późnym popołudniem i opuszczając firmę pomyślał, że cały dzień może zaliczyć do udanych. Ojciec zgodził się przełożyć zarząd, Adam przyjął jego propozycję, a Aleks nic nie wskórał z etatem dyrektora finansowego.  Humor popsuła mu tylko Paulina, która zażądała, aby pojawił się na omawianiu szczegółów ślubu w domu jego rodziców, a on miał inne plany i chciał pojechać do Uli oraz kolejna kłótnia z Sebastianem. Przyjaciel nie uszanował jego prośby i w najczarniejszych kolorach przedstawił mu, co się może stać w przypadku odwołania ślubu.
Wieczorem w szpitalu panował spokój, a i Uli nie było nikogo z rodziny i mógł wejść na chwilę do jej sali. Ubrany w ochronny fartuch usiadł na taborecie przy łóżku i delikatnie pogłaskał jej dłoń leżącą bez ruchu na pościeli.
-Ula skarbie- szeptał, aby ciszy nie zagłuszyć. — Nie wiem, czy mnie słyszysz, ale i tak powiem, co chcę powiedzieć. A kiedy będziesz już przytomna, to powiem to wszystko jeszcze raz. Chociaż nie zdziwię się, jeśli nie będziesz chciała mnie oglądać, ale będę próbował. Jestem świnią Ula, jak kiedyś powiedziałaś. Podłą świnią, kreaturą, łajdakiem i mógłbym tak dalej określać siebie. Ty uratowałaś mi życie, a ja bawiłem się twoimi uczuciami. Całowałem, choć tak naprawdę nie chciałem całować, wychodziłem na randki, chociaż tak naprawdę nie chciałem wychodzić, dawałem prezenty, chociaż nie chciałem dawać i uwodziłem, choć nie chciałem uwodzić. Zmieniłem się dopiero w ten wieczór, gdy przejrzałaś mnie. W moim biurze całowałem cię z wyrachowania i pożądania, a nad Wisłą to już chciałem naprawdę. W SPA też było wszystko naprawdę. Ula kocham cię i powinienem powiedzieć ci to już w SPA i nie wiem, dlaczego nie zrobiłem tego. Ale o tym, że nie kocham Pauli i nie ma jej już w moim życiu, było prawdą. Tak jak i to że może wyjechać z Aleksem.  Do wczoraj wszystko było pięknie i miałem plany Ula. Chciałem po zarządzie rozstać się z Pauliną i związać z tobą kochanie, a wyszło nie tak jak miało. Mam jednak nadzieję, że nie jest za późno dla nas i że nie skreślisz mnie bez porozmawiania. Będę walczył o to i prosił chociaż o tę jedną rozmowę i wybaczenie.
Dłużej przy Uli nie mógł zostać, bo pielęgniarka nalegała na opuszczenie sali OIOM-u. Na sam koniec pocałował rękę, powiedział Pa i wyszedł.
W domu rodziców, choć spóźniony to pojawił się również. Cieszył się nawet, że przy najważniejszej rozmowie, jaką miał przeprowadzić w swoim życiu będą i rodzice, bo dwa razy nie będzie musiał powtarzać się i że tylko raz będzie musiał wysłuchiwać słów wyrzutów. 


-Jesteś w końcu- zaczęła ostro Paulina, gdy tylko pojawił się w drzwiach salonu. —Zapewne byłeś u Cieplak- ni spytała, ni stwierdziła. — A my z Heleną jesteśmy już w połowie omawiania listy szczegółów.
-Korki przewidziałaś Paula? A może zamierzasz zatrzymać ruch w połowie Mediolanu na kolumnę samochodów.
-Spóźniłeś się, to chociaż nie ironizuj- odparła arogancko. —Bądź teraz tak miły i wybierz przynajmniej wzór emblematu na chusteczki do ust. Jutro musimy wysłać do drukarni – mówiła, podając mu stos kartoników.
-To zbyteczne- odparł, nie odbierając od niej szablonów. —Nie będzie żadnego ślubu– dodał prosto.
- Jeśli miał to być żart to w złym guście- odparła Febo.
-Nie, nie był. Ty zresztą już masz męża.
- Ja- prychnęła.  —Jakim świństwem poczęstował cię Sebastian w klubie?
- Aleksa- mówił spokojnie. —On jest dla ciebie najważniejszy. Nie ja.
-On i babcia to jedyna moja rodzina jakbyś nie zauważył- odparła dosadnie.
-Brawo- odparł, przyklaskując. —Właśnie strzeliłaś gafę stulecia. Wychodzi na to, że my nie jesteśmy dla ciebie rodziną.
-Oczywiście, że jesteście- odparła szybko, widząc skrzywione miny Dobrzańskich.
-Marek dałeś słowo Paulinie- zaczął ojciec.
Uli też dałem- pomyślał.
-Są sytuacje, że inaczej się nie da, tato – odparł zdecydowanie.
-Synku możesz wyjaśnić nam, co to ma wszystko znaczyć? – odezwała się i Dobrzańska, nader spokojnie. —Tylko sensownie.
-Oczywiście mamo. Aleks to pierwszy powód, a drugi to taki, że między nami nie ma już miłości. Nie jestem nawet pewny, czy była kiedykolwiek.
-I dopiero teraz to zrozumiałeś? - oburzał się Krzysztof. —Dwa tygodnie przed ślubem.
-Nie. Wiedziałem prędzej, ale dopiero teraz zaczęło mi to przeszkadzać – mówił z opanowaniem. —Są pewne granice w związkach. Nawet, gdzie miłość nie istnieje musi być jakieś porozumienie, a między nami tego nie ma.
-Założę się, że to ta Cieplak – odezwała się Paulina, gdy minął jej pierwszy szok i uspokoiła się kieliszkiem koniaku. — Ona namieszała mu w głowie. Wczoraj, jak tylko dowiedział się o wypadku, to poleciał do niej.
-Masz rację- odparł Marek, choć słowa skierowane były do jego matki. —Ona otworzyła mi oczy na pewne sprawy i jaka jesteś wyniosła. Ciągle mówiłaś do niej brzydula albo Cieplak. I tylko raz powiedziałaś o niej Ula, gdy miałaś w tym interes. Wyjeżdżałem do szwalni i chciałaś, aby mnie pilnowała.  A przypominam ci, że powinnaś być jej wdzięczna, bo uratowała życie twojemu narzeczonemu, a nie robić świństwa.
-Ciągle trzymała twoją stronę, kryła cię – wrzucała z siebie słowa tonem krytyki.  —To za co mam być jej wdzięczna?
-Właśnie Paula. Ty nieustannie kazałaś mnie szpiegować i po to zatrudniłaś nawet Wiolettę. Robiłaś awantury o każde spóźnienie do domu i spojrzenie na inną kobietę. Nie przeczę, że nie byłem ci zawsze wierny, ale nie miałem kochanki w każdej kobiecie, na którą spojrzałem albo rozmawiałem. I gdybym miał ciepło w domu, to wracałbym do niego chętnie, a nie chodził z Sebastianem do klubu. Ty to ciepło miałaś tylko dla Aleksa, jak już powiedziałem.
-Chyba przesadzasz Marek- odezwała się ponownie Helena.
-Mamo wiem, co mówię- przerwał rodzicielce. —Mogę nawet powiedzieć o trzech tych najważniejszych faktach z ostatniego czasu. O tych, które najbardziej wskazywały na, to kto jest dla niej najważniejszy. Moja impreza po wygraniu konkursu na prezesa – mówił, cedząc słowa. — Nie poszła na nią, bo zrobiłaby przykrość Aleksowi.  Teraz gdy Aleks był zmuszony odejść z firmy, to musiała pocieszać go, bo był załamany. A gdy na święta podarowaliście mi swoje udziały to, ona podarowała mu swoje, bo był zazdrosny, że mam więcej niż on. Pomijając to że Paulina uważała, że po ślubie będzie współwłaścicielką moich udziałów. Już postanowiłem- wrócił do początku rozmowy. —Ślubu nie będzie.
-Synku- zaczęła Helena. —Wszyscy są już zaproszeni, mają kupione bilety, prezenty.  Co pomyślą sobie o nas. Będzie skandal.  Macie czas, aby dojść do porozumienia.
-Mamo ślub bierze się dla siebie, a nie dla ludzi. Ani nie dla ciebie i ojca, bo ciągle przekonywaliście mnie, że Paula jest mi przeznaczona, a tak nie jest – argumentował. —I nie ma szans na porozumienie. Nie będzie całej tej szopki ze ślubem na osiemset osób. To już postanowione i zdania nie zmienię.
- Nikt mi jeszcze tak nie obrażał – rzekła Paulina, idąc w stronę barku po kolejny kieliszek koniaku. —I wiedz, że żałuję każdej spędzonej z tobą chwili. 
-Właśnie uświadomiłaś mi, że podjąłem jedyną słuszną decyzję- odparł, idąc w stronę wyjścia.
Od rodziców wyszedł zadowolony, bo było lepiej niż przypuszczał. Nikt nikogo nie spoliczkował, Paulina w jakąś wielką histerię nie wpadła, a i rodzice przełknęli to w miarę spokojnie.

Jeśli są błędy to przepraszam. A jeśli ktoś wyłapie, to śmiało można pisać, to poprawię. Ja na szukanie czasu nie mam. (:

piątek, 24 listopada 2017

Rozmowa kwalifikacyjna zak. nr. 2 cz.2



Długa droga do Gdańska w towarzystwie Marka taka zła dla Uli nie okazała się, a jak się obawiała. Głównie, dlatego że w samochodzie oprócz ich był również Pshemko i on dbał o podtrzymywanie rozmowy. Po dotarciu na miejsce i zameldowaniu się w hotelu mieli chwilę odpoczynku przed czekającą ich pracą popołudniem i wieczorem.
Ula ten czas wykorzystała na spotkanie z koleżanką Lidką, menedżerką hotelu, w którym cała ekipa została zakwaterowana.


-Muszę przyznać, że ten twój Marek ma pomysły godne największych spiskowców – rzekła Lidka po tym, jak Ula opowiedziała jej historię kradzieży w Książu, cichego wielbiciela i listu od Marka.
-Marek nie jest mój – wtrąciła ostro. —Nigdy nie był i nie będzie. I nie wiem, dlaczego mówisz to tonem, jakby cię bawiło.
-Bo jest takie jak z komedii romantycznej- tłumaczyła się, uśmiechając do przyjaciółki.
- Ja nie widzę w tym ani nic zabawnego, ani romantycznego – mówiła dobitnie. —Zwłaszcza tego pierwszego. Specjalnie napisał ten list, żebym bała się i żeby mógł później opiekować się mną. To było podłe świństwo- sprecyzowała.
-Faceci robią gorsze świństwa niż Marek – odparła równie stanowczo.  —Zapewniam cię Ula. Zdradzają, uwodzą dla korzyści, wykorzystują i porzucają, biją.
-Nie usprawiedliwiaj go, dobra Lidka – zezłościła się lekko na przyjaciółkę.
-Nie usprawiedliwiam tylko przedstawiam fakty. Marek szukał sposobu zbliżenia się do ciebie i z tego, co mówiłaś prawie mu się udało. Podobało ci się, jak opiekował się tobą i to że czułaś się bezpieczna.  I nie skreślałabym go tak od razu.  Popełnił błąd, ale do wybaczenia.
-Gdybym skreśliła go całkiem, to nie byłoby mnie tutaj. Będę po prostu nasze kontakty ograniczać ściśle do pracy.  I nic więcej.
-Skoro tak mówisz – odparła bez wiary w słowa Uli. —Zobaczymy, jak to będzie, gdy poznasz kogoś nowego i porównasz do Marka.
-Już nawet poznałam takiego jednego Szymona – zwierzała się. — Całkiem przypadkiem i może zadzwonię do niego, jak wrócę do Warszawy. Na razie wymieniliśmy się telefonami, bo przez ostatnie dni ja byłam zajęta pokazem, a on poleciał do Londynu.
-Znowu jakiś na wyjeździe? -wypaliła Lidka.  —Nie pamiętasz, jak było z Wojtkiem.
-Nie zapędzaj się tak- uspokajała. —Szymon to nawet nie jest znajomym i widzieliśmy się dopiero dwa razy, włączając w to spotkanie, a ty myślisz już w kategoriach związku i widziałabyś mnie już przy nim.  A do Londynu poleciał na parę dni na jakieś sympozjum związane z książkami. To miłośnik książek.

Tymczasem w Warszawie Wioletta i Sebastian szykowali się na podróż do Gdańska, a Wiola stwierdziła, że to dobra okazja, aby porozmawiać o nowo przyjętej sekretarce.


-Można wiedzieć, co ta Patti robi w sekretariacie? - pytała z irytacją, idąc z nim w stronę samochodu. — Ty ją przyjąłeś? Na przywitanie powiedziała mi, że szef kadr jest interesujący. A może to kolejny genialny plan Marka i przygruchał sobie panienkę, żeby pokazać Uli, że robi głupio, odtrącając go, bo może mieć inną? – rzucała pytaniami i pretensjami.
-Naprawdę powiedziała, że jestem interesujący? – pytał, uśmiechając się z zadowoleniem.  
-A co może i ona jest interesująca i dla ciebie? - wytknęła mu, przystając na chwilę.   
-Spokojnie Wiola. Patrycja nie jest ani w moim obszarze zainteresowań, ani Marka. Żadnego genialnego planu też nie ma. Marek uczy się na błędach. A Patrycja przyszła na staż i tylko tymczasowo zawitała do sekretariatu.  Za dwa tygodnie staż kończy Anita i przejdzie do sekretariatu Adama. Ale to miłe, że byłaś zazdrosna-  dodał na koniec.
-I żadnego podstępu w jej zatrudnieniu nie ma? – pytała, chcąc mieć pewność i nie komentując słów Sebastiana o zazdrości.
-Nie ma. Słowo Sebastiana. A raczej moje i Marka.
-To dobrze, bo jest irytująca- odparł uspokojona nieco. —Zachowywała się tak, jakby męża tu szukała. A kiedy powiedziała mi o tobie, że jesteś interesujący, to poczułam, że wzbiera się we mnie złość. Bezczelna jedna.
-Czyli poczułaś zagrożenie pojawieniem się rywalki? – zagadnął podchwytliwie.
-Miałam chyba prawo Cebulku- mówiła asekurowanie.  —I dlaczego uśmiechasz się tak, jakbyś czuł satysfakcję?
-Bo po tym, co powiedziałaś mi po wizycie u lekarza, że twój syn to znaczy nasz syn będzie nosił imiona po tatusiach, czyli Dariusz-Sebastian to, to była najmilsza rzecz, jaką usłyszałem z twoich ust- odparł z ciągłym zadowoleniem.
-A co powiesz, jeśli ci powiem jeszcze, że stajesz się dla mnie tak samo ważny, jak Darek i moja rodzina.
-A staję się? - odparł pytaniem na pytanie. —I nie pytaj, czy chciałbym, bo bardzo.
-Stajesz się- rzekła czule i tak samo serdecznie przytulając się do niego.  —Powiem nawet więcej.  Doceniam i szanuję wszystko, co robisz dla mnie i dziecka.
-Dzięki. Bardzo pokrzepiające to, co mówisz- mówił, otwierając jej drzwi do auta.
-To ja dziękuję- odparła, całując go w policzek.
- Żeby tak i Ulka zareagowała na nią-  zamarzył Sebastian, gdy już oboje usiedli w aucie. —Pomyśl tylko Wiolka. Tego samego dnia poznaliśmy was, zakochaliśmy się i chcieliśmy zmienić się dla was. Chociaż te dwa ostatnie elementy były dla nas czymś nowym i nierealnym. My na mężów i ojców nie nadawaliśmy się, a tu tak nagle w drzwiach pojawiły się dwie dziewczyny i całe życie nam przewartościowały. Na takie prostsze i szczęśliwsze. Może porozmawiałabyś z Ulą i jakoś przekonała do Marka. To naprawdę porządny chłopak i szkoda by było, żeby między nimi były spięcia.  
-Cały Marek- westchnęła. —Naskrobał sobie rzepkę i teraz wszyscy musimy ją jeść.
-Zrób to, chociaż dla Uli- nalegał kadrowy.
- To mogę Cebulku.  Tak jej mózg z lansuje (chodzi o lasuje), że sama nie będzie wiedziała czego tak naprawdę chce. 

Popołudniu ekipa z F&D już na dobre wzięła się do pracy. Trzeba było przygotować scenę, światła, podkłady muzyczne, znaleźć czas dla mediów, sprawdzić catering i przeprowadzić przynajmniej jedną próbę. Po kolacji natomiast był czas na pierwszą sesję zdjęciową, a zaplanowaną na gdańskim rynku w blasku oświetlenia rynku. Ula wykorzystała to również jako relaks po całym dniu. Starówka w Gdańsku w neonach i latarniach wyglądała, bowiem bajecznie i nawet bliska obecność Marka tej atmosfery nie psuła. Marek zresztą zachowywał się, jak należy i tylko praca łączyła ich w tych chwilach. Do towarzystwa miała za to Wiolettę, która dojechała z Sebastianem oraz Lidkę, która z kolei chciała zobaczyć, jak pracuje Ula i jak wygląda sesja zdjęciowa.


- Jak na osobę ciętą na Marka, to zachowujesz się dość dziwnie- zagadnęła Lidka. —Żartujesz, przekomarzasz się, ciągle mówisz Marek, Markowi, z Markiem, Marka. Uśmiechasz się, gdy jest blisko i szukasz go w tym tłumie.
- Ja po prostu zachowuję poprawne stosunki i dbam o pokaz i sesję- mówiła z uwydatnieniem. —We firmie i tak będziemy ciągle się spotykać i to, co jest między nami nie powinno odbijać się na firmie ani pracy.
-Jak zawsze praca najważniejsza- zakpiła Lidka. —Już na studiach była perfekcjonistką- zwróciła się do Wioletty.
-I taka została- stwierdziła Wioletta. —Jest chodzącą Alfą i Omeną, a Marek nie może nachwalić się jej. Czasami mam wrażenie, że bez siebie nie mogą żyć. Tylko naprawdę nie wiem, jak Marek poradzi sobie bez ciebie- zastanawiała się Wioletta, patrząc na Ulę. —Mówię ci Lidka między nim jest taka niewidzialna nić porozumienia i już od początku znajomości dogadywali się bez słów.
-Trudno nie zauważyć- poparła Lidka nową znajomą. —Znamy się od dziesięciu lat i nie pamiętam, aby o jakimś facecie tyle mówiła. Nawet o Wojtku opowiadała oszczędnie.
-Właśnie- zaakcentowała Wioletta. —Wszyscy widzą i wiedzą, że coś jest między nimi tylko nie Ulka.
-Halo, ale ja tu jestem- odezwała się w końcu sama zainteresowana. —I jedyne co jest między nami to konflikt.
-Uczuciowy chyba- odparła Wioletta. —Ula, Marek może to wariat, bo zrobił co zrobił, ale jaki czuły wariat.
- Pomijając, że jest słodkim wariatem- dodała od siebie Lidka.
-To ja dziękuję za takiego wariata- odparła Ula nadąsana, przedłużającą się rozmową. —Możemy dużej o tym nie rozmawiać?
-Złości się, to znaczy, że jest coś na rzeczy- rzekła, Wiola do Lidki.
- Wiola, coś na rzeczy, to ja szafę mam- rzuciła z wyczuwalną złością Ula. —Zrozumiałyście?
-Ok. Ula.  Po co te nerwy. Nie wiesz, że złość na nerwy szkodzi- pytała Wioletta.

Nazajutrz od rana czekały kolejne zadania związane z pokazem. Przystrojenie sali kwiatami, szyldami reklamowymi i logami firm współpracującymi z nimi. Później przyszedł czas na sesję zdjęciową we wnętrzu i próbę generalną z kamerami. Sam pokaz udał się znakomicie i bez niespodzianek. Zwieńczeniem tego wszystkiego natomiast był bankiet w jednej z hotelowych sal.  Bankiet zorganizowany był w stylu Szwedzkiego Stołu z nielicznymi stolikami i krzesełkami, a w tle słychać było nastrojową muzykę. Na całej sali potworzyły się też grupki osób, a Marek z mistrzem przechadzali się od jednej do drugiej i próbowali wyczuć pierwsze wrażenia gości i dziennikarzy.  Ku zadowoleniu mistrza i Marka pierwsze recenzje były pochlebne i wszystko skazywało na to, że kolekcja odniesie sukces.  Oni również byli najbardziej obleganymi osobami i odbierali zasłużone gratulacje i udzielali kolejnych krótkich wywiadów. 


Dzień później popołudniu wszyscy opuścili Gdańsk i wrócili do Warszawy, a w poniedziałek do pracy. Od rana zajęli się też pierwszymi podsumowaniami i wnioskami. Ula nawet odłożyła na dwa dni przejście do marketingu, a Marek miał dwie sekretarki i jedną asystentkę.
-Ty za dobrze to się nie masz- zagadnął Sebastian podczas wyjścia na lunch. —Trzy kobitki i ty jeden.
-Ale tylko jedna jest w sferze mojego zainteresowani- odparł. —Wczoraj, gdy odwoziłem Ulę do domu, to próbowałem porozmawiać z nią. W Gdańsku było tak dobrze, to pomyślałem, że jest to odpowiedni moment. Wytłumaczyłem jej motywy, przyznałem że było to głupie i przeprosiłem po raz kolejny.
-I co? Jest jakiś efekt? - dopytywał przyjaciel.
-Nie bardzo. Powiedziała mi, tylko że nie jest jeszcze gotowa, aby było między nami tak jak przed wysłaniem tego listu.
-Ale nie powiedziała przynajmniej nie- pocieszał Olszański. — I nie ma innego w zastępstwie.
-Na razie Seba. Na razie.
Tego samego dnia do Uli zadzwonił Szymon i umówili się po pracy, a mężczyzna przyszedł o umówionej godzinie pod firmę. Pech chciał, że gdy witali się, to Marek akurat wyglądał przez okno i dostrzegł ich.


 Dojrzał również to że poszli w stronę parku, a nie przystanku Uli. Dzień później od Wioletty dowiedział się o tajemniczym Szymonie i poznał go nawet osobiście. W kolejnych dniach często pojawiał się pod albo we F&D, a Ula była coraz bardziej pod jego wrażeniem. Był taki wesoły, oczytany, szarmancki i wyjścia z nim sprawiały jej przyjemność. Nowy znajomy szybko stał się też tematem do rozmów we firmie, a on źle to znosił.
We wtorek kolejnego tygodnia Marek miał po raz kolejny okazję spotkać ich razem. Poszedł z Sebastianem na lunch do swojej ulubionej knajpki, a oni siedzieli przy jednym ze stolików.
-Nie dość, że spotykam go prawie codziennie we firmie to jeszcze i tu-  rzekł z wyraźnym rozdrażnieniem do przyjaciela.
-Spokojnie Marek. Przez kolejne dwa dni nie będziesz musiał go oglądać- oznajmił mu Sebastian.
-Dlaczego?
-Od Wioli wiem, że jutro jedzie do rodziny, a ty pojutrze do Wałbrzycha.  Proste, nie.
 -Dwa dni. Bardzo pocieszające to nie jest- odmruknął w odpowiedzi.
Podróż do Wałbrzycha, oprócz odzyskania laptopa, przyniosła Markowi i inne nieoczekiwane korzyści.
-Seba, nie uwierzysz czego dowiedziałem się- rzekł nazajutrz rano od drzwi i z wyraźnym zadowoleniem. —Nie wiem tylko jak Ula zareaguje i czy już nie wie przypadkiem.
-Ja też mam dobre wieść- odparł Sebastian. —Wiola powiedziała mi dzisiaj coś ciekawego rano. I też nie wiem, jak Ula to przyjmie. 
 
CDN STYCZEŃ