czwartek, 29 września 2016

Wiosenna burza 1

-Córciu musimy coś w końcu z tym zrobić- narzekał Józef Cieplak przy śniadaniu.
 —  Gdyby ten większy konar spadł to jak nic po garażu i aucie nic by nie zostało. Płotu też szkoda, bo nowy.  Bardzo nieodpowiedzialni ludzie ci, Dobrzańscy.  Firma znana, a od dobrych piętnastu lat hala stoi, marnieje i nikt tu nie zagląda. Nawet na porządną kłódkę ich nie stać i napis Wstęp wzbroniony- mówił tak jakby ta informacja miała cokolwiek zmienić. — Każdy może tam wejść o każdej porze dnia i nocy- dodał i spojrzał z tymi słowami na syna, który wraz z kolegami chodził tam notorycznie.
-My kłódek nie zerwaliśmy- wtrącił, ziewając po nieprzespanej nocy spowodowanej gwałtowna burzą, nastoletni syn Józefa, Jasiek. — Od dawna ich nie ma.
-Ale nie upoważnia was to do tego, żeby tam chodzić- odparł mu ojciec.
-Tato tam jest duży plac i można w piłkę pograć bez obawy, że zbijemy szyby, bo szyb tam już od dawna nie ma- chciał chyba być zabawny. —  I przynajmniej trawa i chwasty nie rosną, bo wszystko wydrepczemy- argumentował dalej.
-Tylko, że Beatka bierze z ciebie przykład i z koleżankami zaczyna też tam chodzić- wytknął mu z pretensją.
-Bo na betonie na rowerku ósemki się dobrze robi- usprawiedliwiła się siedmioletnia dziewczynka.
-Na rowerek to ty możesz chodzić na placyk przy szkole, a nie tam-zwrócił się tym razem ostro do córki.
-Tatku jutro będę we Warszawie to pójdę do tej firmy i powiem jak sprawa stoi- przerwała dyskusję najstarsza pociecha Józefa, Ula.  — Powiem, że nie ma żadnego zabezpieczenia, że menele schodzą się tam, dzieci bawią się i że może któremuś stać się krzywda.  A za płot muszą nam zapłacić.


Siedzibę firmy Febo- Dobrzańscy szybko odnalazła. Bez trudu weszła też do środka i do przestronnego holu.  W recepcji zastała młodą, ładną i z wyglądu sympatyczną dziewczynę.
-Dzień dobry- przywitała się uprzejmie. —   Ja do pana Dobrzańskiego-wyjaśniła swój powód przybycia.
-Pani w sprawie pracy?- zapytała równie grzecznie.
- Nie-wzruszyła ramionami. — Pracę już mam. W osobistej sprawie.
-Rozumiem- odparła recepcjonistka spoglądając na nią podejrzliwie. —  Marek urzęduje na czwartym piętrze, pokój numer siedem.
 Kobieta odprowadziła ją jeszcze zdziwionym wzrokiem do windy. Do tej pory panienki Marka wyglądały inaczej. Były piękne i wzywające a ta była przeciętną dziewczyną, jak wiele na ulicy.
 Pokój odnalazła szybko, ale nie weszła, bo sekretariat był pusty. W dodatku zza uchylonych drzwi łączących sekretariat z biurem słychać było podniesione głosy.
-Wybij sobie to z głowy Paulino- usłyszała męski głos. — Nie będę jechał na wakacje w jeszcze większy gorąc niż mamy w Polsce.
-Planuje te wakacje od paru miesięcy- odparł mu wzburzony głos kobiecy.
-A ja mówiłem ci już dawno temu, że nie jadę.  Mówiłem ci też, że chce pojechać gdzieś do Polski nad jezioro na ryby, blisko lasu, a nie do najdroższego kurortu w Hiszpanii. Jeśli myślałaś, że znów mnie przekonasz, jak rok temu, to się grubo myliłaś. Nie będę ci całe życie ustępował. 
Chwilę później drzwi otworzyły się i wyszedł z nich przystojny brunet, a tuż za nim wzburzona brunetka. Mężczyzna od razu spojrzał na nią.
-Już pani jest- zapytał i mrugnął porozumiewawczo.
-Tak-odparła pospiesznie.  — Tak jak było umówione.  Punkt trzynasta- dodała słysząc w radiu, że mówią, że właśnie minęła trzynasta.
- To dobrze- uśmiechnął się do niej ukazując dwa słodkie dołeczki w policzkach.
  Paula jestem teraz zajęty – rzekł do kobiety. — Dokończymy w domu.
- Oczywiście, że dokończymy- odparła obrażonym tonem.  Spojrzała jeszcze na Ulę złowrogo i odeszła.
-Przepraszam, że tak wykorzystałem panią– rzekł przepraszającym tonem, gdy kobieta zniknęła we windzie.
-Nie szkodzi- tym razem to ona uśmiechnęła się ukazując rząd prostych i pięknych zębów. — Czasami trzeba pomagać sobie. Chociaż nie wiem czy było to w słusznej sprawię.
On, jako znawca kobiecej urody od razu dostrzegł ten słodki uśmiech.  Tak jak i piękne i naturalne usta oraz błękitne oczy, choć kryły się pod niemodnymi okularami. Figurę dziewczyna ocenił również na ładną. Błękitna sukienka w kwiatki za kolana i bolerko nie maskowały szczupłej tali, a dekolt również trochę pokazał.
- W bardzo słusznej sprawie- zapewnił odrywając wzrok od sukienki i spoglądając na twarz.  — A tak na marginesie nazywam się Marek Dobrzański-dodał podając jej dłoń na przywitanie. —  Może w czymś pani pomóc. Pani chyba do mnie szła.
-Urszula Cieplak- przedstawiła się również czując mrowienie przy powitaniu.  — Chodzi mi o starą halę w Rysiowie, a konkretnie o drzewo, które stoi na posesji, a które po wczorajszej burzy uszkodziło nam płot.
-Hala, Rysiów, burza-powtórzył marszcząc nos dając jej do zrozumienia, że nie bardzo wie, o czym mówi. — Może trochę jaśniej pani Urszulo. I może wejdziemy do mojego biura.
Biuro Dobrzańskiego było spore. Centralne miejsce zajmowało biurko a przy nim krzesło obrotowe i dodatkowe krzesełko po drugiej stronie. Na blacie biurka stały samochodziki i ramkami ze zdjęciami. Przy oknie natomiast stała skórzana kanapa i stolik kawowy. Marek to tam ją posadził i sam usiadł obok. Zaproponował też coś do picia, ale grzecznie podziękowała, bo na długie siedzenie nie miała czasu. Chciała tylko wszystko jak najszybciej wyjaśnić.
-Pańska firma posiada halę w Rysiowie- zaczęła szczegółowo opowiadać. — Rysiów to taka mała gmina dwadzieścia kilometrów od Warszawy- z góry i to wyjaśniała.  — Kiedyś była tam szwalnia, ale teraz jest to pustostan i tylko okoliczni menele mają gdzie pić, gdy pada, a dzieci z dziedzińca i skweru zrobiły sobie miejsce do zabawy. Wczoraj nad Rysiowem przeszła burza i powaliła jeden z konarów dębu rosnącego tam i uszkodziła nam płot. Nasza strata to jedna strona medalu, a druga to taka, że teren powinien być lepiej zabezpieczony. Nikt nie chce przecież, żeby stało się coś gorszego.  Następnym razem konar może spać kawałek dalej i zniszczyć nam garaż i samochód. Albo jakiemuś dziecku może stać krzywda, a tego na pewno chcielibyśmy uniknąć.
-Teraz rozumiem trochę więcej-odparł wpatrując się w oczy dziewczyny, co zdecydowanie peszyło ją.  — Tylko ja nawet nie wiedziałem, że coś takiego firma posiada.  Z moim ojcem powinnaś porozmawiać. On będzie wiedział coś na ten temat.
-To ja powinnam iść do pana ojca?- zapytała zdziwiona. —  Bo w recepcji, gdy powiedziałam, że w sprawie osobistej to mnie tu odesłali.
- Po prostu z Anią nie zrozumiałyście się- odparł nie wyjaśniając nic więcej.  Ona sama tematu nie drążyła, ale była bystra i domyśliła się, o co może chodzić ze skierowaniem jej do Marka.—  Tato jest teraz jest na obiedzie, ale jak tylko wróci to powiem mu wszystko- postanowił, choć trochę zająć się tą sprawą. — Podaj mi tylko dokładny adres hali.
-Rysiów, Różana 28.
- Łatwy to powinienem zapamiętać.  A, co do płotu to oczywiści pokryjemy szkody.  Ile – zapytał wyciągając portfel.
-Tak bez patrzenia- zdziwiła się. — Mogę przecież naciągnąć pana i powiedzieć równie dobrze, że tysiąc złotych, co dwieście.
-Ty a naciąganie- stwierdził ironiczni. — Za dobrze ci z tych pięknych oczu patrzy- dodał łobuzerskim głosem.  — To ile Ula.
-Ojciec będzie wiedzieć ile- odparła, trochę obrażona jego stwierdzenie, bo choć był to komplement, to powiedziany takim tonem, że zabrzmiał jak afront. — Ja się nie znam. Najlepiej, jednak będzie jak ktoś przyjedzie i zobaczy to wszystko. Płot stoi dopiero od wiosny i jest drewniany tak dla uściślenia.
-Ok- zgodził się.  — Przyjedziemy z ojcem i obejrzymy.
-Mam nadzieję-rzekła zdecydowanie.    Czasami takie obiecanki różnie się kończą.
-Nie tym razem- zapewnił słodko.
- Cieszę się- odparła uśmiechając się i zauważając, że wzrok mężczyzny przesunął się z oczu na usta jej usta. Miała świadomość, że usta i oczy to jej atut, ale nie był to powód, aby rozbierać ją w myślach.  Poniekąd wiedziała też, że jest sobie sama winna, że przypatruje się jej. Sukienka pasowała do oczu, była zwiewna i z dekoltem. Nie mogła, jednak przewidzieć, że będzie rozmawiać z kimś młodym i przystojnym. Przygotowana była raczej na kogoś w wieku swojego ojca. Choć to nie wykluczało to, że pan Dobrzański senior nie reagowałby podobnie, bo może w ich przypadku, jak pomyślała sobie,  jabłko niedaleko padło od jabłoni. Gdy wzrok mężczyzny ponownie powędrował poniżej twarzy, był to dla niej wystarczający sygnał, że czas wyjść. — Pójdę już- dodała wstając z kanapy i podając mu rękę na pożegnanie, choć wolała nie żegnać się z nim w ten sposób.
Marek zignorował, jednak jej dłoń, bo delikatnie objął za ramię i obrócił w stronę drzwi.
-Odprowadzę cię- rzekł głosem nieuznającego sprzeciwu i nie ściągając rąk z jej ramion. Było to dla niej też zdecydowanie gorsze od krótkiego uścisku.
- Nie trzeba –zaprotestowała jednak i w dodatku nerwowo. — Trafię do wyjścia sama.
-W to nie wątpię-oznajmił nie wiadomo, dlaczego rozbawionym głosem.—  Ale mi będzie miło i tak wypada Ula.
Zanim zdążyła zaprotestować ponownie, to wyprowadził ją z biura. Na korytarzu natknęli się na blondyna, który przy przedstawianiu, okazał się jego najlepszym przyjacielem Sebastianem.  W drodze do windy i w czasie czekania na nią Marek w skrócie opowiedział mu, co sprowadziło Ule do F&D. Było to jej nawet na rękę, bo przynajmniej przestał interesować się nią a już na pewno przyglądać się. Winda wkrótce dojechała na czwarte piętro i obaj panowie pożegnali ją.
-Myślisz o jakimś nowym otwarciu?- zagadnął go Sebastian, gdy drzwi windy zamknęły się za Ulą.
-Seba głupot nie gadaj- oburzył się. — Wiesz, że nie lubię takich grzecznych panienek. Więcej z nimi kłopotu niż pożytku. A Ule prawdopodobnie spotkam jeszcze tylko raz, gdy pojadę obejrzeć z ojcem te straty i na tym będzie koniec. Chociaż muszę przyznać, że ma piękne oczy i interesujące usta- rozmarzył się trochę.
- A jednak- zaśmiał się z zadowoleniem, że i tym razem nie pomylił się i wyczuł przyjaciela. — Musiałeś się jej dokładnie przyjrzeć.
-Trudno było nie zauważyć, jak rozmawiałem z nią parę minut i siedziała obok, panie detektywie - odparł z sarkazmem. —  Chyba tylko ślepy by tego nie zauważył.

Marek na Uli zrobił podobne miłe wrażenie i zaprzątał jej myśli. Z ciekawości też wklepała jego nazwisko w Internet i to, co wyczytała nie zdziwiło ją. Był jednym z popularniejszych kawalerów Warszawy i prowadził kolorowe życie damsko-męskie.  Dla niej samej był najprzystojniejszym facetem, jakiego widziała. Włączając w to amantów filmowych i modeli.  Zrozumiałe stały się dla niej również powody ciągłego przyglądania się jej, a spowodowane były tym, że odezwała się w nim jego uwodzicielska natura.  Zastanawiała się też, czy faktycznie zajmie się halą i czy zobaczy go jeszcze. Stało się to prędzej niż myślała, bo dokładnie dwa dni później.
Sam nie wiedział jak to się stało, że trafił do Rysiowa. Przed wyjazdem znowu pokłócił się z narzeczoną. Tym razem o przyjęcie zaręczynowe, które miało odbyć się za pięć tygodni a co, do którego mieli odmienne zdania. On chciał kameralne a Paulina wymarzyła sobie z rozmachem na przynajmniej pięćset osób w domu jego rodziców.  Przy kolejnym jego wykreślonym gościu, tak po prostu wziął kluczyki i zostawił ją z listą samą. Gdy był na jednym ze skrzyżowań mignął mu znak Rysiów w prawo. Postanowił pojechać tam. Dojechanie Lexusem zajęło mu niewiele czasu i kwadrans później znalazł się na niewielkim rynku.  Jednego z przechodniów spytał o drogę i wkrótce przejeżdżał spokojną ulicą Różaną. Na samym końcu znalazł szukaną halę. Teren faktycznie nie był zabezpieczony i dostał się tam bez problemów. Obszedł na około budynek i dotarł na podwórko. Pierwszą rzeczą, jaką zauważył było nadłamane drzewo i płot noszący ślady zniszczenia. Za ogrodzeniem natomiast dostrzegł zadbany ogródek a za nim mały domek. 



 Na kocu na plecach opalała się tam kobieta z chustką na twarzy, ale z pod niej wystawały długie ciemny blond włosy. Już z daleka widział kształtne ciało i smukłe nogi zgięte w kolanach.  Przypatrywał się na ten mały bonus chwilę z uśmiechem i rękoma w kieszeni.  Pewien był też, że to Ula.
- I co się tak pan przygląda?-  przerwał mu tę chwilę przyjemności dziecięcy głos a zza płotu wyjrzała głowa około siedmioletniej dziewczynki
-Betti, z kim rozmawiasz- odezwała się też Ula, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Chwilę później podniosła się i zakładając na siebie tylko lekką sukienkę podeszła do płotu.  
-To pan-zdziwiła się trochę.
-Tak ja. Przejeżdżałam akurat tędy to pomyślałem, że –zaczął tłumaczyć, ale mina dziewczyny wskazywała na to, że mu nie wierzy. — To znaczy musiałem wyjść z domu przewietrzyć się i przypadkiem trafiłem na drogowskaz do Rysiowa to jestem.
-To dobrze, że pan jest, bo...
-Marek- wtrącił wyciągając przez płot rękę. —Głupio z tym panem czuję się. Dużo starszy chyba nie jestem.
- Ula –odparła od niechcenia.
-Beatka siostra Ulci  –dokończyła prezentacji dziewczynka a Marek i jej podał rękę.
- Ojciec razem ze sąsiadem oglądali te drzewo i dobrze nie rokuje na ewentualne kolejne burze- wróciła gładko do sprawy najbardziej interesująca ją.  — Nadaje się tylko do wycięcia.  Chciałam podjechać do Warszawy nawet po niedzieli. Z ojcem rozmawiałeś już?
-Tak. Tato całkiem zapomniał o tej hali.  Po przeniesieniu szwalni do Warszawy nie sprzedał gruntu, bo jak mówił może się przydać i w końcu zapomniał. Tym bardziej, że wszystkie opłaty są pobierane automatycznie to żadne zaległości nie przychodziły. Obiecał zając się tym, w tym tygodniu albo na początku następnego.
-To dobrze- ucieszyła się.  
-Mogę wejść- zapytał spoglądając na wyrwę w płocie. — Tak przez płot głupio rozmawiać.
-Tak- zgodziła się, bo nie chciała być nieuprzejma. — Może napijesz się czegoś? Kompot, zimny koktajl truskawkowy albo kawy.
-Ten koktajl brzmi zachęcająco- odparł uśmiechając się już na samą myśl o napoju. — W dzieciństwie piłem tego sporo, ale ostatnio to nie pamiętam, kiedy.
-Zaraz przyniosę i rozgość się. Betti ci potowarzyszy.
Dziewczynka zaprowadziła go do drugiego końca ogrodu, posadziła za stołem z ogrodowym parasolem i zadała kilka pytań typu, co tu robi, skąd jest, gdzie pracuje.  Przepytywanie długo nie trwało, bo Ula z dzbankiem koktajlu i trzema szklaneczkami wróciła szybko.
-To, co porabiasz Ula?  -zapytał, gdy dziewczyna usiadła naprzeciwko niego. — Uczysz się jeszcze?
-Chyba żartujesz. Skończyłam SGH i w sierpniu zacznę pracę w banku WBK.  Miałam tam staż i udało mi się znaleźć zatrudnienie.
-Nie dałbym ci więcej jak osiemnaście lat-rzucił komplementem ku jej zażenowaniu.
-A ja idę do pierwszej klasy-odezwała się na szczęście Beatka i nie musiała odpowiadać. — A Jasiek ma w tym roku tą- próbowała przypomnieć sobie odpowiednie słowo.
-Maturę- wyręczyła Ula siostrę. — To nasz brat.  A ty masz rodzeństwo?- zapytała, bo w tym, co o nim czytała nie było nic o tym wspomniane. W przeciwieństwie do jego niewierności i wielu powiązań z modelkami, aktorkami i piosenkarkami.
-Nie- odparł krótko.  — I żałuję, że jestem sam.  Na jedynaku za dużo nadziei się pokłada na przyszłość.
-Za to jesteś w szczęśliwym w związku z Pauliną- zagadnęła trochę ironicznie przypominając sobie scenę z dnia poznania i czytania, że panna Febo jest wybuchowa i bardzo zazdrosna. — Jak dobrze pamiętam to tak ma na imię?
- Tak Paulina-potwierdził cicho. —  Za ponad miesiąc mamy zaręczyć się oficjalnie- dodał, jak dało zauważyć dalej od niechcenia i bez entuzjazmu, jaki powinien takiemu wydarzeniu towarzyszyć.
-To gratuluję-odparła już szczerze.
- Dzięki- rzekł wysilając się na uśmiech.  — Tato pamięta te okolice i wspomina miło- zmienił gładko temat.
-Mój tak samo-przytaknęła mu. —  Podobno kiedyś to tutaj tętniło życie Rysiowa.
Z piciem koktajlu nie spieszył się i rozkoszował się smakiem i ciepłym dniem. Paulina oczywiści dzwoniła do niego przez ten czas i to parę razy, ale nie zamierzał oddzwaniać ani odbierać i już po drugim telefonie wyciszył dzwonek. Rodzice również dzwonili, jak domyślał się w tej samej sprawie. Z nimi mógłby ewentualnie porozmawiać, ale nie chciał psuć sobie humoru wysłuchując ich narzekań. Chciał resztę popołudnia spędzić w spokoju z Cieplakami rozmawiając o wszystkim i niczym.

Po kolejnych dwóch dniach w niedzielne popołudnie przed starą halę ponownie podjechał luksusowy samochód. Z auta tym razem wysiadł Marek i mężczyzna w średnim wieku z laseczką. Cieplakowie rozpalali akurat grilla to ze swojego ogródka widzieli całą tę scenę.  Gdy panowie dochodzili do ich płotu trudno było nie odezwać się do nich. Obowiązek przywitania się wziął na siebie Józef.
-Miło widzieć pana na starych śmieciach- rzekł życzliwie. — Tyle lat minęło od czasu ostatniej pana wizyty.
- To prawda- odparł senior Dobrzański. —Osiemnaście lat.  I wiele zmieniło sie tutaj. Trudno poznać okolicę.
- Tak, Rysiów rozrasta się z każdym rokiem. Wiele warszawiaków ma tu domki letniskowe albo przenoszą się na stałe. Świeże powietrze, las, jezioro, spokój.
-Doskonale to rozumiem- uśmiechnął się do Józefa.  — Sam chętnie wyrywam się z Warszawy do znajomych w Brwinowie.  A ty musi być tą dziewczynką, do której chciał pójść Marek- zwrócił się i do Uli. —Był tu raz ze mną i widział cię za płotem razem z mamą.   Pamiętam jak to mówił syn. Tatusiu chce iść do dzidziusia. Nie miałaś więcej jak roczek.
-Naprawdę tato- zapytał podejrzliwie Marek.
- Tak.  Jest jedno zdjęcie u nas w albumie jak jesteście razem. Zajrzę dzisiaj tam i poszukam.
-Na mnie tak córciu nie patrz- odezwała się i Cieplak. — Pracowałem wtedy dużo w delegacji to nie wiem. Ale skoro pan Krzysztof mówi, że tak było to znaczy, że jest to prawda. A to jest reszta moich dzieci- zwrócił się do gościa.  Jasiek i Beatka. Madzi z nami niestety już nie ma- postanowił sam wyjaśnić nieobecność żony i uniknąć ewentualnych pytań gdzie jest. — Zmarła po urodzeniu Beatki na zakrzepicę.
-To bardzo przykre- odparł i tak pan Krzysztof.
-Takie jest niestety życie-westchnął ponuro Cieplak.  — Raz radość, a raz smutek.   Może przyłączycie się do nas?- zmienił temat.  — W lodówce jest jeszcze kiełbasa to dla wszystkich jedzenia starczy.
-Ja mam czas tato- odparł pewnie Marek mając szczerą ochotę na pieczone szaszłyki, bo Paulina nie przepadała za taką formą spędzania czasu i rzadko miał okazję jeść coś takiego.
-Skoro mój kierowca ma czas to z przyjemnością zostaniemy chwilę- zgodził się i jego ojciec.



Czas na grillu miną im miło i szybko.  Józef i Krzysztof mieli trochę swoich tematów, a Ula, Jasiu i Beatka swoje. Jasiu głównie pytał o auto, Beatka miała swoje dziecinne pytania a Ula takie ogólne. Marek podobnie jak ojciec dobrze bawił się, choć nie mógł wypić ani piwa, ani nalewki, bo prowadził.  Zdecydowanie i to bardzo zdecydowanie wolał jeść kiełbaski z grilla i szaszłyki niż siedzieć teraz w domu z Pauliną i wysłuchiwać jej niezdecydowania w sprawie koloru serwetek na przyjęcie zaręczynowe. Z Rysiowa wyjechali dopiero, gdy na dworze szarzało.
-Bardzo mili ludzie, prawda Marek-rzekł Dobrzański, gdy jechali do Warszawy.  — Szkoda, że spotkała ich taka tragedia. Pamiętam panią Magdalenę. Ula jest podobna do niej.  Nie chciałem mówić przy nich, ale Ula była chyba pierwszą dziewczynką, którą zainteresowałeś się- dodał uśmiechając się do syna. —  Przybiegłeś do mnie zdyszany i powiedziałeś, że dzidziuś inaczej robi siusiu.
-Tato - wyraźnie stwierdzenie ojca nie spodobało się mu.  — Dobrze, że chociaż tam tego nie powiedziałeś.
- Wiem, co to takt synu- odparł poklepując po ramieniu.

We wtorkowy ranek Ule obudził odgłos piły, a za oknem była straż i zajmowała się wycięciem drzewa. Na tym pan Dobrzański nie poprzestał, bo w ciągu dwóch dni pojawiło się nowe ogrodzenie, mocne kłódki i napis Wstęp wzbroniony. Sam też dopilnował wszystkiego. Przywiózł również owe zdjęcie, na którym rzeczywiście była ona i Marek. Siedzieli razem na kocu i bawili się klockami. Późnym wtorkowym popołudniem obaj panowie przyszli powiedzieć Cieplakom do widzenia.  Ula patrząc na odjeżdżającego Lexusa pomyślała, że tak szybko nie zobaczy ich, a zwłaszcza Marka, bo chociaż widzieli się tylko cztery razy to zrobił na niej jak najbardziej pozytywne wrażenie.  Pan Krzysztof zostawił jej też numer telefonu na wypadek, gdyby coś się działo.  Zdziwiła się, więc gdy parę dni później po powrocie z miasta zauważyła tam samochód campingowy. 


piątek, 23 września 2016

Życie na niby 8



Z kolejnych korepetycji z Wiolą, zaplanowanych u Marka w domu, niewiele wyszło, bo zamiast nauki większość czasu Ula spędziła w towarzystwie babci Marka, Wioletty, kuzyna Szymka i niego samego. Dotarła tam przedpołudniem, gdy rodzina szykowała się akurat do obiadu. Wiola wnosiła jeszcze jedzenie do jadalni a nestorka rodu Kubasińskich stała przy stole.
 
             Sezon 1 Odcinek 135 - serial online, Oglądaj na Player.pl
 
- To jest właśnie Ula, siostra Beatki i córka pana Józefa - przedstawił ją swojej babci popychając delikatnie w jej stronę.
- Dzień dobry- przywitała się dygając  przed kobietą.  — Ula Cieplak- dodała podając dłoń starszej pani.
-Miło mi cię poznać- odparła przyjaźnie kobieta. — Barbara Kubasińska, babcia Marka i Wioli jak zapewne wiesz. Marek opowiadał mi o waszym spotkaniu i o twoim ojcu. Mam nadzieję, że już lepiej się czuje?
-Tak- rzekła pośpiesznie i nieco zdziwiona, że ktoś obcy pyta o zdrowie jej ojca. Pomyślała nawet, że to jest chyba rodzinne. — Musi teraz dbać o siebie i nie przemęczać się. Za tydzień jedzie też do sanatorium na trzy tygodnie na rehabilitację.
-To dobrze-uśmiechnęła się życzliwie i ukazując takie same dołeczki, jakie ma Marek. — Odpoczynek jest teraz dla niego najważniejszy. Mój mąż przeszedł podobną operację po śmierci rodziców Marka to wiem jak to jest.
-A wszystko zawdzięczamy to Markowi-wyznała otwarcie i z pełnym i szczerym uśmiechem. —   Gdyby nie jego pomoc źle mogłoby się to dla niego i dla nas skończyć. Do końca życia będziemy mu wdzięczni.
- Sama jestem dumna z niego –odparła patrząc na wnuka z podziwem.  — Jest, jaki jest, ale serce ma złote. Mogę zapewnić cię o tym drogie dziecko.
-To, co Ula zjesz z nami- ni to stwierdził, ni zapytał Marek i nie czekając na odpowiedź odsunął najpierw krzesełko dla babci a później tuż obok dla niej. Chciał też zakończyć ten nielubiany przez niego temat dobroczynności.
-Nie chcę przeszkadzać w rodzinnym obiedzie – próbowała wymigać się, choć widok pieczonej prawdopodobnie kaczki wyglądał bardzo zachęcająco a zapach jeszcze bardziej pogłębiał apetyt.
-Nie będziesz nam przeszkadzała –zapewniła za Marka babcia. — Wczoraj upiekłam kaczkę, ale nie byliśmy w stanie jej zjeść i została na dzisiaj. 
-Ula i jak by to wyglądało?- zapytała też Wiola. — My jemy a ty siedzisz i patrzysz. Po prostu głupio-odparła na swoje pytanie.
-Skoro tak, to zjem z przyjemnością-rzekła spoglądając na panią Kubasińską. — Wygląda bardzo smakowicie.
Babcia Marka, choć była zadbana to upływu czasu nie ukrywała i wyglądała na swoje ponad siedemdziesiąt lat. Z mentalności natomiast była bardzo młoda i rozmowna.
- Marek dużo mówił mi o twojej rodzinie i muszę przyznać, że nie każdy podołałby takiemu nieszczęściu. Jesteś dobrą i silną psychicznie kobietą Ula. Drugiej takiej jak ty to ze świecą szukać.
-No cóż-odparła nieco skrępowana pochwałami pani Basi.  — Trzeba było otrząsnąć się i żyć dalej. Była Beatka, tato, młodszy brat i trzeba było zająć się nimi. Nie było czasu na użalanie się i długie zastanawianie, co dalej.
- To prawda- przytaknęła smutno. —  Ja po śmierci córki i zięcia musiałam też otrząsnąć się i żyć dalej dla Marka.  Ty miałaś się, jednak gorzej i chwała ci, że dałaś radę. Wiem, że jesteś bardzo rodzinna. Żeby mój wnuk chciał taki być i tak żyć.  Ciągle powtarzam mu, że powinien w końcu ożenić się, ale on ciągle powtarza, że ma czas i musi się wyszumieć.
-Dokładnie tak Ula –przerwał jej ironicznie Marek.   — Moja babci chciałaby zobaczyć mnie na ślubny kobiercu i zakopanego w pieluchy. A ja mam dopiero dwadzieścia pięć lat. Tak samo myśli, że głodem przymieram i przywiozła z Skierniewic masę jedzenia i jeszcze codziennie coś dokupuje- delikatnie chciał nieco zmienić temat, ale babcia nie dała się zwieść.
-W końcu kiedyś zakocha się i ożeni- stwierdziła pewna swych słów. — Oby tylko nie zakochał się w kimś pokroju Pauliny albo nie daj boże w którejś z modelek. Piękne są, ale puste. Tyle razy powtarzam mu, że ładna miska jeść mu nie da, ale on moje słowa rzuca na wiatr- mówiła dalej nie zważając na wnuka i że zbiera się w nim złość.  — Z charakteru jest wypisz wymaluj jak mój zięć. On za czasów kawalerskich był dokładnie taki sam. Może i Marek, jak Krzysiu wyszaleje się i ożeni. Tylko, że zięć w jego wieku to już miał ten okres za sobą Był po ślubie, Marek był w drodze, a on dalej z kwiatka na kwiatek.
- Opowiadałem już Uli o rodzicach – wtrącił Marek przynosząc miseczkę z surówką. —   I nie sądzę, żeby Ulę interesował0 moje życie- próbował dalej interweniować, ale dalej bez skutku. Szukał też u Uli wsparcia spoglądając na nią wymownie, ale ona z jednej strony chciała posłuchać jeszcze o Marku a z drugiej rozumiała go.
-Nie zdziwiłam się, więc gdy któregoś dnia Wioletta dała mi do przeczytania artykuł o Marku i twojej siostrze- kontynuowała dalej, zanim Ula cokolwiek zdążyła zadecydować. — Co więcej ucieszyłam się nawet. Nawet, jeśli miałoby to być tylko wpadką, a matką jakaś modelka to zawsze istniała szansa, że ustatkuje się.  Gdy po paru godzinach dodzwoniłam się do wnuka to okazało się, że to pomyłka i paparazzi.  Byłam nawet rozczarowana. Najpierw tym, że Marek ukrywał przed nami ten fakt tyle czasu, a później, że była to nieprawda.
-Mówiłam babci od początku, że prędzej Marka porwałoby UFO niż miałby zaliczyć wpadkę- wtrąciła Wiola stawiając przed Ulą talerz.  Trudno było, jednak Uli zmiarkować, czy było to do niej powiedziane, czy do babci.
- Do tej pory wszystko, co o nim pisali okazywało się prawdą- odparła mimo wszystko jej babcia. — Marek ma upodobania do tego, aby prasa pisała o nim-zwróciła się ponownie do Uli. — Gdyby to jeszcze było coś pozytywnego to zrozumiałabym, ale ja ciągle muszę czytać o jego nowych romansach- westchnęła z rezygnacją, ale i patrząc na wnuka niosącego kompot z widoczną miłością. —  Nic dziwnego, że gdy zobaczyłam zdjęcia i przeczytałam artykuł to pomyślałam, że to prawda.
- Ja sobie dokładnie to samo pomyślałam- wsparła ją Ula. — Widziałam te zdjęcia na takim portalu Papużka pl. i tylko jedna fotografia wskazywała na to, że mogłaby to być Beatka a reszta temu całkiem zaprzeczała. Marek po paru dniach wyjaśnił mi, że te zdjęcia to fotomontaż. Nie we wszystko, co piszą brukowce trzeba od razu wierzyć, proszę pani-dodała bardzo sensownie.
 - Razem z Wiolą powtarzamy to babci od dawna- odparł jej Marek siadając obok. — Ale babcia wie lepiej i wierzy w połowę tego, co piszą. Gdyby napisali, że postanowiłem wstąpić do klasztoru, to pewnie też by uwierzyła- dodał jak wydawało się jej złośliwie za te wszystkie wcześniejsze przytyki babci.
 
                  

W czasie obiadu dalej tematem przewodnim był Marek. Sam bohater miał, jednak niewiele do powiedzenia i jego udział rozpoczynał się i kończył na protestach. To Wioletta z babcią prowadziły rozmowę i tylko niekiedy wtrącił coś Szymek, który wrócić od kolegi na obiad. Obie kobiety opowiedziały jej niemal ze szczegółami o mały Mareczku o jego nastoletnim życiu. Były to zarówno pozytywne rzeczy, jaki i te mniej chwalebne, wesołe i smutne, a babci sprawiało to radość i satysfakcję.  Ula dowiedziała się o wynędzniałym kociaku przyniesionym z lasu, którego przez kolejne dni karmił, głaskał i oswajał, a rok później obciął mu wąsy, bo chciał sprawdzić jak długo będą odrastały. I o szczeniaku, który po pierwszej ucieczce z podwórka wrócił brudny i brzydko pachnący i wykąpaniu go bez zgody dziadków w żelu pod prysznic, przez co piesek przez kolejne dni ciągle drapał się. O tym jak na złość mamie i babci schował się na budowie nieopodal domu babci i zasnął, a cała rodzina szukała go po całej wsi. O pierwszym kacu leczonym przez babcię i dziadka przez dwa dni, a którego dorobił się tuż po swoich szesnastych urodzinach na dyskotece. I o zrezygnowaniu z wyjazdu z kolegami z liceum na trzytygodniowy obóz wędrowny po Europie i do Włoch do rodziny Febo, na rzecz spędzenia całych wakacji na wsi z babcią, po tym jak w trzy lata po śmierci rodziców na początku czerwca zmarł jego dziadek i nie chciał zostawiać babci samej. Zdarzały się też mu drobniejsze historie, jak zbicie szyby w kościele, pójście bez wiedzy cioci i wujka z małą Wiolettą na spacer, zrobieniu ogniska z kolegami na suchym rowie, czy strzelanie z procy do koguta, gdy chciał przejść przez wybieg do kur, a kogut miał to do siebie, że go gonił.  Oczywiście były też historie z jego życia damsko-męskiego.  Z opowiadań wynikało, że płcią przeciwną interesował się od dziecka i miał tam niejedną dziecinną narzeczoną, a później, jako nastolatek niejedną rozkochaną dziewczynę na koncie.

Obiad ku zadowoleniu Marka w końcu minął i po szybkim sprzątnięciu Ula z Wiolettą poszły na górę na lekcję, babcia na popołudniową drzemkę, Szymek na basen, a Marek szykował się do wyjścia do pracy. Zdziwiła się, więc gdy półgodziny później, gdy zeszła na dół to zastała go jeszcze w domu.
-Pomyślałem sobie, że skoro jadę do firmy to poczekam na ciebie i podwiozę cię do centrum – wytłumaczył jej. — Musiałabyś jechać z przesiadką a o tej porze są korki i ścisk. Tylko nie marudź, bo tylko zdrowy rozsądek kazał mi poczekać na ciebie-dodał na wypadek protestu Uli.
- Nie zamierzam i chętnie skorzystam- odparła ku jego zdziwieniu. —  Mam dzisiaj placyk manewrowy i umówiona jestem z instruktorem na konkretną godzinę a on nie lubił, gdy ktoś spóźniał się.
-No tak Ula placyk– mruknął na powód jej zgody. — Rozumiem, że inaczej nie zgodziłabyś się na podwiezienie?- zapytał ironicznie.
- Nie, dlaczego? –odparła wzruszając ramionami. —  Zgodziłabym się. Ale to, że nie chcę się dziś spóźnić jest argumentem przeważającym, żeby z tobą jechać.
 Pomyślała też, że jadąc z nim i będąc sam na sam będzie miała okazję na rozmowę o tym, czego była świadkiem na pokazie.
Pożegnała się jeszcze z jego babcią z Wiolą umówiła się na kolejne korepetycje za dwa dni i razem z Markiem wyszła z domu. Gdy doszli do samochodu Marek otworzył jej drzwi, obiegł auto i chwilę później usiadł za kierownicą. Zastanawiała się właśnie jak rozpocząć temat pokazu, gdy nieoczekiwanie Marek wyręczył ją.
-W tej kopercie masz zdjęcia i płytę z pokazu-rzekł wskazując kopertę leżącą na półce samochodu.   — Wczoraj zapomniałaś wziąć.  Jasiek bardzo ładnie wyszedł na zdjęciach do katalogu. Pszemko miał nosa zatrudniając go.
- Tak wiem mówił mi wczoraj-odparła błaho.    A pro po pokazu Marek to chciałam porozmawiać jeszcze o czymś, czego byłam przypadkowym świadkiem- rzekła patrząc przed siebie i nie zauważając, że Marek zmieszał się.  
-Jednak to byłaś ty-rzekł przełykając ślinę.  — Ula, ja i Lena to był przypadek. Chciała porozmawiać i zaciągnęła mnie do tej garderoby i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić to zaczęła mnie całować- tłumaczył się nerwowo, chociaż wiedział, że to bardzo dziecinne wytłumaczenie.
Akurat –przemknęło jej przez myśl. — Biedny Casanova zmuszony do całowania. Głupszej wymówki nie mógł wymyślić. A swoją drogą ciekawa jestem skąd wiedział, że tam byłam.
- Nie Marek nie o tym chciałam porozmawiać- przerwała mu, aby zaoszczędzić sobie szczegółów.  — To nie moja sprawa i nie mi oceniać- lekko skłamała, bo miała ochotę powiedzieć, co myśli. Zdała sobie też sprawę, że przyznała się właśnie do tego, że widziała go. — W toalecie spotkałam Paulinę i jej mamę i rozmawiały o Beatce- przeszła szybko do meritum swojej sprawy. —  Z tego, co zrozumiałam to one dalej sądzą, że Beatka jest twoja, a obiecałeś mi, że powiesz rodzinie i znajomym prawdę.
-To o to chodzi- odparł z ulgą, ale i z świadomością, że sprawa garderoby i tak została wyciągnięta. — Pamiętasz ten dzień, gdy byłaś u mnie pierwszy raz z Beatką i Jasiem? –zapytał i postanowił powiedzieć jej prawdę od początku do końca.
-No tak- przytaknęła. —  Nauczyłeś mówić wtedy Beatkę, tata.
-Dokładnie tak Ula.  Po twoim wyjściu do ojca Jasiek poszedł na górę pobawić się samochodzikami a ja zostałem w salonie sam i uczyłem mówić Beatkę tata - zaczął opowiadać wydarzenia z przed miesiąca.   Chwilę później przyszła Paulina.  Na początku myślałem, że to ty dzwonisz do drzwi i wróciłaś po telefon i z Beatką na rękach poszedłem otworzyć.  Ale zamiast ciebie na progu zastałem Paulinę. Gdy tylko zobaczyła mnie z dzieckiem na rękach to z góry założyła, że jest moje i zaczęła krzyczeć.  Betti najwyraźniej nie spodobało się to i zaczęła mówić do mnie tata, a Paulina jak to usłyszała wpadła w jeszcze większą furię i odeszła zanim zdążyłem jej cokolwiek wytłumaczyć. Cztery dni później znowu przyszła, niby z przeprosinami i z zapewnieniami, że jest w stanie zaakceptować moje dziecko, ale miała też swoje warunki.  Ona chciała, aby trzymał je z dala od naszego przyszłego domu, żeby nie ingerowało w jej życie i tym podobne. Rozumiesz Ula?-  zapytał ze wzburzeniem. —  Dała mi wyraźnie do zrozumienia, co myśli o moim ewentualnym dziecku. Byłem tak na nią zły, że postanowiłem nie wyprowadzać jej z błędu.
-Rozumiem – odparła uświadamiając sobie w pełni wzburzenie Marka. —  Tylko nie rozumiem jak można być tak okrutnym i prosić o coś takiego-dodała z niedowierzaniem.
-Jak widzisz można- stwierdził z rozdrażnieniem. — Ale Paulina już taka jest. Tylko o sobie myśli. Na pokazie dała tego dowód. Gdy tylko pojawiła się to od razu wystrzeliła z pretensjami do mnie, że jest pośmiewiskiem, bo mam dziecko i wszystkie gazety o tym piszą.  Tylko ona liczyła się, a nie moje dziecko.
- Przecież jak kogoś kocha się prawdziwie, to powinno pokochać się takiego, jakim się jest –mówiła to, co było dla niej oczywiste. — I jego albo jej dziecko z innego związku też. Ja przynajmniej potrafiłabym pokochać.
-Ale Paulina należy do tej grupy ludzi, co nie potrafiliby zaakceptować tego. Zapewniam cię.
-Wtedy w rozmowie ze swoją mamą była bardzo wzburzona- wyznała. —  Nawet zaczęła nazywać mamę Betti lafiryndą.
- Cała Paulina- parsknął.
- A, co zamierzasz dalej z tym zrobić?- zapytała trzeźwo. —  Takie długie kpienie z niej i jej rodziny może źle się skończyć dla ciebie.
-Mówisz teraz jak Sebastian- zaśmiał się. — Ale bez obawy Ula obiecuje, że niedługo wszystko poodkręcam.  I przepraszam, że wykorzystałem Beatkę do osobistych celów, ale nie mogłem oprzeć się, żeby nie skorzystać z okazji i nie pozbyć się Pauliny z mojego życia raz na zawsze- tłumaczył się nerwowo.
- Spokojnie Marek, rozumiem cię.  Oby tylko te odkręcanie nie trwało to za długo. 
-Za dwa miesiące jest zarząd to wtedy powiem prawdę- zapewnił i był pewny tego na ten czas.
- Marek a wracając do garderoby to skąd wiedziałeś, że tam byłam?- podjęła temat, bo jej ciekawość skąd wie wzięła górę.
-Seba powiedział mi, że mnie szukałaś i odesłał cię tam.  A ja słyszałem czyjeś głosy i jakby cień. Jasiu też mnie widział?
-Nie.  Powiedziałam mu, że cię nie znalazłam.
-To dobrze-odetchnął z ulgą. —Nie chciałbym, żeby to coś popsuło coś między nam. Między nami też nie- dodał spoglądając na nią.
-Nie popsuje-zapewniła i zastanawiała się, dlaczego tak zależy mu na dobrych relacjach z nią.
-To dobrze- usłyszała ponownie w odpowiedzi.
Przez resztę drogi prowadzili nic nieznaczącą rozmowę na różne tematy. Po przyjeździe na placyk Marek wyskoczył z auta, otworzył jej drzwi i pożegnał się. Ula podziękowała mu jeszcze za podwiezienie i podążyła do elki. Odchodząc usłyszała dzwonek jego komórki i jego głos jak wita się z Sebastianem. Z racji, że innych kursantów nie było to ona od razu siadała za kierownicę.  Gdy zaczynała naukę parkowania między pachołkami widziała dokładnie opartego go o samochód i przyglądającego się jej poczynaniom. Postał tak chwilę, ale w końcu wsiadł do swojego auta zawrócił i odjechał.

We czwartkowe popołudnie Ula pojawiła się ponownie w domu Marka. Jadąc tam miała nadzieję, że go nie będzie, bo na placyku za dobrze jej nie poszło i nie chciała słuchać jego uwag na ten temat. Los jej sprzyjał i Marka faktycznie nie było a Wiola powiedziała jej, że razem z babcią i Szymkiem pojechał na cmentarz. Korepetycje przebiegły też bez zakłóceń i po półtoragodzinnej nauce Ula stwierdziła, że czas kończyć.
-I tak na koniec Wiola. Idę po buty i kosztują dwieście pięćdziesiąt złotych. Od dzisiaj są na wyprzedaży o dwadzieścia pięć procent.  To ile za nie zapłacę? 
- Serio?  Idziesz na zakupy?- zapytała i wyraźnie zainteresowała się. 
-No tak. Za trzy tygodnie idę na wesele i potrzebuję wygodnych butów.
- Teorie w zakupach przerobiłam to czas na praktykę Ula-rzekła podekscytowana. —  Pójdziemy razem - zadecydowała.
-Wiola, ale ja idę tylko do jednego sklepu po buty.
-Ula bez obrazy- postanowiła postawić na szczerość, choć nie miała zwyczaju obrażać. — Albo jest się cukierkiem czekoladowym albo, albo rulonem owocowych dropsów- dodała porównawczo, spoglądając na jej bluzkę w kolorowe paski i spódniczkę w nieokreślone wytłaczane wzory w kolorze musztardowym. —  To taka przenośnia Ula- dodała widząc zdziwienie dziewczyny. —To inaczej Ula.  Albo się jest Kopciuszkiem przed północą, jak na pokazie, albo po północy jak dzisiaj. Rozumiesz teraz?
-Tak- odparła po części ciągle osłupiała i po części rozbawiona. Nie mogła też gniewać się za szczerość Wioletty, bo tak zabawnie było to ujęte, że trudno było się na nią gniewać.
- No- uśmiechnęła się z zadowoleniem. —  Jesteś młoda, ładna i powinnaś ubierać się jak nastolatka a nie tak po staremu.  Brystolu i grypliny już się nie nosi. Ale nie bój się, ja się tobą zajmę- mówiła z otuchą. — W tej galerii obok przystanku są wyprzedaże to pójdziemy i kupimy ci coś jeszcze oprócz butów.
-Czy ja wiem Wiola- mówiła bez przekonania. — To co Marek płaci mi za naukę ciebie to chciałam wpłacić na konto fundacji.
-Kochana nie ma, co marudzić- przerwała jej. — Życie za ciebie zadecydowało, że trzeba iść na zakupy.  A fundacja to nie piekarnia to poczeka. Marek na pewno zgodziłby się ze mną. Mam zadzwonić do niego i spytać?- wzięła ją na mały szantaż.
- OK. Wiola- zgodziła się momentalnie, bo wiedziała, że Marek na pewno zgodziłby się z kuzynką. —  Ale tylko jedna, góra dwie rzeczy - z góry zastrzegła.
Zakupy z Wiolą nie były takie złe. Widać było, że jest w tym dobra i wiedziała, do jakich iść sklepów. W parę minut Ula stał się właścicielką jasno czerwonych spodni typu rurki, zwykłej podkoszulki, jednej bluzki, przewiewnej sukienki i butów nie tych upatrzonych, ale równie ładnych, wygodnych i tańszych. Było to więcej niż zamierzała kupić, ale cenowo niewiele więcej niż zamierzała wydać.  Dała namówić się nawet na wejście do sklepu z kosmetykami, kupienia sobie cieni do powiek i wzięcia paru gratisowych próbek szminek. 
-Teraz tylko wystarczy zrobić sobie makijaż i będziesz zwalać chłopaków z kolan- rzekła Wiola z optymizmem wychodząc z butiku. 
- Gdzie Wiola?- odparła bez jej entuzjazmu. — W Rysiowie to nawet nie ma, kogo rzucić na kolana.
-Kto mówi o Rysiowie kochana-żachnęła.  — Mówię o Warszawie. Zobaczysz pójdziesz na studia to kawalerowie sami ci się z worka wysypią. A teraz idziemy w miejsce gdzie dają najlepsze desery w całej galerii- dodała biorąc ją po rękę. —  Ja stawiam Ula.
Ciekawa jestem jakby to było powalić chłopaka na kolana- zamarzyła idą za Wiolą do kawiarenki.  Zobaczymy czy jutro Marka powalę, jeśli będzie w domu.  Albo czy chociaż coś powie o moim wyglądzie, tak jak miesiąc temu o nowej fryzurze i okularach. To będzie próba ogniowa. Okulary i fryzura od razu w oczy wrzuciły się a ubiór to co innego.

Następnego dnia pojawiła się u niego w domu w zakupionych spodniach i podkoszulce. Jej nowy wygląd, zrobił na Marku jak najbardziej pozytywne wrażenie, ale do pięknych i wzywających kobiet, jakie preferował było jej daleko i ciągle była dla niego zwykłą przeciętną dziewczyną nie wartą uwagi.
-Teraz zaczynam rozumieć, co miała na myśli Wiola mówiąc mi wczoraj, że zrobiła z ciebie dropsa karmelka w czekoladzie, czy coś takiego -rzekł kiwając z aprobatą głową. —  Wyglądasz bardzo młodzieńczo i wdzięcznie.
 -Ja bez tego Wioli gadania wiedziałam, że Ula ma ukryty urok- wtrąciła pani Kubasińska, zanim Ula zdążyła odezwać się. — Tylko ty ze Sebastianem zauważacie kobiety półnagie i frywolne.
-Przynajmniej są łatwe w obsłudze babciu- odparł cynicznie i ku zgorszeniu kobiety.
-Twoja matka w grobie się przewraca słysząc coś takiego- zbeształa wnuka.
-To ja może pójdę na górę do Wioletty-wtrąciła Ula słysząc, że szykuje się na rodzinną sprzeczkę.
W drodze na górę zatrzymała się jednak raz, aby poprawić obrazek wiszący przy schodach. Babcia Marka, choć rozmawiała z wnukiem to dostrzegła ten szybki ruch Uli. Godzinę później Ula ponownie pojawiła się na schodach i znowu jeden obrazek został przesunięty i znowu nie umknęło to uwadze seniorce.
-Jakbym córkę widziała w tym wchodzeniu i zbieganiu po schodach i poprawianiu obrazków-rzekła ze wzruszeniem. — Ona robiła dokładnie tak samo, drogie dziecko. Zbiegała, zatrzymywała się i poprawiała obrazek.
-Tak, mówiłem już to Uli- wyręczył ją od odpowiedzi Marek. Sama poczuła się źle, że spowodowała przywołanie przykrych dla niej wspomnień.— Ula pomagała mi sprzątać dom podczas nieobecności pani Steni i parę razy na dzień poprawiała te obrazki.  A to jest właśnie ta Ula pani Steniu –zwrócił się nieoczekiwanie do kobiety, która pojawiła się w drzwiach salonu, a która przyszła dzisiaj pomóc w przygotowaniach do przyjazdu jego ciotki i wujka. Chciała zapytać go, co miał na myśli mówiąc o niej właśnie ta Ula, ale Marek zajęty był dalej przedstawianiem i nie miała okazji.  — Ula to jest pani Stenia moja gosposia.  Kiedyś była moją nianią a później, gdy już niani nie potrzebowałem to przychodziła czasami pomagać mamie w większych porządkach.  Teraz przychodzi raz, dwa razy w tygodniu i pomaga mi.
-Dzień dobry-  przywitała się grzecznie jako młodsza.
-Po przyjeździe z sanatorium zastanawiałam się, kto Markowi pomagał w sprzątnięciu domu-zwróciła się do niej i wyjaśniając niejako stwierdzenie, ta Ula.  — Znam go od dziecka i wiem, że tak dokładnie by nie sprzątnął.  Wydawało mi się jakby pod moją nieobecność pani Helena tu była i sprzątała- dodała równie tkliwie, co niedawno babcia Marka. — Szkło i porcelana na wystawce w salonie i gabinecie były tak ładnie i gustownie poukładane jak robiła to pani Dobrzańska.  Tak samo było z koszulami Marka. Powieszone jak koszule pana Krzysztofa.  Nawet ręczniki poskładane i schowane w szafce w taki sam sposób.  Jednak to, co zrobione było z kwiatami najbardziej mnie zaskoczyło.  Marek miał tylko przez miesiąc podlewać je a były wypielęgnowane tak jak za czasów pani Heleny.  Liście odkurzone, oberwane suche gałązki, zwiędłe kwiatki, rozsadzone, ziemia dosypana, podpórki pokładzione, doniczki umyte, ładnie i w odpowiednich miejscach poustawiane. Chciałam zająć się tym po moim powrocie, a wszystko było zrobione jak należy.
-Tak, drogie dziecko- rzekła zamyślona pani Kubasińska zapatrzona w palmę.  — Córka o kwiaty dbała jak mało, kto.
-Ja nic takiego nie zrobiłam-odezwała się w końcu cicho Ula przerywając przedłużającą się ciszę. — Ja po prostu lubię kwiaty.
 
CDN W LISTOPADZIE