Samoocena
wypowiedziana przez Marka na temat jego dotychczasowego życia zaskoczyła Ulę. W dwóch zdaniach powiedział to, co i ona
chciała powiedzieć mu. Miała odezwać się już, ale Marek ubiegł ją.
-
Nic nie powiesz?- zapytał,
gdy cisza przedłużała się. —Żadnych uwag.
-Nie
wiem, co mogłabym powiedzieć ci-rzekła siadając na krzesełku przy jego łóżku. —Chyba to, że swoim wyznaniem zaskoczyłeś mnie-dodała
zgodnie ze swoimi odczuciami. —Powiedziałeś wszystko w dwóch zdaniach to, co ja
miałam ci do powiedzenia i dużo dokładać nie muszę. Mogę dodać jedynie, że
czas dorosnąć.
- Sebastian
i babcia też tak mówią- odparł bez urazy za jej słowa. — Zwłaszcza Seba. Od czasu jak jest z Wiolą
jest nie do zniesienia. Ona też zresztą.
Kiedyś dzwoniłem do niej z nudów i przyznałem się, że nudzę się to wytknęła mi,
że skoro byłem na tyle
głupi, żeby powiedzieć coś takiego ci to teraz mam radzić sobie sam albo
poprosić którąś z moich panienek, aby zajęła się mną-zacytował mniej więcej słowa kuzynki.
-Nie
powinieneś wtedy proponować mi coś takiego- podchwyciła podjęty temat.
-Nie
powinienem i przepraszam Ula -wyznał szczerze.
— I dzięki, że pomimo tego, co zrobiłem znalazłaś chwilę, żeby przyjść
do mnie-dodał biorąc za rękę.
-Nie
mogłam nie przyjść Marek. A tak naprawdę
to jeszcze przed twoim telefonem postanowiłam, że przyjdę. Jak tylko pan Dec
powiedział mi, że zemdlałeś na zebraniu-sprecyzowała.
-Cała
ty- mówił uśmiechając się do niej, bo wyjawienie, przez Ulę prawdy, że i ona
chciała przyjść do niego bez jego namowy sprawiło mu małą satysfakcję. —Biegniesz na ratunek nawet, jeśli ktoś
skrzywdził cię.
-Po
prostu stwierdziłam, że jeden twój błąd nie może przekreślić całej naszej
znajomości- argumentowała.
-To prawda
Ula. Nie może. To już ponad dwa tygodnie
jak nie widzieliśmy się- zmienił nieco temat.
-A mi
wydawało się, że znacznie dłużej – odparła cicho, jakby do siebie.
-
Brakowało mi ciebie i tęskniłem- dodał nieoczekiwanie. —Ale uparłem się, żeby
nie odezwać się do ciebie pierwszy.
-To
podobnie jak ja- uczciwie wyznała. — Tęskniłam, ale Wiola
przekonała mnie, żeby
przetrzymać cię i nie dzwonić do ciebie, jako pierwsza, bo sam nie wiesz do
końca, czego chcesz. Ale, gdy wysłałeś Adama z papierami to straciłam nadzieję
w słowa Wioletty, że odezwiesz się. Nie przypuszczałam tylko, że i ty będziesz
myślał tak samo.
-A
jednak Ula -rzekł wyraziście. —Musiało
się tylko coś stać, żebym coś zrozumiał, przełamał się i zadzwonił.
-Czyli,
że gdybyś nie wylądował dzisiaj w szpitalu to dalej nic byś nie zrobił-ni to
stwierdziła ni zapytała.
-Sam
nie wiem- odparł z zamyśleniem. —Czasami sięgałem już po telefon, żeby odłożyć
go chwilę później. Zwłaszcza w tych ostatnich dniach, gdy spać nie mogłem
nachodziły mnie takie momenty. Ale w
końcu przemogłem się i przy okazji zrozumiałem wiele innych spraw.
-I to
ci się chwali Marek- rzekła dumna z jego poczynań.
-Tylko,
że trochę trwało, zanim nie zrozumiałem, że żyje się raz, że życie przelatuje
mi przez palce w zastraszającym tempie i że nie mogę żyć na niby całe życie. Jeszcze trochę a naprawdę zacząłbym chodzić z
Szymkiem do klubu na podrywy ,bawił się z coraz młodszymi panienkami, z którymi
nie miałbym, o czym porozmawiać. A za
parę lat byłbym dobrym wujkiem Markiem rozdającym cukierki dzieciom i wnukom Wioli
i Sebastiana może i Szymka i chodzącym z laseczką i z Lordem albo innym Baronem
na spacery.
-To
naprawdę musiałeś nie spać te trzy noce, skoro tyle rzeczy przemyślałeś i to na
zapas-rzekła z lekkim rozbawieniem na myśl jego planów na starość.
-Kiedy
jest się samym to jest masa czasu na to Ula- odparł nieuprzejmym tonem, bo
wypowiedź Uli uznał za ironię. —Całymi nocami i dniami myśli się o życiu. Przychodzą
wtedy najbardziej irracjonalne myśli. Zapewniam cię, że nadmiar wolnego czasu
na dłuższą metę jest nie do zniesienia- mówił dalej niegrzecznie. — Nawet w pracy sprawy osobiste były
poniekąd obecne i stałem się wredny. Pshemko
to nawet nagadał mi o tym, jaki to stałem się nie do zniesienia i furiantem.
-Tak
wiem-wtrąciła. —Adam wspominał coś o nadgorliwości
i czepiania się wszystkiego. I nie chciałam obrazić cię –dodała przepraszająco.
— Tylko te twoje plany
byciem dobrym wujkiem rozbawiły mnie trochę-tłumaczyła się.
-Bo
takie są- sam przyznał się do trochę zabawnych swoich wymysłów. —W końcu pomyślałem
sobie, że zamiast rozmyślać, to rzucę się we wir pracy. Ale i to źle skończyło się dla mnie, jak
wiesz. Organizm mam chyba nieprzyzwyczajony do takich ekstremalnych
warunków-zażartował.
-Ale
na szczęście nic groźnego nie stało się i szybko wrócisz do sił i do domu-pocieszała
go.
-
Oby. A między nami może być jeszcze jak dawniej? – zapytał nagle i wprawiając w
zakłopotanie. — I będziesz odwiedzać mnie czasami w domu.
-Jeśli
chcesz tego, to tak-odparła bez wahania.
-
Chcę i dzięki Ula- wyraźnie słowa Uli ucieszyły go. —Za te wszystkie wspólnie
spędzone lata z tobą i twoją rodziną też dziękuję.
-Nie
musisz dziękować- zapewniała. —Tyle dla nas zrobiłeś, że było to dla nas
oczywiste, że byłeś mile widziany. Zresztą nawet, gdyby sprawa operacji nie
wynikła to też byłbyś mile widziany. Było nam po prostu miło gościć cię za
każdym razem. Byłeś dla nas odskocznią od codzienności.
-
Jest Ula- sprzeczał się z nią. —Czułem się u was jak u rodziny. Zrozumiałem to już tego pierwszego dnia,
gdy poznaliśmy się i pozwoliłaś przeczekać mi burzę i ugościłaś, a nie
wystawiłaś za drzwi. Powiem nawet więcej. Spotkanie was było najlepsze, co
mogło spotkać mnie po śmierci rodziców-dodał na koniec.
-Tak
jak dla nas po śmierci mamy- rzekła uśmiechając się do niego i zdając sobie z
tego sprawę, że jest to prawda. — I oczywiście dalej możesz liczyć na gościnność-zapewniała.
- A
wy na mnie-odparł odwzajemniając uśmiech.
W
szpitalu zostać dłużej nie mogła, bo kończyła się jej przerwa obiadowa i
musiała wracać do pracy. Poszła jeszcze tylko do szpitalnego sklepiku po wodę i
sok do picia oraz pożywne banany i drożdżówkę. W drodze do firmy Dec& Lange oczywiście analizowała całą wizytę.
Ciągle nie mogła uwierzyć w to, że Marek poprosił o drugą szansę, tęsknił i
tyle jej powiedział. Nie były to jeszcze żadne deklaracje miłosne, ale było to
znacznie więcej niż jeszcze dwa tygodnie temu. On tymczasem również rozmyślał.
Wiedział już, że kocha Ulę, ale stwierdził, że szpital to nie jest dobre
miejsce na takie wyznania i cieszył się, że Ula nie skreśliła go ze swojego
życia.
Do
szpitala wróciła tak jak obiecała po pracy. W międzyczasie Marek dowiedział się,
że będzie mógł wrócić do domu tego samego dnia, ale z zaleceniem kilkudniowego
odpoczynku. Ula postanowiła zaopiekować
się nim i zabrać go do siebie na przedłużony weekend. Był, bowiem czwartek i miał zostać u
Cieplaków do poniedziałkowego popołudnia. We wtorek natomiast przypadało Święto
Zmarłych i miała przyjechać do niego rodzina. Z dowiezieniem go do Rysiowa
problemu nie było, bo do pracy tego dnia Ula przyjechała swoim autem i nie
musieli korzystać z taksówki ani autobusu. Podjechali tylko do jego domu po
rzeczy, leki, wózek na wypadek dalszej wędrówki , pieska Lorda i ruszyli w dalszą drogę. Czas u Cieplaków
mijał szybko i przyjemnie. W piątek zajął się nim Józef a przez kolejne trzy
dni mogła robić to Ula i reszta rodziny. Z Cieplakiem rozmawiał na wszystkie
tematy z Jasiem głównie o motocyklach, czyli ulubionym ich tematem i to od ich
pierwszego przed laty spotkania. Chłopak był też blisko spełnienia swojego
wielkiego marzenia z tamtego czasu i kupna motocykla. Z Beatką natomiast grał w
gry planszowe, a Ula zajmowała się jego potrzebami bardziej przyziemnymi i
dogadzała, jak mogła. Brakowało jej jednak trochę sam na sam z Markiem, bo
nawet na spacerze towarzyszyła im Betti. W niedzielne popołudnie zostali w
końcu sami. Józef z Alicją pojechał do jej rodziny na urodziny, Jasiu z
dziewczyną Kingą był w kinie, a Beatka z rodzicami koleżanki w cyrku we
Warszawie. Oni zaś, choć był koniec października to korzystając z ostatnich
promieni słońca poszli na krótki spacer. Był też czas na krótki odpoczynek w
ogrodzie i na zabawę z pieskami. Później przenieśli się do pokoju Uli a który
tymczasowo zajmował Marek. Ula zrobiła dla nich kawę i przyniosła ciasto i
lody.
-Jak
ja odwdzięczę się ci się za to wszystko?- pytał rozkoszując się ostatnim kęsem jego
ulubionego sernika. — Tyle dla mnie zrobiłaś i dalej robisz.
-Nie
musisz odwdzięczać się- mówiła kurtuazyjnie. —Dla mnie to przyjemność.
- I
za to między innymi cenię cię Ula-rzekł spoglądając na nią z podziwem. — Za bezinteresowność.
-To znaczy,
że jest jeszcze coś innego, za co mnie cenisz – zagadnęła z zaciekawieniem.
-Jest
dużo takich rzeczy-odparł pewnie. —Za dobroć, wrażliwość, życzliwość. Jesteś
jeszcze rodzinna, skromna, mądra, wesoła, szlachetna- zaczął wymieniać jej
zalety. —Długo mógłbym tak mówić jeszcze.
-To
uważaj, bo uwierzę w to wszystko-odparła przekomarzając się. Pomyślała sobie też, że były to tylko zalety i
to takie, które kobiety nie za bardzo chcą słyszeć od ukochanego. Wolałaby
usłyszeć też coś z uczuć i w stylu jesteś kochana, czy piękna.
-Zapomniałem
o najważniejszych rzeczach- dodał wpatrując się w nią intensywnie i wybijając z
myśli. — Jesteś niesamowita, wyjątkowa, niepowtarzalna i kochana. Byłem
tylko głupcem, że prędzej nie dostrzegłem pewnych rzeczy, a raczej nie chciałem
widzieć. Chciałem chyba na siłę trzymać
się swoich przekonań i łatwych, pustych dziewczyn, a nie tych bardziej
wartościowych. Ale w końcu dotarło do mnie coś. To po tym wspólnym wyjściu do
klubu z Szymkiem, kiedy był zachwycony jedną z dziewczyn coś zacząłem zauważać.
Spojrzałem na nią z niesmakiem i pomyślałem sobie, że Szymek on dość prosty
gust i co najgorsze uświadomiłem sobie, że ja miałem do niedawna taki sam i że
nie tego szukam.
-Tak
czasami bywa, że zauważamy coś przypadkiem –wtrąciła cicho, gdy zapadła chwila
ciszy. Zdała sobie też sprawę, że jej
niedawne myśli stają się jakby realne.
-To
prawda- przytaknął trochę kurtuazyjnie. —Ula w moim życiu było wiele kobiet,
ale były całkiem inne niż ty i żadna też tak mnie nie inspirowała jak ty-kontynuował
swoją poprzednią wypowiedź i biorąc jej dłonie w swoje ręce. —Już przy poznaniu byłaś inna, bo nie
polubiłaś mnie tak od razu, a do czego byłem przyzwyczajony. Później nie
potrafiłem oprzeć się pokusie, żeby tej znajomości nie przedłużyć i żeby nie
zrobić coś, żebyś polubiła mnie tak jak Betti i Jasiu. W końcu udało mi się i
polubiłaś, a nawet bardziej niż polubiłaś. Mi zajęło to znacznie więcej czasu.
Nie wiem nawet dokładnie,
kiedy to się stało i jak, ale stałaś się dla mnie bardzo ważna. Nie wiem nawet,
czym objawia się miłość, ale jeśli tym, że chce się całować kogoś, ciągle myśli
się o kimś, tęskni się, porównuje z innymi, brakuje czegoś, jest się
zirytowanym bez powodu, to ja właśnie to wszystko czuję. Zakochałem się w tobie
Ula- mówił patrząc w oczy. —Po raz pierwszy i ostatni zakochałem się. Kocham
twoje piękne oczy, usta, uśmiech, twój charakter, sposób bycia. Mam tylko
nadzieję, że nie spóźniłem się ze swoimi uczuciami- dodał na koniec.
-Tak
łatwo nie da się odkochać- odparła spokojnie. — I
kocham cię tak...- zaczęła, ale Marek przerwał jej delikatnym pocałunkiem.
-Kocham
cię tak samo mocno jak przed laty- dokończyła zdanie, kiedy na krótką chwilę
oderwał się od niej.
-To
dobrze-odparł tylko i wrócił do jej ust. Tym razem na znacznie dłużej. Całował ją jak poprzednimi razami. Namiętnie i zachłannie wślizgując się w jej
usta.
-Pamiętasz
jak pytałeś mnie czy Damian lepiej całuje od ciebie? –zapytała, gdy skończyli
tą przyjemną czynność.
-Trudno
nie pamiętać-mruknął z niezadowoleniem.
-To
teraz mogę powiedzieć ci, że nie wiem czy lepie całuje-rzekła tajemniczo. —Przyszedł wtedy przypomnieć mi o wysłaniu
faksu i pożegnać się. Ale mogę powiedzieć ci, że lepiej całujesz od Bartka,
Kamila, Emila, Szymka a nawet Konrada – ostatnie imię wypowiedziała z
uwydatnieniem.
-Konrada
sam usunąłem z twojego życia-wyznał jej nieoczekiwanie. —Znałem go z jednego z
klubów i z tej złej strony i uważałem, że może skrzywdzić cię.
-A
był moim faworytem- rzekła jakby z wyrzutem.
—To znaczy drugim po tobie-dodała szybko.
-To
na moje szczęście nie ma go w twoim życiu- rzekł z ulgą. —A wracając do nas to zamierzam
ożenić się z tobą najszybciej jak się da i jeszcze dzisiaj poproszę twojego
ojca o twoją rękę. A później chcę mieć z tobą gromadkę dzieci i zapełnić nimi
nasz dom.
-Aż
tak ci śpieszno do pieluch, zupek i kupek?- pytała z niedowierzaniem. —Nie
znałam cię od tej strony.
-Kochanie-zaczął z tym swoim popisowym uśmiechem, a który ona tak bardzo lubiła. —Ja sam nie znałem się od tej
strony, ale wiem, że tak jest. Jeśli dzieci to tylko z tobą-zapewniał tuż przy
jej ustach.
W domu byli sami to mogli pozwolić sobie na
dużo więcej niż zwykłe pocałunki i bez pośpiechu oddali się pieszczotom. Zwłaszcza,
że bluzeczka Uli trochę odsłaniała i miała to do siebie, że górne guziki same
odpinały się dla zachęty, a takiej okazji Marek nie mógł przegapić. Dla wygody posadził sobie Ulę na kolanach a
sam oparł plecami o ścianę. Mógł w ten sposób nie tylko patrzeć w jej twarz,
ale i swobodnie całować usta, szyję i dekolt, a ona poddawała się tym
pieszczotą z całą rozkoszą i miękła z każdym kolejnym pocałunkiem. Czuła też,
szybsze bicie serca Marka i zastanawiała się czy nie zaszkodzą mu te
igraszki. Marek tymczasem nie zamierzał nic kończyć i
smakował jej usta i skrawki ciała póki mógł.
-Ula
za dwa tygodnie w Madrycie jest pierwszy wspólny pokaz z firmą pani Peres- poinformował ją nieoczekiwanie i odrywając usta od zagłębienia w szyi.
Pojedziesz ze mną?
-A
to ma coś wspólnego z tym, że całujesz mnie teraz?-odpowiedziała pytaniem na
pytanie.
-Nie-szybko
zaprzeczył, ale pomyślał, że tam na miejscu może mieć i to dużo więcej niż
pocałunki. —Po prostu będzie mi miło jak będziesz tam ze mną. Moglibyśmy
pojechać na cztery-pięć dni i przy okazji odpocząć i zwiedzić Madryt- nęcił. —Byłaś
już w Madrycie?
-Nie
i chętnie wybiorę się z tobą- odparła ku jego zadowoleniu.
-Świetnie-
odparł i wrócił do tego,
czym byli zajęci od paru minut.
Pocałunki
i poczytania Marka stawały się coraz śmielsze. Całował coraz bardziej
zachłannie i odważniej, bo i Ula nie protestowała.
-Mogę-zapytał trzymając swoje ręce na połach jej bluzki i
mając na myśli pozbawienie jej z niej jak i
ze stanika.
-Twoja
babcia powiedziała mi kiedyś, że mężczyźnie trzeba dać trochę posmakować
siebie, więc...
-Babcia
to jednak mądra kobieta- wtrącił i zajął się tym czym miał.
Chwilę
później Ula czuła jego dłonie i usta na piersiach i było to zniewalające.
Wtuliła się nawet bardziej w jego ramiona, żeby wszystko lepiej czuć. Marek
pieścił jej piersi i całował na przemian. Nie zapominał też o ustach. Ula nie
chciała być też stratna to pozbyła, więc Marka z koszuli i ona mogła zająć
się jego ciałem.
-Jesteś
piękna Ula- usłyszała jego głos tuż przy uchu.
-A
ty nie odbiegasz od ideału męskości-odparła gładząc jego tors.
Bez pójścia
na całość było im przyjemnie, ale i oboje wiedzieli, że następnym razem to im
nie wystarczy. Marek wiedział jak działa na Ulę a i ona siedząc mu na kolanach wyczuła to i owo.
Miała to być ostatnia część, ale będzie jeszcze jedna połączona z
epilogiem. Kiedy to nie wiem? Tą miałam nadpisaną to mogłam dodać, a kolejną
muszę pisać od zera.
Dziękuję, że choć jestem teraz mniej aktywna zaglądacie tu.
Tradycyjnie przepraszam za błędy i niedociągnięcia.