Urodziny
Sebastiana przechodziły pomału w niepamięć, ale znajomość Uli i Marka z
rodzeństwem Malickich trwała. Ula głównie na słowa Wioletty, aby wzbudzić w
Marku zazdrość, umówiła się na kolejne spotkanie z Emilianem, a Marek z Kamilą,
bo chciał zapełnić pustkę po Uli. Wyjście do kina i na spacer nie było jednak
dla Uli czymś, co chciałaby rozpamiętywać. Mężczyzna jak dla niej był przesadnie
miły i za słodki. Znacznie większe wrażenie Malicki zrobił na matce Uli. Emilian
bowiem któregoś popołudnia pojawił się w cukierni i oczarował Cieplakową kindersztubą,
elegancją, elokwencją i urodą.
Marek
z Kamilą natomiast wychodził bawić na miasto i tam, gdzie mogła spotkać osoby w
swoim wieku. Również ulubiony klub Marka i Sebastiana był w zasięgu jej
zainteresowań i Dobrzański zabrał ją tam dwa razy w ciągu tygodnia. W takim
towarzystwie odnalazła się szybko, a chętnych do zatańczenia z nią nie
brakowało. W sobotni wieczór również pojawili się w Klubie 26 i szybko znalazła
chętnego do zatańczenia. Zazdrosny o towarzystwo innych Marek nie był, bo była
dla niego tylko koleżanką i nic poza sympatii koleżeńskiej nie czuł. W czasie,
gdy Malicka tańczyła, dosiadła się do niego ciotka Uli, Anna (część 6). Z
widzenia ją znał, ale nigdy nie miał okazji poznać.
-Wolne?
– zapytała. —Czekam na znajomych, a wszędzie są pozajmowane miejsca.
-Tak
proszę- odparł. —Może coś pani postawić?
-Skoro
pan jest tak miły, to poproszę o Gin z tonikiem.
-Służę
uprzejmie- rzekł, podkreślając uśmiech.
-Twoja
dziewczyna nie będzie zła za moje towarzystwo? – zagadnęła.
-Skąd
wie pani, że jestem tu z kimś? – zapytał zaintrygowany.
-Dwa
dni temu bawiłeś się z taką rudowłosą kobietą, która tam tańczy. Miała również
oryginalną torebkę, a ta sama torebka leży na stołku z drugiej strony.
-Nie
będzie zazdrosna, bo nie jest moją dziewczyną. To tylko koleżanka do pójścia do
klubu. Mój kumpel ostatnio spędza więcej czasu ze swoją dziewczyną, jest więc w
zamian.
-Wiem
chyba, o kim mówisz. Taki blondyn. Sebastian ma na imię, a ty jesteś Marek. Jesteście
tu stałymi bywalcami, to pamiętam. Kolega spoważniał,
a ty dalej bawisz się beztrosko- dodała, bo w uczuciach Wioletty i Sebastiana
również była na bieżąco. —Od lat widzę,
jak przychodzisz tutaj.
-Pani jest
tajniakiem, że wszystko i wszystkich obserwuje? -zapytał złośliwie.
-Zastanawiam
się tylko, dlaczego najbardziej pożądany kawaler Warszawy jest ciągle sam-
wtrąciła. —Niejedna panna byłaby chętna na związek z tobą.
-Zainteresowana
jest pani, skoro pani pyta?
-Nie
skąd. Dziwne to trochę. Chyba że uczucie miłości jest ci obce.
-Nie
jest. Jest nawet taka jedna dziewczyna, ale boję się, że mogę tylko ją
skrzywdzić związkiem ze mną- zaczął się zwierzać. —Wiem, jak żyję i jakie ma
podejście do pewnych spraw Ula. Ja lubię zabawę a ona spokojne życie. Ja
grzeszę rozpustą, a ona jest ciągle jak pensjonariuszka. Ja impulsywny, a ona romantyczka.
Mamy inne charaktery jak widać. Tylko płakałaby przeze mnie.
-Tego
nie możesz być pewny Marek- stwierdziła klarownie. —Coś, co wydaje się
oczywiste nie zawsze, takie jest.
-Mówi
pani jak Sebastian. Tylko że on jest za Ulą, bo jego dziewczyna
to najlepsza koleżanka Uli.
-Ale
ja jestem obca i obiektywna- argumentowała.
-Ale
kobietą, a kobieta stanie po stronie kobiety- rzucił kontrargument.
-Kobietą
z doświadczeniem życiowym- sprecyzowała ripostą. —Pogubiłeś się i tyle. Nie
znam Uli, ale może jest właściwą kobietą, która twoje życie wprowadzi na
właściwe tory. Według mnie warto spróbować. Miłość wiele może zdziałać.
-Myśli
pani- zaczął, poważnie zastanawiać się nad słowami kobiety. Zastanawiał się
również nad wiernością, bo za Sonią i Rozalią nie tęsknił za bardzo.
-Dokładnie
tak myślę- odparła zdecydowanie.
Powiatowe
dożynki w Rysiowie zgromadziły nie tylko mieszkańców wsi Rysiów i okolicznych
wiosek, ale i sporo miastowych. Głównie to właśnie dla nich atrakcje dożynkowe były
niezapomniane i oglądali z zaciekawieniem dożynkowy pochód, podziwiali wieńce
uplecione ze zbóż, ziół i kwiatów i uczestniczyli w uroczystej Mszy Świętej.
Tego roku z racji, że gospodarzami byli sami Dobrzańscy to i impreza urządzona była z większym rozmachem. Odbywała się na polach przy ich dworku, był fotograf, dziennikarze z gazet, włodarze Warszawy i inni prominenci. Z miasta zjechała również spora grupa ich znajomych. Wśród nich byli Kubasińscy, Sebastian, Kamila i Emilian oraz cała rodzina Cieplaków.
Po części oficjalnej dożynek przyszedł czas na mniej oficjalną. Były pieczone ziemniaki i kiełbaski, racuszki, podpiwek, inne trunki, ciepły chleb, owoce, muzyka, dla miastowych przejazd na sianie a wieczorem potańcówka.
Dwa
dni później Marek pojawił się na ulicy Złotej. Szedł właśnie do ojca i do cukierni Szarlotka, gdy dojrzał Ulę i Emiliana idących w przeciwnym kierunku po drugiej stronie ulicy. Oni zajęci rozmową,
nie zauważyli go, ale on zdążył dostrzec zadowolenie Uli. Chwilę później
pojawił się w cukierni, a Cieplakowa po małej zachęcie Marka i swoich chęci nie
omieszkała opowiedzieć mu o Malickim.
-To
bardzo miły i młody człowiek- mówiła z zachwytem. —Ma dwadzieścia pięć lat i
wiekowo pasuje do Uli- dodała tak sugestywnie, że przy swoich trzydziestu
trzech poczuł się staro i zdecydowanie za staro dla Uli.
-Chyba
tak- zgodził się tylko z uprzejmości. —Poznałem go w czasie urodzin u
Sebastiana. To jego krewni.
-Mają
jakąś fabrykę z ubraniami- kontynuowała swoje peany. —Był tak elegancko ubrany
i wyczesany.
-A mi
wydaje się, że to zwykły goguś panie Marku- odezwał się Józef. —Jest tu
przejazdem i tylko niepotrzebnie zawraca Uli głowę. Nie wiadomo, jak jest w tym
Wilnie. Może ma tam narzeczoną. Lepiej byłoby, gdyby Ula miała stąd kawalera.
Można dowiedzieć się, czy rodzinna porządna.
-To
zawsze swój panie Józefie- przytaknął.
-Powiedzieć
Uli, że pan był? – zapytał Józef z życzliwością.
-Niekoniecznie.
Będziemy widzieć się na dożynkach. Państwo również przyjdą?
-Tak-
odparł mu Cieplak, odprowadzając do drzwi. Tam zaś minął się z Bartkiem
Dąbrowskim. —Nie podobają mi się jego częste wizyty tutaj- dodał z niechęcią. —Nazwisko
sławne a on szelma. Nie macie innych dostawców?
-Pewnie
są, ale nie mi decydować kto, gdzie jedzie. A tak na marginesie to również nie
przepadam za nim.
W tym
przypadku Cieplak również się nie mylił, bo do grona adoratorów Uli chciał, dołączył
również Bartek, który w ostatnich dwóch tygodniach prawie codziennie pojawiał
się w cukierni z dostawą albo u Dobrzańskiego w biurze z fakturami. Ula zaś z
każdym takim spotkaniem czuła, że liczy na coś więcej niż zwykłą znajomość.
Z
cukierni wyszedł wyraźnie niezadowolony, choć ciągle wahał się co ma zrobić z tym co powiedziała mu ta kobieta w klubie.
Jestem jak ten pies ogrodnika- myślał chmurnie. Sam nie chcę rozwinąć znajomości, a i innym żałuję, że chcą.
Jestem jak ten pies ogrodnika- myślał chmurnie. Sam nie chcę rozwinąć znajomości, a i innym żałuję, że chcą.
Byłoby
mu pewnie lżej na duszy, gdyby wiedział, że Ula śmiała się z żart, odprowadzała
go kawałek, bo sama szła odebrać Betti od koleżanki i że nie żywi do Emiliana
żadnych wielkich uczuć.
Tego roku z racji, że gospodarzami byli sami Dobrzańscy to i impreza urządzona była z większym rozmachem. Odbywała się na polach przy ich dworku, był fotograf, dziennikarze z gazet, włodarze Warszawy i inni prominenci. Z miasta zjechała również spora grupa ich znajomych. Wśród nich byli Kubasińscy, Sebastian, Kamila i Emilian oraz cała rodzina Cieplaków.
Ulę
Marek dojrzał, gdy stała wraz z Wiolettą przy jednym ze stołów i układał kwiaty
w wazonach. Prędzej widział ją już z Emilianem, to wolał nie podchodzić i ukradkiem
spoglądał na nich. Później, chociaż z Malickim, Wiolettą, Kamilą i Sebastianem
miał okazję przywitać się, to Ula zawsze gdzieś przepadała. Teraz zaś była do
tego okazja.
-Witaj
Ula- rzekł z rezerwą. —Dobrze się bawisz?
-Nawet
bardzo- odparła również bez emocji.
-To
dobrze. A jak się ma twoja znajomość z Emilianem? Widziałem was ostatnio razem
przy waszej cukierni.
-Dziękuję
dobrze. A twoja z Kamilą?
-Też nie
narzekam.
-Jak
tak dalej będziecie gadać, to daleko nie zajdziecie- wtrąciła Wioletta, która
była w towarzystwie Uli, gdy podszedł Marek. —Ktoś kogoś sprzątnie sprzed nosa
i będzie pozamiatane.
-To
wstęp do rozmowy Wiola- rzekł Marek.
-Zwykła
uprzejmość- dodała Ula.
-To wy
sobie tutaj rozmawiajcie, a ja pójdę Cebulka poszukać- odparła, odchodząc.
-Dzisiaj
mijają dokładnie cztery miesiące, jak się poznaliśmy Ulijanko- zagadnął.
-Nieprawda.
Poznaliśmy się ponad dziesięć lat temu. Wtedy poznałeś Jankę.
-Ta
znajomość nam lepiej wychodziła- stwierdził cicho.
-Zawsze
możemy rozpocząć znajomość od nowa- odparła wesoło. —Jestem Urszula Cieplak i
obiecałam pańskiej mamie pomóc w przyozdobieniu stołów i całej reszcie.
-Ta
Ula Cieplak? -zapytał z mocnym zdziwieniem. —Pamiętam panią z czasów pensjonariuszki. Była pani nieopierzonym kurczaczkiem.
-Fakt.
Trochę się zmieniłam.
-Trochę
to mało powiedziane. Zmieniła się pani nie do poznania.
-Oby
na lepsze- wtrąciła.
-Oczywiście,
że tak- rzekł zdecydowanie. —Mogę liczyć, chociaż na jeden taniec wieczorem panno Urszulo? -zapytał,
podkręcając uśmiech.
-Chyba
mam wolnych kilka tańców w karneciku – odparła po chwili zastanowienia.
-Byłbym
więc zaszczycony kilkoma- rzucił kurtuazyjnie.
-To
jesteśmy umówieni na wieczór- odparła z uśmiechem. —Teraz jednak muszę iść do spiżarki
i przynieść owoce- dodała usprawiedliwiająco. — Obiecałam pańskiej mamie, że przyniosę i poukładam na paterach.
-Te
obowiązki- stwierdził z głębokim westchnieniem. —Zawsze pojawiają się, kiedy
chciałoby się od nich uciec. Ja z rodzicami muszę zając się powitaniem
prominentów.
Znowu
jest jak dawniej- myślała
Ula, idąc w stronę domowej spiżarki. Umiemy
pożartować i spokojnie porozmawiać. Będzie dobrze Ula. Nic straconego.
Jest
taka piękna- myślał
tymczasem Marek. I uwielbiam
te przekomarzania w jej wydaniu. Przy niej nie można się nudzić. I kto wie? Może naprawdę czeka nas nowy rozdział życia.
W
spiżarce Ula zastała również Bartka Dąbrowskiego. Mężczyzna przyszedł tam po
schowane napoje.
-Śledzisz
mnie? – zapytała z wyrzutem. —Półgodziny
temu natknęliśmy się w domowej piwniczce. Jeszcze prędzej w sadzie.
-Nie
moja wina Uleńko, że pan Dobrzański zrobił mnie balowym i że trunki mają
pochowane w dwóch miejscach. Muszę poroznosić butelki, zanim wszyscy zejdą się
po mszy.
-Nie
jestem żadną Uleńką- wtrąciła. —W ogóle, od kiedy jesteśmy na ty. Ja sobie tego
nie przypominam.
-Dla
Mareczka i tego gogusia Malickiego jesteś milsza- rzekł jakby z groźbą. —A nie
są w niczym lepsi ode mnie. Chyba tylko w tym, że mają pełne kieszenie
pieniędzy.
-Jesteś
sprośny i bez kultury- rzuciła z odrazą.
-Takich
jak ja kobiety lubią najbardziej- mówił coraz bardziej niebezpiecznie. —A nie
takich dandysów jak Marek i ten drugi.
-Ty nie
masz na co liczyć u mnie- odparła spokojnie. —Do pięt im nie dorastasz w kulturze
osobistej. Można być biednym, ale kulturalnym. W tym tkwi różnica pomiędzy
Markiem, Emilianem a tobą, a nie w zamożności. Teraz wybacz, ale oboje jesteśmy zajęci i lepiej
będzie, jak zajmiesz się swoją pracą. Chyba że mam powiedzieć panu
Dobrzańskiemu jak spędzasz czas.
Mężczyznę
zostawiła bez odpowiedzi, ale gdzieś podświadomie bała się, że jeszcze nie
koniec ich spotkań na dzisiaj.Po części oficjalnej dożynek przyszedł czas na mniej oficjalną. Były pieczone ziemniaki i kiełbaski, racuszki, podpiwek, inne trunki, ciepły chleb, owoce, muzyka, dla miastowych przejazd na sianie a wieczorem potańcówka.
Zabawa
trwała już w najlepsze, gdy obok stodoły zataczającego się i dziwnie zachowującego się Jasia zauważył Jakub szofer Dobrzańskich. Nie umiał nigdzie znaleźć
Uli, to powiadomił Marka. Ten zaś przyszedł razem z Sebastianem. Jasiek siedział
na kamieniu, mówił coś do siebie, a w ręku trzymał butelkę po popiwku.
-Pierwszy
kac, co Jasiu- rzekł Marek. —Dobrze, że ojciec cię nie widzi.
-Po
popiwku by go tak nie ścięło- odparł Jakub.
-Dokładnie.
Zachowuje się jakby, wypił popiwek z morfiną albo kokainą i się odurzył- dodał
Sebastian, gdy próbował cucić Jaśka, aby nie zasnął i zbadał pobieżnie puls i
źrenice. —Na te środki są różne reakcje.
-Seba
to jest Rysiów, a nie Warszawa. Nie mamy takich używek.
-Może ktoś
przyniósł. Ktoś ci dał popiwek? - pytał młodego Cieplaka.
-Wypiłem
po Uli- wybełkotał. —Była tu z tym Bartkiem albo może z Emilianem i zostawiła większe
pół butelki, to nie mogłem zostawić.
-Emilian
wygląda mi na takiego, co szprycuje się świństwami- orzekł Sebastian. —A po tym Ulka może być potulna jak baranek i chętna na wszystko. Ja się zajmę nim, zaprowadzę
do domu i powiem służbie co mają robić, a ty Marek z Jakubem idź poszukać Ulki-
zadecydował Olszański.
Markowi
dwa razy nie trzeba było mówić. Po
drodze napotkał Emiliana, naskoczył na niego, ale ten zapewniał go, że ostatnie
półgodziny spędził na strzelnicy, nie widział Uli i nigdy by jej nie spoił. Inni
uczestnicy dożynek również niewiele widzieli.
-Widziałaś
ostatnio Ulę- zapytał w końcu i Wiolettę. —W ostatnie półgodziny tak w
ścisłości.
-Była z tym całym Bartkiem i jakąś kobietą przy stodole- odparła. —A stało się coś? Jasiu, podobno zalał się na
amen.
-To
niedobrze- rzekł Marek ni to do siebie, ni do Jakuba i Emiliana. —Bartka też nigdzie
nie widać.
Długo
nie zastanawiając się, Marek razem z Jakubem, osiodłali konie i ruszyli w dwie
przeciwne strony. Ten drugi miał więcej szczęścia a dokładnie pies Marka
Brutus, bo pognał w stronę pola i zaczął ujadać przy jednym stogu słomy. Gdy
dojechał tam, to jego oczom ukazał się obraz szamotaniny.
-Brutus
piesku idź po pana- powiedział do psa, a ten na komendę pobiegł co sił w nogach szukać Marka. Sam zaś próbował rozdzielić całującą się parę. Dąbrowski
był jednak wyższy, lepiej zbudowany, silniejszy i miał przewagę nad nim. Ula
tymczasem wyglądała na półprzytomną i leżała z porozdzieraną sukienką.
Kolejnej część tak szybko, czyli po paru dniach nie będzie, bo
instytucja młodsza siostra, która zajmowała się moją córeczką wyjechała z
rodzicami na wczasy.