sobota, 23 lutego 2019

Skazani na miłość cz. 14




Ciąża zarówno Pauliny, jak i Uli rozwijała się prawidłowo. Z tą różnicą, że Paulina korzystała z prywatnych klinik, a Ula była pod opieką lekarki z przychodni w Piotrkowie Trybunalskim. U ciotki Ali wiodła też spokojne życie. Ciocia miała swój dom obok restauracji, to do pracy praktycznie nie musiała wychodzić. Mogła też liczyć na ciocię, kiedy dolegliwości z ciążą dawały się jej we znaki. To ona zaspakajała jej zachcianki, przynosiła jedzenie i herbatę do łóżka w gorsze dni, dbała o dobry nastrój, poprawiała poduszki, rozmawiała i pocieszała.



Smutno było jej tylko w chwilach, gdy z gabinetu lekarskiego wychodziły pary trzymające się za ręce, a ona była tam sama. Nie wiedziała też nic na temat chorób dziedzicznych, a o co pytała lekarka. Tym jednak postanowiła się nie martwić, bo spokój był jej potrzebny. Gdy po jednej z kolejnych wizyt dowiedziała się, że będzie to chłopiec, postanowiła, że da mu imię Piotr po wuju. Poród zaś zaplanowany miała na drugą połowę czerwca.  Do Rysiowa natomiast postanowiła zajeżdżać tak często, jak się dało.  Ciągle swojego stanu też nie dałoby się ukrywać, to Cieplak pomału oswajał otoczenie. Tylko z wyjazdami do Warszawy ograniczała się, a jeśli już musiała jechać, to omijała okolice firmy. Kontaktu z firmą tak do końca jednak nie zerwała, bo Maciek tam pracował i miała również stały telefoniczny kontakt z Wiolettą. To od niej  dowiadywała się o wszystkich plotkach z firmy, jej relacjach z Sebastianem, pracy z Maćkiem i o ciężkim życiu Marka z Pauliną. Od Maćka również sporo wiedziała na ten temat i pomimo tego, że tak ohydnie postąpił wobec niej, to było jej czasami żal Marka. Według  słów Szymczyka i Wioletty Paulina pojawiała się ciągle w firmie i sprawdzała, czy jest. Gdy nie mogła pojawić się do dzwoniła na firmowy numer i ściągała pod byle pretekstem do domu.  Próbowała również przekupić Maćka, aby ten mówił jej, co robi Marek podczas jej nieobecności. Któregoś dnia nawet rzuciła się na Kamilę narzeczoną Maćka. Dziewczyna była już w widocznej ciąży, rozmawiała z jej Markiem i Febo z góry założyła, że to dziecko Marka. Z samych kontaktów z Markiem tak całkiem nie mogła zrezygnować, bo mogłoby się wydawać to dziwne. Mieli swoją inwestycję w remoncie i choćby o tym trzeba było porozmawiać. Były to jednak tylko kontakty telefoniczne, a spotkać się mieli dopiero w lipcu na otwarciu ośrodka.
 Życie z Pauliną w ciąży, tak jak przewidywał Marek, okazało się ciężkie. Febo od początku narzekała na nudności, tycie, puchnięcie stóp. Chodziła również ciągle zestresowana, zdenerwowana i niezadowolona. Z góry zastrzegła też, że nie zamierza starać się w przyszłości o rodzeństwo.  Zaczęła również swój szantaż, że wywiezie dziecko do Włoch. W takich chwilach Marek włączał dyktafon i wszystko skrupulatnie nagrywa. W dodatku jej plany na prowadzenie ciąży we Włoszech się nie powiodły.  Dobrzańscy i Marek bowiem zgodnie twierdzili, że jej częste wyjazdy do Włoch są bezsensowne, bo i w Warszawie są dobrzy lekarze, a ciągłe loty mogą tylko zaszkodzić dziecku. Od połowy ciąży musiała więc przejść pod opiekę polskiej służby zdrowia. Znalazła dobrą prywatną klinikę i już na pierwszej wizycie ustawiła sobie daty po swojej myśli. Całego zaległego miesiąca ciąży nie dałoby się nadrobić, ale dwa tygodnie już tak. Później jak była przekonana Marek, nie doliczy się i nie będzie pamiętać, jak to było jesienią. Sam poród podobnie jak w przypadku Uli planowo miała mieć w drugiej połowie czerwca, ale swoją cesarkę przyspieszyła o dwa tygodnie. Do lekarza z obawy, że może coś się wydać, to również sama chciała chodzić. Marek uparł się jednak, bo chciał usłyszeć bicie serduszka maluszka i widzieć na monitorze swoje dziecko, to musiała ustąpić. Niezadowolona była nawet z faktu, że ma się urodzić dziewczynka, a nie chłopiec. Głównie chyba dlatego, że przekonana była, że Marek wolałby syna na przedłużenie rodu Dobrzańskich nazwiskiem. Dla niego jednak nie miało to znaczenia, bo chciał, aby było zdrowe. Imiona Agnieszka Helena również wybrała, aby schlebić Dobrzańskim.  Marek musiał jej też wiele razy ustępować i praktycznie zrezygnować z wyjść do klubu. Kochał jednak tę małą istotkę to wszystko, to znosił. W jednym by tylko nieustępliwy i nie zamierzał dzielić z nią sypialni ani poślubić.

Całkiem inaczej Markowi wiodło się w pracy. Podpisał nowe kontrakty, Pshemko stworzył kolejną wiosenną kolekcję, a Maciek dobrze się spisywał i nie miał powodów, aby mieć do niego pretensje. Nawet Wioletta podciągnęła się w pracach biurowych. W międzyczasie jeździł sprawdzać, jak przebiega remont. Maciek również czasami mu towarzyszył, bo było to w interesie Uli.  Przy okazji tych wizyt odwiedzał panią Więcek. (To były te okolice) Wychowawczyni szybko też dowiedziała się o tym, że zostanie ojcem.
-Honorowo byłoby poślubić Paulinę- mówiła w czasie spaceru. — Jednak w tym, co mówisz, jest sporo racji. Nie można być z kimś na siłę i żeby spełnić oczekiwania rodziców. Nie te czasy na aranżowanie małżeństw.
-Dobrze słyszeć pani profesor- odparł. —Szkoda, że moi rodzice nie są tak niereformowani.
-Może powinieneś znaleźć sobie kogoś, aby dali ci spokój? -pytała.
-Obawiam się, że dla nich istnieje tylko jedna synowa- stwierdził ironicznie. Ze wszystkimi jej wadami.
-Pamiętam twoją mamę z czasów, jak przychodziła na wywiadówki- mówiła klarownie wychowawczyni. —Zawsze miała wysokie cele i chciała narzucić swoje zdanie. Nawet jeśli chodziło o wybór schroniska na szkolną wycieczkę. Chciała wybierać te najdroższe miejsca, pomimo tego, że części klasy nie było stać.
- Pamiętam – odparł z niechęcią na wspomnienie. —Uchodziłem później za mięczaka i maminsynka.
-Może ja spróbuję porozmawiać z nią Marek i przekonać, że nie ma racji- zaproponowała. —Wtedy udało się przemówić jej do rozumu.
-Miło, że pani chce pomóc, ale teraz to raczej nie pomoże. Nie liczą się dla niej żadne argumenty.
Pod koniec kwietnia Ula w towarzystwie Maćka, Kamili i cioci Ali również pojechała sprawdzić, jak przebiegają prace remontowe. Mogła zrobić to bez obawy, że spotka tam Marka, bo ten była na wyjeździe w Niemczech.  Z miejsca wyjechała jednak chwilę prędzej niż Szymczyk.
W majowy weekend Marek pojawił się u wychowawczyni ponownie. Ta zaś opowiedziała mu o weekendowej wizycie na terenie ośrodka jakiegoś chłopaka w towarzystwie dziewczyny w ciąży.



-Myślałam na początku, że to Ula, ale gdy obeszłam budynek, to okazało się, że to jakaś Kamila- opowiadała.  —Tak mówił do niej ten chłopak. Później okazało się, że się znacie.
-Tak wiem, Maciek mówił mi o spotkaniu z panią- odparł, nie przywiązując słów do tego, że mogła być to Ula. — A Ula ciągle u cioci mieszka.
-Dla mnie to trochę dziwne- mówiła wymownie.  —Tu ma rodzinę, a zachowuje się, jakby uciekała. Źle postąpiłeś, wykorzystując jej naiwność i swój urok, ale i ona teraz nie postępuje uczciwie. Oboje jesteście jacyś dziwni. Zachowujecie się, jakby dzieliły was dwie półkule, a nie sto kilometrów z hakiem.
-Niby tak. Tylko Ula chyba ciągle nie chce mnie oglądać- usprawiedliwia się trochę kiepsko.
- A ja żałuję, że do Uli nic nie poczułeś. Nie byłoby teraz problemów z Pauliną.
-Serce nie sługa- odparł. —I bardziej do przyjaźni nam było.
-Nie wiesz o tym, że przerodzenie się przyjaźni w miłość może zaowocować udanym i trwałym związkiem? -pytała.
-Chyba tylko w filmach, pani profesor- wymruczał.

Tydzień po tej rozmowie Marek wracając z Częstochowy, mijał Piotrków. Było już popołudnie, to postanowił zjeść tam obiad. Nie zamierzał też zatrzymać się w pierwszej lepszej restauracji ani wybierać spośród tych najlepszych tylko pojechać do tej konkretnej, gdzie pracowała Ula. Na miejsce łatwo było mu trafić, bo znał nazwę restauracja u Ali i Piotra i pozostało mu tylko znaleźć w Internecie adres i włączyć nawigacje.  Po dwudziestu minutach parkował już przed restauracją.  Jego przyjazd zaś z okna dostrzegła Ula. Na dłuższe wyjaśniania cioci czasu nie było, to powiedziała jej, tylko aby sama zajęła się gościem mówiła, że jej nie ma i absolutnie nie zdradziła się o ciąży. Zadanie, choć wydawało się jej dziwne, to postanowiła posłuchać bratanicy i zająć się osobiście gościem.
-Pan musi być Markiem Dobrzańskim- zagadnęła, gdy tylko wybrał stolik i zanim kelnerka pojawia się obok. —Znam pana, bo Ula moja bratanica opowiadała o panu, a prasa plotkarska ciągle publikuje pana zdjęcia.
-To właśnie ja i właśnie wpadłem do Uli. Mógłbym zobaczyć się z nią?
-Pojechała pochodzić trochę po górach- odparła, próbując brzmieć wiarygodnie. —Ostatnie miesiące ciągle tylko pracą żyła. Wie pan po śmierci męża, tylko ona zajmowała się interesami. Ja nie miałam o tym pojęcia i wdrażała mnie pomału.
-Szkoda, że jej nie ma- odparł, nie przeczuwając podstępu. —Nie widzieliśmy się parę miesięcy. Co pani mi poleca? -zapytał, spoglądając na kartę dań.
-Krupnik jak u mamy oraz pierogi z cielęciną i grzybami specjał Uli. A na deser jabłecznik z lodami malinowymi.
Po odjechaniu Marka Ula była już zmuszona odwołać historię o kontrahencie i powiedzieć cioci prawdę o ciąży, Marku i Paulinie. Zwłaszcza że Marek obiad zjadł w towarzystwie cioci i zrobił na niej jak najlepsze wrażenie. Ciotka obiecała też, że nie zdradzi ją przed ojcem, chociaż uważała, że ukrywanie prawdy przed jej bratem, jak i Markiem jest nierozsądne i nieetyczne. Wieczorem zaś dla niepoznaki zadzwoniła do Marka i podziękowała za wizytę w restauracji.

Początek maja przywita Paulinę niespodzianką, bo po dwutygodniowym pobycie z Heleną nad morzem w firmie za pulpitem ochrony dojrzała Bartka Dąbrowskiego.



Długo nie słyszała o nim i myślała, że odpuścił. Teraz był już po procesie i tak jak przewidywał, to jej adwokat dostał wyrok w zawieszeniu.  Jego wybór miejsca pracy też nie był przypadkowy, bo chciał być blisko niej i sporo już wiedział na temat tego, co się dzieje w jej życiu i rodziny.
- Zamierzam rozpocząć nowe życie Paulinko- rzekł jej przy pierwszym spotkaniu. —Pracę już ma tylko potrzebuje miejsca, gdzie mógłbym zamieszkać.
-Wylecisz z niej w tydzień- wysyczała.
-Nie sądzę. Coraz więcej tracisz. Szef zobaczy jedno nasze zdjęcie i będzie podejrzewać, że dziecko jest nie jego. A ja na razie dużo nie wymagam. Słyszałem, że dom po twoim braciszku stoi na razie pusty i marnieje.
-Mam ci go dać? Chyba żartujesz. Wart jest ze dwa miliony.
-Na razie wynajmiesz. Nieodpłatnie. Rachunki będę ci podrzucał. Teraz to twoja ostatnia szansa Paulino. Ja niczym nie ryzykuję. Najwyżej pójdę siedzieć. Jeszcze ta sprawa z Mario jest dość ciekawa. Jak to napisałaś. Chwila seksu ze mną nie jest tego warta? -pytał, przytaczając jej list (część 7 styczeń końcówka). Ciekawy jestem, kto jest ojcem twojej córeczki.
-To jest dziecko Marka- odparła pewnie.
-Skoro tak mówisz, to nie wnikam. Gdyby jednak dowiedział się o jakimś tam Mario i o nas przyjemnie nie byłoby. Mogę podkoloryzować nasze spotkania Paulinko. Rozmawiałem już parę razy z szefem i to miły gość. Szkoda byłoby go, aby związał się z kimś takim.  Nikt nie chciałby narzeczonej puszczalskiej. 
-Niech ci będzie. Wynajmę ci dom Aleksa- mówiła z rozdrażnieniem, bo nie lubiła przegrywać. —Potrzebuję teraz spokoju. 
-Tak myślałem, że się dogadamy- odparł z satysfakcją Dąbrowski.
Po porodzie zapłacisz mi za wszystko i za swoje słowa. Znajdę sposób, aby raz na zawsze usunąć cię z mojego życia. Możesz być tego pewny- myślała odchodząc

Koniec maja dostarczył Uli zmartwień. Dostała bowiem gorączkę, wymiotowała i odczuwała inne niż dotąd bóle brzucha. Zaniepokojona objawami poszła od razu na ostry dyżur. Tam po badaniach skierowali ją na oddział ginekologiczny. Po kolejnej godzinie i szczegółowych badaniach chirurga dowiedziała się, że ma ostre zapalenie wyrostka robaczkowego i konieczna będzie operacja i cesarka.
-Jak operacja? – pytała, spoglądając z niepokojem na obu lekarzy. —W moim stanie?
-To ósmy miesiąc i dziecko śmiało może przyjść na świat zdrowe -uspokajał ten drugi. —Pani wie, że i mniejsze dzieci przychodzą na świat, a zwlekanie z operacją tylko pogorszy sytuację i pani i dziecka.
Krótki czas, który pozostał jej do operacji, wykorzystała na przemyślenia. Wszystko, co się teraz działo uważała za karę za swoje postępowanie i kłamstwa. Obiecała sobie też, że jak tylko dojdzie do siebie, to zadzwoni do Marka i poprosi o spotkanie.
Operacja Uli przebiegła bez komplikacji, a i dziecko jak na swoje miesiące urodziło się w miarę zdrowe. Maluch ważył 2200 i mierzył 45 cm. Musiał jednak trafić do inkubatora na parę dni, a Ula pozostać na sali pooperacyjnej. Gdy była już w miarę przytomna, to pielęgniarka przyniosła jej zdjęcie synka. 


 Dwa dni później próbowała dzwonić do Marka. Nie wiedziała jednak, co miałaby mu powiedzieć, to postanowiła, że napisze list.  

Tymczasem do F&D z okazji Dnia Dziecka tuż przed godziną dziewiątą zawitała wycieczka.
-Ja tu kiedyś byłam- usłyszał głos dziewczęcy. —Ulcia moja siostra tu kiedyś pracowała i gdy mieli zdjąć mi gips z ręki, to przyjechałam tu z nią.
-Kłamiesz Betti- usłyszał w odpowiedzi oskarżycielski głos innej dziewczynki.
-Nie kłamię- protestowała ta pierwsza.
-Ty jesteś Beatka- wtrącił, Marek zwracając się wprost do niej i podając rękę na przywitanie. —Pamiętam cię ze zdjęcia, które stało na biurku Uli.
-Widzisz Oliwko- rzuciła do koleżanki z małym triumfem. Pan mnie pamięta. To jest pan Marek i tu rządzi.
-Dokładnie tak. Nazywam się Marek Dobrzański, jestem tu prezesem i razem z panem projektantem Przemko oprowadzę po firmie. A co u Uli? – zapytał Cieplakównę.
-Jest w szpitalu. Musieli wyciągnąć jej z brzucha robaka i dzidziusia.
-Jak dzidziusia? Ula urodziła? -podpytywał.
-Synka Piotrusia. Miał urodzić się na wakacje, ale pochorowała się i musiało urodzić się teraz.
-I Ula jest teraz tu w Warszawie- ni to zapytał, ni stwierdził.
-Nie. Ciągle u cioci- odparła grzecznie.
 Dłużej o nic nie musiał pytać, bo wystarczyło tylko policzyć. Zrozumiał również jej ucieczkę i unikanie spotkań. Maciek również dziwnie zachowywał się, gdy pytał o Ulę.  Dzieci zostawił więc pod opieką projektanta oraz Wioletty i nie dzwoniąc do Uli, pojechał prosto do Piotrkowa Trybunalskiego. Tam skierował się prosto do jej cioci. Nie musiał nawet dużo mówić, bo kobieta powiedziała mu, że Ula przebywa w szpitalu wojewódzkim imienia Kopernika na ulicy Rakowskiej.
Na jego wizytę Ula była przygotowana, bo ciocia zdążyła ją uprzedzić. Mogli nawet porozmawiać swobodnie , bo dwie inne chodzące pacjentki były na korytarzu, a sala była ogólna i był to czas odwiedzin.
-Przepraszam Marek, że ci nie powiedziałam- rzekła słabym głosem, gdy tylko pojawił się w drzwiach.
-Dlaczego Ula? -zapytał, siadając i biorąc za rękę. —Bałaś się, że się wyprę?
- Nie- wtrąciła. —Bałam się Pauliny i jej reakcji. Nie twojej. Ona nigdy nie zaakceptowałaby drugiego twojego dziecka.
-I, gdyby nie Beatka nigdy bym się nie dowiedział?
- Chciałam tak zrobić- odparła szczerze. —Kiedy jednak dowiedziałam się, że mam wyrostek pomyślałam, że to kara i obiecałam sobie, że zadzwonię i powiem ci prawdę. Przysięgam Marek. Nie wiedziałam tylko co mam ci powiedzieć.  Dlatego napisałam ci list i dzisiaj rano dałam cioci do wysłania- mówiła niemal z płaczem.
-Wierzę ci. A Piotruś jak się czuje?- pytał, głaszcząc dłoń z podpiętą kroplówką.
-Jak na wcześniaka dobrze. Tu masz zdjęcie- mówiła, podając mu swój telefon.  —Możesz zobaczyć go też przez szybę. Pielęgniarka cię zaprowadzi.
-Śliczny- mówił z łzami w oczach. —Mam syna -dodał, tak jakby dopiero do niego to dotarło. —Zaopiekuję się nim i tobą Ula- zapewniał. —Nie będziesz musiała już więcej ukrywać się ani uciekać. Będzie prawowitym moim synem.  Już je kocham.
- Czyli nie masz już żalu? -dopytywała.  
- Nie mam, bo cię rozumiem Ula. Paulinę stać na wszystko.  I dziękuję, że je urodziłaś.
-Inaczej nie mogłabym postąpić. A Paulina urodziła już? Od Maćka słyszałam, że będzie dziewczynka.
-Nie. Ma jeszcze parę dni do cesarki- odparł, przyglądając się ciągle w zdjęcie.
W szpitalu został do popołudnia. Poszedł obejrzeć synka i do sklepiku po owoce, soki i wodę dla Uli. Obiecał również, że pojawi się u niej za parę dni.

Wieczorem wrócił do Warszawy, ale zamiast do domu pojechał do Sebastiana. Już prędzej przez telefon nakreślił mu z grubsza sprawę, to przyjaciel był przygotowany na nowiny.
-Jeszcze raz gratuluję stary- mówił, obejmując go i poklepując przyjaźnie po plecach.  — Niezły z ciebie ogier. Dwójkę dzieci spłodzić w jednym czasie.
-Właśnie Seba, że jest coś nie tak z Pauliną- odparł, gdy usiedli. —Myślałem nad tym w drodze powrotnej. Skoro Ula urodziła miesiąc przed terminem, to Paulina powinna również już rodzić, a nie za dwa tygodnie. Po tym, jak byłem z Ulą, nie tknąłem Pauliny. Jestem tego pewny. A i prędzej trochę czasu było, że nic nie było.
-Czyli myślisz, że tylko zrobiła z ciebie tatusia.
-Dokładnie. Na razie nie mogę nic mówić ani zrobić. Muszę mieć dowody.  Nie chcę też, aby Paulina przeżyła szok przed porodem. Mogłoby to zaszkodzić dziecku. Niezależnie czy jest moje, czy nie.  Jednak, gdy tylko urodzi się, zrobię badania DNA. I pamiętaj Seba, tak jak mówiłem. Nikomu ani słowa. Zwłaszcza Wioli. 


9 komentarzy:

  1. No nareszcie coś zaczyna docierać do Marka jeśli chodzi o ciążę Pauliny.
    Dobrze się stało, że Marek dowiedział się o porodzie Uli i natychmiast tam pojechał. Myślę, że ten malec sprawi iż tych dwoje będzie ze sobą Może Dobrzyński wreszcie zrozumie kto jest mu przeznaczony. Ciekawe tylko jak jego rodzice to przyjmą zwłaszcza matka.
    Dziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
    Gorąco pozdrawiam w mroźną sobotnią noc.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak późny komentarz.
      Do trzech razy sztuka , jak to mówią. Uciekła pani Więcek i u cioci się nie udało to Beatka sprawę załatwiła. Chociaż list już w drodze.
      Dobrzańscy będą w szoku a co do reakcji to będzie jak w serialu lepszy Krzysztof i niż Helena.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  2. Pozytywna końcówka rozdziału, Marek zaczął dobrze kojarzyć i powiedział Sebastianowi o swoich podejrzeniach. Tak musi zrobić test DNA, bo przebiegła Paulina mogła by znowu coś wykombinować, na razie jest krok przed Markiem, choć na plecach już czuje oddech Dąbrowskiego. Choć nie jest postać pozytywna dla mnie, wolałabym aby odkrył karty i co nieco powiedzieć Markowi. Ula postąpiła właściwie, zdecydowała się wreszcie na rozmowę z Markiem i wyjaśniła powód swojej ucieczki. Maciek z kolei bardo dobry przyjaciel nie puścił pary z ust, nawet gdy Ula była na budowie. Myślę, że teraz już wszystko pójdzie dobrze, choć Paulina nie odpuści tak łatwo. Bardzo fajny rozdział, dziękuję i pozdrawiam,Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dąbrowski jeszcze ostatniego słowa nie powiedział. Tyle zdradzę. Marek zaś bardziej potrzebuje testu DNA aby mieć dowód na jej jakieś prawne kroki. To że nie jest ojcem jest pewny. Musi mieć i dowód dla rodziców.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. Nooo... Wreszcie zaczyna do Marka docierać, że panna FE wrabia go w ciążę, której nie jest autorem. Mam nadzieję, że zdrowo po niej pojedzie i pogoni ją na cztery wiatry.
    To, że Marek zjawił się u Uli w szpitalu jest szczęśliwym przypadkiem. Los czasami bywa przewrotny i robi nam niespodzianki. Gdyby nie wizyta z wycieczką Betti w F&D Marek nigdy by się nie dowiedział, że został ojcem, a już pewnie nie tak prędko. To dla nas czytelników bardzo dobra wiadomość. Dobra wiadomość to również ta, że pojawił się Bartuś, który już zaczyna mieszać w życiu Pauliny i szantażować ją. Ona jest nerwowa i mam nadzieję, że nie wytrzyma napięcia i wreszcie wypluje z siebie prawdę o ojcu dziecka.
    Bardzo dobra część. Widzę, że pospieszasz, bo przecież do porodu już naprawdę niedługo. Masz zamiar dodać jeszcze przed nim coś, czy zostawiasz to na czas po porodzie? Trzymam mocno kciuki, żeby był łatwy, bezbolesny i krótki. Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogonić, to pogoni, ale nie wiem czy będę umiała to odpowiednio dobrze opisać. Wizyta Beatki w firmie tylko przyspieszy fakt. Ula jak pisałam dała cioci list do wysłania i tym rozpocznie się kolejna część. jedna albo dwie części powinny być. Jeśli nie to wiadomo przynajmniej, że sprawa się wyjaśnia.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  4. Zawsze wiedziałam, że Paulina ma coś z głową. Panie FE źle patrzy z oczu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w dodatku jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
    2. Ja bym na nią psa nawet nie spuściła. bo nie wiadomo, czy Febo by nie oplułaby psa jadem.

      Usuń