Ciąża zarówno Pauliny, jak i Uli rozwijała się prawidłowo. Z tą różnicą, że Paulina korzystała z prywatnych klinik, a Ula była pod opieką lekarki z przychodni w Piotrkowie Trybunalskim. U ciotki Ali wiodła też spokojne życie. Ciocia miała swój dom obok restauracji, to do pracy praktycznie nie musiała wychodzić. Mogła też liczyć na ciocię, kiedy dolegliwości z ciążą dawały się jej we znaki. To ona zaspakajała jej zachcianki, przynosiła jedzenie i herbatę do łóżka w gorsze dni, dbała o dobry nastrój, poprawiała poduszki, rozmawiała i pocieszała.
Smutno
było jej tylko w chwilach, gdy z gabinetu lekarskiego wychodziły pary
trzymające się za ręce, a ona była tam sama. Nie wiedziała też nic na temat
chorób dziedzicznych, a o co pytała lekarka. Tym jednak postanowiła się nie
martwić, bo spokój był jej potrzebny. Gdy po jednej z kolejnych wizyt dowiedziała
się, że będzie to chłopiec, postanowiła, że da mu imię Piotr po wuju. Poród zaś
zaplanowany miała na drugą połowę czerwca.
Do Rysiowa natomiast postanowiła zajeżdżać tak często, jak się dało. Ciągle swojego stanu też nie dałoby się
ukrywać, to Cieplak pomału oswajał otoczenie. Tylko z wyjazdami do Warszawy
ograniczała się, a jeśli już musiała jechać, to omijała okolice firmy. Kontaktu
z firmą tak do końca jednak nie zerwała, bo Maciek tam pracował i miała również
stały telefoniczny kontakt z Wiolettą. To od niej dowiadywała się o wszystkich
plotkach z firmy, jej relacjach z Sebastianem, pracy z Maćkiem i o ciężkim
życiu Marka z Pauliną. Od Maćka również sporo wiedziała na ten temat i pomimo tego, że tak ohydnie postąpił wobec niej, to było jej czasami żal Marka. Według słów Szymczyka i Wioletty Paulina pojawiała się ciągle
w firmie i sprawdzała, czy jest. Gdy nie mogła pojawić się do dzwoniła na firmowy numer i ściągała pod byle pretekstem do domu. Próbowała również przekupić Maćka, aby ten mówił jej,
co robi Marek podczas jej nieobecności. Któregoś dnia nawet rzuciła się na Kamilę
narzeczoną Maćka. Dziewczyna była już w widocznej ciąży, rozmawiała z jej
Markiem i Febo z góry założyła, że to dziecko Marka. Z samych kontaktów z
Markiem tak całkiem nie mogła zrezygnować, bo mogłoby się wydawać to dziwne.
Mieli swoją inwestycję w remoncie i choćby o tym trzeba było porozmawiać. Były
to jednak tylko kontakty telefoniczne, a spotkać się mieli dopiero w lipcu na otwarciu
ośrodka.
Życie z Pauliną w ciąży, tak jak przewidywał Marek,
okazało się ciężkie. Febo od początku narzekała na nudności, tycie, puchnięcie
stóp. Chodziła również ciągle zestresowana, zdenerwowana i niezadowolona. Z góry zastrzegła też, że nie zamierza starać się w przyszłości o rodzeństwo. Zaczęła
również swój szantaż, że wywiezie dziecko do Włoch. W takich chwilach Marek
włączał dyktafon i wszystko skrupulatnie nagrywa. W dodatku jej plany na prowadzenie
ciąży we Włoszech się nie powiodły. Dobrzańscy i Marek bowiem zgodnie twierdzili,
że jej częste wyjazdy do Włoch są bezsensowne, bo i w Warszawie są dobrzy
lekarze, a ciągłe loty mogą tylko zaszkodzić dziecku. Od połowy ciąży musiała
więc przejść pod opiekę polskiej służby zdrowia. Znalazła dobrą prywatną
klinikę i już na pierwszej wizycie ustawiła sobie daty po swojej myśli. Całego
zaległego miesiąca ciąży nie dałoby się nadrobić, ale dwa tygodnie już tak.
Później jak była przekonana Marek, nie doliczy się i nie będzie pamiętać, jak
to było jesienią. Sam poród podobnie jak w przypadku Uli planowo miała mieć w drugiej
połowie czerwca, ale swoją cesarkę przyspieszyła o dwa tygodnie. Do lekarza z
obawy, że może coś się wydać, to również sama chciała chodzić. Marek uparł się jednak,
bo chciał usłyszeć bicie serduszka maluszka i widzieć na monitorze swoje
dziecko, to musiała ustąpić. Niezadowolona była nawet z faktu, że ma się
urodzić dziewczynka, a nie chłopiec. Głównie chyba dlatego, że przekonana była,
że Marek wolałby syna na przedłużenie rodu Dobrzańskich nazwiskiem. Dla niego
jednak nie miało to znaczenia, bo chciał, aby było zdrowe. Imiona Agnieszka Helena również wybrała, aby schlebić Dobrzańskim. Marek musiał
jej też wiele razy ustępować i praktycznie zrezygnować z wyjść do klubu. Kochał
jednak tę małą istotkę to wszystko, to znosił. W jednym by tylko nieustępliwy i
nie zamierzał dzielić z nią sypialni ani poślubić.
Całkiem
inaczej Markowi wiodło się w pracy. Podpisał nowe kontrakty, Pshemko stworzył
kolejną wiosenną kolekcję, a Maciek dobrze się spisywał i nie miał powodów, aby
mieć do niego pretensje. Nawet Wioletta podciągnęła się w pracach biurowych. W
międzyczasie jeździł sprawdzać, jak przebiega remont. Maciek również czasami mu
towarzyszył, bo było to w interesie Uli. Przy okazji tych wizyt odwiedzał panią Więcek. (To były te okolice) Wychowawczyni szybko też dowiedziała się o
tym, że zostanie ojcem.
-Honorowo
byłoby poślubić Paulinę- mówiła w czasie spaceru. — Jednak w tym, co mówisz, jest
sporo racji. Nie można być z kimś na siłę i żeby spełnić oczekiwania rodziców.
Nie te czasy na aranżowanie małżeństw.
-Dobrze
słyszeć pani profesor- odparł. —Szkoda, że moi rodzice nie są tak niereformowani.
-Obawiam
się, że dla nich istnieje tylko jedna synowa- stwierdził ironicznie. —Ze
wszystkimi jej wadami.
-Pamiętam
twoją mamę z czasów, jak przychodziła na wywiadówki- mówiła klarownie wychowawczyni. —Zawsze
miała wysokie cele i chciała narzucić swoje zdanie. Nawet jeśli chodziło o
wybór schroniska na szkolną wycieczkę. Chciała wybierać te najdroższe miejsca, pomimo
tego, że części klasy nie było stać.
- Pamiętam
– odparł z niechęcią na wspomnienie. —Uchodziłem później za mięczaka i maminsynka.
-Może ja
spróbuję porozmawiać z nią Marek i przekonać, że nie ma racji- zaproponowała. —Wtedy
udało się przemówić jej do rozumu.
-Miło, że
pani chce pomóc, ale teraz to raczej nie pomoże. Nie liczą się dla niej żadne
argumenty.
Pod
koniec kwietnia Ula w towarzystwie Maćka, Kamili i cioci Ali również pojechała sprawdzić,
jak przebiegają prace remontowe. Mogła zrobić to bez obawy, że spotka tam Marka, bo ten była
na wyjeździe w Niemczech. Z miejsca
wyjechała jednak chwilę prędzej niż Szymczyk.
W majowy
weekend Marek pojawił się u wychowawczyni ponownie. Ta zaś opowiedziała mu o weekendowej
wizycie na terenie ośrodka jakiegoś chłopaka w towarzystwie dziewczyny w ciąży.
-Myślałam
na początku, że to Ula, ale gdy obeszłam budynek, to okazało się, że to jakaś
Kamila- opowiadała. —Tak mówił do niej ten chłopak. Później okazało się, że się znacie.
-Tak wiem,
Maciek mówił mi o spotkaniu z panią- odparł, nie przywiązując słów do tego, że mogła
być to Ula. — A Ula ciągle u cioci mieszka.
-Dla mnie
to trochę dziwne- mówiła wymownie. —Tu
ma rodzinę, a zachowuje się, jakby uciekała. Źle postąpiłeś, wykorzystując jej
naiwność i swój urok, ale i ona teraz nie postępuje uczciwie. Oboje jesteście
jacyś dziwni. Zachowujecie się, jakby dzieliły was dwie półkule, a nie sto kilometrów
z hakiem.
-Niby
tak. Tylko Ula chyba ciągle nie chce mnie oglądać- usprawiedliwia się trochę
kiepsko.
- A ja
żałuję, że do Uli nic nie poczułeś. Nie byłoby teraz problemów z Pauliną.
-Serce
nie sługa- odparł. —I bardziej do przyjaźni nam było.
-Nie
wiesz o tym, że przerodzenie się przyjaźni w miłość może zaowocować udanym i
trwałym związkiem? -pytała.
-Chyba
tylko w filmach, pani profesor- wymruczał.
Tydzień po
tej rozmowie Marek wracając z Częstochowy, mijał Piotrków. Było już popołudnie,
to postanowił zjeść tam obiad. Nie zamierzał też zatrzymać się w pierwszej lepszej
restauracji ani wybierać spośród tych najlepszych tylko pojechać do tej
konkretnej, gdzie pracowała Ula. Na miejsce łatwo było mu trafić, bo znał nazwę
restauracja u Ali i Piotra i pozostało mu tylko znaleźć w Internecie adres i
włączyć nawigacje. Po dwudziestu
minutach parkował już przed restauracją. Jego przyjazd zaś z okna dostrzegła Ula. Na
dłuższe wyjaśniania cioci czasu nie było, to powiedziała jej, tylko aby sama
zajęła się gościem mówiła, że jej nie ma i absolutnie nie zdradziła się o ciąży.
Zadanie, choć wydawało się jej dziwne, to postanowiła posłuchać bratanicy i zająć
się osobiście gościem.
-Pan musi
być Markiem Dobrzańskim- zagadnęła, gdy tylko wybrał stolik i zanim kelnerka
pojawia się obok. —Znam pana, bo Ula moja bratanica opowiadała o panu, a prasa plotkarska
ciągle publikuje pana zdjęcia.
-To
właśnie ja i właśnie wpadłem do Uli. Mógłbym zobaczyć się z nią?
-Pojechała
pochodzić trochę po górach- odparła, próbując brzmieć wiarygodnie. —Ostatnie
miesiące ciągle tylko pracą żyła. Wie pan po śmierci męża, tylko ona zajmowała
się interesami. Ja nie miałam o tym pojęcia i wdrażała mnie pomału.
-Szkoda,
że jej nie ma- odparł, nie przeczuwając podstępu. —Nie widzieliśmy się parę
miesięcy. Co pani mi poleca? -zapytał, spoglądając na kartę dań.
-Krupnik
jak u mamy oraz pierogi z cielęciną i grzybami specjał Uli. A na deser
jabłecznik z lodami malinowymi.
Po odjechaniu
Marka Ula była już zmuszona odwołać historię o kontrahencie i powiedzieć cioci prawdę o ciąży, Marku i Paulinie. Zwłaszcza
że Marek obiad zjadł w towarzystwie cioci i zrobił na niej jak najlepsze
wrażenie. Ciotka obiecała też, że nie zdradzi ją przed ojcem, chociaż uważała,
że ukrywanie prawdy przed jej bratem, jak i Markiem jest nierozsądne i nieetyczne.
Wieczorem zaś dla niepoznaki zadzwoniła do Marka i podziękowała za wizytę w
restauracji.
Początek
maja przywita Paulinę niespodzianką, bo po dwutygodniowym pobycie z Heleną nad
morzem w firmie za pulpitem ochrony dojrzała Bartka Dąbrowskiego.
Długo nie
słyszała o nim i myślała, że odpuścił. Teraz był już po procesie i tak jak
przewidywał, to jej adwokat dostał wyrok w zawieszeniu. Jego wybór miejsca pracy też nie był
przypadkowy, bo chciał być blisko niej i sporo już wiedział na temat tego, co
się dzieje w jej życiu i rodziny.
- Zamierzam
rozpocząć nowe życie Paulinko- rzekł jej przy pierwszym spotkaniu. —Pracę już
ma tylko potrzebuje miejsca, gdzie mógłbym zamieszkać.
-Wylecisz
z niej w tydzień- wysyczała.
-Nie
sądzę. Coraz więcej tracisz. Szef zobaczy jedno nasze zdjęcie i będzie
podejrzewać, że dziecko jest nie jego. A ja na razie dużo nie wymagam. Słyszałem,
że dom po twoim braciszku stoi na razie pusty i marnieje.
-Mam ci
go dać? Chyba żartujesz. Wart jest ze dwa miliony.
-Na razie
wynajmiesz. Nieodpłatnie. Rachunki będę ci podrzucał. Teraz to twoja ostatnia
szansa Paulino. Ja niczym nie ryzykuję. Najwyżej pójdę siedzieć. Jeszcze ta
sprawa z Mario jest dość ciekawa. Jak to napisałaś. Chwila seksu ze mną nie
jest tego warta? -pytał, przytaczając jej list (część
7 styczeń końcówka). Ciekawy jestem, kto jest ojcem twojej córeczki.
-To jest
dziecko Marka- odparła pewnie.
-Skoro
tak mówisz, to nie wnikam. Gdyby jednak dowiedział się o jakimś tam Mario i o
nas przyjemnie nie byłoby. Mogę podkoloryzować nasze spotkania Paulinko. Rozmawiałem
już parę razy z szefem i to miły gość. Szkoda byłoby go, aby związał się z kimś
takim. Nikt nie chciałby narzeczonej puszczalskiej.
-Niech ci
będzie. Wynajmę ci dom Aleksa- mówiła z rozdrażnieniem, bo nie lubiła
przegrywać. —Potrzebuję teraz spokoju.
-Tak
myślałem, że się dogadamy- odparł z satysfakcją Dąbrowski.
Po porodzie zapłacisz mi za wszystko i za swoje słowa. Znajdę sposób, aby raz na zawsze usunąć cię z mojego życia. Możesz być tego pewny- myślała odchodząc.
Koniec
maja dostarczył Uli zmartwień. Dostała bowiem gorączkę, wymiotowała i odczuwała
inne niż dotąd bóle brzucha. Zaniepokojona objawami poszła od razu na ostry
dyżur. Tam po badaniach skierowali ją na oddział ginekologiczny. Po kolejnej
godzinie i szczegółowych badaniach chirurga dowiedziała się, że ma ostre
zapalenie wyrostka robaczkowego i konieczna będzie operacja i cesarka.
-Jak
operacja? – pytała, spoglądając z niepokojem na obu lekarzy. —W moim stanie?
-To ósmy
miesiąc i dziecko śmiało może przyjść na świat zdrowe -uspokajał ten drugi.
—Pani wie, że i mniejsze dzieci przychodzą na świat, a zwlekanie z operacją
tylko pogorszy sytuację i pani i dziecka.
Krótki
czas, który pozostał jej do operacji, wykorzystała na przemyślenia. Wszystko, co się teraz działo uważała za karę za swoje postępowanie i kłamstwa. Obiecała
sobie też, że jak tylko dojdzie do siebie, to zadzwoni do Marka i poprosi o
spotkanie.
Operacja
Uli przebiegła bez komplikacji, a i dziecko jak na swoje miesiące urodziło się
w miarę zdrowe. Maluch ważył 2200 i mierzył 45 cm. Musiał jednak trafić do
inkubatora na parę dni, a Ula pozostać na sali
pooperacyjnej. Gdy była już w miarę przytomna, to pielęgniarka przyniosła jej
zdjęcie synka.
Dwa dni później próbowała dzwonić do
Marka. Nie wiedziała jednak, co miałaby mu powiedzieć, to postanowiła, że
napisze list.
Tymczasem
do F&D z okazji Dnia Dziecka tuż przed godziną dziewiątą zawitała
wycieczka.
-Ja tu
kiedyś byłam- usłyszał głos dziewczęcy. —Ulcia moja siostra tu kiedyś pracowała
i gdy mieli zdjąć mi gips z ręki, to przyjechałam tu z nią.
-Kłamiesz
Betti- usłyszał w odpowiedzi oskarżycielski głos innej dziewczynki.
-Nie
kłamię- protestowała ta pierwsza.
-Ty
jesteś Beatka- wtrącił, Marek zwracając się wprost do niej i podając rękę na przywitanie. —Pamiętam cię ze
zdjęcia, które stało na biurku Uli.
-Widzisz
Oliwko- rzuciła do koleżanki z małym triumfem. —Pan mnie pamięta. To jest pan Marek i tu rządzi.
-Dokładnie
tak. Nazywam się Marek Dobrzański, jestem tu prezesem i razem z panem projektantem Przemko oprowadzę po
firmie. A co u Uli? – zapytał Cieplakównę.
-Jest w
szpitalu. Musieli wyciągnąć jej z brzucha robaka i dzidziusia.
-Jak
dzidziusia? Ula urodziła? -podpytywał.
-Synka
Piotrusia. Miał urodzić się na wakacje, ale pochorowała się i musiało urodzić
się teraz.
-I Ula jest
teraz tu w Warszawie- ni to zapytał, ni stwierdził.
-Nie. Ciągle
u cioci- odparła grzecznie.
Dłużej o
nic nie musiał pytać, bo wystarczyło tylko policzyć. Zrozumiał również jej
ucieczkę i unikanie spotkań. Maciek również dziwnie zachowywał się, gdy pytał o
Ulę. Dzieci zostawił więc pod opieką
projektanta oraz Wioletty i nie dzwoniąc do Uli, pojechał prosto do Piotrkowa
Trybunalskiego. Tam skierował się prosto do jej cioci. Nie musiał nawet dużo
mówić, bo kobieta powiedziała mu, że Ula przebywa w szpitalu wojewódzkim
imienia Kopernika na ulicy Rakowskiej.
Na jego
wizytę Ula była przygotowana, bo ciocia zdążyła ją uprzedzić. Mogli nawet
porozmawiać swobodnie , bo dwie inne chodzące pacjentki były na
korytarzu, a sala była ogólna i był to czas odwiedzin.
-Przepraszam
Marek, że ci nie powiedziałam- rzekła słabym głosem, gdy tylko pojawił się w
drzwiach.
-Dlaczego
Ula? -zapytał, siadając i biorąc za rękę. —Bałaś się, że się wyprę?
- Nie-
wtrąciła. —Bałam się Pauliny i jej reakcji. Nie twojej. Ona nigdy nie
zaakceptowałaby drugiego twojego dziecka.
-I, gdyby
nie Beatka nigdy bym się nie dowiedział?
-
Chciałam tak zrobić- odparła szczerze. —Kiedy jednak dowiedziałam się, że mam
wyrostek pomyślałam, że to kara i obiecałam sobie, że zadzwonię i powiem ci
prawdę. Przysięgam Marek. Nie wiedziałam tylko co mam ci powiedzieć. Dlatego napisałam ci list i dzisiaj rano dałam cioci do wysłania- mówiła
niemal z płaczem.
-Wierzę
ci. A Piotruś jak się czuje?- pytał, głaszcząc dłoń z podpiętą kroplówką.
-Jak na
wcześniaka dobrze. Tu masz zdjęcie- mówiła, podając mu swój telefon. —Możesz zobaczyć go też przez szybę.
Pielęgniarka cię zaprowadzi.
-Śliczny-
mówił z łzami w oczach. —Mam syna -dodał, tak jakby dopiero do niego to dotarło.
—Zaopiekuję się nim i tobą Ula- zapewniał. —Nie będziesz musiała już więcej ukrywać
się ani uciekać. Będzie prawowitym moim synem. Już je kocham.
- Czyli nie
masz już żalu? -dopytywała.
- Nie mam,
bo cię rozumiem Ula. Paulinę stać na wszystko. I dziękuję, że je urodziłaś.
-Inaczej
nie mogłabym postąpić. A Paulina urodziła już? Od Maćka słyszałam, że będzie dziewczynka.
-Nie. Ma
jeszcze parę dni do cesarki- odparł, przyglądając się ciągle w zdjęcie.
W szpitalu
został do popołudnia. Poszedł obejrzeć synka i do sklepiku po owoce, soki i
wodę dla Uli. Obiecał również, że pojawi się u niej za parę dni.
Wieczorem
wrócił do Warszawy, ale zamiast do domu pojechał do Sebastiana. Już prędzej przez
telefon nakreślił mu z grubsza sprawę, to przyjaciel był przygotowany na nowiny.
-Jeszcze
raz gratuluję stary- mówił, obejmując go i poklepując przyjaźnie po plecach. — Niezły z ciebie ogier. Dwójkę dzieci
spłodzić w jednym czasie.
-Właśnie Seba,
że jest coś nie tak z Pauliną- odparł, gdy usiedli. —Myślałem nad tym w drodze
powrotnej. Skoro Ula urodziła miesiąc przed terminem, to Paulina powinna również
już rodzić, a nie za dwa tygodnie. Po tym, jak byłem z Ulą, nie tknąłem
Pauliny. Jestem tego pewny. A i prędzej trochę czasu było, że nic nie było.
-Czyli myślisz,
że tylko zrobiła z ciebie tatusia.
-Dokładnie.
Na razie nie mogę nic mówić ani zrobić. Muszę mieć dowody. Nie chcę też, aby Paulina przeżyła szok przed
porodem. Mogłoby to zaszkodzić dziecku. Niezależnie czy jest moje, czy nie. Jednak, gdy tylko urodzi się, zrobię badania
DNA. I pamiętaj Seba, tak jak mówiłem. Nikomu ani słowa. Zwłaszcza Wioli.
No nareszcie coś zaczyna docierać do Marka jeśli chodzi o ciążę Pauliny.
OdpowiedzUsuńDobrze się stało, że Marek dowiedział się o porodzie Uli i natychmiast tam pojechał. Myślę, że ten malec sprawi iż tych dwoje będzie ze sobą Może Dobrzyński wreszcie zrozumie kto jest mu przeznaczony. Ciekawe tylko jak jego rodzice to przyjmą zwłaszcza matka.
Dziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
Gorąco pozdrawiam w mroźną sobotnią noc.
Julita
Dziękuję za tak późny komentarz.
UsuńDo trzech razy sztuka , jak to mówią. Uciekła pani Więcek i u cioci się nie udało to Beatka sprawę załatwiła. Chociaż list już w drodze.
Dobrzańscy będą w szoku a co do reakcji to będzie jak w serialu lepszy Krzysztof i niż Helena.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Pozytywna końcówka rozdziału, Marek zaczął dobrze kojarzyć i powiedział Sebastianowi o swoich podejrzeniach. Tak musi zrobić test DNA, bo przebiegła Paulina mogła by znowu coś wykombinować, na razie jest krok przed Markiem, choć na plecach już czuje oddech Dąbrowskiego. Choć nie jest postać pozytywna dla mnie, wolałabym aby odkrył karty i co nieco powiedzieć Markowi. Ula postąpiła właściwie, zdecydowała się wreszcie na rozmowę z Markiem i wyjaśniła powód swojej ucieczki. Maciek z kolei bardo dobry przyjaciel nie puścił pary z ust, nawet gdy Ula była na budowie. Myślę, że teraz już wszystko pójdzie dobrze, choć Paulina nie odpuści tak łatwo. Bardzo fajny rozdział, dziękuję i pozdrawiam,Agata
OdpowiedzUsuńDąbrowski jeszcze ostatniego słowa nie powiedział. Tyle zdradzę. Marek zaś bardziej potrzebuje testu DNA aby mieć dowód na jej jakieś prawne kroki. To że nie jest ojcem jest pewny. Musi mieć i dowód dla rodziców.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Nooo... Wreszcie zaczyna do Marka docierać, że panna FE wrabia go w ciążę, której nie jest autorem. Mam nadzieję, że zdrowo po niej pojedzie i pogoni ją na cztery wiatry.
OdpowiedzUsuńTo, że Marek zjawił się u Uli w szpitalu jest szczęśliwym przypadkiem. Los czasami bywa przewrotny i robi nam niespodzianki. Gdyby nie wizyta z wycieczką Betti w F&D Marek nigdy by się nie dowiedział, że został ojcem, a już pewnie nie tak prędko. To dla nas czytelników bardzo dobra wiadomość. Dobra wiadomość to również ta, że pojawił się Bartuś, który już zaczyna mieszać w życiu Pauliny i szantażować ją. Ona jest nerwowa i mam nadzieję, że nie wytrzyma napięcia i wreszcie wypluje z siebie prawdę o ojcu dziecka.
Bardzo dobra część. Widzę, że pospieszasz, bo przecież do porodu już naprawdę niedługo. Masz zamiar dodać jeszcze przed nim coś, czy zostawiasz to na czas po porodzie? Trzymam mocno kciuki, żeby był łatwy, bezbolesny i krótki. Serdecznie pozdrawiam. :)
Pogonić, to pogoni, ale nie wiem czy będę umiała to odpowiednio dobrze opisać. Wizyta Beatki w firmie tylko przyspieszy fakt. Ula jak pisałam dała cioci list do wysłania i tym rozpocznie się kolejna część. jedna albo dwie części powinny być. Jeśli nie to wiadomo przynajmniej, że sprawa się wyjaśnia.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Zawsze wiedziałam, że Paulina ma coś z głową. Panie FE źle patrzy z oczu
OdpowiedzUsuńI w dodatku jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Ja bym na nią psa nawet nie spuściła. bo nie wiadomo, czy Febo by nie oplułaby psa jadem.
Usuń