Popołudnie i wieczór były trudne dla Uli. Najchętniej wzięłaby się za lepienie pierogów albo mycie płytek w łazience dla uspokojenia, ale samej przy Antosiu było to trudne. Synek siedział w salonie na podłodze i próbował zbudować swoją pierwszą wieżę z klocków.
Chociaż ty mi zostałeś -myślała, patrząc na bawiącego się syna. O twoje rodzeństwo będę walczyła. Z twoim tatą się nie udało, poddałam się, ale teraz będę silniejsza. Może nie będzie to jutro albo w sobotę, albo później, ale zrobię wszystko, aby wrócili tutaj.
Wieczorem dzieci zadzwoniły do Uli. Do końca nie wiedziała czy same chciały, czy Marek im kazał, ale liczyło się, że mogła z nimi porozmawiać. Nie liczyło się dla niej nawet to, że była to rozmowa kurtuazyjna.
-Chcieliśmy życzyć ci dobrej nocy mamo -mówił Kuba.
-I Antosiowi -dodała Julka. —Ucałuj go od nas.
-I ja wam kochani. Bardzo za wami tęsknię, kocham was i przepraszam. Jesteście już po kolacji.
-Tata zrobił nam jajecznicę, ale ty robisz lepszą -mówiła córka. —Chcieliśmy kotleciki jajeczno jaglane, ale tata nie umiał zrobić.
-Ja wam kiedyś znowu zrobię. Takie jak lubicie.
-Teraz idziemy się myć, a później razem obejrzymy film „Zając Max ratuje Wielkanoc” -oznajmił syn.
-To pa kochani. Miłego oglądania.
Wieczorem położyła się w salonie i przypomniało się jej jak dwa lata temu spała tu z Markiem. Robili remont swojej sypialni i zmuszeni byli gdzie indziej spać. Tu też pod nieobecność starszych dzieci kochali się do upadłego i poczęli Antosia.
W Wielki Piątek Antoś zrobił mamie pobudkę już o siódmej. Pomimo że mogła poleżeć w łóżku z synem i czymś go zająć, postanowiła wstać, zjeść szybko śniadanie i pojechać na zakupy, zanim inni ruszą do sklepów na świąteczne zakupy. Prędzej umówiła się z Markiem, że podeśle mu Antosia do mieszkania i odbierze go, zanim pójdzie do pracy. U męża pojawiła się ósmej i liczyła, że spotka się z Julką i Kubą, ale jeszcze spali.
-Późno poszli spać i odsypiają. Robię im właśnie śniadanie, bo chcę być przed dziesiątą w firmie na chwilę.
-Oni mi nie wybaczą Marek. Wczoraj rozmawiali ze mną tak oficjalnie.
-Wczoraj wszystko było dla nich takie szokujące Ula. Nawet ze mną dużo nie rozmawiały. Potrzebują czasu.
-Tylko ile? Całe święta? Problem chyba rozwiązany co ze świętami. Może ze mną nie będą chciały spędzić ani jednego dnia świąt.
-Nie myśl tak sceptycznie. Wrócisz z zakupów, dzieci będą obudzone i porozmawiamy.
-Będę za jakąś godzinę do półtorej Marek.
Dzieci obudziły się krótko po jej wizycie i po obecności Antosia w kuchni wywnioskowały, że mama była tutaj.
-Mama przyjechała po nas, czy tylko Antosia przywiozła -pytała Julka.
-Przyjechała do was, bo się stęskniła. Niedługo wróci z zakupów i pojedziecie do domu -dodał, stawiając im kanapki na śniadanie.
-Musimy już wracać -pytał Kuba. —Mama nas wszystkich oszukała.
-Już nic nie będzie tak jak kiedyś -dodała Julka.
-Popołudniu przyjadę do was i razem porozmawiamy. Wczoraj tłumaczyłem wam, że nie tylko mama jest winna.
-Ale przez nią się wyprowadziłeś -odparł Kuba z wyrzutem. —Gdyby nie ona wszystko było tak jak kiedyś. Byśmy byli razem, jak w inne święta.
-Jedźcie -przerwał synowi wywód. —I nie mówcie tak o mamie. Mama kocha was najbardziej na świecie.
Uli powrót się opóźniała i w dodatku nie odbierała telefonów od niego. Dlatego postanowił zabrać ze sobą całą trójkę do firmy. W pracy długo nie planował zostać, bo większa część pracowników odpracowała Wielki Piątek, a ci co byli szybko swoje zrobili i również wyszli. On głównie przyjechał po dokumenty, które zamierzał przejrzeć w czasie świąt. Po godzinie, kiedy wrócił z dziećmi do swojego mieszkania, zaczął się jeszcze bardziej niepokoić nieobecnością Uli i brakiem kontaktu z nią. Dzwonił do niej parę razy, ale ciągle miała wyłączony telefon. Dzwonienie do Rysiowa sensu nie miało, bo Józef z Alą byli z okazji dziesiątej rocznicy ślubu w Hiszpanii, Beatka na miesięcznym kursie malarskim w Wenecji, a Jasiek wyjechał z Wojtkiem w góry. Z braku lepszego pomysłu o dwunastej pojechał do domu z dziećmi licząc, że tam będzie Ula. Nic jednak nie wskazywało, aby była tu od rana. Znalazł również telefon Uli. Nazwisko i znajomości pozwoliły mu, aby powiadomić policję o nieoczekiwanym i dziwnym zaniknięciu żony. Policjanci na razie obiecali sprawdzić szpitale i ofiary wypadków. Nikt z takich osób nie pasował jednak do Dobrzańskiej i poradzili zadzwonić jeszcze raz wieczorem.
-To przez nas mama zniknęła? -pytała z rozpaczą Julka. —My nie chcieliśmy, żeby znikała.
- A jak odeszła albo zrobiła sobie coś -dodał Kuba.
-Mama nic sobie nie zrobiła i nie odeszła od nas -odparł zdecydowanie im ojciec. — Znajdzie się cała i zdrowa. Coś musiało zatrzymać ją na zakupach.
-My już wrócimy tato do mamy -mówiła Julka, tuląc się do ojca. —Niech tylko się znajdzie.
Sam zaczął podobnie myśleć i bał się, że naprawdę mogło stać się coś złego i że ostatnie dni przyszło im spędzić w gniewie, na kłótniach i nie zdążyli porozmawiać.
Ula tymczasem z zakupami uwinęła się szybko i gdy odchodziła od kasy, to z zadowoleniem mogła stwierdzić, że zmieściła się w godzinie. Później co się stało, dokładnie nie pamiętała. Nie wiedziała, czy potknęła się na świeżo umytej podłodze, skręciła nogę i zemdlała z bólu, czy może najpierw zemdlała i upadając skręciła nogę. Albo może ktoś ją potrącił i upadła. Fakt był taki, że gdy otwarła oczy była już w karetce i czuła ból w kostce lewej nogi.
-Jak się pani nazywa -usłyszała typowe pytanie.
-Urszula Dobrzańska. Mamy dzisiaj piątek drugi kwietnia. Co mi się stało?
-Według świadków upadła pani. Choruje pani na coś?
-Ostatnio mocno schudłam i mam anemię. Ale się leczę. Teraz noga mnie boli w kostce.
-Tak myślałem. Kto biega w szpilkach po sklepach.
Kiedy dojechali do szpitala, chciała zadzwonić do męża, ale okazało się, że w torebce nie ma telefonu. Dlatego poprosiła jedną z pielęgniarek, aby zadzwoniła w jej imieniu do Marka i powiedziała mu, że jest w szpitalu. Pomyliła jedna cyfry w numerze i osoba, do której dzwoniła, miała wyłączony telefon. Później Ula poszła na szereg badań oraz na usztywnienie stopy i na salę SOR wróciła po godzinie. Kolejny telefon do niby Marka znowu pozostał bez oddźwięku. Pielęgniarka zadzwoniła również do firmy, ale w recepcji nikt już nie odbierał. Pielęgniarce skontaktować się z Markiem dopiero udało, gdy osoba, z którą próbowała się prędzej skontaktować, oddzwoniła i okazało się, że jest kobietą i mieszka daleko od Warszawy.
Marek po telefonie ze szpitala zapakował parę rzeczy na pobyt w szpitalu, zaprowadził dzieci do Ani i Maćka i pojechał do żony. Ulę zdążyli przenieś z SOR-u na oddział internistyczny.
-Ula martwiliśmy się -rzekł, jak wszedł do jej sali. —Mogłaś prędzej zadzwonić.
-Chciałam, ale pomyliłam dwie cyfry w twoim numerze i dopiero niedawno sprawa się wyjaśniła. Wygląda na to, że jednak święta spędzę bez dzieci i my osobno. Lekarz powiedział, że prędzej niż we wtorek albo środę mnie nie wypuści. Noga nie jest problemem, tylko moje wyniki. Może będą musieli mi krew podać.
-Ula, jak mogłaś doprowadzić się do takiego stanu. Dostałaś ostatnio te leki od tego lekarza z pogotowia. Nie brałaś ich?
-Brałam, ale za mało czasu minęło. Albo coś krew mi zjada. Mają mnie kompleksowo przebadać. Tylko jak dasz sobie radę. Nic nie jest przygotowane na święta.
-Poradzimy sobie Ula. A ty wypoczywaj. Masz w torbie wszystko, to co mówiłaś.
Kiedy wyszedł od Uli, poszedł jeszcze do lekarza, aby spytać o stan żony. Lekarz podobnie jak kiedyś lekarz pogotowia powiedział mu, że ma poważną anemię i że być może ma inną ukrytą chorobę.
Po powrocie do domu musiał opowiedzieć dzieciom o mamie i co jej jest.
-To, kto przygotuje nam koszyczek -zapytała rzeczowo Julka.
-Ja. To nie jest trudne.
-A śniadanie wielkanocne? Albo kto upiecze babkę i inne ciasto i zrobi sałatkę z ananasem. To jest trudne -stwierdził syn.
-Ja z wujkiem Sebastianem przygotujemy śniadanie, sałatkę ciocia Ania zrobi, a jakieś ciasta kupimy. Wuja przyjedzie do nas rano w niedzielę, spędzi z nami święta i mi pomoże.
Pierwszy wieczór do udanych dla Marka nie należał, bo nie potrafił poradzić sobie z trójką dzieci. Od czasu jak urodził się Antoś, coraz więcej pracował i całe prowadzenie domu spadło na Ulę. Teraz musiał zrobić kolację, wykąpać Antosia, posprzątać kuchnię, nastawić zmywarkę i pralkę. Przed pójściem spać musiał jeszcze rozpakować zakupy, które zrobiła Ula i które ratownicy medyczni wzięli razem z Ulą ze sklepu. Kiedy już leżał w łóżku, to zrozumiał, jak przez ostanie miesiące Ula się poświęcała dla nich, nie miała dla siebie wolnego czasu i nawet towarzystwo i częste wizyty Artura, były odskocznią od codzienności. Dużo myślał o zdrowiu Uli i o tym co powiedział lekarz, że Ula potrzebuje kompleksowych badań. Najbardziej bał się, że jak już zaczną coś szukać, to znajdą.
Trzy dni świąt Marek spędził krążąc pomiędzy domem, sklepem i szpitalem. Samemu było mu bardzo ciężko i dlatego wspominał i tęsknił do czasów, gdy Ula była z nim i dziećmi.
Jeszcze w sobotę tuż przed wyjściem na święconkę Julka nie umiała znaleźć swojego buta i zajęci szukaniem go nie zauważyli, że Antoś ściągnął koszyczek ze święconką, rozsypał sól, zaczął jeść babeczkę, zgniótł zajączka z czekolady, a na koniec poślizgnął się na baranku z masła. Kuba tymczasem na śniadanie zjadł za dużo ulubionej sałatki i czekoladowej rolady i na koniec popił to wszystko colą. Jego układ trawienny tego nie wytrzymał i dostał rozstroju żołądka. Tym samym na święconkę nie mógł iść. Wieczór był już znacznie lepszy, bo do pomocy przyszedł Sebastian. Następnego dnia rano panowie wstali wcześniej i zrobili trochę okrojone śniadanie. Nie było żurku ani schabu pieczonego ze śliwką, popisowych dań Uli. Były za to jajka z szynką i majonezem udekorowane na zwierzątka i zapiekane parówki w cieście. Do tego sałatka i pokrojona wędlina, pomidory i ser.
Popołudniem Antosia zostawił z przyjacielem, a starsze dzieci udało się mu zabrać do mamy. Dzieci oczywiście opowiedziały jej o przygodach z soboty, ale o nic nie miała do nich żalu, bo już od dawna tak się nie śmiali.
-Mamo kochamy cię -rzekła Julka, tuląc się do niej. —Bez ciebie w domu jest nijak.
-Tęsknimy za tobą i baliśmy się, że coś ci się stało przez nas. Nie chcieliśmy do domu wracać.
-I ja was bardzo, bardzo kocham i tęskniłam.
-To prawda -odezwał się Marek. —Martwiły się, gdy nie mieliśmy kontaktu z tobą.
-To kiedy wrócisz do domu? -zapytał syn.
-W środę. Dzisiaj lekarz mi tak powiedział. Oprócz anemii i skręconej nogi nic mi nie dolega.
-To dobrze Ula. Bałem się o ciebie.
-Nie wiem, tylko jak poradzę sobie z tą nogą Marek przy Antosiu. Ledwo chodzę.
-Ja zostanę i będę popołudniami ci pomagał. Rano przez dwa dni będzie Maciek i Ania, a później wraca twój ojciec z Alą i będą z tobą rano.
Wieczorem, kiedy dzieci już spały. Marek miał czas, aby zająć się gościem. Sebastianowi nalał pół szklaneczki koniaku a sam dla towarzystwa na dnie szklaneczki.
-Te trzy godziny Seba w piątek, gdy nie wiedziałem, co z Ulą były najdłuższe i najgorsze. Tak jak czekanie na jej wyniki. A święta bez niej to nie święta.
-To zrozumiałe Marek. Ciągle kochasz Ulę.
-Chyba jestem gotowy na powrót tutaj i do Uli. Ona mi swoim czasie wybaczyła moje świństwa.
-To jest najmądrzejsza decyzja, jaką podjąłeś od czterech miesięcy Marek -odparł, poklepując przyjaciela po ramieniu.
Następnego dnia ponownie pojechali we trójkę do szpitala i podobnie jak poprzednio Julka i Kuba cały czas tulili się do mamy. Marek w końcu postanowił wysłać dzieci do sklepiku po gazetę i sok dla mamy, aby on mógł porozmawiać z żoną.
-Nie dają ci spokoju Ula -rzekł, siadając na łóżku.
-Całe życie, mogą mi nie dawać. I tak bardzo tęsknię do Antosia.
-Pojutrze go zobaczysz. Ula, co my zrobiliśmy z naszą rodziną? Jak mogliśmy się tak zachowywać. To były najgorsze święta od lat. Chciałbym wrócić na stałe, a nie na czas twojej choroby.
-Naprawdę -zapytała cicho i z obawami, że coś źle usłyszała? —Wybaczysz mi, czy tylko chcesz mieszkać ze mną dla dobra dzieci?
-Ula zrozumiałem, że wina nie leży tylko po twojej stronie. Jakieś fatum na nas spadło, ale zamierzam je odgonić.
-Już nigdy nic tak głupiego nie zrobię Marek. Nie wiem, jak mogłam się tak zachować. Brzydzę się sobą do teraz. Chciałabym zapomnieć, ale się nie da. Gdyby chociaż nie pokazywał się mi na oczy.
-Czy to znaczy, że on cię tu nachodzi -zapytał ze złością.
-Był wczoraj wieczorem i chciał porozmawiać o nas, ale powiedziałam mu, że jego widok przywołuje mi najgorsze chwile życia. Że jest dwulicowym padalcem kłamcą, manipulantem i że nie chcę więcej razy go oglądać. Ani ja, ani nikt z mojej rodziny. Zamierzam zmienić nie tylko lekarza, ale przychodnię Marek. Kuba powiedział, że więcej razy do niego i tak nie pójdzie.
-Tak właśnie zrobimy Ula. Odetniemy się całkiem od niego. Wykorzystał kryzys w naszym związku.
-Jak teraz myślę o tym, to myślę, że mnie naprawdę wykorzystał. Kiedyś próbował mnie pocałować, ale powiedziałam mu, że ma więcej razy nie próbować, bo ciebie kocham. Ja wiele nie pamiętam z tamtej nocy. Wypiłam jakiś alkohol, może z jakimś narkotykiem i zaczęłam całować go. Później urwał mi się film i gdy obudziłam się, od razu zaczęłam się ubierać. Chciałam jak najszybciej uciec stamtąd i wziąć prysznic. Czułam się ohydnie -mówiła ze łzami. —Tak jakbym była zgwałcona.
-Ula już nie płacz -mówił, tuląc do siebie. —Pomogę ci zapomnieć.
W tym samym momencie wróciły ich dzieci i zobaczyli objętych rodziców.
-Już się pogodziliście? -pytał Kuba.
-Na zawsze -sprecyzowała Julka.
-Tak i wprowadzam się na stałe do domu -odparł im ojciec.
-Nareszcie -odparły dzieci i rzucili się z uściskami na rodziców.
-Bałam się pierwszych takich świąt, a okazały się bardzo szczęśliwe -mówiła Ula, ciągle popłakując.
-Bardzo szczęśliwe kochanie -wyszeptał Marek, całując żonę w czoło.
We środę Marek odebrał żonę ze szpitala i przez kolejny tydzień tylko on się nią opiekował. Na tę okazję wziął sobie tydzień wolnego. Marek nie tylko wrócił do domu, ale i po czterech miesiącach do sypialni. Na razie tylko spali razem, bo Ula miała ciągle usztywnioną stopę. Na pierwszy seks przyszedł czas trzy tygodnie później, kiedy wyjechali we dwoję na majowy długi weekend. Zaczęli kochać się pod prysznicem i tam zaznali pierwszych uciech fizycznych po ponad pół rok. Z kochaniem się z pulchniejszą Ulą problemów nie miał, ale teraz znowu była gibka i lekka i mógł więcej dać przyjemności i sobie i żonie. Kiedy zaspokoili pierwsze pożądanie, zaniósł Ulę uczepioną jego szyi i bioder na duże i wygodne łóżko. Kolejna fala rozkoszy przyszła z chwilą, kiedy ruchy Uli siedzącej na mężu okrakiem przybierał na sile.
-Tak będziemy się od teraz kochać Ula. Gorąco i szaleńczo -oznajmił Marek z zadowoleniem.
-A nasze dzieci i łóżko?
-Dzieci odda się do dziadków na noc, a łóżko jest nowe -odparł, przewracając ją na plecy.
EPILOG
Poniżej krótki wpis dla tych wszystkich, którzy wierzą w teorię, że jednak nic nie było między Ulą a Arturem. Pani G napisała mi o tym w komentarzu w drugiej części i obiecałam coś z tym zrobić. W poprzedniej części Paulina bez zahamowani powiedziała Julce i Kubie prawdę o Uli i jest inna niż teraz w serialu.
Pierwsze święta spędzone osobno minęły i czas było wrócić do codzienności. Wtorek był jeszcze wolny od szkoły, dlatego Marek zmuszony był zabrać dzieci do pracy. Paulina rano zadzwoniła do niego, z informacją, że źle się czuje i że nie będzie jej w pracy. Dlatego Marek swoje pociechy ulokował w jej gabinecie.
-Macie się nigdzie nie ruszać -zapowiedział, kiedy musiał wyjść na chwilę. —Pójdę tylko skserować te papiery i zaraz wracam. Antosia macie pilnować, żeby nie wychodził z biura i nie brał nic do buzi. Włącznie sobie telewizor i pooglądajcie coś.
Dzieci jednak nie zamierzały oglądać telewizji, tylko zajęły się przeglądaniem tego co Fego trzyma w biurku i na półkach. Kiedy ich ojciec wrócił po kwadransie, mieli dla ojca ciekawe znaleziska.
-Zobacz, co ona trzyma w szufladzie tato -krzyczał Kuba. —Twoje zdjęcie ślubne z wyciętą mamą i wklejoną sobą.
Marek oprócz ramki ze zdjęciem zauważył również swój niedawno zagubiony krawat i perfumy.
-To dziecinne tato -stwierdziła Julka. —Tylko dziecko może wycinać kogoś i wklejać kogoś.
-Albo ktoś, kto dostaje pomieszania zmysłów -oznajmił Kuba.
Nie to jednak najbardziej zainteresowało go w szufladzie, tylko trzy zdjęcia Pauliny w towarzystwie pana Hu i jego asystentki.
Z wyjaśnieniem sprawy nie zamierzał czekać, tylko zostawił dzieci pod opieką Sebastiana i pojechał do Pauliny. Daleko nie było, więc po kwadransie pukał do jej drzwi.
-Marco? Co tu robisz? Coś z pracą -zarzuciła go pytaniami.
-Możesz powiedzieć mi, co mają znaczyć twoje zdjęcia z Hu? Na towarzyskie spotkanie, to nie wygląda. Pomijając to, że trzymasz w szufladzie moje ślubne zdjęcie z wyciętą Ulą, krawat który zaginął mi we firmie i moje perfumy. Mówiłem, że między nami nic nie będzie.
-Możesz tak nie krzyczeć. Mówiłam, że się źle czuję i głowa mnie boli.
-Masz gościa? -zapytał, zmieniając na chwilę temat, gdy wszedł do salonu i spoglądając na plecak leżący na kanapie. W dodatku plecak był mu znany, bo widział go na filmie przed wylotem rodziny na wakacje i był własnością nikogo innego jak Artura Szczęsnego.
-Nie. Dlaczego tak myślisz?
-Bo jakiś plecak tu leży.
-Rano był ktoś od żaluzji i musiał zostać. Wszystko ci wytłumaczę z Hu. Postanowiłam, że nasze stosunki naprawię i nawiążę współpracę. Mają świetne podkoszulki dla naszego wojska.
-Przez nich wylądowałem w areszcie. Mamy problemy w firmie, a ty chcesz z nimi współpracować?
-Dlatego nic nie mówiłam.
-To ja ci zapowiadam, że na żadną współpracę się nie zgadzam i nie zgodzę.
-Jeśli to wszystko, to do widzenia Marek. Jestem chora i zajęta.
-Arturem zajęta? -spytał, przechadzając się po innych pomieszczeniach. W kuchni zastał tę osobę, którą spodziewał się zobaczyć.
-To nie to, co myślisz łączy mnie z nim -zaczął się tłumaczyć się nerwowo.
-Mnie interesuje tylko to czy wasza znajomość ma coś wspólnego z Ulą. Może razem postanowiliście jeszcze bardziej pogorszyć nasze relacje.
-Źle się czuję i wasz znajomy przyjechał mnie zbadać -stwierdziła Febo. —To takie dziwne.
-Twoje dzieci i Ula miały rację Marek, że rozwalamy waszą rodzinę -odparł Artur.
-Możesz się zamknąć -wysyczała Febo.
-Nic mnie nie łączyło z twoją żoną i nie sprecyzowałem tego co kiedyś powiedziałem -kontynuował mimo protestów Pauliny. — To ja zakochałem się w niej, ale nie ona we mnie. Przyszła do mnie wtedy, bo kiedyś próbowałem pocałować Ulę, ale otrąciła mnie i kategorycznie powiedziała, żebym więcej razy nie próbował. Dwa tygodnie później pojawiła się u mnie roztrzęsiona i od razu wypiła sporo koniaku. Później zaczęłam mnie całować. Zdążyłem rozebrać ją, ale zorientowałem się, że zasypia. Nic więcej nie było. Od dawna podobała mi się, podziwiałem ją i dlatego nie powiedziałem prawdy. Nawet wtedy, gdy podejrzewała, że jest w ciąży, nic nie powiedziałem, bo widziałem swoją szansę na bycie z kobietą, którą kocham i podziwiam. W tym samym czasie pojawiła się Paulina z planem pogorszenia waszych relacji. Ciągle nie porzuciła nadziei bycia z tobą. Dzisiaj przyjechałem powiedzieć, że odpuszczam. Wyjeżdżam do Gorzowa Wielkopolskiego. Powstaje nowy szpital i potrzebują lekarzy.
-Oboje jesteście sobie warci -rzekł tylko i wyszedł.
Zanim pojechał do firmy po dzieci, to wstąpił do szpitala i opowiedział żonie o tym czego się dowiedział od lekarza.
-To wszystko przez nich Marek? -pytała z niedowierzaniem.
-Kochanie -zaczął, obejmując Ulę. —Nie ma to teraz znaczenia. Kocham cię niezależnie od tego czy coś było, czy nie z Arturem.
Piękne zakończenie tej mini.
OdpowiedzUsuńMarek z Ulą pogodzeni, dzieciaki szczęśliwi. Ale jak zawsze musiało dojść do nieszczęścia, aby oboje doszli do porozumienia.
Ta druga część zakończenia jest taka jak chyba większość uważa. Mianowicie, że między Ulą a doktorkiem co niczego nie doszło. Samej w cale nie zdziwiłabym się gdyby właśnie Artur wraz z Febo nie maczali w tym swoich łapek.
Dziękuję ci bardzo za tę mini.
Cieplutko pozdrawiam w sobotnie popołudnie.
Julita
Nic tak nie zbliża ludzi jak nieszczęścia. Marek jest tego przykładem, że potrzebował kopa w d**ę.
UsuńJeśli faktycznie nic nie było, to myślę, że Artur sam uknuł intrygę. Paulina ideałem nie jest i dalej marzy o Marku, ale chyba nic by nie zrobiła w tym kierunku.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Zakończenie mini świetne. Ta końcówka🔥 Dziękuję za drugą część zakończenia. ❤️
OdpowiedzUsuńŻadna ze mnie Pani 😛 Gosia jestem
Miło poznać Małgosiu. Tak myślałam, że epilog przypadnie do gustu.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuje za komentarz.
Nie jestem miłośniczką teorii ,że nic nie było. Może większość nie może w to uwierzyć ,ale to nieszczęśliwa kobieta,samotna ,kura domowa ,która w silnych emocjach i pod wpływem alkoholu popełniła jeden z najgorszych błędów i jeśli Marek jej to wybaczy będzie miała ogromne szczęście ,a jak nie będzie żyła dla siebie dzieci nie dla Marka. W serialu Marek sporo zawinił długi,kłamstwa ,manipulacje,machlojki ,tajemnice i podejrzane relacje z kobietami. Oboje zawinili i muszą jakoś to naprawić albo się rozstać jeśli nie potrafią już że sobą być.
OdpowiedzUsuńTy pogodziłaś ich i dałaś im szczęśliwe zakończenie. Ja ostatnio w mini też daję im szczęśliwe zakończenia( Na blogu te mini pojawią się później na razie są publikowane poza nim) ,bo serialu brakuje od dawna dobrych relacji między nimi.
Zarówno Ula jak i Marek mówili, że jeśli się rozwiodą, to będą żyli dla dzieci. Tak jak Marek przyznał się przed sobą, że zaniedbał Ulę.
UsuńZanim się nie dowiedziałam o teorii, że nic nie było między Ula a Arturem myślałam, że było. Teraz wolałabym, aby było jak u mnie. Artur nie jest do końca pozytywnym bohaterem. Jest nawet gorszym niż Piotr. Tylko wątek Pauliny byłby mało prawdopodobny.
Pozdrawiam miło i dziękuję za komentarz.
Cudowna short story. Ja właśnie jestem jedną z tych, które nadal wierzą, że żadnej zdrady nie było. To Ula tak sądzi a Artur z premedytacją nie wyprowadza jej z błędu. Tak właśnie mogła wyglądać ta domniemana zdrada jak opisałaś w epilogu. Wprawdzie nie sądzę, żeby Paulina maczała w tym palce, ale przecież po tej kobiecie wszystkiego można się spodziewać zwłaszcza, że bardzo pragnie być z Markiem. To już naprawdę obsesja, którą powinno się leczyć. Najważniejsze jednak, że wszystko dobrze się skończyło a Dobrzańscy znowu są pełną i kochającą się rodziną. Piękny finał tej historii.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Osobiście również uważam, że Paulina nie zrobiłaby nic, żeby rozwalić małżeństwo Uli i Marka. Tu była mi potrzebna, dlatego wplatałam ją w intrygę z Arturem. Liczę, że już niedługo w serialu zacznie być tak jak u mnie.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.