Telefon
w poniedziałek rano od Marka zdziwił Ulę. Jechała właśnie pociągiem do pracy i
choć była po weselu i miłej zabawie to do dobrego humor było jej daleko. Miała
za godzinę bowiem spotkać się z zaręczonym mężczyzną, którego kochała.
-Ula
dzwonię, żeby powiedzieć ci, żebyś nie jechała do firmy, tylko prosto do mnie
do szpitala.
-Jak
to do szpitala. Co się stało? Jesteś w szpitalu? Miałeś wypadek? -zarzuciła go
pytaniami.
-Spokojnie
Ula- wtrącił momentalnie. —Jestem prawie cały. Wycięli mi tylko wyrostek
robaczkowy i czeka mnie pobyt w szpitalu oraz zwolnienie lekarskie i będziesz
musiała za mnie popracować. Jestem w tym szpitalu na Wileńskiej w budynku C na
parterze na sali 105. Możesz przyjechać do mnie?
-Pewnie.
Godzinę
później, gdy dotarła pod drzwi jego sali, to dojrzała Marka przez uchylone drzwi. Przez szparę
widziała też, że pacjenta obok nie ma, to chciała już wejść, ale zatrzymał ją dzwonek jego komórki.
-(...)
-(...)
-Dzień dobry i zapewniam
pana, panie Sławku, że to jest ostateczna decyzja- usłyszała. —Po prostu nie było
zaręczyn, nie będzie i wszystkie projekty są nieaktualne. Chcę swój dom
urządzić po swojemu, a nie tak jak chciała moja była narzeczona. Na razie
wystarczy mi wykończenie jednego pokoju, łazienki i kuchni. Żonie proszę
również przekazać, że inaczej udekoruję dom. Jak wyjdę ze szpitala i
dojdę do siebie, to spotkamy się we trójkę i porozmawiamy.
-(….)
-Do
widzenia.
-Jak
to nie było zaręczyn? -zapytała jakby bezwolnie, wchodząc do sali. —To znaczy cześć Marek. Jak
się czujesz? – poprawiła się ze swojej gafy.
-Cześć
Ula, czuję się lepiej i dobrze słyszałaś. Nie było zaręczyn i nie będzie ślubu.
Nie mogę związać się z kobietą, która mówiła takie rzeczy i wyceniła moje życie
na sto tysięcy i wyjazd do Mediolanu- odparł, przypominając sobie i opowiadając Uli piątkowy i sobotni dzień.
****************************************
Piątek
od rana był pechowy dla Marka, bo już w nocy pobolewał go brzuch i źle się czuł.
Rano po zażytych rozkurczowych lekach lepiej nie było. Miał też podwyższoną
temperaturę, mdłości, a po nieprzespanej nocy bolała głowa. Wszystko to brał też
za kolejny atak kolki nerkowej, która dolegała mu od lat. Mimo tego, że domyślał się, co mu dolega, to w czasie parzenia porannej kawy zadzwonił do
swojej lekarki.
-W
takim razie będę o dziesiątej- rzekł na koniec rozmowy i w chwili, gdy i
Paulina pojawiła się w kuchni.
-(…)
-Też
nie mogę się doczekać Karolinko- dodał ciepło.
-Co to
znaczy, że nie możesz się doczekać!- usłyszał podniesiony głos Febo. — I kim
jest ta Karolina?! Kolejna twoja kochanka- ni stwierdziła, ni zapytała. —Jeśli
tak…
-
Karolina to moja lekarka i koleżanka ze szkoły- wtrącił, zanim nie
rozkręciła się na dobre i nie zrobiła mu awantury. —Całą noc męczyłem się z bólem,
jakbyś nie zauważyła. I mamy za dwa tygodnie te nasze klasowe spotkanie. To na nie, nie mogę doczekać się i na spotkanie z dawno niewidzianymi koleżankami i kolegami. Ty jednak od razu posądziłaś
mnie o romans.
-Wystarczy
wiedzieć, jak się prowadzisz- odparła opryskliwie i nie zważając, że przed
chwilą oskarżyła go bezpodstawnie. —A na
dziesiątą jesteśmy umówieni z dziennikarzami- oznajmiła mu tonem nieuznającym sprzeciwu. —Będziesz musiał przesunąć swojego
lekarza.
-Czyli
jacyś dziennikarze są ważniejsi od mojego zdrowia? - zapytał z wyrzutem.
-Nie
wyolbrzymiaj sprawy Marek- rzekła zimno. —Wiele razy miałeś kolkę nerkową, a
zaręczyny są raz w życiu i zamierzam zrobić wszystko, aby były niezapomniane i udane-
mówiła, nalewając sobie kawę. —Nie po to tyle pracy w nie już włożyłam, aby
teraz miało coś zniweczyć moje plany.
- A ja
mówiłem ci, że nie zamierzam zatrudniać żadnych dziennikarzy- odparł jeszcze
spokojnie.
- I
dlatego ja się wszystkim zajęłam- mówiła tonem nieuznającym sprzeciwu. —Teraz, chociaż nie rób problemów. Lekarz ci
nie ucieknie.
-Nie
Paulino- odrzekł stanowczo. —Osobiście zajmę się odwołaniem ich. Nie będzie
prasy ani tej podrzędnej telewizji TV
BŁYSK. Nie zamierzam z naszych zaręczyn zrobić
show i oglądać migawek w telewizji i zdjęć w prasie. Wszystko na ten temat.
Teraz szykuj się do firmy. Za półgodziny wyjeżdżam to, jeśli chcesz zabrać się
ze mną, to się zbieraj.
W
czasie ich krótkiego pobytu we firmie atmosfera była równie napięta co w
mieszkaniu. Okazja zaś do kolejnej kłótni nadarzyła się już przed samą firmą. Zastali
tam bowiem Klaudię, która czekała na ich przyjazd.
- Co ona tu robi Marek? – wysycała przez zęby Febo
-Nie
dostałam zaproszenia na zaręczyny, to chciałam osobiście złożyć ci życzenia
Mareczku- odparła modelka za Dobrzańskiego, całując go w policzek. —Powinnam
życzyć ci szczęścia, a Paulinie twojej wierności, ale po co mamy oszukiwać się
i złorzeczyć.
-Możesz
zrobić coś, a nie stać tak bezczynnie i przysłuchiwać się tej wywłoce- rzekła
Febo, hamując ledwo wybuch złości.
-Marek
ma inne zdanie na ten temat- odparła modelka, patrząc i śmiejąc się w jej twarz. —Tak jak i nazywa inaczej. Ostatnio w Pradze
byłam jego kiciusiem. Uwielbia, jak mruczę mu do ucha.
-Dość
tego. Osobiście wsadzę cię do taksówki- odezwał się ostro i Marek.
-Może
dasz jej teraz powiedzieć- wtrąciła Paulina, bo dokładnie wiedziała, że
narzeczony lubi, gdy w łóżku mruczy mu się zmysłowo i to, że był również ostatnio służbowo
w Pradze.
-Marek
obiecał mi nasze zdjęcia z wyjazdu, ale widzę, że nie jestem w porę- rzuciła
jeszcze do Pauliny, gdy Marek odprowadzał ją w stronę ulicy.
Gdy szedł
do swojego biura, to przygotowany był na kolejną batalię z Pauliną i
zastanawiał się, jak ma się bronić. Z samą Klaudią nawet nie rozmawiał długo. Miał już wystarczająco wiele kłopotów jak na
dzisiaj. Febo tymczasem faktycznie wiedziona słowami Klaudii w poszukiwaniu
zdjęć, listów czy innych dowodów zdrady Marka, przeglądała jego szuflady w
biurku. Dowodów na zdradę nie znalazła, ale zainteresowało ją co innego.
-Możesz
powiedzieć mi co to za dziecko- rzekła, rzucając w niego zdjęciem, jak tylko
pokazał się w drzwiach.
-Beatka-
odparł spokojnie. —Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
-Nie
bądź cyniczny. Co za Beatka? Nie znamy
takiego dziecka!- mówiła, krzycząc.
-Już
dziś raz oskarżałaś mnie o kochankę to, dlaczego nie o nieślubne dziecko
Paulino- mówił równie głośno, ale i z ulgą, że pyta o Betti, a nie o zajście z
Klaudią. —Przecież wiesz, jak się prowadzę.
-Słychać
was na pół korytarza- odezwała się nieoczekiwanie od drzwi Julia. —O co
kłócicie się tym razem?
-Marek
ukrywa zdjęcia jakiegoś dziecka- odarła jej Paulina. —Nie chce powiedzieć kto
to.
-To, że nie chcę to jedna sprawa, ale druga taka, że z góry
przewidziałaś najgorszy scenariusz- tłumaczył Marek.
-To Beatka siostra Uli- wyjaśniła pojednawczo Sławińska, która poznała ją w czasie nagrywania programu Damy i wieśniaczki.
-To Beatka siostra Uli- wyjaśniła pojednawczo Sławińska, która poznała ją w czasie nagrywania programu Damy i wieśniaczki.
-I po
dochodzeniu Paulino- dodał Marek.
- Jutro
macie zaręczyć się, a zachowujecie jak przed sprawą rozwodową- mówiła im z
reprymendą. —Taką, która chce wszystkie brudy powyciągać na światło dzienne.
Naprawdę zastanawiam się, czy dobrze robicie, zaręczając się.
-Nikt
o zdanie cię nie pytał- odparła jej opryskliwie Paulina. —A ty nie powinieneś iść już
do lekarza? - zapytała Marka, gdy Julia wyszła.
—Twoja kolka nerkowa nie powinna czekać.
-Idę.
A ty nawet nie próbuj nic działać za moimi plecami z dziennikarzami.
-Robię
to dla naszego prestiżu.
To, co
najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
Wczesnym popołudniem,
gdy Marek wrócił do domu, to zadzwonił do niego właściciel sklepu jubilerskiego
z wiadomością, że ma uiścić zapłatę dwudziestu tysięcy złotych za zakup
pierścionka zaręczynowego, a zakupionego przez Paulinę godzinę wcześniej.
Paulina była akurat u kosmetyczki i choć nie lubiła, gdy jej przeszkadzano w
relaksie, to zaryzykował i zadzwonił, aby wyjaśnić sprawę.
-Możesz łaskawie powiedzieć mi, co ma znaczy zakup pierścionka? – zapytał, nie wysilając się na uprzejmości. —Właściciel salonu jubilerskiego zadzwonił do mnie i mam podobno zapłacić za niego.
-Możesz łaskawie powiedzieć mi, co ma znaczy zakup pierścionka? – zapytał, nie wysilając się na uprzejmości. —Właściciel salonu jubilerskiego zadzwonił do mnie i mam podobno zapłacić za niego.
-
Malwina, dziewczyna ze sklepu powiedziała, że kupiłeś mi jakiś drobiazg za trzy
tysiące, to kupiłam sobie coś porządnego Marco- mówiła słodko. —Ten jest z białego złota z
dużym brylantem i rubinem.
-Paula
wiesz, że to mężczyźni zajmują się tymi sprawami- odparł zirytowany jej zachowaniem.
-To
mogłeś wybrać mi coś porządnego- wtrąciła. —Jakbym wyglądała z takim
pierścionkiem przed znajomymi? Podobno z tą wieśniaczką byłeś i to ona wybrała.
- Z
Ulą, Paula! Ulą!- rzucił jej głośno.
-Marco
porozmawiamy, jak wrócę od kosmetyczki. Mam na sobie maseczki a pani Kasia
szykuje się do masażu.
-Oczywiście,
że porozmawiamy- odparł, ale do siebie, bo Febo wyłączyła się już. Decyzję miał również podjętą.
Paulina
do domu wróciła po trzech godzinach i już w korytarzu zastała spakowane walizki
Marka.
-Można
wiedzieć, co robisz. Odgrywasz jakąś manifestację?- zapytała od drzwi.
-Może zapytasz najpierw, co powiedziała mi Karolina?- odparł pytaniem.
-To co ci powiedziała?- zapytała z irytacją.
-Nie jest pewna czy to nerki. Mam zgłosić się do chirurga albo szpitala.
-To idź. To, co znaczą te walizki?
-Może zapytasz najpierw, co powiedziała mi Karolina?- odparł pytaniem.
-To co ci powiedziała?- zapytała z irytacją.
-Nie jest pewna czy to nerki. Mam zgłosić się do chirurga albo szpitala.
-To idź. To, co znaczą te walizki?
-Przeprowadzam
się do Sebastiana na parę dni. Decyzję podjąłem z chwilą, gdy usłyszał z twoich
ust słowa wieśniaczka i drobiazg za trzy tysiące. To, co teraz robisz jeszcze bardziej utwierdza mnie w decyzji.
-Czyli
manifestacja- rzekła wyniośle.
-Całym
dniem zapracowałaś na moją decyzję- mówił spokojnie. —Ciągle oskarżałaś mnie,
obraziłaś Julię, dziennikarze byli ważniejsi niż ja i moje zdrowie. —To, co
stało się teraz, przeważyło szalę Paula.
-OK.
Marek. Niech będzie ten twój pierścionek. Zawsze mogę powiedzieć, że to
pamiątka rodzinna- mówiła wyraźnie obrażonym tonem.
-
Teraz nie ma to znaczenia i nie uczysz się na błędach- mówił ze spokojem. —Zmieniłem zdanie co do naszej przyszłości. Zaręczyn nie będzie. Możesz dzwonić do moich
rodziców, dostać histerii, błagać, ale zdania nie zmienię.
-Poważnie
tego nie mówisz? – mówiła, ściskając nerwowo torebkę.
Ostatnim
dźwiękiem, jaki usłyszał przed wyjściem, był odgłos tłuczonego szkła. Jego szklanego
stolika barek na kółkach jak mniemał. Po wyjściu z mieszkania zaś najpierw poszedł
do banku zablokować wspólne konto z Pauliną, a później zawieść walizki do
mieszkania Sebastiana. Aby odreagować i choć była na lekach to drinka sobie nie
odmówił. Tam dostał też kolejnego ataku bólu, a Olszański odwiózł go na ostry
dyżur. Tak jak przypuszczał telefonów od
rodziców również, nie uniknął. Był już jednak na oddziale i mama bardziej przejęła się
jego zdrowiem.
Ranem,
gdy miał zrobione wszystkie badania, kroplówki poschodziły i wykluczono chorobę
nerek, zdiagnozowano u niego wyrostek robaczkowy. W szpitalu pojawiła się również Paulina,
powiadomiona przez Dobrzańskich.
-Dzień dobry. Paulina Febo- przedstawiła się, wchodząc do gabinetu lekarza. —Chciałam spytać, kiedy
Marka Dobrzańskiego będę mogła odebrać- dodała, siadając naprzeciwko zastępcy ordynatora oddziału chirurgicznego.
-Dzień dobry. Piotr Sosnowski i zajmuję się panem Dobrzańskim. Nie
prędko proszę pani. Czeka go operacja wycięcia wyrostka robaczkowego. A pani jest z rodziny?
-Narzeczoną. On
udaje-oznajmiła stanowczo. —Nie chce się po prostu zaręczyć.
-Nie
sądzę. Ma wysoką leukocytozę, ostry brzuch, gorączkę.
-On
musi dzisiaj wyjść ze szpitala- wtrąciła rozkazująco. —Dzisiaj wieczorem mają odbyć
się nasze zaręczyny. Wszystko jest przygotowane. Goście, muzyka, jedzenie.
Kosztowało to nas prawie sto tysięcy.
-Wyrostek
w każdej chwili może grozić rozlaniem, a to nie są przelewki droga pani. Nie
chce chyba pani zostać wdową przed zaręczynami.
-To, ile
chce pan za wypuszczenie go ze szpitala na parę godzin. Mogę zaproponować
wyjazd do Mediolanu. Widzę, że ma pan obrączkę i takie ładne zdjęcie rodziny.
Wyjazd byłby odpowiedni.
-
Uznam, że nie słyszałem- wtrącił Sosnowski. —Idę powiadomić narzeczonego o
operacji.
-W
takim razie przeniosę narzeczonego do innego szpitala- rzuciła, gdy Sosnowski
szedł w stronę drzwi.
-O tym
decyduje pacjent a z tego, co mi wiadomo jest zadowolony z naszego leczenia. Teraz
proszę opuścić mój gabinet.
Chwilę
później pojawiła się w sali, gdzie leżał Marek.
-Gratuluję
narzeczonej- rzekł mu od drzwi.
-Byłej
narzeczonej. Wczoraj zerwałem zaręczyny.
-Przedstawiła się jako narzeczona. Zresztą był to sarkazm panie Dobrzański. Pana była czy nie była narzeczona, mało ważne, była właśnie u mnie i chciała wymusić opóźnienie operacji, a gdy nie zgodziłem się, to zaproponowała mi łapówkę w postaci wyjazdu do Mediolanu. Pana życie wyceniła na jakieś sto tysięcy. Tyle ile kosztowało te wasze przyjęcie zaręczynowe.
-Przedstawiła się jako narzeczona. Zresztą był to sarkazm panie Dobrzański. Pana była czy nie była narzeczona, mało ważne, była właśnie u mnie i chciała wymusić opóźnienie operacji, a gdy nie zgodziłem się, to zaproponowała mi łapówkę w postaci wyjazdu do Mediolanu. Pana życie wyceniła na jakieś sto tysięcy. Tyle ile kosztowało te wasze przyjęcie zaręczynowe.
-
Można było się domyślić- mruknął. —I proszę nie informować ją o moim zdrowiu.
Tak jak nie wpuszczać do mnie. To, gdzie mam podpisać zgodę na operację?
*************************************
Ula w
szpitalu została małą godzinę, a Marek opowiedział jej pokrótce o wydarzeniach
z piątku i soboty.
-Zdziwiłeś
mnie- rzekła Ula, gdy skończył i nie wiedząc, że słyszy ją i Paulina, która
przyszła chwilę prędzej w odwiedziny, choć Marek wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie życzy
sobie oglądać jej. —Miłość nie umiera w jeden dzień Marek.
-To
prawda Ula. Miłość nie umiera w jeden dzień ani w tydzień. Ona umierała
miesiącami i latami. Inna rzecz to zastanawiam się, czy była jakaś miłość.
- Czyli
to, co mówiły dziewczyny, było prawdą i nie kochałeś jej? -pytała z wątpieniem.
-Znaliśmy
się od dziecka, a w pewnym momencie byliśmy jak rodzeństwo. Później zauroczyła
mnie urodą i sam nie wiem, kiedy staliśmy się parą. Pomijając to, że moi
rodzice pomału pchali w moje ramiona i w końcu przyszła pierwsza randka,
pocałunek, łóżko i zamieszkaliśmy razem. Ciągnąłem ten związek, chociaż od
początku brakowało mi czegoś. Niby razem a osobno. Kiedy w piątek rano dała mi
wyraźnie do zrozumienia, że ważniejsi dla niej byli jacyś dziennikarze i
przyjęcie niż moje zdrowie to zrozumiałem, jak bezduszna jest Paulina. Pomijając
to, że oskarżyła mnie o kochankę. Później było tylko gorzej. Oskarżenie o nieślubne
dziecko, czyli Beatkę, kolejna kłótnia o Karolinę i dziennikarzy, obrażenie Julii. To, co zrobiła z pierścionkiem, było zaś
przysłowiową kropką nad i. I jeszcze ta sobotnia próba przekupstwa lekarza. W
dodatku Paulina nie widzi nic złego w swoim zachowaniu. Nie rozumie też, że moja choroba nie ma nic do mojej decyzji, bo i tak zaręczyn nie byłoby.
-A co
będzie po twoim wyjściu ze szpitala? – zapytała sensownie. —Będziesz musiał
jakoś całą sprawę z zaręczynami i Pauliną rozwiązać.
- Sęk
w tym, że Paulina zdążyła rozgłosić pogłoskę, że zaręczyny nie odbyły się,
tylko dlatego że zachorowałem. Prawdę znasz tylko ty, Sebastian, moi rodzice i
Wioletta. A znając Wiolę, to pewnie wkrótce wszyscy prawdę poznają.
-Przynajmniej
chociaż raz jej długi język przyda się na coś- odparła klarownie.
-Dokładnie.
Wiesz Ula, gdy tak leżałem tutaj, to pomyślałem
sobie, że to ten twój kamyk zadziałał i otworzył mi oczy na to, jaka jest
Paulina.
-Tylko
że on miał otwierać serca na miłość i przynosić szczęście- mówiła
usprawiedliwiająco.
-Widocznie
trafił ci się jakiś z felerem. Czuję taką ulgę Ula. Nie będzie związku na
pokaz, udawania jak bardzo kochamy się w rodzinie Febo Dobrzańscy. Nawet
rodzice zrozumieli moją decyzję.
-Jeśli
miałbyś być całe życie nieszczęśliwy albo rozwodzić się to dobrze zrobiłeś-
dodała również otuchy.
-Dobrze
słyszeć- odparł, wpatrując się w nią. — Jesteś szczera i to mi się w tobie
podoba Ula.
Przed
wyjściem dał jej również wytyczne na najbliższe dni co do firmy. Przy windzie zaś
spotkała Paulinę, która po tym, co usłyszała odeszła na
chwilę od drzwi.
-Co tu
robisz tak od rana- zagadnęła Febo, udając, że nie wie o jej obecności.
-Marek
zadzwonił do mnie, to jestem- odparła spokojnie. —Słyszałam o zaręczynach i o
sprawie pierścionka.
-I
niech zgadnę. Przykro ci- wtrąciła.
-Sama
jesteś sobie winna- oznajmiła wymownie. —Pogardziłaś jego pierścionkiem. I tak
dla ścisłości to on wybierał nie ja. Ja z góry uprzedzałam go, że skoro mi się
podoba, to niekoniecznie musi spodobać się tobie. Miałam zresztą rację.
-Na
szczęście nie mam czym się martwić, bo Marek zawsze wraca do mnie- mówiła pewnym
i zadowolonym głosem. —Po każdej kłótni
i jego romansie. Teraz będzie tak samo.
-Skoro
tak mówisz, to pewnie tak będzie Paulino– odparła tylko dlatego, aby nie przedłużać
rozmowy. —Muszę iść do firmy. Marek mówił, że jego ojciec czeka na mnie. Miło
było cię spotkać- dodała i zniknęła we windzie.
Po
rozstaniu z Ulą Paulina poszła do Marka. Ten jednak zdecydowanie nie chciał
widzieć jej i pielęgniarki zmuszone były wyprosić ją z sali chorych. Za swoją porażkę
zaś winiła Ulę, bo ta ewidentnie stawała się bliższa Markowi i Julię, która
stała murem za Markiem i otwarcie uważała, że dla własnego dobra powinni
trzymać się z dala od siebie.