Kiedy Marek wyszedł Ula postanowiła rozejrzeć się po
mieszkaniu. A, że nie miała nic lepszego
do ubrania nałożyła na siebie tylko koszulę Marka, która akurat leżała na
fotelu. Najpierw wyjrzała przez okno w sypialni.
Jak pięknie pomyślała, Marek miał racje mówiąc, że w dzień wszystko
tak ładnie wygląda. Jest Wisła i most, a z okna w salonie zobaczyła park,
przystanek i budkę z zapiekankami. Potem zajrzała do lodówki, faktycznie
tylko piwo, przeterminowany jogurt i resztka jedzenie na wynos. W szafkach nie
było lepiej, trochę cukru, kawa, herbata i zupki chińskie. Koniecznie trzeba
zrobić zakupy pomyślała, a z myśli oderwał ją dzwonek telefonu Marka. Na
wyświetlaczu zobaczyła, że to jego mama, a kiedy wróciła do sypialni
postanowiła zadzwonić do swojego ojca
- Cześć tato
- Córcia chciałem właśnie do ciebie dzwonić, ale Jasiek
powiedział, że lepiej nie, bo pewnie jeszcze śpicie.
- Już od dawna nie śpimy, a Marek poszedł właśnie do sklepu.
Tato przyjedziemy dzisiaj tak po 12 i zostaniemy na obiedzie.
- To, co ja mam ugotować Ula ? Nie mam nic specjalnego w
lodówce. I nie wiem, co Marek lubi.
- Tato nic nie musisz szykować ani gotować. Jak przyjadę, to
zrobię kluski parowane . Obiecałam je już dawno Beti.
- To, dlatego od rana ciągle o ciebie pyta. Czy dzisiaj
przyjedziesz i o której i, czy już tak zawsze będzie ty tam, a my tu sami. I,
że musi z tobą o tym porozmawiać. Nie wiem, co jej powiedzieć.
- Nic jej nie mów ja z nią porozmawiam tato i wszystko
wytłumaczę.
- To dobrze córciu ty, to zrobisz lepiej. Powiem jej tylko,
że będziesz na pewno się ucieszy.
- Tato, a ze sklepu coś potrzebujesz, mogę kupię po drodze?
- Nie trzeba byłem już na zakupach.
- A są jeszcze w ogródku maliny? Mogłabym zrobić jakieś
ciasto.
- Są, ale musze pójść i zerwać.
- W takim razie zrobię babeczki malinowe albo biszkopt.
- To dobrze, bo nie ma już nic słodkiego na podwieczorek.
Ula, a co z kolacją?
- A co ma być?
- Czy Marek zostaje, to znaczy, czy zostajecie.
- Nie, tato, nie będzie nas. Dzisiaj jeszcze przed kolacją
wracamy do Warszawy.
-Więc się do Marka przeprowadzasz?
-Jeśli chcesz się spytać, czy wyprowadzam się na stałe, to
odpowiedź brzmi -nie. Marek dopiero przedwczoraj wyszedł ze szpitala i nie chce
zostawiać go samego. Tato musze już kończyć, bo bateria mi zaraz padnie,
porozmawiamy o tym w domu, dobrze, niedługo będziemy.
- No, to PA córciu. Tylko jedzcie ostrożnie.
- Dobrze tato PA.
Po paru minutach usłyszała jak otwierają się drzwi i głos
Marka.
- Kochanie już jestem i po chwili pojawił się w drzwiach sypialni.
Zaraz przyniosę ci kawę i śniadanie.
-Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc – zaoferowała się Ula
- Nie trzeba, to dla mnie przyjemność zrobić ci śniadanie.
- Marek- zawołała jeszcze Ula
- tak?
- Twoja mama dzwoniła, ale nie odbierałam.
- Później do niej oddzwonię.
Po chwili poczuła zapach świeżo zaparzonej kawy i dźwięk
otwieranych i zamykanych szafek w końcu Marek pojawił się w sypialni.
- Skarbie, będę musiał nosić na raty, bo nie mam tacy-
powiedział Marek stawiając na stoliku dwie filiżanki.
- To czekają nas większe zakupy. Moglibyśmy po śniadaniu
pojechać do Rysiowa na obiad, a jak będziemy wracać, to podjedziemy do centrum
handlowego.
- To znaczy, że dzisiaj śpisz u mnie?
- Tak. Muszę tylko wziąć z domu trochę swoich rzeczy.
Dzwoniłam już do ojca i powiedziałam, że będziemy. Nie gniewasz się, że
zorganizowałam ci dzień?
- Oczywiście, że nie.
- A lubisz kluski na parze? Dzisiaj zrobię je na obiad.
-Kluchy-Pampuchy? Pewnie, że lubię, ale dawno już ich nie
jadłem, a już na pewno nie od czasu jak byłem z Pauliną. I z przyjemnością
spędzę te popołudnie z twoja rodziną. Ale póki, co przyniosę resztę jedzenia.
Kiedy wrócił w jednej ręce trzymał talerzyk z bułeczkami i
rogalikami, a drugą miał schowaną za plecami.
- Proszę tutaj coś bardziej pożywnego, a tu mam
niespodziankę. Tylko nie wiem, czy lubisz, zażartował Marek, i wyciągnął za
pleców koszyczek z truskawkami.
- Pewnie, że lubię najbardziej z cukrem i śmietaną.
- To dobrze, bo ja też lubię, a cukier i śmietanę również
kupiłem.
- Marek ty tej książki wcale nie czytałeś, prawda, a jak
umawiałeś się ze mną wtedy wieczorem przez telefon, to nie wiedziałeś, o co
chodzi z tymi truskawkami. I, to dopiero Paulina ci wszystko wyjaśniła, mam
rację?
- Całkowitą. Ula ja do niej nawet nie zajrzałem i nawet
tytułu nie znałem. To Paulina dała mi ją na święta. Jak ona w ogóle mogła dać
mi coś tak głupiego i myśleć, że będę to czytał?
- Teraz rozumie, dlaczego była taka wściekła, jak zobaczyła,
że jest u mnie.
- I za, to też cię przepraszam Ula. Paulina nie miała prawa
tak cię potraktować.
- Marek, to nie twoja wina i nie wracajmy do tego. A
właściwie, dlaczego mi ją dałeś?
- Z dwóch powodów. Sebastian mnie namówił, do tego, żeby coś
ci dać i dlatego, że chciałem przeprosić cię za poprzedni wieczór. Pomyślałem,
że książka, to bezpieczny prezent. Tylko, że jak dowiedziałem się, o co chodzi
z tymi truskawkami, to żałowałem, że ci dałem.
- Od razu, to wiedziałam, zbyt łatwo się zgodziłeś, a rano
byłeś całkiem inny niż zazwyczaj. Taki przerażony, skrępowany, unikałeś mnie,
bałeś się nawet ze mną przywitać. Chciałam wyjaśnić ci, że to tylko zwykłe
spotkanie przyjaciół, ale jak zobaczyłam, jak grzebiesz mi w zakupach
zrozumiałam, że myślisz i boisz się, że ja to zaproszenie potraktowałam
poważnie.
- Bo tak właśnie myślałem, zwłaszcza jak zobaczyłem co nasz
w torbach. A Sebastian mnie tylko w tym przekonaniu utwierdził.
- I wtedy postanowiłam nic ci nie mówić, a te twoje
zakłopotanie było nawet zabawne. Szkoda, że nie widziałeś własnej miny jak
guzik mi się rozpinał albo jak wspomniałam o Maćku, a później jeszcze, gdy
dowiedziałeś się, że będziemy sami. Byłeś taki nieporadny, przerażony, bałeś
się mi odmówić, a mnie zaczęło, to bawić i nigdy cię takim nie widziałam.
Pewnie myślałeś, że czeka cię rozbierana randka. A ja chciałam, tylko spędzi
miło wieczór, porozmawiać, napić się herbaty w takim miejscu gdzie będziemy
sami i czuli się swobodnie.
-To znaczy, że kpiłaś sobie ze mnie cały dzień, a ja dawałem
się na, to nabierać? Seba miał racje mówiąc, że to ty radzisz sobie ze mną
lepiej niż ja z tobą.
- To trzeba było szukać sobie kogoś mniej błyskotliwego i
nierozumnego.
- Tylko, że to mi się w tobie podoba. Nigdy nie znałem tak bystrej, inteligentnej i
zabawnej dziewczyny. I jesteś pierwszą kobietą, przy której nigdy się nie
nudziłem, nie nudzę i nie będę się nudził.
- A ja wiem, żeby nie kupować ci nigdy romansów.
- Kochanie, ja tak bardzo Cię kocham, że przeczytam każdą
książkę, którą tylko sobie zażyczysz.
Kiedy skończyli już jeść Ula poszła się kąpać, a Marek
odniósł naczynia do kuchni pozmywał i zadzwonił do matki.
- Dzień bardzo, bardzo dobry mamo- powiedział z radością
Marek
- Witaj synku słyszę,
że jesteś bardzo szczęśliwy.
-Mamo bardzo, to za mało powiedziane. Jestem bardzo, bardzo
szczęśliwy, mogąc obudzić się obok Uli, zrobić śniadanie i mieć przy sobie
przez cały dzień. Teraz Ulka bierze kąpiel, a później jedziemy do Rysiowa na
obiad i wracamy razem do mnie. Mamo chciałaś coś, bo rano dzwoniłaś?
- Ja właśnie w sprawie obiadu synku. Jeśli nie macie jeszcze
innych planów na jutro, to może wpadniecie do nas na obiad? Chcemy lepiej
poznać Ulę.
- Nic jeszcze nie planowaliśmy, ale spytam Ule jak wyjdzie z
łazienki i odzwonię dobrze?
O, co chcesz mnie
spytać?- usłyszał nagle Marek tuż za plecami.
- Mama zaprasza nas na jutro na obiad i pyta czy
przyjdziemy?
- To powiedz, że przyjdziemy i tak nie mamy innych planów.
-Mamo, to będziemy jutro. Obiad na 14 jak zwykle?
- Tak na 14, ale nic się nie stanie jak będziecie wcześniej.
A nam będzie miło mieć Was dłużej.
- To będziemy około południa może być mamo?
- Jak najbardziej, a teraz, to już nie będę Wam więcej czasu
zabierać. Pewnie się spieszycie, to do jutra synku i ucałuj Ulę. PA
- PA mamo do jutra.
Kiedy Marek skończył rozmowę przyciągnął do siebie Ulę
- Mama kazała Cię ucałować- powiedział i wziął Ulę w swoje
ramiona i namiętnie pocałował.
Do Rysiowa dojechali w niespełna godzinę. Ula była
przekonane, że czeka ich gorące powitanie głównie w wykonaniu Betti, ale
podwórko było puste. Weszli, więc do domu, a Ula zawołała od progu.
-Cześć Wam już jesteśmy, ale odpowiedziała im tylko cisza.
Dziwne? Pochowali się, czy co i zaraz wyskoczą. Zajrzała nawet pod stół i za
kanapę, ale nikogo nie było. Marek wiesz, co pójdę jeszcze za dom, tato może
coś tam robi, a ty się rozgość.
Nie zdążyła jednak wyjść, bo wrócił Józef.
- O już jesteście. Przepraszam, że się nie witam, ale motor
naprawiałem i jestem cały od smaru. Ula zaproś Marka do salonu, a ja zaraz do
Was wrócę.
- Tato spytała jeszcze Ula, a gdzie Beatka i Jasiek?
Jasiek jest z Kingą, a Beatka poszła bawić się do Maćka,
jego siostrzenica przyjechała. Pewnie zaraz wróci jak zobaczy samochód.
Kiedy ojciec Uli już się umył wrócił do nich, a Ula mogła
pójść do kuchni i zająć się obiadem.
- To ja może przyniosę kawy albo coś do jedzenia? Ula już coś
ci proponowała?
-Nie trzeba panie Józefie niedawno jedliśmy śniadanie i
piliśmy kawę a Ula ma przynieś coś zimnego.
- To może kieliszek nalewki z aronii albo
wieloowocowej?-zaproponował Józef
- Nie wiem, czy powinienem. Wie pan przyjechałem samochodem.
- Tylko po kieliszku na spróbowanie, to do wieczora nie
będzie śladu.
- Ula wspominała, że lubi pan motocykle?-zaczął rozmowę
Marek
- To prawda od młodości mnie do tego ciągnęło. Po
podstawówce zacząłem chodzić do technikum mechanicznego i jednocześnie próbowałem
swoich sił w wyścigach motocyklowych. Zdobyłem nawet kilka pucharów w kategorii
młodzików, ale przez, to zaniedbałem naukę. Po roku postanowiłem przeniosłem
się do zawodówki i zająć się karierą. Całkiem dobrze mi szło dostałem się do
klubu SKRA Warszawa, ale niestety tuż przed wojskiem miałem wypadek. Już nigdy
nie wróciłem do dawnej sprawności, a moje marzenia o karierze żużlowca się
skończyły. W szpitalu leżałem ponad pół roku, to tam poznałem swoją żonę, była
moją rehabilitantką. Po roku wzięliśmy ślub urodziła się Ula, a późnej Jasiek.
Beatka, to była jak w to mówicie wypadek przy pracy, ale bardzo się
cieszyliśmy. Niestety Madzia musiała mieć cesarkę i już po narkozie się nie
wybudziła. Zmarła dwa dni po urodzeniu Beatki. Okazało się, że była uczulona na
jakiś składnik narkozy. Kompletnie nie wiedziałem, co robić? Trójka dzieci w
tym niemowlę ja na rencie, chory na serce. To Ula z pomocą sąsiadów i rodziny
wszystkim się zajęła. Przez pół roku zajmowała się i dbała o dom, rodzeństwo i
o mnie, a miała przecież maturę. I, to cud, że tak dobrze ją zdała. Dopiero
rozmowa z jej wychowawczynią otworzyła mi oczy powiedziała, że Ula chce
zrezygnować z wymarzonych studiów, aby zając się domem. Wtedy otrząsnąłem się i
zrozumiałem, że moje życie się nie skończyło i mam, dla kogo żyć. Ula mogła
studiować, a ja zostałem, że tak powiem gospodynią domową. Nie było lekko, ale
pomału wszystkiego się uczyłem. Żyliśmy skromnie z rent i stypendium Uli, ale
na podstawowe potrzeby i opłaty starczało. A później, kiedy Ula dostała już u
ciebie pracę nasze życie się zmieniło. Mogliśmy pozwolić sobie na to wszystko,
na co nie było nas stać prędzej. Zawsze będę za, to ci wdzięczny.
- Panie Józefie, to ja miałem ogromne szczęście, że spotkałem
i poznałem Ulę. To, co to może wypijemy za to, że los dał nam szanse się
poznać-powiedział Marek i spróbował nalewki. Dobra i mocna, czy to aronia?
- Tak, a tu mam wieloowocową mniej procentowa, to dla
kobiet, może jeszcze po jednym małym kieliszeczku?
- Ale, tylko jeden panie Józefie.
Tymczasem Ula zdążyła zarobić ciasto drożdżowe i odstawić,
aby wyrosło. Zabierała się właśnie do robienia babeczek, kiedy do domu wróciła
Beatka.
- Ulcia zawołała jak dobrze, że jesteś.
- Cześć kochanie, tęskniłaś się za mną. Zobacz, co robię na
obiad.
-Kluski parowane. Super zawołała Betti, a będę mogła je
kulać.
- Będziesz mogła, a na podwieczorek będą kruche babeczki z
malinami. Ale na razie idź do pokoju przywitaj się z Markiem i zanieś sok.
-Cześć Beatko - jako pierwszy przywitał się Marek
- Dzień dobry- powiedziała Betti, stawiając dzbanek ze
sokiem na stole i usiadła obok Marka. Czy ja naprawdę mogę ci mówić po imieniu?
Jasiek mi wczoraj tłumaczył, że jak ożenisz się z Ulą, to będziemy moim
szadrem, czy czymś takim i …
- Szwagrem Beatko-poprawił ojciec- szwagrem.
- Właśnie szwagrem i Jasiu mówi, że do szwagra mówi się po
imieniu, bo to tak jakbym miała nowego starszego brata, a tata syna. I, że po
ślubie będziesz mówić tata do taty a tata ci synu.
- Jasiek ma racje Beatko-powiedział Marek. Do szwagrów, szwagierek
i bratowych mówi się po imieniu, a po ślubie twój tata będzie też moim tatą a
moi rodzice, rodzicami Uli.
- Super . Jak pójdę do szkoły, to pochwalę się koleżankom,
że mam szwagra, bo nikt chyba nie ma.
-To teraz masz 7 czy 8 lat?-spytał Marek.
- 7 i osiem miesięcy i idę do pierwszej klasy.
- A nie jest ci smutno, że za tydzień koniec wakacji?
- Pewnie, że nie i już nie mogę się doczekać szkoły. Lubię
się uczyć. Umiem już czytać, pisać i liczyć. A Ula kupiła mi książki, zeszyty,
piórnik, kredki i inne rzeczy.
-Ja zawsze byłem smutny, kiedy kończyły się wakacje głównie,
dlatego, że musiałem wcześniej wstawać i miałem mniej czasu na zabawę. Zawsze
chciałem, żeby wakacje były dłuższe.
-A ja lubiłam chodzić do przedszkola i do zerówki, fajnie
było. Miałam dużo koleżanek i mogłam się z nimi bawić, a w domu mi się nudzi i
nie mam się, z kim bawić. Blisko nas mieszka tylko dwóch chłopców, a
dziewczynek nie ma, tylko Hania, jak przyjedzie do Maćka. Tato obiecałeś, że
zagramy dzisiaj w Uratuj księżniczkę.
- Beatko zagramy, ale dopiero wieczorem.
Dlaczego nie teraz?
Bo mamy gościa
-Marek, przecież może zagrać z nami.
-Chcesz -spytała Marka
Czemu nie mogę
zagrać, tylko nie wiem, czy umiem. A to jest gra komputerowa, czy taka zwykła
planszowa z pionkami i kostką?
- Planszowa i jeszcze mam Grzybobranie. To, co wybierasz?-
spytała Marka.
- Niech będzie ta o księżniczce. Nie pamiętam, kiedy ostatni
raz w coś takiego grałem, chyba jakieś 20 lat temu. A gdy byłem w twoim wieku,
to w domu miałem grę” Wyścigi samochodów”, a zamiast pionków były małe
samochodziki. I wiesz co Beatko zawsze oszukiwałem ,nie cierpiałem przegrywać i
zawsze później płakałem.
- To w przeciwieństwie do Beatki –powiedział Józef. Ona
nigdy nie oszukuje i nigdy nie obraża się jak przegrywa.
- A Jasiek zawsze oszukuje – dodała Beatka rozkładając grę.
To możemy już grać. Kto zaczyna?
- Jak to, kto? Dama zaczyna i Marek podał jej kostki.
Na początku gry, to Beatka wygrywała, ale później Markowi
się poszczęściło i jako pierwszy dotarł do mety.
- Wygrałeś i zdobyłeś rękę księżniczki –powiedziała
oficjalnie Beatka.
- A, czy oprócz ręki księżniczki jest przewidziana jeszcze
jakaś inna nagroda?- spytał Marek
- Jest jeszcze pocałunek księżniczki –odpowiedziała Ula od
drzwi i pocałowała Marka.
- Kochanie – powiedział Marek, nareszcie do nas wróciłaś.
- Wiem, że trochę mi zeszło, ale postanowiłam zrobić więcej
babeczek. Część zostawimy tutaj, a część weźmiemy my i zaniesiemy jurto do
twoich rodziców. Nie chcę przychodzić z pustymi rękoma na pierwsza wizytę.
- Dobry pomysł. Mamie na pewno będzie miło.
- Właśnie Ula- zaczęła Beatka, póki nie ma jeszcze Jaśka, to
musimy poważnie porozmawiać.
- A o, czym chcesz rozmawiać?- spytała podejrzliwie Ula
- O twoim pokoju.
- O pokoju? A co Jasiek ma z tym wspólnego?- zdziwiła się
Ula
Kto ma się do niego
wprowadzić, jak się wyprowadzisz. Musisz się zdecydować ja , czy on.
- Widzę, Beatko, że przechodzisz prosto do konkretów.
- Ula nie do kon-kre-tów , ale do twojego pokoju.
I jak na zawołanie do domu wrócił Jasiek.
- Cześć wszystkim- powiedział.
- Cześć Jasiek - odpowiedziała Ula dobrze, że już jesteś.
Właśnie rozmawiamy o moim pokoju. Podobno kłócicie się, kto ma go dostać.
- A, co Betti zdążyła już się wygadać i po przychlebiać.
- Ty jesteś za duży na taki mały pokój, a ja jestem jeszcze
mała i mogę mieć mały pokój- argumentowała Beatka.
- A ty masz za dużo zabawek na tak mały pokój- odpowiedział
Jasiek
-Ale połową już się nie bawię
- A ty o 9 wieczorem walisz mi w ścianę, że za głośno
słucham muzyki albo za głośno włączony jest telewizor. A jak będę na dole to
będziesz mieć spokój.
- I dlatego, to ja powinnam przeprowadzić się na dół, żeby
mieć spokój.
-Ale pokój Uli jest obok kuchni i jak będę późno wracał albo
wcześnie wstawał, to będę cię budzić.
- Tylko, że -zaczęła Beatka, ale ojciec im przerwał
- Jasiek, Beatko przestańcie się już kłócić gościa przecież
mamy.
- Panie Józefie, ale nic się nie stało. To dla mnie coś
nowego, a naturalne wśród rodzeństwa.
- A ja jeszcze się nigdzie nie wyprowadzam na stałe- dodała
Ula
-Ale po ślubie się
wyprowadzisz, prawda- spytał z obawa w głosie Jasiek. Macie już ustalona jakąś
datę?
- Myślimy o - zaczął Marek
- O tym -przerwała mu Ula, a jak już wymyślimy, to się
dowiecie. I wtedy ewentualnie wróci temat pokoju, a do tego czasu będzie mój.
- Myślałem-powiedział Marek, że będzie Wam smutno, że
siostra się wyprowadzi.
- Szczerze Marek, ja też spodziewałam się innej reakcji, a
nie kłótni o pokój.
- Wiesz siostra – zaczął Jasiek. Warszawa, to nie koniec
świata, a ty i tak będziesz nas często odwiedzać, więc nie zdążymy się
stęsknić.
-A ty Beatko- spytała z nadzieja siostrę nie będzie ci
smutno, że nie będę już ci czytać bajek na dobranoc?
- Trochę będzie, ale umiem już czytać i mogę sama sobie
czytać, a Maciek mi dzisiaj wytłumaczył, że dalej będziesz nas kochać i
będziesz często przyjeżdżać.
- A ty tato, co powiesz?
- Córciu, kochacie się z Markiem, chcecie być razem i ja ,
to rozumiem.
- Wiesz, co Marek, chyba spakuję te większa torbę. Ale póki,
co pójdę tym niewdzięcznikom zrobić obiad. Chodź Beatko pomożesz mi z kluskami.
Kiedy Ula i Beatka wyszły z pokoju panowie zaczęli dyskusje
na ulubiony temat, czyli piłki nożnej, a one zajęły się obiadem. Pół godziny
później po domu roznosił się już zapach parowanych klusek.
- Tato, Jasiek jak zwykle ze sosem pieczeniowym, a ty Marek
wolisz na słodko, czy też sos?
- Najlepsze są na słodko z masłem, cukrem i musem jagodowym-
powiedziała Beatka, zanim Marek zdążył cokolwiek odpowiedzieć i zdecydować.
- To ja poproszę o dwie z sosem i jedną na słodko- odpowiedział
Wkrótce Ula przyniosła pierwszą porcje klusek dla Marka.
- Ulka są pyszne –powiedział Marek zapomniałem już jak
smakują i jakie są dobre. Przy tobie i twojej rodzinie wracam do czasów
dzieciństwa. I jest, to bardzo przyjemne uczucie.
- To możesz zacząć się przyzwyczajać. Jak tu mnie nie chcą,
to teraz tobie będę gotować te wszystkie pyszności.
Reszta obiadu upłynęła, im w równie miłej atmosferze, a po
obiedzie, Józef poszedł się zdrzemnąć, Jasiek pożyczył Markowi dres i buty sportowe
i poszli grać w kosza, a Ula z Beatką posprzątały po obiedzie i zajęły się
podwieczorkiem. Ula zrobiła krem do babeczek, a Betti później je ozdabiała
malinami, czekoladą i kolorową posypką. Tuż przed piątą podwieczorek był gotowy
i Ula mogła zawołać trzech swoich ukochanych mężczyzn. Podwieczorek minął
szybko i równie miło, co obiad, ale w końcu przyszedł czas, aby wracać do
Warszawy.
- Tato to ja teraz posprzątam i będziemy się pomału z
Markiem zbierać. Chcemy po drodze wjechać do Centrum handlowego, a jeszcze
musze się spakować.
- Córciu zostaw to, ja posprzątam później z Jasiem i Beatką.
A ty idź się pakować.
Kiedy Ula poszła do swojego pokoju po rzeczy Józef podarował
Markowi dwie butelkę nalewki.
- Proszę Marek, to jest dla ciebie z aronii, a ta dla ojca.
Taka mieszanina owoców i ziół. Dobra na poprawę krążenia, wystarczy pić raz
dziennie kieliszek.
-Panie Józefie, ale nie trzeba.
- Proszę mi nie odmawiać. Ja wiem, że wy młodzi nie
gustujecie w takich alkoholach, ale to zawsze jakaś odmiana. A ojcu, to tylko
na dobre wyjdzie. Wczoraj po pokazie miałem okazję porozmawiać chwilę z nim i
poznać twoja mamę. Oboje są bardzo mili pogratulowali mi wspaniałej córki i
reszty dzieci. Tak sobie myślę Marku, może kiedyś spotkamy się wszyscy razem i
lepiej poznamy?
- Dobry pomysł. Powiem rodzicom.
- I pozdrów ich od nas.
-Na pewno pozdrowię i dziękuje za nalewki.
- Już jestem –powiedziała Ula podając Markowi torbę.
Wyciągnę, tylko jeszcze coś z pawlacza i możemy jechać.
- Ula rozmawiamy właśnie z Markiem, że wypadałby się bliżej poznać
z państwem Dobrzańskim. Może zaprosimy rodziców Marka do nas.
- To znaczy chcesz zorganizować zmówiny? Dobry pomysł tato –
zawołała z korytarza i po chwili wróciła z niewielkim pudełkiem.
- Jutro jak tam będziemy, to ich zaproszę do nas na obiad.
Aha jeszcze babeczki. To już chyba wszystko. No, to PA
kochani, przyjadę w poniedziałek po pracy, i po kolei wszystkich uściskała.
Marek zrobił dokładnie, to samo.
- I dziękuję za miło spędzony dzień-dodał. Jesteście
wspaniałą rodziną.
- Obiecujesz, że będziesz w poniedziałek- spytała jeszcze
Beatka odprowadzając ich do furtki.
- Obiecuję Betti i zostanę na noc. Tato jutro zadzwonię,
miłej niedzieli PA,PA kochani.
- Wam również PA córciu.
I odjechali w stronę Warszawy.
- I jakie wrażenia? Dobrze się u mnie bawiłeś ?
- Tak, nawet bardzo dobrze. Tworzycie wspaniałą, kochającą
się rodzinę. Zgraną, miłą a Betti może
czuć się tu bezpiecznie.
- I jak to bywa w idealnej rodzinie tylko czasami zdarzają
się kłótnie- dodała Ula
- Ula przecież ja wiem, że to takie wygłupy były. I, że
nawet w najbardziej zgranej rodzinie dochodzi czasami do kłótni miedzy
rodzeństwem, to nieuniknione.
- Tak Beatka i Jasiek, tylko trochę się posprzeczali.
Normalnie, to Betti na Jaśka krzyczy, a Jasiek skarży ojcu „ tato powiedz jej
coś”
-Najbardziej podoba mi się, że macie dla siebie czas, że ty
masz czas na prace, rodzinę i teraz jeszcze dla mnie. Wspólnie posiłki, zabawy,
i domowe zajęcia. To wszystko jest takie piękne. Kiedyś mój dom i życie
wyglądały podobnie. Do czasu, kiedy nie przeprowadziliśmy się do nowego domu.
Rodzice coraz bardziej zajęci byli firmą, często wyjeżdżali. Ja miałem
opiekunkę, a mama zatrudniła do pomocy panią Zosię. I, wtedy wszystko się
skończyło. Wspólnie spędzone popołudnia, obiady, zabawy, wyjścia.
- Masz do nich o to żal?
- Nie, nie mam. A przynajmniej już teraz nie mam. Miałem,
wtedy jakieś 10-11 lat, ale rozumiałem, że muszą pracować i zajmować się firmą,
że dzięki temu mam więcej niż moi koledzy. Coś za coś. Chyba najbardziej, to
szkoda mi było tych wszystkich pyszności, które gotowała mama na obiad.
-Właśnie Marek, co do tego obiadu u nas, to może za tydzień.
- Nie bardzo. To będzie 3 września, prawd, więc rodzice jadą
na urodziny babci.
- To ty masz babcie? Nigdy nie mówiłeś? A od strony mamy,
czy ojca?
- Mamy. A nie mówiłem, bo nie było, kiedy. Ma na imię
Bogusia i mieszka pod Skierniewicami razem z wujkiem Karolem, to starszy brat
mamy, ciocią Krysia, kuzynką Karoliną, jej mężem Kamilem i ich dziećmi Kacprem
i Kasią.
- Zaraz, to oni wszyscy na K są.
- Dokładnie. Wymyślili sobie podobnie, jak" z M –jak
miłość," K- jak kocham. Ciocia i wuja, to przypadek Karolin , Kacpra i
Kasię postanowili dopasować do siebie, a Kamil , to chyba też przypadek.
- A babcia ile ma lat?
- Skończy 84, ale nie wygląda na tyle jest młoda na duchu, sprawna
i bardzo bezpośrednia. Zawsze mówi to, co myśli nawet jak jest to przykre i
boli. Wiesz, co powiedziała mi, gdy dowiedziała się, że ślub z Pauliną odbędzie
się w Mediolanie.? „ To dobrze , bo nie będę musiała na, to patrzeć’’ A jak
odwołałem ślub , to zadzwoniła do mnie ucieszona pogratulowała i dodała z całą
szczerością ”Mareczku kochanie teraz , to ja już będę mogła z czystym sumieniem
modlić się o jakąś dobrą i miłą żonę dla ciebie.” O Paulinie mówiła zawsze „ta
kobieta”. „ Doprawdy Marku, co ty widzisz w tej kobiecie ona nie jest ciebie
warta”, a gdy mama jej broniła i mówiła, że jest ładna, miła z dobrego domu i
nasza odpowiadała „Helenko ona jest zimna i samolubna”
- Aż tak jej nie lubiła?
- Z wzajemnością, zresztą ciocia i Karolina też za Paulina
nie przepadały. Przez 7 lat naszego związku była tam tylko 4 razy. Raz na samym
początku, drugi raz przypadkiem, kiedy odwoziłem mamę, później na chrzcie
Kacperka, a ostatnim razem na 80 urodzinach babci. Paulina już w dzieciństwie
zdążyła zniechęcić ich do siebie. Mama czasami przywoziła tam Aleksa dla mnie,
a dla Karoliny Paulinę. Chciała je zaprzyjaźnić, ale one wychowywane były w
innych realiach i nigdy nie znalazły wspólnego języka. Paulina już, wtedy była
wyniosła, zarozumiała i na swój sposób podkreślała, że jest lepsza, bo ma
ładniejsze zabawki, ubrania. W końcu mama zrozumiała, że z ich przyjaźni nic
nie będzie i przestała przywozić. A później, jeśli się już spotykaliśmy, to
tylko u nas w domu.
-Bo nie da się komuś na siłę narzucić przyjaźni. A ty też jedziesz na te urodziny?
- Nie, ja mam inne plany.
- Aha. Rozumiem jakaś tajemnica.
- Ula nie tajemnica tylko niespodzianka miała być.
Pomyślałem, że weźmiemy sobie wolne w poniedziałek i moglibyśmy wyjechać gdzieś
razem na weekend np. do naszego SPA. Co prawda jeszcze tam nie dzwoniłem, i nie
zarezerwowałem pokoju albo wiesz, co skarbie mam inny pomysł. Weźmiemy wolne w
piątek i wyjedziemy rano, a w niedzielę, kiedy będziemy wracać pojedziemy do
babci. Będzie miała urodzinowy prezent, taką miłą niespodzianka, gdy przyjadę z
narzeczoną, a w będziecie mogły się poznać.
- A co będzie, jak jej się nie spodobam?
- Kochanie, spodobasz się, bo jesteś całkowitym
przeciwieństwem Pauliny. Powiem, tylko rodzicom, żeby do tego czasu nic jej nie
mówili. Jednak, jak okazało się nazajutrz, to babcia zrobiła im niespodziankę
dzwoniąc, że właśnie oglądała „Co za tydzień” i relacje z pokazu i oświadczyny
Marka. I, że koniecznie musi przywieź tą uroczą osóbkę do niej.
- Ulka- spytał Marek zmieniając temat, dlaczego nie chciałaś
powiedzieć w domu, że ślub planujemy na październik?
-Żeby potrzymać ich w niepewności i dowiedzą się dopiero jak
przyjdzie zaproszenie. Będzie większe zaskoczenie.
- To ja swoim rodzicom też nie powiem albo nikomu nie
będziemy mówić. Zobaczymy później, co kto powie. I musimy jeszcze do
poniedziałku zrobić listę gości. Masz dużą rodzinę?
- Trochę ich się nazbiera, ale za to wszyscy są z Warszawy i
nie będzie problemu z noclegiem. Zaraz policzę ile wyjdzie. Tato ma jednego
brata, wujka Romka ..…. a Daniel ma 16 lat i jak przyjdzie to raczej sam. W
sumie 21 osób z dziećmi. Do tego ojciec, Jasiek z Kingą i Beatka, to 25, Ala
26, Maciek, Ania i jeszcze rodziców Maćka chciałabym zaprosić, to razem daje 30
osób. Z firmy Pshemko, Wojtek, Ela z panem Władkiem, Iza nie wiem czy
przyjdzie, bo ma rodzić w październiku, to na razie nie liczę . Sebastian z
Wiolką, to 36, twoi rodzice 38 .
- Dodaj jeszcze 4 osoby od sąsiadów rodziców.
- 42, twoja rodzina z Skierniewic 7 osób, to razem daje nam
49.
- Kasi nie licz, bo ma dopiero 3 miesiące. Ale mama ma
drugiego brata w Łodzi. Do tego jego żona i dwie dorosłe córki, pewnie same też
nie będą, to będzie ich 6 i jeszcze szwagierka ojca.
- To w sumie wychodzi 55 osób.
- 57 skarbie zapomniałaś o nas .
- A tak 57do 60, to teraz chyba wszystkich policzyliśmy?
Marek musisz na tej drodze uważać, jest złe oznakowanie i często zdarzaj się tu
kolizje- ostrzegła Ula
- Właśnie, to zauważyłem.
- To, co tu może być? -spytał po chwili Marek?
- Coś mówiłeś, zamyśliłam się.
- Pytałem o zakupy, czy tutaj może być.
-Tak, jak najbardziej.
-A powiesz mi, o czym, tak myślałaś?- spytał skręcając na
parking.
- O moich urodzinach.
- Urodzinach, ale to dopiero w marcu- zdziwił się Marek
- A pamiętasz, kiedy?
-20 strzelił?
- Źle 18, znowu zapomniałeś.
- Ula ja o nich nie zapomniałem tylko tak zwyczajnie nie
wiedziałem. Od początku wiedziałaś, że coś kręcę, prawda.
- Domyślałam się, ale podobało mi się późniejsze twoje
zaangażowanie. I właśnie teraz myślałam, jaką niespodziankę miałeś przygotowaną
dla mnie po kolacji.
- Nie powiem, ale obiecuję, że kiedyś jeszcze zrealizuję.
-Chwile później byli już na hali Auchana i na dobry początek
Ula wpakowała Markowi do wózka zgrzewkę wody mineralnej. Przechodząc między
półkami Ula pytała Marka, czy jest to czy tamto. Marek najczęściej odpowiadał,
że nie, albo chyba nie i wkrótce pchał wyładowany wózek artykułami spożywczymi,
chemicznymi i przemysłowymi, a od siebie dołożył szampana i dwie butelki wina.
Był bardzo zadowolony z wspólnych zakupów, uświadomił sobie jak bardzo jest to
przyjemne i rodzinne.
- Wiesz Ula, to moje pierwsze tak duże zakupy- powiedział,
kiedy jechali w stronę kas.
- Żartujesz? Nigdy z Paulina nie chodziłeś na zakupy?
- Kochanie z Pauliną, to ja chodziłem po sukienki, buty i do
jubilera. Takie zakupy robiła nam pani Bożenka, przychodziła 3 razy w tygodniu
i zajmowała się domem. A jak czegoś zabrakło, to głównie ja biegłem do
osiedlowego sklepiku.
- To możesz być pewny, że ja żadnych pań Bożenek, Basi czy
innych pań nie będę potrzebowała. Sama się wszystkim zajmę z twoja pomocą.
- Wiem kochanie i obiecuję, że będę ci pomagać.
Wracając do samochodu stwierdzili zgodnie, że jest już
późno, więc, postanowili, że na kolacje kupią coś na wynos. A kiedy dotarli do
mieszkania było już po ósmej.
- To, co kochanie najpierw zjemy kolację, czy to wszystko
rozpakujemy?- spytał Marek
- Najpierw obowiązki, a później przyjemności zadecydowała
Ula.
- To ja pójdę zrobić miejsce w szafie i komodzie na twoje
rzeczy i zaraz tu wrócę. A ty układaj sobie tutaj po swojemu.
-No. Teraz ta lodówka wygląda jak należy- powiedziała jakiś
czas później Ula do Marka wkładając ostatnią rzecz. A jak ci idzie układanie w
szafkach?
- Już też kończę. Możesz iść się już rozpakować, a ja tu
dokończę, posprzątam kartony i pozbieram foliówki.
Kiedy Ula wróciła do kuchni Marek właśnie skończył sprzątać
i mogli w końcu zjeść kolację, a Marek otworzył wino i wzniósł toast.
- Kochanie za nas i za pierwszą nasza wspólna kolację.
Później razem sprzątnęli i zmyli naczynia, Ula zmiotła
podłogę i przetarła. A kiedy kuchnia według Uli była już dostatecznie
uprzątnięta resztę wieczora mieli dla siebie.
-Kochanie, co masz w tym pudełeczku? Leży na stoliku i leży,
chciałem nawet zajrzeć- spytał Marek
- Tu są kochanie schowane moje skarby. Marzenia i pamiątki
ostatniego roku- powiedziała Ula siadając obok Marka na kanapie i otworzyła
pudełko. Twój kamień księżycowy, listy, wycinki z gazet i bukiecik kwiatów,
który dałeś mi w restauracji. A w pamiętniku mam spisane swoje marzenia. Marzenia
o takiej chwili jak ta.
-Ja też miałem swoje marzenia. Całkiem podobne do twoich.
Leżałem na tej kanapie i marzyłem. I moje marzenia spełniły się.
- A jakieś szczegóły?
- Wolisz w teorii, czy w praktyce?- spytał i posadził sobie
Ulę na kolana
-Chyba najlepiej jest jak praktyka idzie w parze z teorią.
- A , więc marzyłem, żeby mieć cię tutaj przy sobie. Móc
patrzeć ci w oczy, widzieć twój uśmiech, czuć twój dotyk i zapach-mówił Marek
przerywając pocałunkami i pieszczotami. Ulka zapuść włosy były takie piękne i
miłe w dotyku-wtrącił Marek ni z stąd ni zowąd.
- A te ci się nie podobają?
-Podobają, ale jak miałaś długie, to tak ładnie spływały ci
na ramiona i piersi. Brakuje mi ich.
- Obiecuje, że zapuszczę, a o czym jeszcze marzyłeś?
- żeby móc tutaj się z tobą kochać i przeszedł do praktyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz