niedziela, 24 maja 2015

Odcinek236 część 2



       
Kiedy Marek wyszedł Ula postanowiła rozejrzeć się po mieszkaniu.  A, że nie miała nic lepszego do ubrania nałożyła na siebie tylko koszulę Marka, która akurat leżała na fotelu. Najpierw wyjrzała przez okno w sypialni.



 Jak pięknie pomyślała, Marek miał racje mówiąc, że w dzień wszystko tak ładnie wygląda. Jest Wisła i most, a z okna w salonie zobaczyła park, przystanek i budkę z zapiekankami. Potem zajrzała do lodówki, faktycznie tylko piwo, przeterminowany jogurt i resztka jedzenie na wynos. W szafkach nie było lepiej, trochę cukru, kawa, herbata i zupki chińskie. Koniecznie trzeba zrobić zakupy pomyślała, a z myśli oderwał ją dzwonek telefonu Marka. Na wyświetlaczu zobaczyła, że to jego mama, a kiedy wróciła do sypialni postanowiła zadzwonić do swojego ojca
- Cześć tato
- Córcia chciałem właśnie do ciebie dzwonić, ale Jasiek powiedział, że lepiej nie, bo pewnie jeszcze śpicie.
- Już od dawna nie śpimy, a Marek poszedł właśnie do sklepu. Tato przyjedziemy dzisiaj tak po 12 i zostaniemy na obiedzie.
- To, co ja mam ugotować Ula ? Nie mam nic specjalnego w lodówce. I nie wiem, co Marek lubi.
- Tato nic nie musisz szykować ani gotować. Jak przyjadę, to zrobię kluski parowane . Obiecałam je już dawno Beti.
- To, dlatego od rana ciągle o ciebie pyta. Czy dzisiaj przyjedziesz i o której i, czy już tak zawsze będzie ty tam, a my tu sami. I, że musi z tobą o tym porozmawiać. Nie wiem, co jej powiedzieć.
- Nic jej nie mów ja z nią porozmawiam tato i wszystko wytłumaczę.
- To dobrze córciu ty, to zrobisz lepiej. Powiem jej tylko, że będziesz na pewno się ucieszy.
- Tato, a ze sklepu coś potrzebujesz, mogę kupię po drodze?
- Nie trzeba byłem już na zakupach.
- A są jeszcze w ogródku maliny? Mogłabym zrobić jakieś ciasto.
- Są, ale musze pójść i zerwać.
- W takim razie zrobię babeczki malinowe albo biszkopt.
- To dobrze, bo nie ma już nic słodkiego na podwieczorek. Ula, a co z kolacją?
- A co ma być?
- Czy Marek zostaje, to znaczy, czy zostajecie.
- Nie, tato, nie będzie nas. Dzisiaj jeszcze przed kolacją wracamy do Warszawy.
-Więc się do Marka przeprowadzasz?
-Jeśli chcesz się spytać, czy wyprowadzam się na stałe, to odpowiedź brzmi -nie. Marek dopiero przedwczoraj wyszedł ze szpitala i nie chce zostawiać go samego. Tato musze już kończyć, bo bateria mi zaraz padnie, porozmawiamy o tym w domu, dobrze, niedługo będziemy.
- No, to PA córciu. Tylko jedzcie ostrożnie.
- Dobrze tato PA.

Po paru minutach usłyszała jak otwierają się drzwi i głos Marka.
- Kochanie już jestem i po chwili pojawił się w drzwiach sypialni. Zaraz przyniosę ci kawę i śniadanie.
-Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc – zaoferowała się Ula
- Nie trzeba, to dla mnie przyjemność zrobić ci śniadanie.
- Marek- zawołała jeszcze Ula
- tak?
- Twoja mama dzwoniła, ale nie odbierałam.
- Później do niej oddzwonię.
Po chwili poczuła zapach świeżo zaparzonej kawy i dźwięk otwieranych i zamykanych szafek w końcu Marek pojawił się w sypialni.
- Skarbie, będę musiał nosić na raty, bo nie mam tacy- powiedział Marek stawiając na stoliku dwie filiżanki.
- To czekają nas większe zakupy. Moglibyśmy po śniadaniu pojechać do Rysiowa na obiad, a jak będziemy wracać, to podjedziemy do centrum handlowego.
- To znaczy, że dzisiaj śpisz u mnie?
- Tak. Muszę tylko wziąć z domu trochę swoich rzeczy. Dzwoniłam już do ojca i powiedziałam, że będziemy. Nie gniewasz się, że zorganizowałam ci dzień?
- Oczywiście, że nie.
- A lubisz kluski na parze? Dzisiaj zrobię je na obiad.
-Kluchy-Pampuchy? Pewnie, że lubię, ale dawno już ich nie jadłem, a już na pewno nie od czasu jak byłem z Pauliną. I z przyjemnością spędzę te popołudnie z twoja rodziną. Ale póki, co przyniosę resztę jedzenia.
Kiedy wrócił w jednej ręce trzymał talerzyk z bułeczkami i rogalikami, a drugą miał schowaną za plecami.
- Proszę tutaj coś bardziej pożywnego, a tu mam niespodziankę. Tylko nie wiem, czy lubisz, zażartował Marek, i wyciągnął za pleców koszyczek z truskawkami.
- Pewnie, że lubię najbardziej z cukrem i śmietaną.
- To dobrze, bo ja też lubię, a cukier i śmietanę również kupiłem.
- Marek ty tej książki wcale nie czytałeś, prawda, a jak umawiałeś się ze mną wtedy wieczorem przez telefon, to nie wiedziałeś, o co chodzi z tymi truskawkami. I, to dopiero Paulina ci wszystko wyjaśniła, mam rację?
- Całkowitą. Ula ja do niej nawet nie zajrzałem i nawet tytułu nie znałem. To Paulina dała mi ją na święta. Jak ona w ogóle mogła dać mi coś tak głupiego i myśleć, że będę to czytał?
- Teraz rozumie, dlaczego była taka wściekła, jak zobaczyła, że jest u mnie.
- I za, to też cię przepraszam Ula. Paulina nie miała prawa tak cię potraktować.
- Marek, to nie twoja wina i nie wracajmy do tego. A właściwie, dlaczego mi ją dałeś?
- Z dwóch powodów. Sebastian mnie namówił, do tego, żeby coś ci dać i dlatego, że chciałem przeprosić cię za poprzedni wieczór. Pomyślałem, że książka, to bezpieczny prezent. Tylko, że jak dowiedziałem się, o co chodzi z tymi truskawkami, to żałowałem, że ci dałem.
- Od razu, to wiedziałam, zbyt łatwo się zgodziłeś, a rano byłeś całkiem inny niż zazwyczaj. Taki przerażony, skrępowany, unikałeś mnie, bałeś się nawet ze mną przywitać. Chciałam wyjaśnić ci, że to tylko zwykłe spotkanie przyjaciół, ale jak zobaczyłam, jak grzebiesz mi w zakupach zrozumiałam, że myślisz i boisz się, że ja to zaproszenie potraktowałam poważnie.
- Bo tak właśnie myślałem, zwłaszcza jak zobaczyłem co nasz w torbach. A Sebastian mnie tylko w tym przekonaniu utwierdził.
- I wtedy postanowiłam nic ci nie mówić, a te twoje zakłopotanie było nawet zabawne. Szkoda, że nie widziałeś własnej miny jak guzik mi się rozpinał albo jak wspomniałam o Maćku, a później jeszcze, gdy dowiedziałeś się, że będziemy sami. Byłeś taki nieporadny, przerażony, bałeś się mi odmówić, a mnie zaczęło, to bawić i nigdy cię takim nie widziałam. Pewnie myślałeś, że czeka cię rozbierana randka. A ja chciałam, tylko spędzi miło wieczór, porozmawiać, napić się herbaty w takim miejscu gdzie będziemy sami i czuli się swobodnie.
-To znaczy, że kpiłaś sobie ze mnie cały dzień, a ja dawałem się na, to nabierać? Seba miał racje mówiąc, że to ty radzisz sobie ze mną lepiej niż ja z tobą.
- To trzeba było szukać sobie kogoś mniej błyskotliwego i nierozumnego.
- Tylko, że to mi się w tobie podoba.  Nigdy nie znałem tak bystrej, inteligentnej i zabawnej dziewczyny. I jesteś pierwszą kobietą, przy której nigdy się nie nudziłem, nie nudzę i nie będę się nudził.
- A ja wiem, żeby nie kupować ci nigdy romansów.
- Kochanie, ja tak bardzo Cię kocham, że przeczytam każdą książkę, którą tylko sobie zażyczysz.
Kiedy skończyli już jeść Ula poszła się kąpać, a Marek odniósł naczynia do kuchni pozmywał i zadzwonił do matki.

- Dzień bardzo, bardzo dobry mamo- powiedział z radością Marek
- Witaj  synku słyszę, że jesteś bardzo szczęśliwy.
-Mamo bardzo, to za mało powiedziane. Jestem bardzo, bardzo szczęśliwy, mogąc obudzić się obok Uli, zrobić śniadanie i mieć przy sobie przez cały dzień. Teraz Ulka bierze kąpiel, a później jedziemy do Rysiowa na obiad i wracamy razem do mnie. Mamo chciałaś coś, bo rano dzwoniłaś?
- Ja właśnie w sprawie obiadu synku. Jeśli nie macie jeszcze innych planów na jutro, to może wpadniecie do nas na obiad? Chcemy lepiej poznać Ulę.
- Nic jeszcze nie planowaliśmy, ale spytam Ule jak wyjdzie z łazienki i odzwonię dobrze?
 O, co chcesz mnie spytać?- usłyszał nagle Marek tuż za plecami.
- Mama zaprasza nas na jutro na obiad i pyta czy przyjdziemy?
- To powiedz, że przyjdziemy i tak nie mamy innych planów.
-Mamo, to będziemy jutro. Obiad na 14 jak zwykle?
- Tak na 14, ale nic się nie stanie jak będziecie wcześniej. A nam będzie miło mieć Was dłużej.
- To będziemy około południa może być mamo?
- Jak najbardziej, a teraz, to już nie będę Wam więcej czasu zabierać. Pewnie się spieszycie, to do jutra synku i ucałuj Ulę. PA
- PA mamo do jutra.
Kiedy Marek skończył rozmowę przyciągnął do siebie Ulę
- Mama kazała Cię ucałować- powiedział i wziął Ulę w swoje ramiona i namiętnie pocałował.
               
Do Rysiowa dojechali w niespełna godzinę. Ula była przekonane, że czeka ich gorące powitanie głównie w wykonaniu Betti, ale podwórko było puste. Weszli, więc do domu, a Ula zawołała od progu.
-Cześć Wam już jesteśmy, ale odpowiedziała im tylko cisza. Dziwne? Pochowali się, czy co i zaraz wyskoczą. Zajrzała nawet pod stół i za kanapę, ale nikogo nie było. Marek wiesz, co pójdę jeszcze za dom, tato może coś tam robi, a ty się rozgość.
Nie zdążyła jednak wyjść, bo wrócił Józef.



- O już jesteście. Przepraszam, że się nie witam, ale motor naprawiałem i jestem cały od smaru. Ula zaproś Marka do salonu, a ja zaraz do Was wrócę.
- Tato spytała jeszcze Ula, a gdzie Beatka i Jasiek?
Jasiek jest z Kingą, a Beatka poszła bawić się do Maćka, jego siostrzenica przyjechała. Pewnie zaraz wróci jak zobaczy samochód.
Kiedy ojciec Uli już się umył wrócił do nich, a Ula mogła pójść do kuchni i zająć się obiadem.
- To ja może przyniosę kawy albo coś do jedzenia? Ula już coś ci proponowała?
-Nie trzeba panie Józefie niedawno jedliśmy śniadanie i piliśmy kawę a Ula ma przynieś coś zimnego.
- To może kieliszek nalewki z aronii albo wieloowocowej?-zaproponował Józef
- Nie wiem, czy powinienem. Wie pan przyjechałem samochodem.
- Tylko po kieliszku na spróbowanie, to do wieczora nie będzie śladu.
- Ula wspominała, że lubi pan motocykle?-zaczął rozmowę Marek
- To prawda od młodości mnie do tego ciągnęło. Po podstawówce zacząłem chodzić do technikum mechanicznego i jednocześnie próbowałem swoich sił w wyścigach motocyklowych. Zdobyłem nawet kilka pucharów w kategorii młodzików, ale przez, to zaniedbałem naukę. Po roku postanowiłem przeniosłem się do zawodówki i zająć się karierą. Całkiem dobrze mi szło dostałem się do klubu SKRA Warszawa, ale niestety tuż przed wojskiem miałem wypadek. Już nigdy nie wróciłem do dawnej sprawności, a moje marzenia o karierze żużlowca się skończyły. W szpitalu leżałem ponad pół roku, to tam poznałem swoją żonę, była moją rehabilitantką. Po roku wzięliśmy ślub urodziła się Ula, a późnej Jasiek. Beatka, to była jak w to mówicie wypadek przy pracy, ale bardzo się cieszyliśmy. Niestety Madzia musiała mieć cesarkę i już po narkozie się nie wybudziła. Zmarła dwa dni po urodzeniu Beatki. Okazało się, że była uczulona na jakiś składnik narkozy. Kompletnie nie wiedziałem, co robić? Trójka dzieci w tym niemowlę ja na rencie, chory na serce. To Ula z pomocą sąsiadów i rodziny wszystkim się zajęła. Przez pół roku zajmowała się i dbała o dom, rodzeństwo i o mnie, a miała przecież maturę. I, to cud, że tak dobrze ją zdała. Dopiero rozmowa z jej wychowawczynią otworzyła mi oczy powiedziała, że Ula chce zrezygnować z wymarzonych studiów, aby zając się domem. Wtedy otrząsnąłem się i zrozumiałem, że moje życie się nie skończyło i mam, dla kogo żyć. Ula mogła studiować, a ja zostałem, że tak powiem gospodynią domową. Nie było lekko, ale pomału wszystkiego się uczyłem. Żyliśmy skromnie z rent i stypendium Uli, ale na podstawowe potrzeby i opłaty starczało. A później, kiedy Ula dostała już u ciebie pracę nasze życie się zmieniło. Mogliśmy pozwolić sobie na to wszystko, na co nie było nas stać prędzej. Zawsze będę za, to ci wdzięczny.
- Panie Józefie, to ja miałem ogromne szczęście, że spotkałem i poznałem Ulę. To, co to może wypijemy za to, że los dał nam szanse się poznać-powiedział Marek i spróbował nalewki. Dobra i mocna, czy to aronia?
- Tak, a tu mam wieloowocową mniej procentowa, to dla kobiet, może jeszcze po jednym małym kieliszeczku?
- Ale, tylko jeden panie Józefie.

Tymczasem Ula zdążyła zarobić ciasto drożdżowe i odstawić, aby wyrosło. Zabierała się właśnie do robienia babeczek, kiedy do domu wróciła Beatka.
- Ulcia zawołała jak dobrze, że jesteś.
- Cześć kochanie, tęskniłaś się za mną. Zobacz, co robię na obiad.
-Kluski parowane. Super zawołała Betti, a będę mogła je kulać.
- Będziesz mogła, a na podwieczorek będą kruche babeczki z malinami. Ale na razie idź do pokoju przywitaj się z Markiem i zanieś sok.
-Cześć Beatko - jako pierwszy przywitał się Marek
- Dzień dobry- powiedziała Betti, stawiając dzbanek ze sokiem na stole i usiadła obok Marka. Czy ja naprawdę mogę ci mówić po imieniu? Jasiek mi wczoraj tłumaczył, że jak ożenisz się z Ulą, to będziemy moim szadrem, czy czymś takim i …
- Szwagrem Beatko-poprawił ojciec- szwagrem.
- Właśnie szwagrem i Jasiu mówi, że do szwagra mówi się po imieniu, bo to tak jakbym miała nowego starszego brata, a tata syna. I, że po ślubie będziesz mówić tata do taty a tata ci synu.
- Jasiek ma racje Beatko-powiedział Marek. Do szwagrów, szwagierek i bratowych mówi się po imieniu, a po ślubie twój tata będzie też moim tatą a moi rodzice, rodzicami Uli.
- Super . Jak pójdę do szkoły, to pochwalę się koleżankom, że mam szwagra, bo nikt chyba nie ma.
-To teraz masz 7 czy 8 lat?-spytał Marek.
- 7 i osiem miesięcy i idę do pierwszej klasy.
- A nie jest ci smutno, że za tydzień koniec wakacji?
- Pewnie, że nie i już nie mogę się doczekać szkoły. Lubię się uczyć. Umiem już czytać, pisać i liczyć. A Ula kupiła mi książki, zeszyty, piórnik, kredki i inne rzeczy.
-Ja zawsze byłem smutny, kiedy kończyły się wakacje głównie, dlatego, że musiałem wcześniej wstawać i miałem mniej czasu na zabawę. Zawsze chciałem, żeby wakacje były dłuższe.
-A ja lubiłam chodzić do przedszkola i do zerówki, fajnie było. Miałam dużo koleżanek i mogłam się z nimi bawić, a w domu mi się nudzi i nie mam się, z kim bawić. Blisko nas mieszka tylko dwóch chłopców, a dziewczynek nie ma, tylko Hania, jak przyjedzie do Maćka. Tato obiecałeś, że zagramy dzisiaj w Uratuj księżniczkę.
- Beatko zagramy, ale dopiero wieczorem.
 Dlaczego nie teraz?
 Bo mamy gościa
-Marek, przecież może zagrać z nami.
-Chcesz -spytała Marka
 Czemu nie mogę zagrać, tylko nie wiem, czy umiem. A to jest gra komputerowa, czy taka zwykła planszowa z pionkami i kostką?
- Planszowa i jeszcze mam Grzybobranie. To, co wybierasz?- spytała Marka.
- Niech będzie ta o księżniczce. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz w coś takiego grałem, chyba jakieś 20 lat temu. A gdy byłem w twoim wieku, to w domu miałem grę” Wyścigi samochodów”, a zamiast pionków były małe samochodziki. I wiesz co Beatko zawsze oszukiwałem ,nie cierpiałem przegrywać i zawsze później płakałem.
- To w przeciwieństwie do Beatki –powiedział Józef. Ona nigdy nie oszukuje i nigdy nie obraża się jak przegrywa.
- A Jasiek zawsze oszukuje – dodała Beatka rozkładając grę. To możemy już grać. Kto zaczyna?
- Jak to, kto? Dama zaczyna i Marek podał jej kostki.
Na początku gry, to Beatka wygrywała, ale później Markowi się poszczęściło i jako pierwszy dotarł do mety.
- Wygrałeś i zdobyłeś rękę księżniczki –powiedziała oficjalnie Beatka.
- A, czy oprócz ręki księżniczki jest przewidziana jeszcze jakaś inna nagroda?- spytał Marek
- Jest jeszcze pocałunek księżniczki –odpowiedziała Ula od drzwi i pocałowała Marka.
- Kochanie – powiedział Marek, nareszcie do nas wróciłaś.
- Wiem, że trochę mi zeszło, ale postanowiłam zrobić więcej babeczek. Część zostawimy tutaj, a część weźmiemy my i zaniesiemy jurto do twoich rodziców. Nie chcę przychodzić z pustymi rękoma na pierwsza wizytę.
- Dobry pomysł. Mamie na pewno będzie miło.
- Właśnie Ula- zaczęła Beatka, póki nie ma jeszcze Jaśka, to musimy poważnie porozmawiać.
- A o, czym chcesz rozmawiać?- spytała podejrzliwie Ula
- O twoim pokoju.
- O pokoju? A co Jasiek ma z tym wspólnego?- zdziwiła się Ula
 Kto ma się do niego wprowadzić, jak się wyprowadzisz. Musisz się zdecydować ja , czy on.
- Widzę, Beatko, że przechodzisz prosto do konkretów.
- Ula nie do kon-kre-tów , ale do twojego pokoju.
I jak na zawołanie do domu wrócił Jasiek.
- Cześć wszystkim- powiedział.
- Cześć Jasiek - odpowiedziała Ula dobrze, że już jesteś. Właśnie rozmawiamy o moim pokoju. Podobno kłócicie się, kto ma go dostać.
- A, co Betti zdążyła już się wygadać i po przychlebiać.
- Ty jesteś za duży na taki mały pokój, a ja jestem jeszcze mała i mogę mieć mały pokój- argumentowała Beatka.
- A ty masz za dużo zabawek na tak mały pokój- odpowiedział Jasiek
-Ale połową już się nie bawię
- A ty o 9 wieczorem walisz mi w ścianę, że za głośno słucham muzyki albo za głośno włączony jest telewizor. A jak będę na dole to będziesz mieć spokój.
- I dlatego, to ja powinnam przeprowadzić się na dół, żeby mieć spokój.
-Ale pokój Uli jest obok kuchni i jak będę późno wracał albo wcześnie wstawał, to będę cię budzić.
- Tylko, że -zaczęła Beatka, ale ojciec im przerwał
- Jasiek, Beatko przestańcie się już kłócić gościa przecież mamy.
- Panie Józefie, ale nic się nie stało. To dla mnie coś nowego, a naturalne wśród rodzeństwa.
- A ja jeszcze się nigdzie nie wyprowadzam na stałe- dodała Ula
 -Ale po ślubie się wyprowadzisz, prawda- spytał z obawa w głosie Jasiek. Macie już ustalona jakąś datę?
- Myślimy o - zaczął Marek
- O tym -przerwała mu Ula, a jak już wymyślimy, to się dowiecie. I wtedy ewentualnie wróci temat pokoju, a do tego czasu będzie mój.
- Myślałem-powiedział Marek, że będzie Wam smutno, że siostra się wyprowadzi.
- Szczerze Marek, ja też spodziewałam się innej reakcji, a nie kłótni o pokój.
- Wiesz siostra – zaczął Jasiek. Warszawa, to nie koniec świata, a ty i tak będziesz nas często odwiedzać, więc nie zdążymy się stęsknić.
-A ty Beatko- spytała z nadzieja siostrę nie będzie ci smutno, że nie będę już ci czytać bajek na dobranoc?
- Trochę będzie, ale umiem już czytać i mogę sama sobie czytać, a Maciek mi dzisiaj wytłumaczył, że dalej będziesz nas kochać i będziesz często przyjeżdżać.
- A ty tato, co powiesz?
- Córciu, kochacie się z Markiem, chcecie być razem i ja , to rozumiem.
- Wiesz, co Marek, chyba spakuję te większa torbę. Ale póki, co pójdę tym niewdzięcznikom zrobić obiad. Chodź Beatko pomożesz mi z kluskami.

Kiedy Ula i Beatka wyszły z pokoju panowie zaczęli dyskusje na ulubiony temat, czyli piłki nożnej, a one zajęły się obiadem. Pół godziny później po domu roznosił się już zapach parowanych klusek.
- Tato, Jasiek jak zwykle ze sosem pieczeniowym, a ty Marek wolisz na słodko, czy też sos?
- Najlepsze są na słodko z masłem, cukrem i musem jagodowym- powiedziała Beatka, zanim Marek zdążył cokolwiek odpowiedzieć i zdecydować.
- To ja poproszę o dwie z sosem i jedną na słodko- odpowiedział
Wkrótce Ula przyniosła pierwszą porcje klusek dla Marka.
- Ulka są pyszne –powiedział Marek zapomniałem już jak smakują i jakie są dobre. Przy tobie i twojej rodzinie wracam do czasów dzieciństwa. I jest, to bardzo przyjemne uczucie.
- To możesz zacząć się przyzwyczajać. Jak tu mnie nie chcą, to teraz tobie będę gotować te wszystkie pyszności.
Reszta obiadu upłynęła, im w równie miłej atmosferze, a po obiedzie, Józef poszedł się zdrzemnąć, Jasiek pożyczył Markowi dres i buty sportowe i poszli grać w kosza, a Ula z Beatką posprzątały po obiedzie i zajęły się podwieczorkiem. Ula zrobiła krem do babeczek, a Betti później je ozdabiała malinami, czekoladą i kolorową posypką. Tuż przed piątą podwieczorek był gotowy i Ula mogła zawołać trzech swoich ukochanych mężczyzn. Podwieczorek minął szybko i równie miło, co obiad, ale w końcu przyszedł czas, aby wracać do Warszawy.
- Tato to ja teraz posprzątam i będziemy się pomału z Markiem zbierać. Chcemy po drodze wjechać do Centrum handlowego, a jeszcze musze się spakować.
- Córciu zostaw to, ja posprzątam później z Jasiem i Beatką. A ty idź się pakować.
Kiedy Ula poszła do swojego pokoju po rzeczy Józef podarował Markowi dwie butelkę nalewki.
- Proszę Marek, to jest dla ciebie z aronii, a ta dla ojca. Taka mieszanina owoców i ziół. Dobra na poprawę krążenia, wystarczy pić raz dziennie kieliszek.
-Panie Józefie, ale nie trzeba.
- Proszę mi nie odmawiać. Ja wiem, że wy młodzi nie gustujecie w takich alkoholach, ale to zawsze jakaś odmiana. A ojcu, to tylko na dobre wyjdzie. Wczoraj po pokazie miałem okazję porozmawiać chwilę z nim i poznać twoja mamę. Oboje są bardzo mili pogratulowali mi wspaniałej córki i reszty dzieci. Tak sobie myślę Marku, może kiedyś spotkamy się wszyscy razem i lepiej poznamy?
- Dobry pomysł. Powiem rodzicom.
- I pozdrów ich od nas.
-Na pewno pozdrowię i dziękuje za nalewki.
- Już jestem –powiedziała Ula podając Markowi torbę. Wyciągnę, tylko jeszcze coś z pawlacza i możemy jechać.
- Ula rozmawiamy właśnie z Markiem, że wypadałby się bliżej poznać z państwem Dobrzańskim. Może zaprosimy rodziców Marka do nas.
- To znaczy chcesz zorganizować zmówiny? Dobry pomysł tato – zawołała z korytarza i po chwili wróciła z niewielkim pudełkiem.
- Jutro jak tam będziemy, to ich zaproszę do nas na obiad.
Aha jeszcze babeczki. To już chyba wszystko. No, to PA kochani, przyjadę w poniedziałek po pracy, i po kolei wszystkich uściskała. Marek zrobił dokładnie, to samo.
- I dziękuję za miło spędzony dzień-dodał. Jesteście wspaniałą rodziną.
- Obiecujesz, że będziesz w poniedziałek- spytała jeszcze Beatka odprowadzając ich do furtki.
- Obiecuję Betti i zostanę na noc. Tato jutro zadzwonię, miłej niedzieli PA,PA kochani.
- Wam również PA córciu.
I odjechali w stronę Warszawy.


               
- I jakie wrażenia? Dobrze się u mnie bawiłeś ?
- Tak, nawet bardzo dobrze. Tworzycie wspaniałą, kochającą się rodzinę. Zgraną, miłą  a Betti może czuć się tu bezpiecznie.
- I jak to bywa w idealnej rodzinie tylko czasami zdarzają się kłótnie- dodała Ula
- Ula przecież ja wiem, że to takie wygłupy były. I, że nawet w najbardziej zgranej rodzinie dochodzi czasami do kłótni miedzy rodzeństwem, to nieuniknione.
- Tak Beatka i Jasiek, tylko trochę się posprzeczali. Normalnie, to Betti na Jaśka krzyczy, a Jasiek skarży ojcu „ tato powiedz jej coś”
-Najbardziej podoba mi się, że macie dla siebie czas, że ty masz czas na prace, rodzinę i teraz jeszcze dla mnie. Wspólnie posiłki, zabawy, i domowe zajęcia. To wszystko jest takie piękne. Kiedyś mój dom i życie wyglądały podobnie. Do czasu, kiedy nie przeprowadziliśmy się do nowego domu. Rodzice coraz bardziej zajęci byli firmą, często wyjeżdżali. Ja miałem opiekunkę, a mama zatrudniła do pomocy panią Zosię. I, wtedy wszystko się skończyło. Wspólnie spędzone popołudnia, obiady, zabawy, wyjścia.
- Masz do nich o to żal?
- Nie, nie mam. A przynajmniej już teraz nie mam. Miałem, wtedy jakieś 10-11 lat, ale rozumiałem, że muszą pracować i zajmować się firmą, że dzięki temu mam więcej niż moi koledzy. Coś za coś. Chyba najbardziej, to szkoda mi było tych wszystkich pyszności, które gotowała mama na obiad.
-Właśnie Marek, co do tego obiadu u nas, to może za tydzień.
- Nie bardzo. To będzie 3 września, prawd, więc rodzice jadą na urodziny babci.
- To ty masz babcie? Nigdy nie mówiłeś? A od strony mamy, czy ojca?
- Mamy. A nie mówiłem, bo nie było, kiedy. Ma na imię Bogusia i mieszka pod Skierniewicami razem z wujkiem Karolem, to starszy brat mamy, ciocią Krysia, kuzynką Karoliną, jej mężem Kamilem i ich dziećmi Kacprem i Kasią.
- Zaraz, to oni wszyscy na K są.
- Dokładnie. Wymyślili sobie podobnie, jak" z M –jak miłość," K- jak kocham. Ciocia i wuja, to przypadek Karolin , Kacpra i Kasię postanowili dopasować do siebie, a Kamil , to chyba też przypadek.
- A babcia ile ma lat?
- Skończy 84, ale nie wygląda na tyle jest młoda na duchu, sprawna i bardzo bezpośrednia. Zawsze mówi to, co myśli nawet jak jest to przykre i boli. Wiesz, co powiedziała mi, gdy dowiedziała się, że ślub z Pauliną odbędzie się w Mediolanie.? „ To dobrze , bo nie będę musiała na, to patrzeć’’ A jak odwołałem ślub , to zadzwoniła do mnie ucieszona pogratulowała i dodała z całą szczerością ”Mareczku kochanie teraz , to ja już będę mogła z czystym sumieniem modlić się o jakąś dobrą i miłą żonę dla ciebie.” O Paulinie mówiła zawsze „ta kobieta”. „ Doprawdy Marku, co ty widzisz w tej kobiecie ona nie jest ciebie warta”, a gdy mama jej broniła i mówiła, że jest ładna, miła z dobrego domu i nasza odpowiadała „Helenko ona jest zimna i samolubna”
- Aż tak jej nie lubiła?
- Z wzajemnością, zresztą ciocia i Karolina też za Paulina nie przepadały. Przez 7 lat naszego związku była tam tylko 4 razy. Raz na samym początku, drugi raz przypadkiem, kiedy odwoziłem mamę, później na chrzcie Kacperka, a ostatnim razem na 80 urodzinach babci. Paulina już w dzieciństwie zdążyła zniechęcić ich do siebie. Mama czasami przywoziła tam Aleksa dla mnie, a dla Karoliny Paulinę. Chciała je zaprzyjaźnić, ale one wychowywane były w innych realiach i nigdy nie znalazły wspólnego języka. Paulina już, wtedy była wyniosła, zarozumiała i na swój sposób podkreślała, że jest lepsza, bo ma ładniejsze zabawki, ubrania. W końcu mama zrozumiała, że z ich przyjaźni nic nie będzie i przestała przywozić. A później, jeśli się już spotykaliśmy, to tylko u nas w domu.
-Bo nie da się komuś na siłę narzucić przyjaźni.  A ty też jedziesz na te urodziny?
- Nie, ja mam inne plany.
- Aha. Rozumiem jakaś tajemnica.
- Ula nie tajemnica tylko niespodzianka miała być. Pomyślałem, że weźmiemy sobie wolne w poniedziałek i moglibyśmy wyjechać gdzieś razem na weekend np. do naszego SPA. Co prawda jeszcze tam nie dzwoniłem, i nie zarezerwowałem pokoju albo wiesz, co skarbie mam inny pomysł. Weźmiemy wolne w piątek i wyjedziemy rano, a w niedzielę, kiedy będziemy wracać pojedziemy do babci. Będzie miała urodzinowy prezent, taką miłą niespodzianka, gdy przyjadę z narzeczoną, a w będziecie mogły się poznać.
- A co będzie, jak jej się nie spodobam?
- Kochanie, spodobasz się, bo jesteś całkowitym przeciwieństwem Pauliny. Powiem, tylko rodzicom, żeby do tego czasu nic jej nie mówili. Jednak, jak okazało się nazajutrz, to babcia zrobiła im niespodziankę dzwoniąc, że właśnie oglądała „Co za tydzień” i relacje z pokazu i oświadczyny Marka. I, że koniecznie musi przywieź tą uroczą osóbkę do niej.

- Ulka- spytał Marek zmieniając temat, dlaczego nie chciałaś powiedzieć w domu, że ślub planujemy na październik?
-Żeby potrzymać ich w niepewności i dowiedzą się dopiero jak przyjdzie zaproszenie. Będzie większe zaskoczenie.
- To ja swoim rodzicom też nie powiem albo nikomu nie będziemy mówić. Zobaczymy później, co kto powie. I musimy jeszcze do poniedziałku zrobić listę gości. Masz dużą rodzinę?
- Trochę ich się nazbiera, ale za to wszyscy są z Warszawy i nie będzie problemu z noclegiem. Zaraz policzę ile wyjdzie. Tato ma jednego brata, wujka Romka ..…. a Daniel ma 16 lat i jak przyjdzie to raczej sam. W sumie 21 osób z dziećmi. Do tego ojciec, Jasiek z Kingą i Beatka, to 25, Ala 26, Maciek, Ania i jeszcze rodziców Maćka chciałabym zaprosić, to razem daje 30 osób. Z firmy Pshemko, Wojtek, Ela z panem Władkiem, Iza nie wiem czy przyjdzie, bo ma rodzić w październiku, to na razie nie liczę . Sebastian z Wiolką, to 36, twoi rodzice 38 .
- Dodaj jeszcze 4 osoby od sąsiadów rodziców.
- 42, twoja rodzina z Skierniewic 7 osób, to razem daje nam 49.
- Kasi nie licz, bo ma dopiero 3 miesiące. Ale mama ma drugiego brata w Łodzi. Do tego jego żona i dwie dorosłe córki, pewnie same też nie będą, to będzie ich 6 i jeszcze szwagierka ojca.
- To w sumie wychodzi 55 osób.
- 57 skarbie zapomniałaś o nas .
- A tak 57do 60, to teraz chyba wszystkich policzyliśmy? Marek musisz na tej drodze uważać, jest złe oznakowanie i często zdarzaj się tu kolizje- ostrzegła Ula
- Właśnie, to zauważyłem.
- To, co tu może być? -spytał po chwili Marek?
- Coś mówiłeś, zamyśliłam się.
- Pytałem o zakupy, czy tutaj może być.
-Tak, jak najbardziej.
-A powiesz mi, o czym, tak myślałaś?- spytał skręcając na parking.
- O moich urodzinach.
- Urodzinach, ale to dopiero w marcu- zdziwił się Marek
- A pamiętasz, kiedy?
-20 strzelił?
- Źle 18, znowu zapomniałeś.
- Ula ja o nich nie zapomniałem tylko tak zwyczajnie nie wiedziałem. Od początku wiedziałaś, że coś kręcę, prawda.
- Domyślałam się, ale podobało mi się późniejsze twoje zaangażowanie. I właśnie teraz myślałam, jaką niespodziankę miałeś przygotowaną dla mnie po kolacji.
- Nie powiem, ale obiecuję, że kiedyś jeszcze zrealizuję.

-Chwile później byli już na hali Auchana i na dobry początek Ula wpakowała Markowi do wózka zgrzewkę wody mineralnej. Przechodząc między półkami Ula pytała Marka, czy jest to czy tamto. Marek najczęściej odpowiadał, że nie, albo chyba nie i wkrótce pchał wyładowany wózek artykułami spożywczymi, chemicznymi i przemysłowymi, a od siebie dołożył szampana i dwie butelki wina. Był bardzo zadowolony z wspólnych zakupów, uświadomił sobie jak bardzo jest to przyjemne i rodzinne.
- Wiesz Ula, to moje pierwsze tak duże zakupy- powiedział, kiedy jechali w stronę kas.
- Żartujesz? Nigdy z Paulina nie chodziłeś na zakupy?
- Kochanie z Pauliną, to ja chodziłem po sukienki, buty i do jubilera. Takie zakupy robiła nam pani Bożenka, przychodziła 3 razy w tygodniu i zajmowała się domem. A jak czegoś zabrakło, to głównie ja biegłem do osiedlowego sklepiku.
- To możesz być pewny, że ja żadnych pań Bożenek, Basi czy innych pań nie będę potrzebowała. Sama się wszystkim zajmę z twoja pomocą.
- Wiem kochanie i obiecuję, że będę ci pomagać.
Wracając do samochodu stwierdzili zgodnie, że jest już późno, więc, postanowili, że na kolacje kupią coś na wynos. A kiedy dotarli do mieszkania było już po ósmej.
- To, co kochanie najpierw zjemy kolację, czy to wszystko rozpakujemy?- spytał Marek
- Najpierw obowiązki, a później przyjemności zadecydowała Ula.
- To ja pójdę zrobić miejsce w szafie i komodzie na twoje rzeczy i zaraz tu wrócę. A ty układaj sobie tutaj po swojemu.
-No. Teraz ta lodówka wygląda jak należy- powiedziała jakiś czas później Ula do Marka wkładając ostatnią rzecz. A jak ci idzie układanie w szafkach?
- Już też kończę. Możesz iść się już rozpakować, a ja tu dokończę, posprzątam kartony i pozbieram foliówki.
Kiedy Ula wróciła do kuchni Marek właśnie skończył sprzątać i mogli w końcu zjeść kolację, a Marek otworzył wino i wzniósł toast.
- Kochanie za nas i za pierwszą nasza wspólna kolację.
Później razem sprzątnęli i zmyli naczynia, Ula zmiotła podłogę i przetarła. A kiedy kuchnia według Uli była już dostatecznie uprzątnięta resztę wieczora mieli dla siebie.
-Kochanie, co masz w tym pudełeczku? Leży na stoliku i leży, chciałem nawet zajrzeć- spytał Marek
- Tu są kochanie schowane moje skarby. Marzenia i pamiątki ostatniego roku- powiedziała Ula siadając obok Marka na kanapie i otworzyła pudełko. Twój kamień księżycowy, listy, wycinki z gazet i bukiecik kwiatów, który dałeś mi w restauracji. A w pamiętniku mam spisane swoje marzenia. Marzenia o takiej chwili jak ta.
-Ja też miałem swoje marzenia. Całkiem podobne do twoich. Leżałem na tej kanapie i marzyłem. I moje marzenia spełniły się.
- A jakieś szczegóły?
- Wolisz w teorii, czy w praktyce?- spytał i posadził sobie Ulę na kolana
-Chyba najlepiej jest jak praktyka idzie w parze z teorią.
- A , więc marzyłem, żeby mieć cię tutaj przy sobie. Móc patrzeć ci w oczy, widzieć twój uśmiech, czuć twój dotyk i zapach-mówił Marek przerywając pocałunkami i pieszczotami. Ulka zapuść włosy były takie piękne i miłe w dotyku-wtrącił Marek ni z stąd ni zowąd.
- A te ci się nie podobają?
-Podobają, ale jak miałaś długie, to tak ładnie spływały ci na ramiona i piersi. Brakuje mi ich.
- Obiecuje, że zapuszczę, a o czym jeszcze marzyłeś?
- żeby móc tutaj się z tobą kochać i przeszedł do praktyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz