Część
4
Droga do Skierniewic upłynęła im miło i szybko. Marek
opowiadał głównie o swoim dzieciństwie, babci i dziadku i o wakacjach
spędzanych tutaj. Kiedy, więc wjechali już na posesję Ula miała wrażenie ,że
zna to miejsce .Wysiadając z auta Ula zauważyła na podwórku siedząca pod
drzewem kobietę, a Marek wziął ją za rękę i poszli w jej stronę. Ona również
ich zauważyła i z nieukrywaną radością wyszła im na przeciw. Ula nie była
pewna, czy to babcia, czy może ciocia Marka.
-Marek, nareszcie jesteście - powiedziała z radością w
głosie kobieta.
-Witaj babciu- odpowiedział Marek rozwiewając wątpliwości
Uli. Babciu, a to właśnie jest moja narzeczona Ula.
- Dzień dobry pani, Ula Cieplak- przywitała się Ula
- Witaj kochanie. Tak się cieszę, że mogę cię poznać. Jesteś
bardzo śliczna jeszcze ładniejsza niż w telewizji. A Helenka mówiła mi też, że
jesteś bardzo miła, a Marek świata poza tobą nie widzi.
- I mi jest miło panią poznać. Marek tyle o pani opowiadał.
- Wujek- usłyszeli nagle dziecięcy głosik i w ich stronę
biegł już mały chłopiec
- Cześć smyku – odpowiedział Marek i wziął chłopca na ręce.
- a kim jest ta pani? –spytał Kacperek
- A, to jest Ula, moja narzeczona i niedługo będzie twoją
ciocią.
- dzień dobry pani – przywitał się malec
- Cześć Kacperek- odpowiedziała Ula
-A mogę przyjść na wasz ślub i wesele?
- Pewnie, że możesz-odpowiedział Marek
- Fajnie, bo jeszcze nigdy nie byłem na żadnym weselu, a jak
miałeś mieć tamto wesele, to mama mówiła, że nie pojedziemy, bo jest bardzo
daleko.
-Ale teraz będzie we Warszawie i na pewno mama pozwoli ci
przyjechać. Poza tym jak mogłoby zabraknąć mojego chrześniaka na moim ślubie? A
Ula ma siostrę w twoim wieku, więc będziesz miał się, z kim bawić.
Wkrótce dołączyła do nich reszta rodziny, rodzice Marka, a
gdy dojechała reszta gości wszyscy udali się do domu na urodzinowy tort i kawę.
I przy okazji składania życzeń jubilatce i oni dostali od wszystkich gości
serdeczne gratulacje i życzenia.
Po kawie babcia Marka zaprosiła Ule na przechadzkę.
- Marek -zwróciła się do wnuka pozwól, że porwę ci Ulę na
trochę.
Marek nie miał nic, przeciw bo wiedziała, że babcia jest
oczarowana Ulą.
- Kochanie, zanim wyjdziemy na dwór pójdziemy na chwilę do
mojego pokoju, chciałabym ci coś dać szczególnego – powiedziała do Uli.
Kiedy znaleźli się już w jej pokoju podeszła do komody i
wyciągnęła małe zawiniątko.
- Proszę, to dla ciebie- powiedziała podając Uli niebieską
aksamitkę ozdobioną koronką i kwiatuszkami.
-Ale, to jest podwiązka?-zdziwiła się Ula
- Tak podwiązka. Bardzo stara ma ponad 60 lat. Dziwisz się,
prawda, bo w tamtych czasach nie było takiej tradycji i mało, kto wiedział o
czymś takim. Dostałam ją od mojej przyjaciółki przed moim ślubem. Jest u mnie
od 62 lat i przynosiła mi szczęście w małżeństwie przez 56 lat. Nie potrafiłam
oddać jej ani Helenie ani Karolinie, gdy wychodziły za mąż. Czułam, że kiedyś
pojawi się ktoś, komu oddam bez żalu. Ty jesteś tym kimś. Wymarzona i wymodlona
żona dla Marka.
- Jest piękna proszę pani, ale nie mogę jej przyjąć. Jest
dla pani czymś bardzo ważnym, pamiątką ślubu i miłości męża.
- Oczywiście, że możesz. I tak po mojej śmierci wylądowałaby
w śmieciach. Proszę Ula nie odmawiaj.
- W takim razie bardzo pani dziękuje – powiedziała Ula i
uściskała kobietę. Na pewno założę.
- Nie ma, za co kochanie. Mam nadzieje, że tobie i Markowi
przyniesie szczęście. To znaczy jestem tego pewna. Marek był taki wzruszony,
gdy wyznawał ci miłość. To było najpiękniejsze wyznanie, jakie słyszałam.
Wnuczka ściągnęła mi to z tego waszego internetu , parę razy oglądałam i za
każdym razem płaczę ze szczęścia.
-A ja się bałam, że mogę się pani nie spodobać.
Spodobałaś mi się,
gdy tylko cię zobaczyłam w telewizji. Tak dobrze ci z oczu patrzyło.
- Ja po prostu patrzyłam na Marka zakochanym wzrokiem.
- I ,to właśnie widziałam szczerą miłość. To, co Ulka
kochanie może pójdziemy na trochę razem do ogrodu. Opowiesz mi o sobie. Helena
mówiła, że miałaś niewesołe życie.
- Z przyjemnością pani po towarzysze i opowiem o sobie.
- Dziękuję. A może będziesz mi mówić, jeśli oczywiście
chcesz babciu? A mi będzie bardzo miło.
- Z przyjemnością proszę pani, to znaczy babciu i wyszły
razem na podwórze trzymając się pod rękę.
Mijały kolejne dni września. Ula coraz częściej nocowała i zadomowiała się
u Marka, a z każdego pobytu w Rysiowie przywoziła nowe rzeczy i nic już nie
odwoziła.
Marek od razu polubił tradycyjny styl życia Uli i we
wszystkim jej pomagał. Razem robili zakupy, i , sprzątali, a przy tym nigdy nie
robiła mu awantur i zawsze była ze wszystkiego zadowolona . Z końcem września
okazało się też, że Ula jest w ciąży.
-Marek kupiłam dzisiaj test ciążowy –powiedziała któregoś
wieczora Ula do Marka, ale czekałam z zrobieniem do czasu jak będziemy już w
domu.
- I co zrobiłaś już?
- Nie, trochę się boję.
-Skarbie nie ma, czego się bać i nie ma, na co dłużej
czekać. Idź i zrób.
- No dobrze. To ja pójdę teraz na chwilkę do łazienki i
zaraz wszystko będzie jasne.
Kiedy Ula wróciła do salonu oboje z Markiem czekali na
wynik.
- Pozytywny – powiedziała po chwili Ula zerkając na ulotkę.
Chyba jestem jednak w ciąży Marek.
- Kochanie, to cudownie i z radością wycałował jeszcze
płaski brzuszek Uli.
- Marek lekarz musi jeszcze, to potwierdzić. Może okaże się,
że to fałszywy alarm.
Ale ja to czuje
kochanie. Czuję, że będzie to śliczna dziewczynka z błękitnymi oczami i
uśmiechem mamy. I tylko dołeczki w policzkach będzie miała po mnie.
- Nie, nie Marek myślę , że będzie to chłopiec z uśmiechem i
dołeczkami w policzkach tatusia . I tylko oczy będzie miał po mnie-
przekomarzała się z nim Ula.
Następnego dnia rano Marek przywitał Ulę dużym i pięknym
bukietem kwiatów i śniadaniem w łóżku. Postanowili też, że na razie nikomu nic
nie mówić i poczekać z nowinami do ślubu.
Któregoś dnia do firmy wróciło rodzeństwo Febo i tak jak
zapowiadali zwołali zarząd. Okazało się ,że chcą na stałe wrócić do Włoch i
tylko ze względu na pamięć rodziców nie będą pozbywać się udziałów firmy, a oni
sami będą przyjeżdżać tylko na kwartalne zarządy. Senior Dobrzański nie był do
końca zadowolony z ich decyzji.
- Paulinko , Aleks może jeszcze przemyślicie swoją decyzje?
Nie szkoda wam zostawiać firmy ,tyle czasu tu pracowaliście. Tu macie
znajomych, swoje życie, domy. Wyjedźcie gdzieś, przemyślcie jeszcze raz, a po
paru tygodniach zdecydujecie.
- Krzysztof nie przekonasz nas. Podjęliśmy już decyzję z
Pauliną i nie będziemy jej zmieniać. Nie ma miejsca w firmie dla nas
wszystkich. Marek z panią Cieplak poradzą sobie bez nas. Czytałem, że kolekcja
FD Gusto odniosła sukces. A jak my zostaniemy, nigdy w tej firmie nie będzie
zgody. Zresztą mamy już pomysł na życie we Włoszech. Odnowiliśmy znajomości i
teraz chcemy zająć się branżą rozrywkową–argumentował Aleks.
- No cóż siłą was nie zatrzymam i życzę powodzenia. A na
odchodne dodał jeszcze - I pamiętajcie, że zawsze możecie tu wrócić. Prawda
Marek?- spytał dotąd milczącego syna
- Tak tato- odpowiedział od niechcenia Marek
Po wyjściu Krzysztofa Marek z Aleksem i Pauliną nie udawali
swego zadowolenia z takiego obrotu sprawy.
- Cieszy cię nasza decyzja, prawda – spytał Aleks
- Tak, ale muszę przyznać, że mnie
zaskoczyliście-odpowiedział Marek- Spodziewałem się raczej jakichś problemów, a
nie odejścia. Mam tylko nadzieję, że to nie fortel?
- Bez obawy niedoszły szwagrze, nie jest, to żaden fortel.
Co prawda trudno mi pogodzić się z porażką i odejściem, ale tak będzie lepiej.
Wolimy pracować z Włochami niż z polaczkami.
- I teraz będziecie mogli już chałturzyć bez ograniczeń
-odezwała się jeszcze Paulina patrząc z pogardą na Ulę i Marka. Aha jeszcze
jedno postanowiła oddać ci dom. Nie ma sensu utrzymywać dwóch domów w Polsce.
Willa Aleksa nam wystarczy, zresztą tam i tak źle się czuje.
Ula z Markiem postanowili, że sprzedadzą dom i kupią coś
nowego. Jednak jego rodzice mieli całkiem inny pomysł.
Któregoś dnia Dobrzańscy zaprosili na kolację Ulę i Marka.
Oznajmili, że chcą wyprowadzić się i zaproponowali im przeprowadzkę do ich
posiadłości.
-Jak, to do was- spytał zdziwiony Marek? A gdzie wy
będziecie mieszkać?
- Kochani długo myśleliśmy z mamą nad tym. Jesteśmy coraz
starsi i nie potrzebujemy takiego dużego domu dla nas dwojga. A ten dom i tak
kiedyś będzie należał do was. Poza tym zawsze marzył nam się domek na Mazurach
i teraz mamy okazje kupić niewielką działkę z domkiem letniskowym. A tu w
Warszawie kupimy sobie coś mniejszego, żeby mieć, gdy będziemy przyjeżdżać.
- Muszę przyznać, że jestem zaskoczony- odparł Marek-Mamo
nie szkoda ci się wyprowadzać? Włożyłaś tyle serca w urządzanie tego domu.
- Kochanie, ale nie sprzedaje go tylko oddaję w dobre ręce.
Mamy tylko nadzieję ,że jeśli przyjmiecie naszą propozycję, to będziemy mogli
tu wpadać czasem.
- Mamo, co za pytanie, to zawsze będzie wasz dom. Ulka , a
co ty tym myślisz?- spytał Marek narzeczoną
-Co ja myślę? Ja nie chciałabym się narzucać, ale myślę, że
jest tu wystarczająco dużo miejsca, aby pomieścić nasz wszystkich. Można
ewentualnie zrobić jakiś remont coś dobudować i razem mieszkać.
I to był pomys,ł który spodobał się wszystkim.
Mijały kolejne dni października Ula z Markiem coraz bardziej
zajęci byli zbliżającym się ślubem.
Trzeba było miedzy innymi wybrać świadków. U Marka od
początku wiadomo było, że będzie to
Sebastiana. Ula, aby było do pary musiała wybrać kobietę. Nie chcąc wyróżnić,
ani obrazić któreś z przyjaciółek jej wybór padł na Kingę.
Pojechali również do Łazienek omówić menu, wystrój sali ,
dodatkowe atrakcje, rozmieszczenie stolików i gości. W kwiaciarni zamówili
ślubny bukiet , kwiaty do wystroju kościoła i przybrania samochodu. Również
sukienka ślubna Uli była już niemal gotowa, a garnitur Marka czekał już w
szafie.
Tydzień przed ślubem zgodnie z tradycją Wioletta i Sebastian
postanowili zorganizować im wieczór panieński i kawalerski. Sebastian nie był
zbyt oryginalny i zaprosił Marka razem z kolegami do klubu, innego niż
zazwyczaj.
- Seba mówiłem, że nie chcę
- Spokojnie Marek- przerwał mu przyjaciel- jedyna atrakcja w
tym klubie, to panienka tańcząca na róże. Później zabrał samego Marka do siebie
na wspominki o ich byłych.
Ula, choć pewna wierności Marka, a niepewna pomysłów
Sebastiana poprosiła Maćka o „pilnowanie” Marka. Marek natomiast niepewny
pomysłów Wioli, a pewny rozsądku Uli i dla swojego spokoju poprosił o to samo
Alicję. I, jeśli w przypadku wieczoru kawalerskiego, który przebiegał bez żadnych
większych niespodzianek, to niespodzianka Wioli okazała się mocno
niespodziewana .
Na dobry początek Wiola wynajęła limuzynę z napisem wieczór
panieński Uli i zawiozła całe towarzystwo do klubu ”Tylko dla dziewczyn”
oferujący również organizację wieczorów panieńskich, a w ramach tego szybki kur
sexy dance.
- Wiola umawialiśmy się. Miało nie być żadnych rozbieranych
facetów – powiedziała z wyrzutami Ula widząc neony i plakaty klubu.
- Ula wiem i nie będzie żadnego striptizu. Niestety-dodała
do siebie. Zafundowałam nam kurs sexy dance. No wiecie salsa, samba, rumba i
takie tam inne. A do tego profesjonalna sesja zdjęciowa, drinki, egzotyczne owoce.
Po dwóch godzinach poczujecie się sexy i kobieco. A faceci padną jak nas
zobaczą później w akcji. To znaczy nasi faceci. Takie rytmy pobudzą tylko ich
zmysły i wyobraźnię.
- Wioletta, ale ja mam prawie 50 lat- stwierdziła Alicja
- I co z tego Ala. Pisali, że to kurs w każdym wieku. No
dalej idziemy dziewczyny Pablo i Marika na nas czekaj.
Dwie godziny później Ula, Wiola, Ania, Kinga, Ela i Alicja
wyszły z sali w pełni zadowolone i ze świadomością, że mają w sobie pełno
wdzięku i kobiecości.
Następnym punktem wieczoru była wróżka Ismena, która prawdę
ci powie. Ula nigdy w takie rzeczy nie wierzyła i teraz dość sceptycznie
podchodziła do jej przepowiedni. Nie przekonało jej nawet to, że znała jej
przeszłości i opisała wygląd Marka. Ula była przekonana, że to Wiola wszystko
jej opowiedziała i ukartowała, chociaż Wiola zaklinała, że widziała wróżkę po
raz pierwszy w życiu. Ismena przepowiedziała Uli , że będzie żyła w miłość i
szczęściu do samej starości i, że jest ktoś kto czuwa nad jej życiem. Na sam
koniec dodała, że ma jakąś tajemnicę, którą ukrywa przed przyjaciółkami.
Przyszedł w końcu czas na ostatnią atrakcję wieczora, czyli
prezenty. Ula dostała typowe upominki, które dostaje się na wieczór panieński,
czyli: kajdanki, seksowną bieliznę, wałek, Kamasutrę i poradni „ Jak wychować
mężczyznę”
Na koniec zrobiły jeszcze kilka fotek dla Izy, która akurat
została mamą Przemka.
Ostatni tydzień narzeczeństwa minął im szybko. Ula zajmowała
się głównie porządkami w domu, a Marek dopinał ostatnie szczegóły ślubu. I z
tego też względu mieli trochę mniej czasu dla siebie. Czwartkowy wieczór
postanowili jednak spędzić tylko ze sobą. Chcieli w szczególny sposób uczcić
ostatni wspólny wieczór przed ślubem. Następny mieli spędzić już osobno Ula w
Rysiowie, a Marek u rodziców. I z tej okazji Ula przygotowała romantyczną
kolację przy świecach, a Marek otworzył szampana.
W piątek obudzili się dość późno jak na przedślubny dzień.
Nie musieli się nigdzie spieszyć, bo przygotowania do ślubu były niemal zapięte
na ostatni guzik.
Po śniadaniu pojechali razem do Rysiowa. W samym domu było
już wszystko gotowe posprzątane i przygotowane na przyjęcie gości weselnych.
Pozostało tylko uprzątnąć podwórze i przystroić je balonikami, wstążkami i
kwiatkami. Marek postanowił zostać na trochę w Rysiowie i pomóc. Do domu
rodziców nie musiał się spieszyć, bo wiedział, że i tak pod czujnym okiem
rodziców wszystko idzie sprawnie. Do pomocy mieli też babcię Bogusię, która
ostatnimi czasy bywała często u córki.
W końcu nadszedł upragniony dzień ślubu. O 10 przyjechał
Pshemko i zabrał Ulę do fryzjera i kosmetyczki, a kiedy wrócili było już po 12
i zaczęła zjeżdżać się rodzina Uli. Godzinę później Ula była już gotowa i
wyglądała olśniewająco. Piękniej niż na pamiętnym pokazie, a Pshemko był równie
dumny jak ojciec Panny Młodej. Wkrótce przy dźwiękach klaksonów do Rysiowa
przyjechał Marek. Ulica szybko zapełniła się samochodami i gapiami, którzy nie
chcieli przegapić wydarzenia roku Rysiowa, jakim miał być ślub Cieplakówny. Na
widok Uli Marek oniemiał z zachwytu i dopiero po chwili zorientował się i
przywitał narzeczoną, jej rodzinę i gości. Przed wyjazdem do kościoła Młoda
para poprosiła Józef i rodziców Marka o udzielenie im błogosławieństwa. A na
życzenie Uli podjechali jeszcze na cmentarz złożyć kwiaty i zapalić znicz na
grobie mamy Uli.
Tego dnia kościółek przybrany był w jesienne kompozycje
kwiatowe, ławki przystrajały białe wstążki, na podłodze wzdłuż głównego
przejścia leżał dywan, a przy ołtarzu czekały 4 krzesła wyściełane atłasem.
Całej uroczystości dodawało uroku popołudniowe słońce, które przedzierało się
przez witraże.
Kiedy przyszedł czas na przysięgę małżeńską Marek mrugnął
okiem do Uli przekazując w ten sposób otuchy ujął jej dłoń, a ciepło jego dłoni
poczuła w sercu. Jego głos był zdecydowany i spokojnym, głos Uli zaś drżał
chyba bardziej ze wzruszenia niż z zdenerwowania.
Po wyjściu małżonków z kościoła obsypano ich grosikami i
ryżem. Potem przyszedł czas na składanie życzeń, a na sam koniec Marek wziął
żonę w ramiona pocałował, okręcił się i z radością wykrzyczał Pani Dobrzańska
kocham panią! A następnie udali się w stronę Warszawy na przyjęcie. Przed salą
nowożeńców przywitano wedle tradycji chlebem i solą, a Marek przeniósł Pannę
młodą przez próg i wypili toast przy słowach Sto lat i Gorzko , gorzko.
Po obiedzie przyszedł czas na „Wielką miłość” i na pierwszy
taniec. Od samego początku wesela panowała miła i rodzinna atmosfera. Wodzirej
znakomicie zabawiał gości organizował konkursy i zabawy weselne.
O północy Ula rzucała welonem, a Marek muszką. Ku radości
Wioli , to ona była tą szczęśliwą , ale Seba się nie postarał i muchę złapał
kuzyn Uli. Przy okazji oczepin Ula i Marek postanowili w dość oryginalny sposób
ogłosić, że będą mieć dziecko i zorganizowali zabawę zbieramy na wózek. Kiedy
już wszystkie okrzyki zaskoczenia i radości ucichły zaserwowano tort weselny.
Przyjęcie trwał do białego rana i na długo pozostało wszystkim w pamięci. O
czwartej nowożeńcy dotarli na Sienną. Marek kolejny raz przeniósł pannę młoda
przez próg i zaniósł prosto do sypialni. Był tu rano i wszystko przygotował na
noc poślubną. Białą pościel, szampana , kwiaty i płatki róż którymi delikatnie
obsypał podłogę i łóżko, a na szafce nocnej leżała ich nowa wizytówka na drzwi:
U. M. Dobrzańscy.
- Urszula i Marek Dobrzańscy, państwo Dobrzańscy –
powiedziała wzruszonym głosem Ula – Rok temu tak bardzo marzyłam, aby kiedyś
tak było.
- Kochanie jak widzisz marzenia się spełniają. Ja marzyłem o
tym samym, tylko trochę później. I wiesz co twoja mama była mądra kobietą
mówiąc, że jeśli czegoś naprawdę się chce, to się spełni.
A później oddali się rozkoszy nocy poślubnej.
Kiedy obudzili się było już przed 13. Tak naprawdę, to Marek
obudził się pierwszy i obudził żonę pocałunkami.
-Witam panią pani Dobrzańska. I jak miewa się moja żonka?
- A jak mogę się czuć. Wspaniale szczęśliwa, radosna i
spełniona. A jak czuje się mój mąż?
- Cudownie kochanie, bo nazwałaś mnie swoim mężem. Po raz
pierwszy. I czuje taki spokój wewnętrzny tak długo czekałem na to i, to koniec
mojego czekania.
Tydzień później udali się w podróż poślubną. Ze względu na
ciążę Uli nie chcieli nigdzie daleko wyjeżdżać. Postanowili wyjechać na parę
dni do Krakowa i Zakopanego.
Epilog
Łup- usłyszała nagle Urszula Dobrzańska i tam gdzie jeszcze
niedawno widziała swojego męża teraz zobaczyła twarz pielęgniarza.
- Marek, Marek,co ci się stało.
- Pani Urszulo proszę się uspokoić. Mężowi nic nie będzie.
To tylko niegroźne omdlenie- uspakajała położna. Pan Tomek się nim zajmie. Od
tego tu jest. Proszę teraz przeć. Dziecko powinno zaraz się urodzić.
-Łe, łe, łe – usłyszał gdzieś z daleka Marek i powoli
otworzył oczy. Był na sali porodowej. Jego żona rodziła, a on zemdlał nie dałem
rady pomyślał.
- Widzę, że wrócił pan do nas w sam raz- usłyszał od
lekarki. To dziewczynka. Chce pan pępowinę przeciąć i podała mu nożyczki.
-Kochanie jest śliczna- mówił jakiś czas później Marek do
żony. I dziękuję skarbie za najcudowniejszy drugi skarb.
- Marek, ale to nie tylko moja zasługa. Trochę mi w tym
pomogłeś.
- I polecam się na przyszłość kochanie. A jak damy jej na
imię?
- Ty obstawiłeś, że będzie dziewczynka wygrałeś zakład i ty
wybierasz.
- Magdalena, a na drugie Helena- odpowiedział bez
zastanowienia Marek
- Myślę, że to bardzo ładne imiona i dziękuję. Mojej mamie
jest tam gdzieś na pewno miło.
Trzy miesiące później było już widać, że mała Madzia jest
kopią ojca, tylko oczy miała po mamie. I została już na zawsze ukochaną
córeczką tatusia i oczkiem w głowie dziada Józefa i Krzysztofa.
Dwa lata później na świat przyszedł Franek. Kopia mamusi i z
dołeczkami w policzkach po tatusia. Od razu został też pupilem mamy, babć
Heleny i Alicji i prababci Bogusi.
A później wszyscy razem żyli długo i szczęśliwie.
Koniec